11
paź
2016
36

STRANGER THINGS – SEZON PIERWSZY

STRANGER THINGS (Stranger Things), Pomysłodawcy: Matt & Ross Duffer, Wyk. Winona Ryder, David Harbour, Matthew Modine, Millie Bobby Brown, Finn Wolfhard, Gaten Matarazzo, Caleb McLaughlin, Noah Schnapp, Charlie Heaton, USA, 2016, Netflix

Stranger_Things_Poster

Prawda jest taka, że STRANGER THINGS to nie była – w moim przypadku – miłość od pierwszego wejrzenia…Za pierwszym razem, kiedy zabrałam się za odcinek pilotowy – porzuciłam go po 15 minutach. Jakieś dzieciaki, fajne oldschoolowe klimaty, ale co z tego? Czy ja nie mam ważniejszych rzeczy do robienia? Nie wiem czemu tak się stało. Może miałam zły dzień, a może byłam już śpiąca. Pomyślałam sobie: kiedyś, innym razem. W wolnej chwili. To u mnie oznacza prawie zawsze – prawdopodobnie nigdy.

Minęło kilka tygodni. W tym czasie zdążyłam obejrzeć jeden świetny serial, kilka filmów no i za życiem zwykłego człowieka, który musi płacić rachunki też starałam się nadążać.

Aż tu kiedyś, niespodziewanie, dostałam wiadomość na Messengerze od kolegi, którego widuje w realu rzadko bardzo, na fejsie też nieczęsto, a już pisać do mnie – to on nie pisze w ogóle. Pytał się mnie co sądzę o Stranger Things, bo on obejrzał i ciekawi go moje zdanie.

I tak wpadłam w pułapkę, na którą moje ego łapie się zawsze – niczym myszka na ser. No, bo jak ktoś mi mówi, że “interesuje mnie twoja opinia” to już bardziej zmotywować mnie nie można. 🙂

Szczerze mu odpisałam, że nic nie myślę, bo nie obejrzałam, ale jak obejrzę to napiszę.

I stąd ten tekst 😉

Od razu chce zaznaczyć, że post ten nie będzie miał konstrukcji zwyczajowych “recenzji” jakie publikuję na moim blogu. A raczej postaram się opisać swój sposób widzenia tej produkcji TV, którą obejrzało miliony ludzi na świecie i która uzyskała status nie tylko kultowej, uwielbianej, podziwianej, wychwalanej przez najważniejszych krytyków filmowych pod niebiosa. Ale przede wszystkim – stała się – fenomenem społecznym!

Nie dziwię się temu wcale. Kiedy zaczęłam Stranger Things oglądać – zrozumiałam, że mam do czynienia z czymś, co odpowiada na emocjonalne potrzeby wielu ludzi, żyjących tak jak ja, w świecie cyfrowym, zdigitalizowanym. I po prawdzie – nieco “dziwnym” – z perspektywy świata, w którym się wychowałam… Jednym słowem – jest emanacją gigantycznej tęsknoty za, że tak to ujmę – światem analogowym i reprezentującymi go wartościami.

stranger_things_title

Gdyby chcieć streścić w kilku zdaniach o czym Stranger Things jest – to szłoby to jakoś tak:

W małym miasteczku, w środkowych Stanach, w roku 1983 – pewnego dnia znika bez śladu Will Byers (Noah Schnapp), młodszy syn Joyce (Winona Ryder), samotnie wychowującej jego oraz kilka lat starszego od niego brata Jonathana (Charlie Heaton).

Will znika po spotkaniu ze swymi najlepszymi kumplami, a jest ich trzech: Mike (Finn Wolfhard), Dustin (Gaten Matarazzo) i Lucas (Caleb McLaughlin), z którymi spędza całe godziny, tak w szkole, jak i poza nią. I spędza je na tym, na czym wszyscy spędzaliśmy czas w prehistorii zwanej “analogiem”: grach, wymyślaniu ich, współzawodnictwie, szaleństwach rowerowych na podwórku, zawziętych dyskusjach o świecie ukochanych książek, czy komiksów. Wymienianiu się, kolekcjonowaniu, docinkach, śmiechach. Kombinowaniu jak tu się pobawić jeszcze, choć mama gdacze, że już późno i pora kończyć. I na konstruowaniu pierwszych – traktowanych śmiertelnie poważnie – zasad i reguł sztamy z wybranymi, ulubionymi rówieśnikami. SZTAMA – to słowo klucz – do mojego dzieciństwa!

