17
mar
2020
36

NIEOSZLIFOWANE DIAMENTY

NIEOSZLIFOWANE DIAMENTY (Uncut Gems). Reż. Benny & Josh Safdie; Scen. Ronald Bronstein, Benny & Josh Safdie; Wyk. Adam Sandler, Keith Williams Richards, Tommy Kominik, LaKeith Stanfield, Julia Fox, Paloma Elsesser, USA, 2019, produkcja Netflix

NIEOSZLIFOWANE DIAMENTY to wyśmienite połączenie kina sensacyjnego i dramatu obyczajowego. Warsztatowa perła i aktorski majstersztyk w jednym! Jego pulsująca hype’owym rytmem narracja swoją historię o pewnym jubilerze z NYC maluje na sposób olśniewający! Nieoszlifowane diamenty to jeden z najbardziej hipnotycznych i dojmujących w wymowie filmów – jaki widziałam od dawna.

I co zrobisz, jak nic nie zrobisz? 😉 To kolejny przypadek produkcji filmowej, o której piszę “pod stołem” (hau, hau, hau). Poprzedni dotyczył serialu “The Spy”. Jaki jest tu wspólny mianownik? Ano taki, że od lat (podobnie do Sachy Barona Cohena) na sam dźwięk imienia i nazwiska: Adam Sandler – dostawałam wysypki…Ten sam “case”. Raz obejrzałam lata świetlne temu Sandlera w jednej komedii, potem w drugiej próbowałam (zdajsie o ile pamiętam było to “Spanglish”) przez grzeczność, u kogoś w gościach, kto mnie tym gniotem – “uraczył”. I na tym się skończyło. Nie. Nie. I jeszcze raz nie…

Ale reżyserzy i współscenarzyści filmu – bracia Safdie – marzyli o tym, aby w ich najnowszym obrazie Nieoszlifowane diamenty zagrał właśnie Adam Sandler. Który pokazał w kilku filmach (rzecz jasna ich nie widziałam – patrz wyżej), że może być nie tylko aktorem komediowym. Ba, że może być dobrym aktorem! Bracia Safdie, którzy są amerykańskimi Żydami – zafiksowali się na tym, żeby główną postać w ich filmie, którego scenariusz powstał w oparciu o prawdziwe wydarzenia – zagrał aktor – Amerykanin o żydowskich korzeniach. A Sandler nim jest. Ale Adam Sandler nie za bardzo chciał brać udział w filmie tandemu reżyserów o “nieugruntowanej pozycji rynkowej” (hehe). I im odmówił. No to zwrócili się do Sachy Barona Cohena. Ten wstępnie – chciał. No, ale wiecie jak to jest. Produkcja filmowa to skomplikowana sprawa i wszystkie kwestie potrzebne do uruchomienia procesu zwanego “pierwszy klaps na planie” trwają czasami lata… I w tzw. międzyczasie okazało się, że czekając na ewentualną możliwość realizacji Nieoszlifowanych diamentów bracia Safdie zrobili inny film, który nazywa się “Good time” (z Robertem Pattisonem w roli głównej). Film ten zebrał entuzjastyczne recenzje od najważniejszych krytyków filmowych. Bardzo spodobał się publiczności. A co więcej został nominowany do Złotej Palmy w Cannes (2017). I bracia Safdie zrobili się znani. I tacy jakby “lepsi” (hehe). A wtedy okazało się, że Adam Sandler jednak jest zainteresowany główną rolą. No to ciach. Dogadali się. I poszło…

W tym miejscu moja osobista dygresja. Zanim Nieoszlifowane diamenty pojawiły się w PL na Netflix pod koniec stycznia tego roku – o obrazie tym czytałam, głównie w kontekście oburzenia najbardziej opiniotwórczych portali filmowych faktem, że ani Sandler za swoją fenomenalną kreację aktorską nie został nominowany do najważniejszych nagród filmowych na amerykańskim rynku (Złoty Glob, Oscar), ani bracia Safdie za film. Złośliwie można by powiedzieć (choć nie jest to w ogóle z rejestrów racjonalnych i rzeczowych), że zadziałał tu czynnik zwany okrutnym chichotem losu. Nominację do Złotego Globa za najlepszą role dramatyczną w miniserialu „The Spy” otrzymał Sacha Baron Cohen, który w filmie Nieoszlifowane diamenty chciał grać. A nie Adam Sandler, który grać nie chciał, zanim się nie okazało, że jednak może by i chciał…

A tak na serio – to dygresja dla recenzji tego filmu paradoksalnie istotna. Bo o „szyderczych i okrutnych chichotach losu” – w pewnym sensie film Nieoszlifowane diamenty – opowiada…

*    *    *

Tzw. diamond district w NYC to jest osobny “rozdział” tego kulturowego tygla. Miasta, które wchłonęło w siebie imigrantów zewsząd. I zajmujących się każdą branżą. Ja akurat wiem jak wygląda nie tylko z filmów, bo jeżdżę do USA raz po raz od prawie 30 lat, gdyż mieszka tam moja najbliższa rodzina.

