31
sty
2017
49

JACKIE

JACKIE (Jackie). Reż. Pablo Larraín, Scen. Noah Oppenheim, Wyk. Natalie Portman, Peter Sarsgaard, Greta Gerwig, Billy Crudup, John Hurt, USA, Chile, 2016

Kiedy wybrzmiały ostatnie kadry JACKIE  – zapadła we mnie wielka cisza…Oddaliłam się z pokazu prasowego czym prędzej, by nikogo znajomego nie spotkać i o niczym nie rozmawiać. By zostać sam na sam z jakimś rodzajem świdrująco – bolesnej refleksji do osobistego przetrawienia, którą we mnie zrodził. Nie chciałam żadnych jej “świadków”… Bo wyszłam z kina na miękkich nogach. Z mokrymi od łez oczyma i poczuciem, że obejrzałam film W I E L K I!

A rzeczy wielkie – kiedy natykam się na nie w sztuce – powodują, że doznaję odczuć tak bardzo dojmująco osobistych, iż potrzebuję czasu, by dojść do siebie…

JACKIE to moim zdaniem wybitny film o bólu utraty i o żałobie. O uniwersaliach, które każdego z nas – w obliczu tragedii jaką jest nagła i niespodziewana śmierć nie tylko kogoś najbliższego, ale całego dotychczasowego świata – czynią tak samo zbuntowanym, rozgoryczonym, zagubionym jak i całkowicie bezbronnym.

image002_JACKIE 

 

 

Pablo Larraín – w swoim pierwszym anglojęzycznym obrazie (jego “El Club” otrzymał w zeszłym roku główną nagrodę jury na festiwalu filmowym w Berlinie oraz był nominowany do Złotych Globów w kategorii ‘najlepszy film nieanglojęzyczny’) – opowiedział nam o Jacqueline Kennedy przede wszystkim z perspektywy – WDOWY.

_MG_2293.CR2

_MG_2293.CR2

*** Pablo Larraín o filmie Jackie:

W relacjach z zamachu na prezydenta Johna F. Kennedy’ego czytamy, że jego żona Jacqueline Kennedy siedziała obok niego. „Obok niego…” – to mnie zastanowiło. Jak się wtedy czuła? Znamy wszystkie szczegóły zamachu, ale czy wiemy coś o emocjach pierwszej damy? Co by było, gdybyśmy skupili się tylko na niej, tonącej na oczach świata w bezbrzeżnym smutku? Pocieszającej dzieci, którym nagle zawalił się świat? Jackie była niekoronowaną królową, która w jednej chwili straciła i tron, i męża.

Stylowa, wyrafinowana, inspirująca, była jedną z najczęściej fotografowanych kobiet XX wieku, a jednak wciąż mało o niej wiemy. Jackie bardzo chroniła swoją prywatność, więc jednocześnie jest jedną z najbardziej tajemniczych postaci naszych czasów. Lubię myśleć, że nigdy nie dowiemy się, jaka była naprawdę: jaki błysk pojawiał się w jej oku, gdy kogoś poznawała, jaki zapach unosił się w pomieszczeniu, do którego wchodziła. Pasjonujące jest szukanie prawdziwego obrazu Jackie w tym, co po niej pozostało – zdjęciach, miejscach, pomysłach, ludziach. To okruchy pamięci, z których powstał film.

 *   *   * 

Przytaczam słowa reżysera Jackie specjalnie. Rzadko to robię w swoich recenzjach, ale w tym przypadku – mają moim zdaniem – szczególne uzasadnienie. Bo ta właśnie perspektywa – uczyniła – w moich oczach obraz Larraína – godnym najwyższego podziwu. Uczłowieczył, pozbawił dostojeństwa, dumy, blichtru, wizerunkowej fasady –  kogoś, kto – “odczłowieczony” został w dniu, gdy John Fitzgerald Kennedy wygłaszał jako Prezydent USA swoją mowę inauguracyjną do narodu. Ba! W sumie – do całego świata.

