13
wrz
2015
102

PRAWIE JAK MATKA

PRAWIE JAK MATKA (Que Horas Ela Volta?). Reżyseria i scenariusz Anna Muylaert. Wyk. Regina Casé, Helena Albelgaria, Michel Joelsas, Camila Martial, Brazylia, 2015

 prawie

 

Takie niespodzianki kinowe  – jak film Prawie jak matka – to ja lubię! A nawet lubię szczególnie. Zdobywca tegorocznej Nagrody Publiczności na Festiwalu w Berlinie oraz Specjalnej Nagrody Jury w Sundance to obraz więcej niż bardzo dobry.

Fama głosi, że jest to także kandydat Brazylii do przyszłorocznych Oscarów w kategorii “najlepszy film nieanglojęzyczny”.

Prawie jak matka ma wszystko, to co najważniejsze: precyzyjny scenariusz, doskonałe dialogi, pogłębiony rys psychologiczny postaci, połączony z wnikliwą analizą nie tylko jednostkową, ale wzbogaconą o socjologiczny wgląd w struktury klasowe dzisiejszej Brazylii.

No i – last but not least – główną kreację aktorską – absolutną perełkę.

Val (zjawiskowa Regina Case) jest służącą w domu bogaczy z Sao Paulo. Wiemy o niej tylko tyle, że jest kobietą, która wyjechała skądś, a raczej uciekła od swojej przeszłości. Przeszłości, która była – jej miarą mierząc – znacznie gorsza – niż teraźniejszość, która jest jej udziałem. Owszem, całe dnie haruje sprzątając, pucując, gotując, piorąc, a także wychowując Fabinho, syna jedynaka swoich “Państwa”: Carlosa i Barbary. Wiemy też, że tam skąd pochodzi zostawiła córkę pod opieką krewnej. Zostawiła ją, bo wtedy kiedy to czyniła – nie umiała znaleźć lepszego wyjścia ze swej sytuacji, szukając możliwości takiego życia, by móc utrzymać dziecko i siebie. I rozłąka, połączona z możliwością stabilnej pracy, to zadanie w jej mniemaniu spełniła. Dzięki niej bowiem mogła co miesiąc wysyłać pieniądze dla Jessici, nie tylko na jej podstawowe potrzeby, ale na zabawki, zachcianki. Być matką, taką, jaką – jak sądziła by była, gdyby blisko być mogła.

Reżyserka dokonała wiwisekcji stosunków społecznych, panujących w dzisiejszej –  okrutnie zdychotomizowanej klasowo Brazylii –  w pewnej konwencji. Nie umniejsza to faktu, że sedno sprawy ujęła świetnie. Garstkę bogaczy reprezentuje małżeństwo Barbary i Carlosa, których życie toczy się w trzykondygnacyjnej willi z basenem w dzielnicy z ochroną i wielkimi płotami. To ludzie skupieni wyłącznie na sobie samych. Zaś biedotę – Val, dla której podziały klasowe są oczywistością. Jednak dla niej – w przeciwieństwie do Państwa – „bycie” nie zaczyna się i nie kończy na czubku własnego nosa.

Dla Val zastany układ społeczny nie jest czymś, co przyszłoby jej kiedykolwiek do głowy zakwestionować. Tym bardziej, że ludzie u których pracuje traktują ją w jej odczuciu dobrze. Ma swój pokoik w suterenie, ma tzw. wychodne, a Państwo zawsze są wobec niej grzeczni. Kiedy czegoś chcą – mówią ładnie słowo „proszę”, a za usługiwanie im dziękują. Co prawda – choć całkowicie fasadowo twierdzą, że Val jest jak członek rodziny – to jednak jest dla nich istotna i cenna głównie dlatego, że „głupia nie jest” i doskonale swoje miejsce w szeregu zna. Nie korzysta na przykład z basenu Państwa, ani nie jada przy ich stole, bo nie dla psa kiełbasa. Nie spoufala się. Państwu to odpowiada i Państwo są mili – bo Val przestrzega zasad podziału na “my” i “oni”. Reszta ich nie obchodzi. Val to dla nich byt ludzki, który istnieje wyłącznie w jednym – usługowym kontekście. Jej podmiotowość, marzenia, plany, rozterki, frustracje, problemy – o ile nie rzutują w jakikolwiek sposób na ich życie – kompletnie ich nie obchodzą.