Zaalarmowany przez – przerażoną i szalejącą z trwogi Joyce – o zniknięciu jej syna – miejscowy szeryf Jim Hopper (David Harbour), zaczyna poszukiwania chłopca, angażując w nie lokalną społeczność, które nie przynoszą jednak rezultatów. W tzw. międzyczasie – w domu Byers’ów zaczynają się dziać dziwne i przerażające rzeczy, a na drodze Mike’a staje dość specyficzna postać – ogolona na jeża dziewczynka, w chłopięcym ubraniu, która twierdzi, że ma na imię Eleven. Która ewidentnie się czegoś bardzo boi i przed czymś (kimś) ucieka. Od tego momentu – sprawy się coraz bardziej komplikują. A horror narasta…

A jednak oglądałam to wszystko z wypiekami na twarzy, zapominając o tym, że ja organicznie horrorów nie znoszę. I oglądam raz na ruski rok. Znaczy się poważnie mnie wzięło!

Bo też Stranger Things jest horrorem jedynie po części. I nie do końca. I na szczęście – de facto – nie o to w tej produkcji tak na prawdę chodzi. Dopiero po fakcie zdałam sobie sprawę, że pomysłodawcy tego serialu, a zarazem reżyserzy i producenci w jednej osobie – bracia Matt i Ross Duffer – genialnie przetworzyli inspiracje kultowymi filmami z lat 70-tych i 80-tych zeszłego stulecia – z “E.T” Stevena Spielberga na czele, śmiało zahaczając o wątki, ściągnięte żywcem z “Archiwum X”. I pewnie z dziesiątków jeszcze innych amerykańskich filmów czy seriali, których nie znam.

Fabuła Stranger Things, którą w największym skrócie, bez spoilerowania przytoczyłam – nie jest dla tego serialu kluczowa. Ani dla mojego – nim zachwytu. Tekst ten – nie powstałby – gdyby nie pewien istotny czynnik. A mianowicie fakt, że moje obserwacje socjologiczne zaprowadziły mnie do postawienia hipotezy, że – przynajmniej jeśli idzie o Polskę – produkcja ta złapała za serca i ścisnęła je jak w imadle – przede wszystkim ludzi całkowicie dorosłych. Przedstawicieli generacji X.

Kiedy, po wyemitowaniu przez Netflix sezonu pierwszego – czytałam na fejsie zachwycone komentarze moich znajomych i ich znajomych, z takimi włącznie jak “adoptuje te dzieciaki wszystkie, tak je kocham” – to dotarło do mnie, że Stranger Things uderza w ludziach w coś, w co nie spodziewali się być walniętymi. W “wewnętrzne dziecko”. W tęsknotę za światem, który wydaje się być niczym odległa planeta. Za poczuciem beztroskiego idealizmu, zanim dorośliśmy, wpadliśmy w szpony życia, przyjrzeliśmy się jego brzydkim stronom i ich doświadczyliśmy. Scynicznieliśmy, zaczęliśmy robić interesy, być interesowni, nabraliśmy grub(sz)ej skóry, nabawiliśmy się guzów i blizn. Zanim wpadliśmy w digitalny trans, w którym ludzie się pogubili, bo choć mieli być dzięki niemu sobie bliżsi – stali się – dalsi.

header3-stranger-things-80s-movies

Najwyższy podziw w tej produkcji budzi we mnie – bez dwóch zdań – maestria, z jaką twórcom udało się zmiksować i przedstawić w postaci absolutnie cudownego kolażu – obraz Ameryki, a w sumie – postawmy też tę śmiałą tezę – całego świata – z początków lat 80-tych. I mam tu na myśli obraz świata, które mnie i mojemu pokoleniu wycisnęło łzy z oczu. Te łzy – to łzy wzruszenia, melancholii, wydobytej z zakamarków duszy tęsknoty za czymś, co bezpowrotnie minęło. A tym czymś jest utracona niewinność dziecka. Świat, jakim kiedyś się żyło. Jaki znamy i pamiętamy. Świat pełen złudzeń, które straciliśmy. Świat wartości, za którymi – jak się okazuje – tęsknimy. Przyjaźni i miłości na całe życie, lojalności z gatunku “wszyscy za jednego, jeden za wszystkich”, radości z prostych spraw, z pierwszych własnych odkryć, zrealizowanych pomysłów na frajdę, wspólnych fascynacji. A przede wszystkim świat uwagi na bliźniego swego, bezinteresownej życzliwości, poczucia wspólny i odpowiedzialności za tych, których kochamy. Świat, który posiadał jeszcze wrażliwość na krzywdę, niesprawiedliwość, umiejętność patrzenia dalej, niż na czubek własnego nosa.

