22
sty
2020
40

1917

1917 (1917) Reż. Sam Mendes, Scen. Sam Mendes & Krysty Wilson-Cairns; Wyk. Dean-Charles Chapman, George MacKay, Colin Firth, Benedict Cumberbatch, Mark Strong, Andrew Scott, Richard Madden, USA, 2019

Krótko i na temat: 1917 to najlepszy film o wojnie od czasu “Szeregowca Ryana”. A wszystkie nominacje do najważniejszych nagród są całkowicie zasłużone. Sam Mendes w 1917 udowadnia po raz kolejny, że jest wybitnym reżyserem, który potrafi robić wielkie kino. A przede wszystkim opowiadać poruszające historie.

Filmy wojenne – to nie jest mój ulubiony gatunek. Wyznanie banalne i stereotypowe, ale szczere… Wojna jako temat mnie nie fascynuje, a męczy. Jest dla mnie głównie przykładem “okrutnej gry” którą od zarania dziejów tego świata szczególnie upodobali sobie mężczyźni…

Ale Sam Mendes jest z pewnością jednym z moich ulubionych reżyserów. Twórcą filmów wyjątkowych, wspaniale zrealizowanych. Mocnych, inteligentnych. Dopracowanych w szczegółach (“American Beauty”; “Droga do zatracenia”; “Para na życie”; “Droga do szczęścia”; oraz dwóch części Bonda – “Skyfall” oraz “Spectre”).

Było więc dla mnie jasne, że obejrzę jego najnowsze dzieło 1917, tym bardziej chętnie, że obraz ten idzie jak burza – nominowany do szeregu najważniejszych nagród filmowych i zdobywa cały czas kolejne. Dwa Złoty Globy: dla najlepszego reżysera oraz najlepszego filmu! 10 nominacji do Oscara (sic!), 9 do BAFTA. Wymieniam tylko te najważniejsze, które cośkolwiek mówią polskiemu widzowi. Ale jest ich obecnie ponad setka! 🙂

I zanim przejdę do krótkiej recenzji – napiszę jedynie, że trudno się z nimi mi nie zgodzić. 1917 to film wybitnie zrealizowany!

Ma doskonały scenariusz (którego współautorką jest kobieta! – Ha! – miód na moje serce! :-), jest rewelacyjnie obsadzony! To znamienne, że w obrazach reżyserów tej miary co Mendes aktorzy z najwyższej półki, do tej pory błyszczący w pierwszoplanowych, nagradzanych najwyższymi laurami rolach – chcą grać, choćby rólki zajmujące co najwyżej 2 minuty czasu ekranowego (Hell yeah!) Mamy zatem w tym filmie epizodziki (a każdy cudowny!) takich brylantowych i uznanych aktorów jak: Benedict Cumberbatch, Colin Firth, Andrew Scott, Mark Strong czy Richard Madden!

Lieutenant Leslie (Andrew Scott, left), Schofield (George MacKay, right), Blake (Dean-Charles Chapman, second from the right) with fellow soldiers in „1917,” the new epic from Oscar®-winning filmmaker Sam Mendes.

Richard Madden as Lieutenant Joseph Blake in „1917,” the new epic from Oscar®-winning filmmaker Sam Mendes.

Za GENIALNE ZDJĘCIA odpowiada sam Cesarz Operatorów: Roger Deakins! Który – ach ta cholerna branża filmowa! – doczekał się Oscara dopiero za “Blade Runner 2049″ (szloch), przedtem zdobywając rekordową liczbę nominacji, bo aż 13 (sic!).

I tym razem Deakins pracował głównie na długich, nieprzerywanych ujęciach, kręconych tak, aby jak najmniej trzeba było je potem montować. Dzięki temu zabiegowi – jako widzowie – jesteśmy wprowadzeni w koszmar wydarzeń z życia bohaterów w takiej skali – jak byśmy dosłownie im towarzyszyli, stojąc przy ich boku….

W 1917 doskonałe są także: scenografia, dźwięk oraz kostiumy. Odpowiada za nie tandem: David Crossman & Jacqueline Durran. Durran ma już na koncie Oscara za “Annę Kareninę”.

*    *    *

Wielka Wojna zawsze mnie fascynowała, być może ze względu na dziadka, który mi o niej opowiadał, gdy byłem bardzo młody. A być może również z tego względu, że do tego momentu nie zdawałem sobie sprawy z tego, czym tak naprawdę jest wojna…

Reżyser & współscenarzysta: Sam Mendes. 

Jest rok 1917. Dwaj brytyjscy szeregowcy Schofield (George MacKay) i Blake (Dean-Charles Chapman) to przyjaciele. Każdy z nich nie ma więcej niż 20 lat. Poznali się „na wojnie”, służąc w tym samym oddziale. Gdzie jakimś cudem dotrwali aż do czasu zawiązania akcji. Obaj są znani z tego, że świetnie czytają mapy. Ale wojacy z nich raczej mizerni. I obaj marzą jedynie o tym by wojna się skończyła. I o tym by w końcu móc wrócić do domu. Do swoich najbliższych. Ale nic na to nie wskazuje. Siedzą od jakiegoś czasu w okopach na terenie Francji. Czekając na to co się wydarzy. Bo pogłoski o działaniach Niemców są stale to inne. Nikt nie wie w jakim stadium jest wojna. I czy ma się ku końcowi czy raczej wręcz przeciwnie.

