10
paź
2018
117

7 UCZUĆ

7 UCZUĆ Reż. & Scen. Marek Koterski, Wyk. Michał Koterski, Marcin Dorociński, Katarzyna Figura, Robert Więckiewicz, Maja Ostaszewska, Gabriela Muskała, Małgorzata Bogdańska, Andrzej Mastalerz, Adam Woronowicz, Łukasz Simlat, Magdalena Cielecka, Joanna Kulig Polska, 2018

Najnowszy obraz Marka Koterskiego 7 UCZUĆ jest filmem, który po raz kolejny udowadnia, że najlepsze polskie kino to kino autorskie! Czyli takie, które nie sili się na wmawianie widzom, że opowiadanie o Polsce i Polakach może z powodzeniem odbywać się na zasadach “copy” / “paste” z produkcji amerykańskich.

7 uczuciami reżyser wraca do kina we wspaniałym, sobie jedynie przynależnym stylu. W którym brylantowy pomysł wyjściowy na scenariusz współgra z brylantowo komicznymi rodem z groteski  – dialogami. I nie mniej brylantową grą aktorską. No, kocham to, to kocham, no!

Do filmów Marka Koterskiego mam słabość szczególną. Jego wizja kina jest mi nie tyle bliska emocjonalnie, co intelektualnie. Trudno oprzeć się wrażeniu, kiedy myśli się o reżyserze jako twórcy “Dnia świra”- absolutnie kultowego już obrazu, czy też “Wszyscy jesteśmy Chrystusami”, że Polska, a raczej Polacy to dla niego gotowy materiał filmowy. Nasze fiksacje, obsesje, kulturowe “gęby”, wszystkie te sztafaże, pozy, miny, role, upupienia i glątwy, w których taplamy się od stuleci to nic innego jak komediodramat. Groteska. Karykatura.

Jakiś rodzaj “zoologu” w którym gatunek homo sapiens zwany Polakiem jest bytem na tyle specyficznym, że należy jego funkcjonowanie objaśniać niczym w filmie przyrodniczym…

*    *    *

Zacznę od tego, że Koterski w 7 uczuciach (Nagroda Specjalna Jury Młodzieżowego oraz Nagroda Specjalna Jury na tegorocznym FPFF w Gdyni) jest tym razem wyraźniej niż do tej pory całkowicie poważny, choć zarazem także histerycznie zabawny. Może po prostu przyszedł moment w jego twórczości na to, by nie tylko jadowicie się pośmiać, ale także dać widzom sporo do myślenia, skłonić do refleksji… Choćby nad tym, że nieumiejętność satysfakcjonującego funkcjonowania w życiu, brak dystansu, a przede wszystkim tzw. wglądu w siebie – na co cierpimy jako naród – to przede wszystkim kwestia wzorców kulturowych i modelu wychowawczego, który w naszym kraju, w zasadzie, ugrzązł co najmniej jedną nogą w wieku XIX… Obie te kwestie pospołu skutkują produkcją emocjonalnych „popaprańców”…

Nie rozumiejących, a przede wszystkim nie rozróżniających uczuć własnych od cudzych, nie będących świadomymi tego, co czują, kim są i czego im na prawdę brak. Niedojrzałych, wiecznych dzieci.

W tym miejscu mała dygresja: idę o zakład, że 7 uczuć to będzie jeden z ulubionych filmów większości terapeutów w tym kraju! 🙂

A zatem o czym jest ten film? Co jest jego sednem? O czym opowiada?

Odpowiedź na to pytanie jest tak samo łatwa, jak i trudna. Koterski bowiem wpadł na absolutnie fenomenalny pomysł na to, by do opowiedzenia historii swego ukochanego bohatera, czyli rzecz jasna Adasia Miauczyńskiego z czasów jego dzieciństwa użyć aktorów w wieku dojrzałym. Tym samym 7 uczuć staje się filmem, który podstawia nam wszystkim zbite lusterko pod nos! A w tym zbitym lustereczku nikt nie jest najpiękniejszy na świecie, a każdy raczej wypada jak karykatura siebie samego!