Jackie Kennedy fascynuję się od dawna jako ikoną stylu i kobietą wyjątkowej klasy. Jej życie –  już po śmierci JFK – zostało opisane ze szczegółami po tysiąckroć. A jej stroje    sfotografowane, przeplotkowane i powielone w kopiowanych mniej lub bardziej udolnych naśladownictwach jedynego w swoim rodzaju szyku – niepoliczalnie…

Tu dygresja: druga z trzech oscarowych nominacji dla filmu Jackie przypadła Madeline Fontaine za kostiumy. Od siebie – mogę dodać, że uważam –  w 100 procentach zasłużona. Są wybitne!

Day15_710.ARW

Day15_710.ARW

 

Film Larraína zadał mi bardzo ważne pytanie: co wiemy o tym jak się czuła Jackie, co przeżywała i z czym się musiała zmagać nie jako “Pierwsza Dama Ameryki”, ale przede wszystkim  jako żona swojego męża – kiedy został zamordowany na jej oczach? Wiemy to, co chciano (mówię tu zarówno o klanie Kennedych, jak i tzw. aparacie władzy) byśmy wiedzieli.

Ale według reżysera – znacznie ważniejsze jest to, że Jackie jako DAMA (kto dzisiaj rozumie to pojęcie właściwie, temu konia z rzędem!) również nie chciała – by wiedziano o niej cokolwiek więcej. Bo “więcej” – jej zdaniem – mogło ją jedynie uczynić kimś jeszcze bardziej bezbronnym wobec natarczywości i wścibstwa mediów.

I rozumiała to już wtedy. Ponad 50 lat temu!

 

_MG_5136.CR2

_MG_5136.CR2

W rozmowie / wywiadzie jaki ma miejsce między Jackie, bardzo niedługo po zamachu na jej męża – a dziennikarzem (Billy Crudup) znamienitego, poczytnego periodyku – daje wyraźnie znać, że kontroluje nie tylko każde swoje słowo, ale przede wszystkim to – czy nie zostanie użyte przeciw niej. Że nie udzieli zgody – czytaj –  nie autoryzuje czegokolwiek, co będzie w jakikolwiek sposób referowało do tego, czego medialnie – w swej krwiożerczej, acz pustej ciekawości –  pragną masy. Przypomina mu, że wie, jak działa prasa. Bo – sama była kiedyś, we wczesnej młodości – reporterką.

Czy jeśli coś jest napisane, staje się to automatycznie prawdą? – pyta

A potem – zanim się sarkastycznie nie skrzywi – odpowiada sama sobie

Teraz tak. Teraz mają Telewizję…

Gigantyczną zaletą obrazu Larraína jest to, że skupia się na tym czego w TV zobaczyć nie było można. Specjalnie stawia nas przed odwróconą perspektywą. Odziera brutalnie Jackie z wygładzonego wizerunku publicznego (uchodziła za kobietę zarówno bardzo ambitną, jak i bardzo skrytą, która obsesyjnie wręcz broniła swej prywatności) – który skrzętnie budowała całe swoje życie. I stawia ją przed nami widzami – niczym przed lustrem – kompletnie “nagą”. 

Nigdy nie chciałam być sławna. Po prostu zostałam jedną z Kennedych…

 *  *  *

Jackie bliżej do studium przypadku, wnikliwego psychologicznego portretu jednostki, z rodzaju kina, wymierzonego w widza z wysublimowanymi potrzebami, które zazwyczaj jest robione przez reżyserów z etykietą intelektualnych artystów niszowych – niż obrazu z gatunku wielkich produkcji hollywoodzkich, za grubą kasę, z gwiazdorską obsadą. Ten zamysł Larraína – na tym właśnie paradoksie oparty – stanowi w moich oczach – o wspaniałości jego filmu. To właśnie brak “efekciarstwa” – tak w warstwie narracyjnej, jak i w podejściu do tematu – skłania mnie do tym większych braw dla Jackie!

W moim odczuciu – to brylantowo skonstruowana opowieść – przede wszystkim o bólu i lamencie, buncie i emocjonalnej niemożności pogodzenia się z utratą całego dotychczasowego świata i wartości wokół których był budowany z wielkim wysiłkiem. Przeżywanym przez niezwykle inteligentną i wrażliwą kobietę, która w wieku 34 lat zostaje wdową, z maleńkimi dziećmi u boku (JFK Junior miał wtedy jedynie trzy lata, a jego starsza siostra Caroline – sześć). Kobietę, której mąż został zabity na jej oczach, a krew z jego roztrzaskanej czaszki – dosłownie – rozbryzgała się na jej ciele!