To wszystko – zarazem i pospołu – jest dla mnie w Stranger Things – bardziej wzniosłe i ważne, niż referencje i “zapatrzenia” w idoli kina, jakich ewidentnie mają bracia Duffer. Oddajmy jednak „cesarzowi, co cesarskie” – zważywszy na fakt, że jest to ich pierwszy projekt telewizyjny – sam w sobie – pomysł na taki serial stanowi jednak dużą rzecz! JEDNAK – jeśli idzie o moje zdanie – produkcja ta – byłaby podrzędną  – gdyby nie rewelacyjna OBSADA.

winona_ryder_stranger_thingsJuż samo to, że rolę Joyce – matki zaginionego chłopca – powierzono Winonie Ryder genialnie podbija aspekt retro, czy też właśnie, wzmiankowany przeze mnie całościowy klimat serialu. To bowiem właśnie ta aktorka – jak żadna inna z Hollywood – kojarzona jest z kwintesencją pokolenia X oraz przed-internetową alienacją. “Orbitowanie bez cukru”, „Śmiertelne zauroczenie” czy “Sok z żuka” – to wszystko obrazy, którymi Winona naznaczyła kinematografię amerykańską – i całe pokolenie – na zawsze.

I dzięki temu – jej postaci się nie tylko wierzy. Kocha się ją i jej kibicuje! Gdyby nie Ryder, jej inteligencja, autentyczność, sarkazm, umiejętność zdystansowania się wobec konwencji tej produkcji – jednym zdaniem – w złych rękach – postać, którą gra – mogłaby się stać nieznośnie karykaturalna, śmieszna, irytująca. To dzięki niej –  jest głęboko poruszająca!

Na oklaski zasługuje też David Harbour jako miejscowy szef policji – Jim Hopper.

Młodzi dziecięcy aktorzy – odtwarzający role najlepszych przyjaciół Willa: Mike’a, Dustina i Lucasa – dają popis gry tak odświeżająco prawdziwej, pozbawionej maniery – że to dzięki nim – umiemy się z tym wszystkim co bracia Duffer wykombinowali – całkowicie zidentyfikować. Gdyby nie ich cudowne kreacje – cała sprawa mogłaby wziąć w łeb.

Ale – największe, najwspanialsze brawa należą sie Millie Bobby Brown – odtwórczyni roli Eleven. Postaci – klucza – w tej produkcji. To dziecięca aktorka dobrana idealnie. Po mistrzowsku!

stranger_things_elven

Jak udało się tej prześlicznej 12-latce (sic!) wyrazić złożoność postaci, która musi być jednocześnie zagadką, jako obiekt badań, a jednocześnie zwykłym dzieciakiem, postawionym w niezwykle trudnym psychicznie, powodującym całkowite zachwianie równowagi emocjonalnej – położeniu – tego nie wiem. Ale chylę czoła! Postać Eleven jest zbudowana z cudownych subtelności i przepięknych niuansów. I zagrana po prostu perfekcyjnie!

Stranger Things rozwaliło mnie emocjonalnie wiele razy. Do łez. Zajmując się kwestiami, które za czasów mojego dzieciństwa – stanowiły mój cały – analogowy – świat. W którym pobierałam “nauki o życiu” z życia jako takiego. Z domu, książek, gier, zabaw, relacji z rówieśnikami, zawieranych przyjaźni, powierzanych tajemnic, wspólnie zawiązywanych paktów, a także z konfliktów szkolnych oraz podwórkowych zdrad. Kiedy uczyłam się razem z innymi, na własnych błędach, co to jest zaufanie, przyjaźń, dobro, wrażliwość, lojalność. W czasach, kiedy czytało się z wypiekami na twarzy “Władcę Pierścieni” Tolkiena, pierwsze komiksy o super herosach, urządzało bitwy przy kuchennym stole lub na dywanie w dużym pokoju i zawsze chciało być walecznym, dzielnym, mądrym, sprawiedliwym. I mieć super – moce do czynienia dobra!

I to właśnie wszystko razem – pozwoliło mi – oglądać ten serial nie tylko z rozczuleniem, ale z dziką przyjemnością! Z poczuciem, że ktoś mi opowiada rzeczy znacznie bardziej dla mnie istotne – niż świetnie “z-mush-up-owany” koncept produkcyjny. Że mam do czynienia z czymś – co ociera się o wybitność, przyjmując jedynie pewną konwencję.

Że serial ten rozprawia się z pewnym istotnym fragmentem kultury XX wieku. Który miał i ma na wszystkich, którzy braliśmy w nim udział – gigantyczny wpływ!

I szczerze – jak o tym myślę – to robi mi się ciepło na sercu.

 

You may also like

EUFORIA
MIŁOŚĆ I ŚMIERĆ
SZPIEG WŚRÓD PRZYJACIÓŁ
ROZMOWY Z PRZYJACIÓŁMI