47 ulica, położona pomiędzy 5 a 6 Aleją na Manhattanie to jest właśnie ta przestrzeń, o której opowiada film Nieoszlifowane diamenty. Sklepy jubilerskie, których witryny ociekają złotem i szlachetnymi kamieniami ciągną się tam jeden za drugim. Longiem. I każdy konkuruje z każdym. Ich właścicielami są kolejne pokolenia Żydów, przybyłych do Nowego Jorku dekady temu, głównie z Europy, w większości na długo przed II wojną światową. Dlaczego to ważne? Bo jest to miejsce bardzo specyficzne na mapie NYC. Jedyne w swoim rodzaju. Tylko tu spotyka się tak samo wielu starców w kipach na głowie, co młodych, całkowicie nowojorskich Żydów, zamerykanizowanych zdawałoby się w pełni. A jedynie z rzadka dopełniających tradycji, które kultywują najstarsi członkowie ich rodzin. Każdy, kto choć trochę orientuje się w rynku kamieni szlachetnych wie, że to biznes bardzo trudny, zwodniczy. I co tu dużo gadać – nieetyczny. To przede wszystkim rynek oparty o wyzysk pracowników kopalni kamieni szlachetnych w Afryce. I korzystają najbardziej na nim de facto największe korporacje i holdingi sprzedające dobra luksusowe – w tym biżuterię. I choć osobiście kocham kamienie szlachetne i piękne jubilerskie precjoza… Hmmm. Wiedza o tym skąd i jak dostają się największe i najdroższe okazy diamentów, rubinów, szmaragdów, szafirów, topazów, etc. do kosztujących krocie wyrobów złotniczych najbardziej szacownych marek to ból świadomości istnienia świata, o którym wolałabym nie wiedzieć nic…

Bohater główny filmu Nieoszlifowane diamenty to facet, który nie tylko że doskonale wie jakim i czyim kosztem do świata bogaczy dostają się wyjątkowo wspaniałe kamienie szlachetne. Jest też i tym, kogo to w zasadzie – nie obchodzi. Nie jest jubilerem z zawodu. Nie tworzy biżuterii. Nie kreuje jej dizajnu. I nie jest kimś kogo w życiu prowadzi jakiś kompas moralny. Jest “handlarzem drogocennymi kamieniami”. A pojęcie “handlarz” jest dla tego filmu kluczowe. I wyzyskuje to pojęcie metaforycznie i symbolicznie na sposób wyśmienity. I poza kulturowy. Ludzie, którzy żyją z handlu – to pewien, specyficzny rodzaj ludzi. Po prostu. Jest trend, popyt na coś – jest podaż. Jest okazja, albo jej brak. Są chętni. Jest zysk. Handlarz żyje z tego, że kupuje taniej, a sprzedaje drożej. Najlepsi handlarze to ci, którzy wiedzą co kupić, gdzie kupić, a potem jak to dobrze sprzedać z jak największym zyskiem. Tak się dzieje w najbardziej “wysublimowanych” branżach, o czym nikt, kto się tym nie interesuje – nie ma pojęcia. Dotyczy to tak samo obrazów, wszelakich dzieł sztuki zdobniczej, antyków, książek, praw autorskich do ich ekranizacji, jak i każdej innej dziedziny w której ktoś ma dostęp / jest właścicielem czegoś unikatowego, co można spieniężyć. Idzie zawsze o to samo – by zysk był jak największy…

*    *    *

Howard Ratner (bijąc się w chudą pierś przyznaję, że OLŚNIEWAJĄCY Adam Sandler, nagrodzony za tę rolę Independent Spirit Awards) jest właścicielem sklepu jubilerskiego w tzw. diamond district w NYC. Poznajemy go w momencie – jak jemu samemu się zdaje – absolutnie przełomowym w jego życiu. Właśnie stał się właścicielem unikatowego, wyjątkowo pięknego opalu, wydobytego w kopalni w Etiopii. Mieniącego się tysiącem refleksów – cudu natury. Howard wie, że od tego ile za niego zapłacił, do tego co uzyska z jego sprzedaży – dzieli go wielka przestrzeń. A jest to przestrzeń – zbudowana w jego przypadku – na dosłownie wszystkim i niczym. Przestrzeń jego własnego hype’u, który wokół niego czyni…

I to – jest właśnie sednem rewelacyjnego scenariusza braci Safdie! Bo też Howard nie jest tylko pazernym handlarzem jubilerskimi precjozami. To postać niczym z szekspirowskiego dramatu. Gość niby zwyczajny, a jednak niezwyczajnie, rozpaczliwie wręcz skomplikowany w swej sytuacji życiowej i uzależnionej osobowości!