Czy ważne i jak bardzo ważne jest w takim przypadku, że to żona Prezydenta USA?

Jak sądzicie?

*   *    *

_MG_4432.CR2

_MG_4432.CR2

A jednak – przecież – jest to ważne – choćby dlatego, że śmierć jej męża zastrzelonego przez snajpera – oznacza dla Jackie nie tylko konieczność borykania się z tym, co staje się psychologicznym ciężarem nie do udźwignięcia – dla każdego kto by tego doświadczył – ale także z “tytułem” Pierwszej Wdowy Ameryki. Z oczekiwaniami, presją, koniecznościami racji stanu, wymogami konstytucji, prawa, rządu, sugestiami służb specjalnych, etc.

To nie jest do wyobrażenia. A Natalie Portman (nominacja do Oscara w kategorii „najlepsza aktorka pierwszoplanowa”) – przyszedł moment – by o tym napisać – kreuje postać kogoś, kto musiał sobie nie tylko to wyobrazić, ale – co więcej – z tym sobie radzić i to na oczach całego świata – w sposób zwalający z nóg!

_MG_3106.CR2

_MG_3106.CR2

Jackie Kennedy w jej wykonaniu to portret kobiety, której utrata jest zmultiplikowana. Przez rolę, jaką przyszło jej pełnić w życiu. Przypomnijmy, że jej mąż został Prezydentem siedem lat po ich ślubie.

To szmat czasu. I kawał historii nie tylko USA, ale ich życia prywatnego.

Jackie pełniła swoją powinność –  jednej z najbardziej podziwianych, ikonicznych Pierwszych Dam w historii XX wieku – z wyjątkowym poświęceniem. Tym bardziej godnym docenienia, kiedy weźmie się pod uwagę  czasy i kontekst kulturowy – w jakich żyła. Jej osobiste, psychologiczne koszty “życia na świeczniku” – są dla mnie – osobiście – nie do pojęcia. Ale ona je znosiła. To była wypadkowa tak wychowania, jak i epoki, w jakiej przyszło jej żyć. Jak i zapewne – jej własnych – ambicji.

I nagle. Trach! Cały świat wali się w gruzy. Zostają zgliszcza. Monstrualnie nieistotne – w obliczu życiowej tragedii – rekwizyty. Olśniewająco piękne i dostojne, acz “urzędowe” stroje. Wytwornie – acz nie własne – urządzone pokoje. Wspaniałe kolekcje sztuki, kupowane z myślą o uczynieniu Białego Domu miejscem nie tylko oddającym wielkość i splendor USA, ale unikalnym, wspaniałym, reprezentacyjnym. Przedmiotem dumy z historii narodu. Ona – jako ona – sama – nie ma już nic.

3.JACKIE

Pozostaje jedynie „rola”, którą trzeba grać, bo “show must go on”…oraz resztki godności urzędu, który przynależny jest konstytucyjnie.  Jej – jako wdowie – po zamordowanym Prezydencie kraju. Okruchy utraconego świata.

Poza tym – jest jedynie wielka pustka. Nicość. Poczucie zagubienia, niemocy, bezwartości. W tym – jako kobiety, żony, tej która pokochała akurat jego.  Żal, gorycz, udręka, tęsknota, bunt. A także niemożność sprostania poczuciu winy, które się pojawia zawsze wtedy, gdy stajemy się świadkami śmierci, której nie byliśmy w stanie zapobiec. A przecież była nie o krok. Była o włos. Połączonemu z poczuciem bycia przez Los (Boga) – skrzywdzonym. Potraktowanym okrutnie i podle.

