23
mar
2025
15

APETYT NA WIĘCEJ. LA COCINA

APETYT NA WIĘCEJ. LA COCINA (La Cocina) Reż. & Scen. Alonso Ruizpalacios, Obsada: Raúl Briones, Rooney Mara, Anna Diaz, Motell Foster, Oded Fehr, Eduardo Olmos, James Waterston, Laura Gómez. Meksyk / USA, 2024

Tytułem wstępu:

Pierwszym człowiekiem, który odsłonił przed światem skrzętnie do tej pory ukrywane przez branżę kulisy pracy w kuchni i na zapleczach restauracji w USA był nieodżałowany i nieżyjący już wielki talent i indywidualista świata gastronomii: Anthony Bourdain. Jego fenomenalna książka „Kitchen confidential” została wydana w roku 2000. Pamiętam do dziś, że zrobiła na mnie piorunujące wrażenie… Jestem z tego pokolenia, które w czasie wakacji podczas studiów na początku lat 90tych zeszłego stulecia jeździło pracować „na zmywaku” do krajów zachodniej Europy, głównie po to żeby nauczyć się lub podszkolić język obcy, i zarobić na dwa tygodnie wakacji w „lepszym świecie”, który był wtedy dla Polaków niedostępny finansowo. Nie znam nikogo, kto by nie miał na ten temat tego samego zdania. To piekielna robota. A jeżeli pracuje się przy przygotowywaniu posiłków – jest jeszcze gorzej… 

Restauracyjna kuchnia to świat hierarchiczny, brutalny, pełen agresji, rywalizacji, a przede wszystkim skrajnie wyczerpujący fizycznie i psychicznie. Znoszą przebywanie w nim przez długi czas jedynie najwytrwalsi, najbardziej zdeterminowani i zdesperowani. I o takich osobach opowiada film Alonso Ruizpalaciosa. Meksykański reżyser i scenarzysta studiował w Królewskiej Akademii Sztuk Dramatycznych w Londynie. Jego debiut „Güeros” (2013) zdobył ponad 40 nagród na festiwalach na całym świecie, w tym nagrodę za najlepszy debiut na Berlinale. Kolejny zaś film fabularny „Museo” (2018) otrzymał Srebrnego Niedźwiedzia za najlepszy scenariusz, a także dwie nagrody dla najlepszego reżysera. „Film o policjantach” (2021) – nagrodę Ariel de Oro dla najlepszego filmu dokumentalnego.

Apetyt na więcej. La Cocina długo dojrzewał w głowie reżysera, który ma na koncie własne doświadczenie pracy „na zmywaku” w czasach studenckich w jednej z knajp w centrum Londynu. 

To również wtedy po raz pierwszy przeczytałem sztukę Arnolda Weskera „The Kitchen”, która stała się inspiracją dla scenariusza tego filmu. Czytanie tej sztuki, kiedy jednocześnie pracowałem w gastronomii, sprawiło, że doświadczenie to stało się o wiele ciekawsze (a dni pracy znośniejsze). Pamiętam, że uderzył mnie wtedy złożony system kastowy, który nadal istnieje w profesjonalnych kuchniach i jest nieodzownym elementem ich funkcjonowania….Granice odgrywają w tym filmie kluczową rolę: fizyczną, duchową i społeczną. Hierarchiczna struktura kuchni jest idealnym tłem do eksploracji tego, co kryje się pod powierzchnią podzielonego społeczeństwa, które zmuszone jest do współistnienia w jednej przestrzeni…

Alonso Ruizpalacios – reżyser i scenarzysta filmu LA COCINA

Przez Times Square w Nowym Jorku „przelewa się” dziennie nieprzebrany tłum. Mieszkańcy miasta nieustannie gdzieś pędzą, jak to w „Wielkim Jabłku”, jedni w górę, drudzy w dół Manhattanu, niedaleko jest jedna z największych przesiadkowych stacji metra. Turyści upodobali sobie ten plac szczególnie – każdy chce zobaczyć to ikoniczne miejsce, nawet jeżeli jedynie w drodze na przedstawienie na Broadwayu. 

Fabuła Apetyt na więcej. La Cocina ma miejsce w jednej z restauracji położonych właśnie przy Times Square. Nazywa się niezbyt wyszukanie: „The Grill”. Z biznesowego punktu widzenia jednak – to nazwa udana.

I z pewnością temu właśnie zawdzięcza swój sukces finansowy. Skołowani nadmiarem wrażeń zmęczeni i głodni turyści tłumnie ją odwiedzają. Wszak grill wymyślili Amerykanie. I kojarzy się z tym, że potrawy z niego są  sycące. Jest to restauracja, jakiej ktoś, kto oczekuje dobrego jedzenia, przyrządzonego z atencją – nigdy by nie odwiedził. To biznes, który ma się kręcić, udając coś czym nie jest i serwując potrawy o wyszukanych nazwach lub dania z drogich składników – licząc na to, że „głupi turysta” się nie połapie, że je byle co…W wielkim akwarium stojącym pośrodku restauracyjnej sali pływają „świeżo złowione homary”, a przy barze stoi rzeźba – miniatura Statui Wolności. Ameryka – jak się patrzy…

