24
wrz
2017
49

OZARK – SEZON PIERWSZY

OZARK (Ozark) Pomysłodawcy. Bill Dubuque & Mark Williams, Wyk. Jason Bateman, Laura Linney, Sofia Hublitz, Skylar Gaertner, Julia Garner, Peter Mullan, USA, 2017, Netflix

 

OZARK zjadł mnie razem z butami. Dosłownie. W sezonie serialowym 2017 to zdecydowanie jedna z trzech najlepszych debiutujących produkcji, a którą Netflix po raz kolejny mnie arcyprzyjemnie zaskoczył.

Amerykańscy krytycy filmowi uparli się nazywać Ozark nowym “Breaking bad”. Ale jak wiecie – ja porównań nie lubię i staram się nie nadużywać. W mojej opinii OZARK to jednak całkiem nowa jakość i petarda narracyjna, która bazuje na unikalnym punkcie zaczepienia w opowieści o ludzkiej kondycji i motywach, jakie naszym gatunkiem mogą kierować. To najbardziej brutalna lekcja z biznesu, jaką opowiedziano do tej pory w TV na przykładzie podstawowej komórki społecznej, zwanej rodziną. Opowiedziana – tak doskonale – dodam, że jako widz zbierałam wielokrotnie szczękę z podłogi tak z szoku, jak i zachwytu nad poziomem jakości tej prześwietnej produkcji.

ozark-poster

Małżeństwo – pojmowane jako “instytucja” – to określenie, które współczesna kultura, skazała dawno temu na banicję, jako ohydny relikt czasów, w których ludzie nie wiązali się ze sobą “z miłości”…

A czymże zatem jest małżeństwo? Hmmm… Czyż nie jest to wspólnota interesów? To (dla niektórych nazbyt cyniczne lub wręcz drastyczne) podejście, a dla mnie bardzo doskonale postawione pytanie – zostało w tej produkcji wykorzystane na sposób, który – jeśli chodzi o moją opinię – każe mi stawiać ten serial w grupie tych, którym należy się najwyższy szacunek. Zresztą – należy się OZARK najwyższy szacunek za wszystko. To realizacyjny majstersztyk!

W języku polskim funkcjonuje wciąż (?) takie porzekadło: “kto nie ryzykuje, ten w kozie nie siedzi” (dla młodych pokoleń objaśniam: siedzieć w kozie znaczyło dawniej – siedzieć w areszcie)… zaś w amerykańskim angielskim powiedzonko, które Polacy upodobali sobie szczególnie: “no risk, no fun”. Pisze o tym z premedytacją, bo oba się na swój sposób do Ozark aplikują. Z przewagą słowa RYZYKO 🙂

Ale o ryzyku, tylko głupi ludzie mogą myśleć bez śmiertelnej powagi… No rzecz jasna, o prawdziwym ryzyku. Nie o takim, które dotyczy dyrdymałów, czy zakładów z kolegą o flaszkę…

Ozark to opowieść o pewnym facecie – niejakim Marty’m Byrde, a którego R E W E L A C Y J N I E kreuje Jason Bateman. Rzecz jasna, swoim zwyczajem, muszę nadmienić, że Bateman jest kolejnym aktorem amerykańskim (i to do tego kojarzonym niestety – do tej pory – z niezbyt wyszukanymi produkcjami komediowymi), który postanowił mieć dość hollywoodzkiego systemu, nie umiejącego / nie chcącego (niepotrzebne skreślić) wykorzystać jego – jak się okazało – wielkiego potencjału dramatycznego. I który postanowił wziąć się za bary z doświadczaniem biznesu filmowego nie tylko od strony wysiadywania godzin na castingach i telefonach do agenta – w sprawie ewentualnych sobie podobnych ról –  ale jako producent wykonawczy, a także jako reżyser. Z 10 odcinków sezonu pierwszego Ozark wyreżyserował cztery! Tak trzymać chłopie! Brawo!

*   *   *

Swoją opowieść Ozark zaczyna słowami głównego bohatera. To świetny pomysł – nie że sam w sobie oryginalny – ale ten jest. W pierwszych kilku minutach odcinka pilotowego dowiemy się bowiem czegoś, o czym nie zanadto lubimy myśleć…

A że Marty wie o czym mówi – bo jest profesjonalistą – doskonałym analitykiem i doradcą finansowym – to powie co następuje:

Większość ludzi błędnie postrzega czym są pieniadze. Czy to po prostu zatwierdzony środek umożliwiający wymianę dóbr i usług?… A może to coś nienamacalnego?

Bezpieczeństwo. Szczęście. Spokój ducha. Pozwólcie, że podsunę wam inną opcję. Pieniadze – jako wykładnik.

