23
lut
2015
96

OSCARY 2015 – subiektywna relacja z gali i tak MAMY GO!!!

Dzisiejszy tekst podzielony jest na dwie części.

Pisana wieczorem 22 lutego:

Oglądam Galę Oscarową od ponad 20 lat, co roku, bez względu na to jak bardzo nie zgadzam się z werdyktami i czy sama ceremonia jest moim zdaniem udana, czy nie…

Nagrody Amerykańskiej Akademii Filmowej są bowiem taką „imprezą”, której istotności, a nawet bycia najważniejszą dla przemysłu filmowego –  nikt przy zdrowych zmysłach – nie jest w stanie zakwestionować. To się może podobać lub nie. Ale (wciąż) pozostaje bezsprzecznym faktem.

Do tegorocznej 87- tej ceremonii „przebierałam nogami” szczególnie mocno… NIGDY WCZESNIEJ żaden polski film nie był nominowany do Oscara w dwóch w kategoriach „najlepszy film nieanglojęzyczny” oraz „najlepsze zdjęcia – mowa oczywiście o IDZIE Pawła Pawlikowskiego … To już samo w sobie stanowi okoliczność jedyną w swoim rodzaju. Dodając do tego nominację w kategorii dokument krótkometrażowy dla „Joanny” Anety Kopacz oraz „Naszej klątwy” Tomasza Śliwińskiego i Macieja Ślesickiego. A także to,  że w kategorii najlepsze kostiumy wyróżniono Polkę Annę Biedrzycką-Sheppard, która pracowała przy filmie „Czarownica” z Angeliną Jolie w roli głównej – mowa była o ceremonii jedynej w swoim rodzaju!

Co do samej gali i jej przebiegu oraz jakości tzw. konferansjerki i występów artystów – nie wiem czego się mogę spodziewać i pozostaje jedynie zastosować powiedzenie „pożywiom, uwidim” 😉 … choć – szczerze przyznaję, że jestem dość rozczarowana wyborem Prowadzącego show – którym w tym roku został aktor Neil Patrick Harris (znany głównie z produkcji serialowych, takich jak: „Glee”, „Jak poznałem waszą matkę”, „American Horror story” oraz dubbingu w popularnych kreskówkach – np. „Pingwiny z Madagaskaru”). Rozczarowanie bierze się stąd, że uważam zeszłoroczny wybór  Ellen DeGeneres na Gospodynię&Prowadzącą Oscary za strzał w dziesiątkę i nie widzę dużych szans na pobicie jej fenomenalnego prowadzenia tej gigantycznej machiny lepiej przez kogoś innego. Ale może?…

Co do nagród – mam – jak zawsze swoich faworytów – co w tym roku nie było specjalnie trudne. Wśród nominowanych filmów (pełna lista tutaj) są trzy tytuły, które uwielbiam: BOYHOOD, BIRDMAN oraz GRAND BUDAPEST HOTEL. A także aktorzy, którzy według mnie stworzyli po prostu wspaniałe kreacje: Julianne Moore, Patricia Arquette, Eddie Redmayne, Michael Keaton, Edward Norton, Emma Stone, Benedict Cumberbatch oraz Marion Cotillard.

Którykolwiek z tych filmów lub aktorów otrzyma statuję złotego rycerza – moje serce kinomana będzie się radować.

Kończąc wątek Oscarowych nominantów oraz mych subiektywnych na ich temat opinii – powiem tyle: czarnym koniem jest zdecydowanie Marion Cotillard za rolę w filmie braci Dardenne “Dwa dni i jedna noc”, która to rola jest wspaniała (recenzja niebawem!) ale szansę na wygraną ma znikomą… choć ja jej będę kibicować! I gdyby to ona otrzymała Oscara za pierwszopanową role żeńską, to będzie duża niespodzianka.

Piszę to ze smutkiem – pierwszy raz w życiu nie kibicuję filmowi jednego z moich ukochanych reżyserów, czyli Clintowi Eastwoodowi… którego “American Sniper” jest obrazem z nominacjami w kategoriach: najlepszy film, najlepszy aktor w roli głównej (Bradley Cooper – bardzo dobry zresztą), scenariusz adaptowany, montaż, dźwięk, montaż dźwięku… Przykro mi – ale jak dla mnie – skądinąd – świetny warsztatowo “Snajper” – zrobiony przecież przez wybitnego fachowca – jest filmem nieznośnie demagogicznym i nie mogę przeboleć, że aż tak bardzo.