Podkreślam to jeszcze raz – to jest REWELACYJNY POMYSŁ INSCENIZACYJNY! CHAPEU BAS!

*   *   *

Mamy zatem taką oto historię: jest pewien chłopiec, nazywa się Adaś Miauczyński (bardzo dobry, czego bym się nie spodziewała po jego okropnych, wieloletnich hopsztosach “celebryckich” Michał Koterski). Adaś mieszka z mamusią (fenomenalna Maja Ostaszewska) oraz tatusiem (jak zwykle niezawodny Adam Woronowicz) oraz starszym bratem Mikim (Robert Więckiewicz) w miłym domku w nieokreślonym z nazwy, ale dużym, polskim mieście. Jego dzieciństwo, a raczej kluczowe dlań wydarzenia, naznaczające przyszłość Adasia na zawsze przedstawione są niczym scenki rodzajowe z filmów przyrodniczych. Głosem z offu – grająca także terapeutkę dorosłego już Adasia / Adama(?) – objaśnia je nam sama Krystyna Czubówna swym aksamitnym głosem, który moje pokolenie wielbi i zna od dzieciństwa z tego jak opowiadało o faunie tego świata. Jezusku Nazareński! Ludzie kochani! Jaki to jest genialny pomysł i zabieg kinowo-narracyjny!

Matka i ojciec Adasia to postaci wręcz kanoniczne – jeśli chodzi o (wciąż aktualny i wcale nie tak rzadki jak by się mogło wydawać) model rodzicielstwa stosowany w Polsce. Ona jest nadopiekuńczą kwoką, wiecznie wszystkim zatrwożoną, uległą wobec męża, zatroskaną i stojącą nad garami kobieciną, pozbawioną całkowicie własnego życia i podmiotowości. “Poświęconą na ołtarzu rodziny”, z “Jezus Maria” na ustach, wypowiadanym płaczliwym głosem co drugie zdanie… On – Pan wszechwładny, wszechwiedzący i wszechmocny! Ojciec nie tyle tyran czy despota, co kaleka emocjonalna, raczej głównie fizycznie nieobecny, a jeśli pojawiający się ze swoimi “interwencjami wychowawczymi” – to tak składnie i poradnie jak słoń w składzie porcelany…

Adaś zatem wyrasta w tym jakże znamiennym środowisku na kogoś, kto ewentualnie ma szanse na uzyskanie dostępu do jakiej – takiej podmiotowości własnej oraz socjalizacji w szkole, dzięki przebywaniu z innymi rówieśnikami. Zatem Koterski przez ponad połowę filmu 7 uczuć pokazuje nam, co ufundował rodzimy system kształcenia jego pokoleniu, mojemu pokoleniu, a najprawdopodobniej pokoleniu jego syna również. I nie widać nazbyt nadziei na przerwanie tej „pokoleniowej ciągłości”…

Sceny z klasy szkolnej, w której Adaś przebywa codziennie wraz ze swymi koleżankami i kolegami, od których odróżnia go wiele, ale łączy paranoja polskiej mentalności i wciąż powielane, te same, wychowawcze błędy –  to są sceny, których nie zapomnicie nigdy w życiu! Poznamy zatem wszystkich, którzy są dla Adasia jakkolwiek ważni, a szczególnie imponującego mu i będącego jego “role model’em” niejakiego Aldka (w tej roli bardzo dobry Marcin Dorociński). Jak i rodziców tych, z którymi spędza czas w szkolnej ławie (genialny epizod Joanny Kulig oraz magnetyczna Magdalena Cielecka).

Na szczególne uznanie w tym zestawie kwiecia polskiego aktorstwa zasługują moim zdaniem rewelacyjna Gabriela Muskała w roli klasowej kujonicy Porankowskiej; pogubiona życiowo Małgorzata Bogdańska jako Zosia oraz Andrzej Mastalerz jako “klasowy głąb” Bolechowski.