Howard ma (tak na oko) jakieś 40 lat z okładem. I dość szybko dowiadujemy się, że poza działalnością jubilerską jego życie określają dwie inne kwestie. Po pierwsze jest hazardzistą. Totalnym ćpunem hazardu. Facetem, który jest utopiony w szponach nałogu zakładów bukmacherskich. Sportowych, dodajmy. Dlatego też w filmie tym jest wiele scen, które nawiązują do najważniejszych rozgrywek meczy koszykówki w USA. I fenomenalnie wręcz ogrywają / rozgrywają ten wątek (w jednej z ról zobaczyć można żywą legendę tego sportu: Kevina Garnetta, gracza drużyny Boston Celtics). Howie jest kolesiem ze sklepem w  “diamond district”, gdzie uwielbiani przez niego gracze NBA mogą sobie kupić biżuterię na miarę swoich rosnących możliwości finansowych i wyobrażeń o atrybutach prestiżu. I kolesiem, z którym dobrze się robi “dile”. Bo fanatycznie kocha koszykówkę i jej gwiazdy…

Ale Ratner jest też amerykańskim Żydem z tradycyjnej rodziny, silnie uwikłanym w relacje z nią także zawodowo i finansowo. Mężem i ojcem. Jak i posiadaczem młodej kochanki, którą utrzymuje. A której obecność w jego życiu jest jeszcze jednym przejawem nieumiejętności podejmowania przez niego właściwych decyzji jak i wyrazem uzależnienia od „życia na krawędzi”… Ratner jest zatem nam przedstawiony w wielu rolach: biznesmena, członka żydowskiej społeczności, hazardzisty, męża, ojca, kochanka, właściciela sklepu jubilerskiego, obsesyjnego fana koszykówki – jako ktoś, kto nie jest w stanie sobie z tym wszystkim poradzić, ani w żadnej z tych ról funkcjonować sprawnie. A przede wszystkim jest człowiekiem, który jest w szponach nałogu. Co czyni go postacią poruszającą się w świecie niczym ślepa mysz w labiryncie, na którego końcu znajduje się kawałek sera.…

Nieoszlifowane diamenty mają wyśmienicie zbudowany klimat narracyjny osadzony w danym, specyficznym miejscu – w tym przypadku stanowi go w pewnym sensie “naturalna scenografia”, jaką jest 47 ulica i cały diamentowy dystrykt NYC. A jego hype’owy vibe nie wynika jedynie z natury Howarda Ratnera, który jest na wiecznym, hazardowym haju. Ale także z tego, że tak jak wszyscy wokół niego, posiadający tak jak on sklepy jubilerskie ciągle gdzieś goni, ciągle z kimś rozmawia przez telefon, ciągle kogoś przekrzykuje i ciągle wszystkim wmawia, że jego opcja / propozycja / towar jest lepszy od tego, który oferuje konkurent! To facet, którego hype jest potrojony o to wszystko, z czym nie daje sobie rady. I co go przerasta.

Ma wszędzie długi. Ciągle jest komuś winien kasę.  A niektórzy z jego wierzycieli, choć mu dobrze i od dawna znani, powinni budzić w nim zdroworozsądkowy strach. A przynajmniej być dla niego ludźmi, których groźby powinien traktować poważnie…Permanentnie pogłębiane zobowiązania finansowe, trzymają go w spirali niekończących się kłamstw. A on siebie wiecznie zatem utrzymuje na emocjonalnym haju. W stanie rozedrganej ekstazo- udręki. Bo permanentnie goni za “złotym strzałem”. Nie tyle jubilerskim co hazardowym sztosem sztosów. Transakcją życia. Ciągle myślami w jakimś nibylandzie, gdzie ziszczają się jego rojenia o mamonie, która na zawsze uczyni go kimś, kto nic już nie będzie musiał ani okazjonalnie kupować, ani sprzedawać z zyskiem.

Nieoszlifowane diamenty mają to do siebie, że wsysają w swoja narrację. Niejako pomimo naszej woli. Niewątpliwie, prócz talentu reżyserskiego braci Safdie, rewelacyjnej gry aktorskiej Adama Sandlera, świetnego montażu i doskonałej ścieżki dźwiękowej – filmowi temu znamion tego, co wynosi go zdecydowanie ponad przeciętność – nadają zdjęcia wybitnego operatora Darius’a Khodij’ego! Mistrza kamery, którego obrazy zbudowały narracje bardzo wielu kultowych dzieł kinematografii! Darius Khondij to bowiem twórca zdjęć do tytułów, które każdemu wielbicielowi kina zdejmują czapkę z głowy. A są to między innymi: “Siedem”; “Delicatessen”; “Ukryte pragnienia”; “Miłość”.