Pieniądze to ani spokój ducha, ani szczęście…

Pieniądze w ich czystej postaci są wykładnikiem ludzkich wyborów…

Rzadko tak mam, ale w przypadku Ozark tak się stało. Coup de foudre od pierwszych minut! Bo od pierwszych minut wiedziałam, że mam do czynienia z opowieścią raczej mroczną i do bólu cyniczną, a miejscami więcej niż brutalną w odsłanianiu nagiej prawdy o ludziach, jako takich. To zresztą – czyni ten serial w moich oczach – doskonałym! Nie ma w nim grama fasadowej ściemy. Produkcja ta każdemu faryzeuszowi i hipokrycie lubiącemu prawić morały na temat uczciwości i moralności oraz ideałów, które powinny rządzić naszym życiem – sprzedaje nieustające fangi w nos. Bardzo bolesne!

Ozark_TV_Series-300358064-large

Marty’ego Byrde’a poznajemy, kiedy jeszcze mieszka w Chicago, razem z żoną Wendy (doskonała Laura Linney!) oraz dwojgiem dziatek. Starsza córka Charlotte (Sofia Hublitz) jest ładną i rezolutną nastolatką, a młodszy od niej o kilka lat brat – Jonah (Skylar Gaertner) wydaje się być nieco nieśmiałym, potulnym i miłym chłopcem.

ozark-trailerCóż miałoby być w tym frapującego? Ano tyle, że już w pierwszym odcinku dowiadujemy się, że Marty pierze brudne pieniądze pochodzące od mafii. Nie byle jakiej mafii. To pieniądze jednego z baronów kokainowych w Meksyku…

I to ten fakt właśnie, a raczej jego konsekwencje – zmuszają całą czwórkę do przeprowadzki do Ozark. Specyficznego miejsca na mapie USA, które stanowią wzgórza położone nad gigantyczną linią brzegową jezior i rzek na pograniczu trzech środkowych stanów: Arkansas, Missouri i Oklahoma. Podpowiadam szybko – z czym mamy do czynienia. To bardzo piękna wizualnie, acz gigantyczna amerykańska dziura kulturalno – przemysłowa, w której psy szczekają dupami, a ludzie tam mieszkający w swej masie są raczej ubodzy, prości i mentalnie nieskomplikowani. Choć – rzecz jasna, nie wszyscy…

Dlaczego rodzina Byrde’ów tam pojechała, jakie były ukryte powody tego faktu, poza tymi, że Marty nie miał wyjścia jako ktoś, kto pracując dla mafii – musi się jej słuchać – nie zdradzę.

Ale opowiem wam o tym, co spowodowało, że Ozark stanowi dla mnie ten typ serialu – na którego kolejny sezon – oczekiwanie – sprawia mi bardzo dużą przykrość!

Jedna z kluczowych kwestii – to rzecz jasna – brylantowy scenariusz. Pewnie niektórym z was wydaje się już dość nudna z tym wiecznym “mendzeniem” na ten temat. Ale co ja pocznę? Bez doskonałego pomysłu, bez tego “czegoś” nie ma tego, co stanowi o tym, że produkcja TV bierze nas jako jeńców… A że z latami (hihi) coraz więcej seriali oglądam, to i apetyt mi się wyrobił w miarę jedzenia… I obecnie – odmawiam już jadania dań, które od pierwszego kęsa nie spowodują u mnie poczucia, że restauracja, do której przyszłam była wyborem co najmniej bardzo dobrym!

Ozark ma to wszystko. Ma właśnie to coś, co powoduje, że mylisz sobie, że to “coś”, co może i jest dziełem kucharzy i szefa kuchni, którzy nie uchodzą za największe gwiazdy i nie szykujesz się od samego początku na padnięcie na kolana – da ci poza tym co znane i lubiane – jednak coś wyjątkowego, coś “od siebie”! Takiego, że nie zapomnisz… I chcesz wracać 🙂

Bo, na przykład czwarty odcinek Ozark zaczyna się numerem Rolling Stones “Can’t You hear me knocking”, w którym to Marty wszystkim nam objaśnia zasady prania brudnych pieniędzy. Słychać w tle alarm pralki, która skończyła swój cykl. Ten wist to jawne zapożyczenie z gangsterskich, ikonicznych filmów Scorsese, który wykorzystał je jako pierwszy w swoich filmach. Pisze o tym, żeby powiedzieć wam, że choć czasami staram się w swoich tekstach nawiązywać do historii kina, a nawet nieco popisywać “erudycją filmową” (hehe) to nie ma to żadnego znaczenia dla całości mojej oceny. Całość jest zawsze oceniana przeze mnie – jako kogoś, kto kocha oglądać świetne rzeczy – w jedyny słuszny (moim zdaniem) sposób – albo jako udana – albo nie. C’est la vie.