Syn Carlosa i Barbary – Fabinho, to główny powód jej nieprawdopodobnego wręcz przywiązania do swych pracodawców. Bo Val jest mentalną surogatką. Nie urodziła go, jednak nie tylko się nim opiekuje, ale traktuje jak własne dziecko (chłopak jest w tym samym wieku co jej córka, ma 17 lat) – z czułością, zrozumieniem, z pełnym macierzyńskim zaangażowaniem, ofiarowując mu pokłady miłości, których nie ma jak inaczej zrealizować. Wie o nim wszystko, bo chłopak ją kocha i jest do niej przywiązany. Choć ma swoich rodziców – ci są do bólu narcystyczni i zajęci wyłącznie swoimi sprawami. De facto – jego biologiczni rodzice – to w jego oczach jedynie – jak mawia nomenklatura prawnicza „opiekunowie”.

the-second-mother

Mądrość filmu Prawie jak matka polega na tym, że doskonale penetruje psychologiczne uwikłanie Val w życie służącej, jej przywiązanie, absolutną lojalność i pełne posłuszeństwo wobec ludzi, u których praca pozwala jej wieczorami, zanim pójdzie spać marzyć o dniu, kiedy uda się jej w końcu odłożyć kwotę pieniędzy, pozwalającą na to, by się usamodzielnić.

Do czasu.

Punktem zwrotnym narracji staje się moment, w którym pozostawiona daleko gdzieś córka, pragnąca studiować architekturę na jednym z najlepszych Uniwersytetów w San Paulo oświadcza matce, że przyjeżdża do miasta. Val jest szczęśliwa, lecz nie wie, że spotkanie z własnym dzieckiem po latach rozłąki nie okaże się takie, jakie sobie wymarzyła. Będzie to spotkanie – literalnie i symbolicznie – starego z nowym.

Jessica, którą Val – z braku innych możliwości ulokuje w domu swych Państwa – okaże się być atrakcyjną, niezwykle bystrą, zdolną i ambitną młodą kobietą, która nie chce zaakceptować tego, że jej matka jest służącą. A raczej – szerzej – świata podziału na posiadaczy i będących posiadanymi. Jej stosunek wobec Barbary i Carlosa nie jest uniżony. Nie ustawia się wobec nich w pozycji ubogiej krewnej, a raczej jak ktoś, kto – skoro został rzekomo zaproszony w gościnę –  z pozycji równoprawnej. Zupełnie nie tak, jak by chciała jej całkowicie tym przerażona matka.

prawie-jak-matka

Jeden z najcelniejszych dialogów z tego obrazu to zdanie jakie pada w awanturze między matką a córką, kiedy Val zarzuca dziewczynie, że “chyba ma coś nie po kolei w głowie, skoro uważa się za lepszą od swoich gospodarzy”, ta zaś odpowiada, że “nie czuje się lepsza, ale to nie znaczy, że czuje się gorsza”.

Pobyt Jessici w domu, w którym pracuje jej matka okaże się znamienny dla wszystkich. Zburzy dynamikę układów i powiązań w rodzinie, w której, czy raczej przy której – Val spędziła ponad dekadę. Obnaży i odkryje fasadowość świata, w którym żyją, hipokryzję, problemy, słabości, bolączki. Wypunktuje to, że łaskawość Państwa nie jest tej grupie społecznej przynależna z definicji. Jest jedynie atrapą, która ma podtrzymywać status quo. A raczej być suspensorium dla ego zarówno Barbary jak i Carlosa. Dla każdego z nich będzie to na swój sposób bardzo bolesne. Jessica wraz z tym wszystkim, co sobą reprezentuje zada każdemu z nich cios. I to, w jak zniuansowany psychologicznie, a przy tym absolutnie wiarygodny sposób – scenariusz te kwestie rozgrywa – budzi mój duży szacunek.

To, co najbardziej mnie ujęło w Prawie jak matka, to fakt, że reżyserka Anna Muylaert skonstruowała fabułę, która gatunkowo jest komedio-dramatem, z cudownym zachowaniem proporcji pomiędzy jednym, a drugim. Narracja skupiona wokół Val – postaci – jak mniemam – posiadającej wszelkie stereotypowe atrybuty kulturowe przypisywane mieszkańcom Brazylii – witalność, umiejętność radowania się życiem, temperament i swego rodzaju nieposkromioną żywiołowość – świetnie kontrastuje z wnikliwie (acz delikatnie) wpisanym w scenariusz przynależnym temu światu konfliktem społecznym, wynikłym z zestawienia różnic klasowych.

Prawie jak matka wydaje się być metaforą w pigułce tego, czego doświadcza obecnie Brazylia – jeden z największych krajów na świecie, dziki, acz miejscami ucywilizowany, rozwinięty, ale miejscami wsteczny. Podzielony i zespolony jednocześnie. Tak naprawdę to opowieść o starciu nowego ze starym, wychodząca poza banalny konflikt pokoleń.

Emancypacja ma wiele oblicz. I zawsze się za nią płaci. Ale kto nie spróbuje, ten nigdy nie pozna jaka pyszna może być to rzecz.

You may also like

BĘKART
PAMIĘĆ
STREFA INTERESÓW
CZASEM MYŚLĘ O UMIERANIU