*   *   *

Clue fabuły filmu braci Safdie będzie stanowić zatem opowieść o tym jak Howie zadziała z pozyskanym przez siebie cudownym opalem z Afryki. Jak będzie stale chachmęcił. Komu go obieca. Komu finalnie sprzeda. Co obieca komu w zamian za to, że obiecał co innego. Komu nie odda kasy, choć powinien. I co się wydarzy na aukcji, na której jego kamień zostanie wystawiony na oficjalną sprzedaż.

I jest to – zaręczam Wam – opowieść tak samo hipnotycznie angażująca uwagę. Jak i miejscami groteskowo-absurdalna w ukazywaniu sedna tego, co dotyczy życia Howarda Ratnera w wątku sensacyjnym Nieoszlifowanych diamentów. I jeżeli chodzi o kwestie zwane warsztatem filmowym – opowiedziana przez braci Safdie – perfekcyjnie!

A w wątku dramatycznym? No, w tym wątku, to Proszę Państwa bracia Safdie (scenariuszowo), a Adam Sandler aktorsko – wznieśli się na absolutne wyżyny!

Howard Ratner w kreacji Sandlera – powalił mnie na kolana! Jest w nim i nieokiełznana energia i tupet. Cynizm, cwaniactwo, żądza kasy i wygranej nie tylko pieniężnej, ale życiowej. Pomieszana z jakimś rodzajem nieporadności. Pogubienia. Inteligencja i spryt, które upadają pod ciężarem nałogu. Duże ambicje i momenty głębszych refleksji pomieszane z najniższymi pobudkami. Z chciwością, żądzami, które nim powodują, niejako wbrew jego woli… To wszystko czyni z niego kogoś kto choć nas odstręcza – jednocześnie na swój sposób – fascynuje w swoim – „ćpuństwie”, bo nie ćpa wódki, dragów – ćpa zakłady i ryzyko finansowe. Ćpa wiecznie odroczoną w czasie obietnicę wielkiej wygranej. Ćpa fantazje i iluzje swojego wielkiego zwycięstwa…

Sandler kreuje postać Howarda Ratnera na sposób olśniewający – jest jak rasowy narkoman w stanie psychotycznej manii. Rozedrgany, nieobliczalny, pretensjonalny, hałaśliwy. Odrealniony. Niezdolny do rzeczowej i chłodnej oceny skali swoich problemów. Rozdarty pomiędzy euforycznym oczekiwaniem na hazardowy cud, a desperacją. Dawno nie oglądałam równie wybitnej roli kogoś, kto równie przekonująco grałby postać, która nieustannie wypiera ze świadomości i zaprzecza równi pochyłej, po której stacza się jego życie. Sandler jest wiarygodny psychologicznie i genialny warsztatowo w tej kreacji aktorskiej tak bardzo, że trudno dziwić się, iż najważniejsi amerykańscy krytycy filmowi o braku jej docenienia przez Amerykańską Akademię Filmową – pisali niemalże z pianą na ustach…

A kiedy przychodzi – pewna znamienna scena – w której ten w zasadzie obmierzły charakterologicznie facet wypowiada z rozpaczą w oczach zdanie: „Everything I do is not going right.” – dociera do nas – z siłą walnięcia obuchem w łeb, że Nieoszlifowane diamenty w swej najgłębszej warstwie to opowieść właśnie o dramacie kogoś, kogo uzależnienie doprowadziło do tego, że jego życie na wszystkich frontach jest w ruinie. A on nie jest nawet w stanie pojąć, że to nie okoliczności, ale on sam jest powodem takiego stanu rzeczy…

Z początku szczerze się go nie znosi, ale od tego momentu zaczyna się odczuwać wobec niego współczucie…

Sandler w Nieoszlifowanych diamentach tworzy kreację wstrząsającą. Która mnie do głębi poruszyła. Jest w niej niebywała moc oddania złożoności postaci, która – choć się temu opieramy – nas silnie dotyka. I która prócz niechęci budzi też jakiś rodzaj empatii. Tak bardzo jest jednocześnie ludzki, jak i żałosny w swym uzależnieniu i desperackiej ekstazie w próbach realizacji swojego marzenia o byciu wielkim wygranym…

Kiedy więc wydaje się, że w końcu uśmiechnęło się do niego szczęście – wbrew logice – zaczynamy i my wierzyć, że pozwoli mu się to odbić od dna. Opamiętać. Wyswobodzić z matni. Ale to nie jest taki film…

You may also like

BĘKART
PAMIĘĆ
STREFA INTERESÓW
CZASEM MYŚLĘ O UMIERANIU

Skomentuj