I w tym miejscu na prawdę nie ma znaczenia, ani jaki to gatunek, ani czy już coś podobnego było… To już w kinematografii od dawna nie jest – jeśli idzie o uwagę widza – istotne. Istotne są tylko dwie kwestie, albo nawet może i jedna. Czy świat wykreowany na potrzeby serialu to świat, który nas zasysa.

A Ozark – zasysa. O tak!

Ozark ujął mnie przede wszystkim podejściem do tematu rodziny, nie zaś do brudnych interesów. Brudne interesy są wszędzie, pod każdą szerokością geograficzną de facto takie same. Nihil novi….Żeby nadać im powabu i utrzymać uwagę widza – trzeba umieć zbudować dla nich kontekst, który będzie nową formą opowieści. I to jest clue sukcesu tej produkcji w moich oczach.

ozark-2

Dlaczego opowieść o Marty’m i jego rodzinie jest tak wciągająca? Bo opowiada o bohaterze, których ja w kinematografii – kocham najbardziej. I stawia pytania, które kocham najbardziej. Prosto – można by powiedzieć, że Marty jest anty-bohaterem, to samo można by powiedzieć o jego żonie Wendy. To para małżeńska i rodzicielska, która popełniła wszystkie najbardziej powszechne błędy, jakie mogą dotyczyć dorosłych ludzi z długoletnim stażem. Ale akurat ich życie i ich wybory postawiły ich przed koniecznością skonfrontowania się z konsekwencjami ostatecznymi. Czyli przed widmem śmierci z rąk mafii. Czyli takimi, w których “małżeństwo jako wspólnota interesów” wybrzmiewa nie na sposób démodé, ale w sposób dosłowny. Bo o sile rodziny (jako małej grupy czy też mikro-społeczności) stanowią rzeczy, które czy nam się podoba czy nie – wykuwają się w ogniu lojalności i konsekwentnego stania przy boku partnera i wspierania go w każdych okolicznościach, a nie w romantycznych bajdurzeniach o miłości…

Bo kiedy Byrdowie przeprowadzą sie do Ozark będą musieli zadać sobie wiele – w tym fundamentalnych – pytań o to kim są i czym jest dla nich to pojęcie “rodzina” i na nie odpowiedzieć, ze szczerością, na którą wcześniej by się pewnie nigdy nie zdecydowali. A która – jak się okaże – stanie się jednym z ich najlepszych oręży do walki o przetrwanie.

A także zmierzyć się z tym, że ich dzieci są już na tyle duże, by pojąć, że świat, z którego rodzice kazali się im wynieść jak i cała tkanka rodzinna, którą do tej pory tworzyli – to niestety była wielka iluzja, za której utrzymywanie – cena okazała się być przeraźliwie wielka…

Ozark doskonale podkreśla, analizuje i wydobywa na plan pierwszy to wszystko, co właśnie dotyczy rodziny – jaką zachodnia kultura z jednej strony stawia wciąż na piedestale jako wartość bezwzględnie najważniejszą w kategoriach tak życiowo jak i emocjonalnie istotnych, z drugiej zaś (nieco schizofrenicznie) umieściła w rejestrach, w których przez rodzinę udaną – rozumie się taką, która odnosi sukces, porównywalny niemalże do sukcesu przedsiębiorstwa. Żyjemy w czasach kultu rodziny jako tej, w której poszczególni jej członkowie rozliczani są ze swoich powinności w poszczególnych rolach: męża, żony, matki, ojca, wnoszącego wkład finansowy do wspólnej kasy z tytułu pracy zarobkowej, partnera seksualnego, grzecznego dziecka, świetnego ucznia, etc.

Kiedy składowe się sumują – jest dobrze. Kiedy nie, zaczyna się rodzic frustracja. Która zazwyczaj napędza jedynie jeszcze bardziej te wszystkie mechanizmy, które sprawić mają, że wszystko “z zewnątrz” ma wyglądać na świetne, w najlepszym porządku, a nawet więcej – doskonałe…

Ale w nowym miejscu rodzina Byrde’ów – którzy do tej pory rzekomo stanowili jedność – będzie musiała się zmierzyć zarówno z tym, że nowa rzeczywistość będzie dla nich bardzo bolesna i trudna, jak i z tym, że jeśli nie podejmą próby odkłamania przeszłości, zrewidowania swojego podejścia do tego, co ich właśnie jako rodzinę – określa – a co więcej czyni silnymi – byc może po prostu nie przetrwają.

Ozark_102_Unit_01970R_CC5

*   *   *

Jeśli chodzi o kwestie merytoryczne: Ozark jest zrealizowane doskonale, od A do Z. Pod względem obsady, inscenizacyjnie, scenograficznie, zdjęciowo, kostiumowo i montażowo. Mucha nie siada.