I dziesiątki, setki pytań. Samotnie trawionych i pozostawionych bez odpowiedzi. Skazanych na łzy, tłumioną wściekłość, niezrozumienie. W tym tych, które – co całkowicie naturalne – dotyczą tego – co będzie z nami – kiedy to, czemu poświęciliśmy wiele lata życia – właśnie się bezpowrotnie skończyło… 

Bezustanna konieczność podejmowania decyzji, codziennego “stawiania się” w wizerunkowym rynsztunku, bycia kimś, kogo się oczekuje, a nie kimś, kim się jest.

Day14_00528-2.arw

Day14_00528-2.arw

Ile trzeba mieć siły, samoświadomości i klasy żeby to godnie znieść? Żeby jak najlepiej zagrać rolę w ostatnim przedstawieniu, które właśnie zdjęto z afisza  – gdy chce się jedynie wyć z bólu?

Powtórzę jeszcze raz. Natalie Portman – kreuje – na podstawie mistrzowsko napisanego –  moim zdaniem – scenariusza Oppenheima – postać PEŁNĄ! Jest to jedna z najbardziej wybitnych kreacji aktorskich nie tylko jej – ale w ogóle – w dziejach kina!

Bo mierzenie się z legendą naraża każdego – literalnie – k a ż d e g o – nawet – najwspanialszego aktora – na niewyobrażalne ryzyko! 

Od czasu, kiedy zagrała w “Leonie zawodowcu” – jestem tej cudownej aktorki – gigantyczną fanką. Po “Czarnym łabędziu” Aronofskiego (jej pierwszy Oscar) poczułam jednak po raz pierwszy, że Portman dojrzała na tyle, by warsztatowo móc mierzyć się z rzeczami wielkimi.

W Jackie to udowodniła po raz kolejny.

W – moim zdaniem – obłędnie wspaniałych zdjęciach Stéphane Fontaine Jackie w wykonaniu Portman oddaje wszystko to, co chciał Lorraine opowiedzieć. Przedstawia nam postać kruchą i małą – w danym sobie, dramatycznym i historyczno-sytuacyjnym kontekście, która stara się być silna i wielka. To mistrzowsko wycyzelowane  kadro-perły. W których każda sekwencja i niuans wybrzmiewają jako osobisty wdowi rapsod!

 

L1000279.JPG

L1000279.JPG

Jackie to obraz kobiety tak wyjątkowej – historycznie i kulturowo rzecz ujmując – jak i kobiety – zwyczajnie po ludzku na to patrząc – której przydarzyło się straszne okrucieństwo losu.

Obraz o zmaganiu się z nienazywalnym.

W znanym powszechnie, jej słynnym wystąpieniu publicznym w TV “A Tour of the White House with Mrs. John F. Kennedy.” – Jackie jako żona, wspaniałego, młodego i nowoczesnego  prezydenta USA  – “oprowadza” naród po najważniejszej siedzibie kraju – Białym Domu. Domu, który ma symbolizować dla mieszkańców Ameryki – dumę z kraju i tego, kto go na arenie międzynarodowej reprezentuje. A który ona – śmiała jako pierwsza – chcieć uczynić  za pieniądze podatników miejscem, które je wpisze do kart historii na zawsze. Mówi w nim głównie o przedmiotach, które wybierała wraz z kustoszami, dyrektorami amerykańskich muzeów, ludźmi związanymi ze sztuką, kulturą, że:

reprezentują historię, tożsamość kulturową i piękno.

Jackie to opowieść o  kobiecie, która od tamtej pory – właśnie to wszystko – nad co inne – w zbiorowej świadomości utożsamia.

Jej prywatna żałoba, strata, ból, cierpienie – wzmocniły w niej jedynie poczucie, że nie pozostało już nic więcej – jak ocalić publicznie i na ile się da – ideały i wartości, w które osobiście wierzyła. I którym się poświęciła, pomimo osobistych rozczarowań i zgryzot. Kosztem fasady.  

I za tę właśnie perspektywę – Pablo Lorraine & Natalie Portman – Chapeu bas!

*** Cytat oraz zdjęcia pochodzą z materiałów prasowych dystrybutora filmu na rynku polskim: KINO ŚWIAT

You may also like

BĘKART
PAMIĘĆ
STREFA INTERESÓW
CZASEM MYŚLĘ O UMIERANIU