Nagle spada na nich, jak grom z jasnego nieba, informacja o tym, że ich oddział odwiedził sam Generał Erinmore (Colin Firth). I że to właśnie oni otrzymują misję, ogromnie ryzykowną, od której powodzenia zależy życie ich towarzyszy. Muszą przedrzeć się za linię wroga i przekazać rozkaz odwołujący atak, który w świetle nowych informacji nie ma najmniejszych szans powodzenia. Jeśli nie uda się im dotrzeć na czas do celu – niechybna śmierć czeka ponad 1600 żołnierzy, a wśród nich brata Blake’a…

Ten bardzo skrótowy zarys akcji filmu 1917 nie będzie miał rozwinięcia. Bo też byłoby pisanie o tym, czego ci dwaj młodzi żołnierze doświadczyli kompletnie bezużyteczne. Opowiada o tym w sposób – zaiste – wspaniały Sam Mendes. A czego oglądanie jest podwójnie dojmujące. Bo jest to historia smutna, i do bólu przejmująca. Wyjątkowo wzruszająca i humanistyczna w swym przekazie. Która poruszyła mnie do głębi, choć jak wspominałam opowieści o wojnie to nie jest coś, po co sięgam często, ani chętnie. Tym razem było warto. A nawet bardzo warto!

(from left) Blake (Dean-Charles Chapman) and Schofield (George MacKay) in 1917, the new epic from Oscar®-winning filmmaker Sam Mendes.

(from left) Schofield (George MacKay) and Blake (Dean-Charles Chapman) in „1917,” the new epic from Oscar®-winning filmmaker Sam Mendes.

George MacKay as Schofield in „1917,” the new epic from Oscar®-winning filmmaker Sam Mendes.

George MacKay (center) as Schofield in „1917,” the new epic from Oscar®-winning filmmaker Sam Mendes.

George MacKay as Schofield in „1917,” the new epic from Oscar®-winning filmmaker Sam Mendes.

*    *    *

Podsumowując: najnowszy film Sama Mendesa to kino zrobione przez kogoś, kto je umie robić na najwyższym poziomie. I zrobione przez zespół ludzi, którzy są najwyższej jakości profesjonalistami w swej dziedzinie. 1917 ogląda się z podziwem. I to wielkim – dla ich wybitnej jakości roboty.

To film – który choć zajmuje się wojną sprzed ponad stu lat. O której nikt już prawie nie pamięta, bo nie żyje już nikt kto brał w niej udział. Która dla młodych ludzi obecnie jawi się jako prehistoria, dzieje tak odlegle jak epoka kredy. A która miała miejsce jedynie nieco ponad sto lat temu! – jest jednocześnie dziełem na wskroś aktualnym w swoim przekazie! Wojna to nie jest bowiem coś, o czym mówią słowa pewnej polskiej „patriotycznej piosenki”: „wojenko, wojenko cóżeś ty za pani, że za tobą idą, że za tobą idą chłopcy malowani…”

O nie!

Wojna to horror w biały dzień. Rzeź. Głód. Smród. Krew, pot i łzy. Zaropiałe rany, zmasakrowane ciała, wyprute flaki, gówno i szczyny. Zgnilizna. Bezustanna czyjaś śmierć, agonia i konanie. Stały strach. Nieustanny koszmar. Trauma. I poczucie całkowitej alienacji od tego, co było udziałem ludzi biorących w niej udział w czasach pokoju. Od całego zapamiętanego jako piękny – świata…

I choćby dlatego – jej wspominanie – nie powinno być dla obecnych pokoleń czymś, co jest “anachroniczne”!

Bo – choć jak się wydaje – obecnie żyjemy w czasach od niej tak niebywale odległych, tak cywilizacyjnie jak i kulturowo – Sam Mendes swoim najnowszym obrazem przypomina nam wszystkim, że wojna ta była pierwszą, jaka przetoczyły się przez europejski kontynent – zabierając życie 17 milionom ludzi! To była pierwsza wojna w dziejach ludzkości, która ogarnęła ówczesną zachodnią cywilizację do cna. I na zawsze zmieniła postrzeganie tego czym tak naprawdę wojna jest! Pierwsza, którą nazwano “mechaniczną”. Bo po raz pierwszy była to wojna cywilizacji, w której przemysł miał tak potężny udział.

Sam Mendes opowiada o niej na sposób bardzo specjalny. Ukazując jej horror i bezsens. W porażający i emocjonujący sposób obrazuje Pierwszą Wojnę Światowa jako metaforę dewastacji świata, w której przyszło żyć wtedy ludziom. Jej absurdalność. Tym większą, że wtedy, te ponad sto lat temu traktowano ją całkowicie inaczej niż dziś. I dla niektórych młodych mężczyzn była wtedy “zjawiskiem”, o którym myśleli idealistycznie, jako czymś, w czym ich udział czynił ich: mężnymi, prawymi, honorowymi, poświęcającymi się dla dobra idei. A przy odrobinie szczęścia – nawet bohaterami…

Osobiście uważam, po obejrzeniu 1917 – że obraz ten – uświadomił mi coś, co rezydowało do tej pory gdzieś głęboko ukryte, w wypieranych rejestrach mojej psychiki.

Wojna to zawsze dramat. Ale Mendes maluje ją przede wszystkim jako dramat tych, którzy brali w niej udział – nie tylko nie wiedząc o co walczą, czemu walczą i jaki ta walka ma naprawdę cel. Ale przede wszystkim nie mając bladego pojęcia o tym, że ich nieludzkie wręcz poświęcenie się w jej imię może okazać się dla nich jednocześnie największą traumą ich życia. Jak i tego jak niezmywalny i na zawsze z nimi pozostały będzie mieć wpływ na ich psychikę.

 

*** Wszystkie zdjęcia oraz przytoczony cytat pochodzą z materiałów prasowych dystrybutora filmu 1917 na rynku polskim: Monolith Films.

You may also like

BĘKART
PAMIĘĆ
STREFA INTERESÓW
CZASEM MYŚLĘ O UMIERANIU

Skomentuj