Świetnie trzyma napięcie, suspens miesza z refleksją, a najbardziej mroczne wydarzenia i kwestie z wręcz komediowymi. Choć jest to raczej humor spod znaku braci Coen, bo jego kolor jest najczęściej czarny. To jego kolejna wielka zaleta.

Cały czas jednak trzyma się pewnej, ustalonej konwencji. A jest nią czysty realizm. Nikt ani nic nie jest w tej produkcji przedstawione z użyciem “owijki w bawełnę”. Jest samo życie wraz z jego najostrzejszymi kantami. Tak dla bohaterów głównych, jak i w przypadku wszystkich pobocznych, doskonale zresztą poprowadzonych wątków i postaci (na szczególne uznanie zasługuje Julia Garner jako Ruth Langmore – córka miejscowego psychopaty, która ma swoje prywatne plany wobec Marty’ego oraz Jason Butler Harner jako agent FBI, który chce go dopaść jako “płotkę”, która w jego mniemaniu doprowadzi go do wymarzonego celu – czyli rozpracowania kartelu kokainowego z Meksyku).

Ozark jest w portretowaniu ludzi ostre jak brzytwa. Olśniewał mnie w każdym odcinku tym podejściem najbardziej. Miałam (już nie pamiętam kiedy dokładnie) taką nawet na jego temat refleksje, że kocham ten serial właśnie za to najbardziej. Za to, że pokazuje mi świat takim, w którym na co dzień raczej nie mam szans się obracać. Bo w świecie, w którym żyje(my) wszyscy bez ustanku o czymś bajdurzą, a wizerunkowe frazesy sypią się z każdych ust i na każdy temat …

Ale Marty – to taki bohater, który ze swoim analitycznym umysłem, syntetyzującym dane i oszacowującym ryzyko każdego swojego ruchu w obliczu “być albo nie być” – w sposób turbo przenikliwy zdziera fasady i lukry ze wszystkich i wszystkiego. Z siebie, ze swojej żony, dzieci, społeczeństwa, polityki, mechanizmów robienia interesów, religii, mnie i ciebie… I powiada nam, że być może właśnie największa prawda o nas ludziach, jako gatunku, to ta, która ujawnia się dopiero kiedy stoimy przed ścianą, a być może – to właśnie nawet najlepsza wersja nas samych? Bo kiedy walczysz o zachowanie sedna tego co dla ciebie najważniejsze – to hodowla iluzji, utrzymywanie fasadowego i wizerunkowego obrazka świata we własnych oczach – może okazać się literalnie – śmiertelne…

Ozark mnie – jak już wspominałam – kupił wszystkim. W pytaniach, w wiwisekcji tego wszystkiego co może dotyczyć związku i rodziny, w opowiadaniu o tym, że te dwie – fundamentalne – kolumny ludzkiego bytowania są o ‘graniu do tej samej bramki’, bez względu na wszystko. O sile jaka z tego wynika. Lub o słabości, kiedy kwestie te się rozchwiewają. De facto – Ozark jest w całym swoim enturażu sensacyjnym – serialem poświęconym wartościom najważniejszym, najbardziej istotnym. Czyli temu, co wszystkim nam wydaje się proste, choć jest najbardziej skomplikowane na świecie. Do czego jesteśmy zdolni by nasze wartości ocalić? Ile kosztują złe decyzje podjęte z dobrych pobudek? Czy można być dobrym człowiekiem czyniącym niedobre rzeczy? I dlaczego tak się dzieje?

Dla mnie osobiście Ozark stanowi najpiękniejszy przykład produkcji TV, która wymyka się jednoznacznym kwalifikacjom. Bo opowiada w sposób brutalnie szczery o kwestiach, które są dojmująco prawdziwe. A prawda boli. Czasami tak bardzo, że aż wywołuje (u)śmiech. I ten prawie że “wisielczy humor” (niezwykle inteligentne i błyskotliwe dialogi to mój prywatny kolejny powód dla uwielbienia do tego serialu) stanowi o tym, że Ozark, choć będący niby to fikcyjną opowieścią, staje się namacalnie, obłędnie wręcz realistyczny! To jedna z tych produkcji, przy których myślałam sobie: “o kur** nie mam żadnego problemu z tym, by uwierzyć, że gdzieś na świecie jest taki koleś jak Marty Byrde i jego rodzina. I to jest ta właśnie, wielka jego moc, która powoduje, że klaszczę i czekam na więcej!

You may also like

EUFORIA
MIŁOŚĆ I ŚMIERĆ
SZPIEG WŚRÓD PRZYJACIÓŁ
ROZMOWY Z PRZYJACIÓŁMI