Tym razem o modzie męskiej – czyli NEW YORK La La La!
Co się dzieje, kiedy ktoś kreatywnie łączy w jedno kultowe śpiewki przeszłości & teraźniejszość, w dodatku dla marek luksusowych można zobaczyć w produkcji pt. NEW YORK La La La!
Aaron Rose – główny reżyser New York La La La! to postać bardzo ciekawa. Filmowiec, producent – jest dyrektorem firmy „The Directors Bureau”, założonej przez Romana Coppola – brata słynnej siostry Sofii, z którą związani są zarówno reżyserka jak i mój ukochany Wes Anderson. To także kurator sztuki i pisarz. A ponadto założyciel fundacji “Make something”, której celem jest edukacja artystyczna nastolatków.
Jednym zdaniem – człowiek – orkiestra!
W załączonym filmiku, Rose na terenie Paramount Studios w Los Angeles, które jak twierdzi jest “fantastyczne ze swej natury” zaaranżował świat, w którym kilku najlepszych na świecie zawodowywch skejterów (Jerry Hsu, Austyn Gillette i Josh Harmony) ubranych w marynarki, spodnie i koszule od Dior Homme, Saint Laurent i Prady wykonuje, to w czym są genialni. Oprócz nich, występują tu także trzy znane modelki, odziane jedynie w cudnej urody bieliznę.
A całość muzycznie – jakże adekwatnie – oprawia kultowy popowy numer lat 80-tych zeszlego stulecia “The chauffeur” zespołu DURAN DURAN (kto nie zna teledysku – ten powinien obejrzeć – będzie wiedział skąd i dlaczego te referencje).
Ten filmik to połączenie świata sesji modowej dla męskiego magazynu ze światem filmu. Oraz fantastyczna próba zespolenia Nowego Jorku z Los Angeles. Tymbardziej fantastyczna, że umowna. Całość jest bowiem oparta na pomyśle, u którego podstaw stoi wiedza o polaryzacji świata wyobrażeń, fantazji i symboli jakie globalnie funkcjonują w świadomości zbiorowej na temat tych dwóch miast położonych na dwóch krańcach USA. I ich popkulturowych legend. A raczej sub-kulturowych. Co prawda – nie słyszałam jeszcze, żeby ktoś o modelkach mówił per „subkultura”. Ale czy mogę być pierwsza? 😉 A zważywszy na to, że w NYC jest ich najwięcej, jeśli chodzi o tzw. nazwiska w tej branży, nie mam wrażenia wielkiej nadinterpretacji w tym względzie…
Dla mnie to kolejny przykład roboty na dużym C. Świetnie wykombinowanego pomysłu, doskonałego wykonania i – last but not least – estetycznej perfekcji. A to jest właśnie tym, o czym trzy giganty z branży fashion chcą opowiadać, kiedy mają na myśli swoje doskonale skrojone, uszyte z najwyższej jakości materiałów, wspaniałe męskie kolekcje pret – a – porter.
Bo wiecie o co chodzi? No właśnie o to, żeby jarało – chociaż trochę bardziej – niż “przekartkowanie żurnala” dla facetów. Z tej czynności – o ile się orientuję – rzadko wynika jakaś męska ekstaza 😉