Pisana w trakcie ceremonii Oscarów i chwilę po:

Moje smętne przypuszczenia co do prowadzącego galę Neila Patricka Harrisa okazały się być jeszcze gorsze niż sobie to wyobrażałam! Katastrofalnie nadęty chłopinka – za to niezwykle zachwycony sam sobą – albo nudził, albo sypał “żartami” na takim poziomie, że nawet ich nie przytoczę bo ich jakość zwyczajnie mi uwłaczała!

Sama ceremonia również – niestety – wróciła na tory sprzed wielu lat: nudy na pudy, występy artystyczne (z jednym wyjątkiem) skłaniające wyłącznie do ziewania, przemówienia dęte i bez polotu, żadnych praktycznie okazji do choćby cienia chichotu…

ALE były powody do radości:

po pierwsze IDA otrzymała Oscara za najlepszy film nieanglojęzyczny

pp.oscar

 

Alejandro Gonzalez Innaritu otrzymał Oscara za najlepszy film, reżyserię, scenariusz oryginalny.

Innaritu wzruszył mnie również swoją przemową dziękczynną, kiedy to powiedział między innymi tak (z czym się całkowicie zgadzam): “…Gdy się wygrywa – ktoś musi przegrać…. Paradoks polega na tym, że prawdziwa sztuka nie jest czymś co można porównywać…. Jak wszyscy wiemy bowiem filmy weryfikuje czas…” (Brawa dla tego Pana!).

Patricia Arquette otrzymała Oscara za drugoplanową role żeńską w “Boyhood” i wygłosiła płomienną mowę o sile kobiet w kinie, wzbudzając aplauz (głównie –  dodam) żeńskiej części widowni. Kibicowała jej sama Cesarzowa Meryl Streep – aż wstając z fotela!

Eddie Redmayne otrzymał Oscara z najlepszą role męską w filmie “Teoria wszystkiego” i podobnie, jak przy wygłaszaniu przemowy przy odbieraniu Złotego Globu dał wzruszający, bezpretensjonalny a przy tym niezwykle brytyjski w swej klasie “speech”, który zakończył podziękowaniami dla żony (połączonymi z pełnymi zachwytu obściskiwaniami statui złotego rycerza) tak: “kocham Cię bardzo – ale od dziś ten gościu z nami zamieszka”.

Julianne Moore otrzymała Oscara za pierwszoplanową role żeńską w filmie “Still Alice” (w końcu!!! bo to jej czwarta nominacja) i także – choć była ewidentnie bardzo wzruszona – popisała się świetną przemową, którą zaczęła tak: “Przeczytalam niedawno artykuł, że otrzymanie Oscara może przedlużyc życie o 5 lat, zatem chciałabym tym bardziej podziękować Akademii, zwłaszcza, że mój mąż jest młodszy ode mnie o 10 lat…”

Niestety Grand Budapest Hotel nie otrzymał wielu statuj, co mnie szczerze smuci, bo należę do osób, które uważają WESA ANDERSONA za geniusza…Na szczęście – nie jestem w tej opinii osamotniona: Alexandre Desplat, który otrzymał Oscara za (wspaniałą zresztą) muzykę do tego filmu skonstatował, odbierając nagrodę: “Wes Anderson – jesteś geniuszem. To dobrze!…”

Były jeszcze akcenty polityczne, przy okazji występu Johna Legenda i Lonnie Lynn, kiedy wygłaszali przemowę przy odbieraniu statui za najlepszą piosenkę “Glory” z filmu Selma.

Poza tym nie mam już o czym pisać, bo nudziłam się śmiertelnie …

Z tzw. obserwacji socjologicznych: potwierdził się trend, który zaobserwowałam podczas oglądania Złotych Globów: Panie na scenie zarówno zapowiadające, jak i odbierające Oscara nie nosiły wyraźnych i nieznośnych w odbiorze znamion ingerencji chirurgów plastycznych, a nawet kamery raz po raz omiatające zgromadzonę publikę jakoś starały się takie przypadki pomijać… Wyjątek stanowiło pojawienie się na scenie niejakiego Johna Travolty, który wyglądał bardziej plastikowo i pozbawion numeru Pesel niż niejedna celebrytka z Polski… Hmmm… Idzie nowe?

Na koniec chciałabym wspomnieć o sukniach i aktorkach, które moim zdaniem prezentowały się szałowo: oto moje ulubione kreacje na: Julianne Moore, Lupita Nyong’o, Cate Blanchett, Sienna Miller, Marion Cotillard, Rosamund Pike, Naomi Watts

julianelupitacate

 

siennamarionrosamund

noami

 

You may also like

PERFECT DAYS
NIEBIESKOOKI SAMURAJ
BĘKART
PAMIĘĆ

Skomentuj