Koterski zafunduje nam “przelot” przez wszystkie koszmary polskiej edukacji, upokorzenia jakie znosić musi uczeń w polskiej szkole. Bezsens nauczycielskiego podejścia do kształcenia młodzieży wraz nieumiejętnością sprostania naturalnym talentom, czy też predyspozycjom intelektualnym uczniów. Oraz całkowitą niedorzeczność czasu marnotrawionego na konieczności wkuwania tego i owego “według programu”. W tym miejscu – co piszę jako osoba, która tego doświadczyła na własnej skórze – jawią mi się podśmiechujki z wkuwania na pamięć dorzeczy rzeki Nil oraz zawzięte międlenie obowiązkowych lektur szkolnych (choć z lamusa i nikomu do niczego obecnie nie przydatnych) takich jak “W pustyni i w puszczy” Sienkiewicza zabiegiem narracyjnym z gruntu “troszku smieszno, a troszku straszno”.

Ocenę jak bardzo to jest jednak straszne, a mniej śmieszne – Koterski zostawia widzom…

Ale przede wszystkim mówi o “gębie” niemalże Gombrowiczowskiej wszystkich bohaterów tej klasy, do której chodzi jego bohater, nasz nieszczęsny Adaś M… “Gębie” która zdaja się przede wszystkim zadawać nam wszystkim pytanie o to, czy będąc od maleńkości upupiani – jesteśmy w ogóle w stanie żyć będąc dorosłymi jak dojrzali ludzie? Czy też może jedynie z tymi gębami właśnie, które nam przyklejono w naszych domach rodzinnych i które (być może nawet wbrew sobie, podświadomie) nosimy stale, wciąż, nieodklejone, przez całe życie, nie wiedząc nawet, a tym bardziej rozumiejąc, że je w ogóle mamy …

*   *   *

Jest pewna scena w 7 uczuciach, która mnie mocno poruszyła. To scena zbiorowa, w której klasa Adasia udaje się “na wagary” lub też pospołu gdzieś udaje, pozalekcyjnie. Chłopcy i dziewczęta – niby to razem, w radosnym amoku, podskakując i przekrzykując się nawzajem stanowią niby to zwykłą ‘dziecięcą hałastrę”. To jest scena mistrzowska! W której Koterski genialnie metaforyzuje odwieczny rozdźwięk kulturowy pomiędzy płcią “piękną” a “brzydką”. Jako podszyty wzajemną fascynacją acz na poziomie genitalnym jedynie, a przede wszystkim zbudowany na lęku i swego rodzaju pogardzie wobec odmienności płci. Rozpisana została na tuziny przekomarzanek, licytowań na wierszyki, powiedzonka, którymi dziewczynki i chłopcy z klasy Adasia już w wieku nastu lat zaczynają toczyć „walkę płci”. O żesz! Ile jest w tym prawdy! O żesz! Jakie to inteligentne, jak mądre obserwacyjnie, jak wnikliwe! Skutki tego niby to niewinnego, szczeniackiego podejścia do tego co oznacza być chłopakiem, a co dziewczyną – odczuwamy jako społeczeństwo – po dziś! Do tej pory, bowiem, moim zdaniem poziom dyskursu na ten temat w naszym kraju nie odbiega zanadto od czasów mej podstawówki…

Te wszystkie: “Tereska, z przodu deska, z tyłu deska”; “Pokaż – ja nie tokarz, ja marynarz, jak cię kopnę, nie wytrzymasz”; …Te wzajemne porykiwania międzypłciowe służą w 7 uczuciach do smutnej konstatacji na temat stanu mentalnego naszego narodu. Kiedy się wyrasta na takich “podwalinach”- człowiek budzi się w XXI wieku z poczuciem, że zupełnie nie ogarnia zmian cywilizacyjnych i mentalnych jakie zachodzą, niewiele z nich rozumie, nie wie kim jest, ani co czuje…

*    *   *

Marek Koterski zrobiłby film absolutnie wielki gdyby w kilku miejscach nie “przefajnował”. Bo wyraźnie chciał się w nim nie pobawić jedynie w inteligentna kpinę. Zanurzył się mocno i głęboko wręcz w próbę psychologicznej diagnozy kondycji współczesnego Polaka. Ale nie starczyło mu weny (?) w przyjętej konwencji na wieńczący dzieło mistrzowski zamach narracyjny, zatem finałowe sceny wydarzeń dotyczące kilku uczniów z klasy, do której uczęszcza Adaś nie wybrzmiewają tak doskonale, jak cała reszta …Zatem  skonkluduję jego ostatnie dzieło w kilku zdaniach.

Wątek terapeutyczny 7 uczuć jest w nim mocno widoczny, mocno zaznaczony. Myślę, że specjalnie, z dużym rozmysłem. Z intencją, aby najnowsze dzieło reżysera nie było jedynie przednią rozrywką, ale także jakimś rodzajem katharsis poprzez nazwanie problemu. Każdy kto się kiedykolwiek z jakąkolwiek formą terapii w swoim życiu zetknął doskonale wie, że to pierwszy stopień do wejścia w nią. Bo przecież, jeśli spojrzeć na to z tej perspektywy, która pod sztafażem zabawy konwencją, salw śmiechu nad przekomicznie groteskowymi i absurdalnymi (niby to) scenami i dialogami – jest w swych najgłębszych pokładach 7 uczuć filmem do cna poważnym, a nawet zatroskanym! Filmem, w którym Koterski nie tylko się śmieje, ale także niejako prosi nas o namysł nad tym wszystkim co nam samym, a także naszym dzieciom może przeszkadzać w pójściu naprzód – czytaj dojrzeć, zrozumieć siebie, stać się w pełni samostanowiącymi jednostkami. Pozbawionymi “gąb”, ról, w których nas obsadzono, pomysłów na życie, które nie są nasze, oglądów siebie samych, które nas krzywdzą, gonieniem za spełnieniem oczekiwań innych. Nad tym wszystkim, co nie pozwala satysfakcjonująco żyć.

Ten doskonale wybrany dla filmu tytuł 7 uczuć, przypomina nam o tym, że istnieją prawidła, kwestie zasadnicze, którym podlegamy wszyscy – bez względu na status społeczny i finansowy. Psychologia dawno temu nazwała i opisała siedem podstawowych uczuć, jakich od dnia narodzin “uczymy się” (a raczej uczeni jesteśmy) odczuwać. A są nimi: strach, złość, smutek, radość, zazdrość, wstyd, wstręt.

Koterski stawia nas przed niezwykle ważnymi pytaniami: czego nas nauczono jako dzieci w ich zakresie. I które z tych uczuć stało się dominującym w naszym wychowaniu? I czy sami jako dorośli ludzie potrafimy je odróżniać, odczuwać i poprawnie nazywać? Bo jeśli nie… to dużo pracy przed nami… I konkluduje to prześmiewczym stwierdzeniem: “wszyscy jesteśmy źle wychowani”. Trudno mi się z reżyserem w tej kwestii nie zgodzić!

Bo dopóki nie zrozumiemy na przykład tego, że to co odbieramy jako wstydliwe – tak na prawdę wywołuje w nas strach, albo gniew. A to czego zazdrościmy uznajemy za złość – to choćby z tego powodu nie będziemy nigdy w stanie stać się dorosłymi, dojrzałymi emocjonalnie jednostkami.

Zostaniemy na zawsze społeczeństwem “dużych dzieci”, które w dorosłym życiu nie umieją funkcjonować ani dobrze, ani spełnienie. Stale uwiezieni w swoich “gębach” i rolach, które graliśmy z powadzeniem już jako chłopcy i dziewczęta ku uciesze rodziny, kolegów i koleżanek. Jako dorośli je jedynie smętnie powielając jak role, której nas nauczono. Rolę do odegrania, niczym w szkolnym teatrzyku – na zaliczenie.

*** Wszystkie zdjęcia zamieszczone w tekście pochodzą z materiałów prasowych dystrybutora filmu 7 UCZUĆ na rynku polskim: Kino Świat

You may also like

BĘKART
PAMIĘĆ
STREFA INTERESÓW
CZASEM MYŚLĘ O UMIERANIU