Najpierw poznajemy młodziutką Estelę (Anna Díaz), która pochodzi z Meksyku. Pierwsze kadry filmu pokazują ją w dniu jej przybycia do NYC. Estela nie mówi po angielsku, zna jedynie kilka słów, i jak się dowiemy wie tyle, że niejaki Pedro (Raúl Briones), syn przyjaciółki jej matki, który wyjechał kilka lat temu do Ameryki ma jej pomóc załatwić angaż w restauracji, w której pracuje. Nie wie jednak co ją tam czeka, ani nawet nie umiałaby sobie tego wyobrazić. I choć zostaje zatrudniona, oczywiście nielegalnie, bo na nielegalnych pracownikach biznes właściciela knajpy kręci się najlepiej – trafia na wyjątkowo podły dzień w „The Grill”. Pedro ledwo ją kojarzy i nie wydaje się być już tym samym człowiekiem, którego zapamiętała z czasów dzieciństwa w Meksyku. A na dodatek wszyscy pracownicy porannej zmiany są postawieni w stan alarmowy. Księgowy powiadomił menadżera, że zginęła kasa z utargu z poprzedniego dnia (nieco ponad 800 dolców) i nakazał aby wszystkich „przesłuchać” (do takich miejsc jak „The Grill” nikt nie wzywa policji jak się domyślacie). Pedro zostaje nam przedstawiony jako człowiek na skraju załamania nerwowego. Haruje w kuchni, w skrajnym stresie od lat, marnując swój talent kulinarny przygotowując dania „na akord”. Jest otoczony ludźmi z wielu biednych krajów tego świata, głównie z Ameryki Południowej i Centralnej oraz Afryki, którzy tak jak on mają mniejsze lub większe aspiracje i marzenia permanentnie wymykające się ziszczeniu. Właściciel „The Grill” bowiem to „prawdziwy amerykański kapitalista”. Nieustannie obiecuje swoim pracownikom załatwienie zielonej karty, ale jakoś zawsze nic z tego nie wychodzi. Jego bóg nazwa się kasa – robiona szybko, chciwie i jak najmniejszym kosztem własnym. A ci, których zatrudnia to dla niego bezimienna „masa”,  w jego mniemaniu winna mu dozgonną wdzięczność za to, że dzięki harówie za grosze może przeżyć od pierwszego do pierwszego, w dodatku nie musząc ponosić kosztów za wyżywienie się, bo posilić się mogą za darmo podczas pracy. Kuchnia wielkiej nowojorskiej restauracji to miejsce, które w Apetyt na więcej. La Cocina  jest przedstawione bardzo prawdziwie i obrazowo – to osobny mikrokosmos, w którym wszystko działa na zasadzie naczyń połączonych. Jedna wpadka kulinarna któregoś z kucharzy, opóźnienie na „linii produkcyjnej”, źle złożone zamówienie lub błąd w „wydawce” – skutkuje efektem domina. Na końcu tego procesu szef kuchni zawsze szuka winnego… 

W mikroorganizmie tym istnieje hierarchia niczym w ulu. Jest nieznośnie gorąco, a mordercze tempo sprzyja błędom i stałym napięciom pomiędzy wszystkimi, którzy ze sobą muszą stale i płynnie kooperować tak aby kelnerki nie składały zażaleń, że nie mogą odpowiednio wykonywać swej pracy. W tym osobliwym systemie (a jest on dość powszechny i bardzo wiarygodnie w filmie oddany) – to osobna „kasta” na restauracyjnej planecie. To one mają za zadanie „reprezentować” firmę przed klientami miłym wyglądem i zjednywać do kolejnych zamówień – urokiem osobistym. W kuchni jedynie bywają na chwilę po odbiór dań, a przede wszystkim najczęściej są Amerykankami, zatrudnionymi legalnie i ich praca jest nieporównywalnie lżejsza. Jest też lepiej opłacana. Te dwa światy niespecjalnie się lubią i niespecjalnie do siebie lgną. Ale w Apetyt na więcej. La Cocina oś narracji zbudowana jest wokół tego, że wszyscy w restauracji wiedzą, iż młoda, choć już z długim stażem pracy, śliczna i jedna z najlepszych kelnerek „The Grill” –  Julia (jak zawsze niezawodnie świetna Rooney Mara) i Pedro mają romans. To relacja skomplikowana i raczej z tych, które nie wróżą happy endu. Każdy z pracowników „The Grill” wydaje się zdawać sobie z tego sprawę, z wyjątkiem Pedra, dlatego też jego stosunki zawodowe z kilkoma innymi zatrudnionymi w kuchni mężczyznami – są napięte jak struna. Wszyscy, łącznie z restauracyjnym menadżerem wiedzą, że szanse na coś poważnego i trwałego w tym brutalnym mikroświecie, którym rządzą pieniądze, a podziały społeczne są tak samo wielkie, o ile nie większe niż poza nim – romantyczne historie się nie zdarzają. Jak to cynicznie skwituje podczas swojego „przesłuchania” Julie na okoliczność zaginionej kasy – wiara w miłość w tym przypadku jest naiwnością. Według niego pracownicy kuchni nawiązują intymne relacje z amerykańskimi kelnerkami wyłącznie z jednego powodu, a jest nim fakt, że gdyby udało się im z nimi ożenić – ziściliby swój „American dream”. Parafrazując klasyka: oto wielka tajemnica wiary: wiza i dolary…

*    *    *

Kino od lat „obrabia” tematykę gastronomii i jej kulisów z bardzo prostego powodu. To nośne i angażujące emocjonalnie zagadnienie dla milionów ludzi na świecie – wszak większość z nas lubi „zaglądać za kulisy” świata, do którego na codzień nie mamy dostępu. A tym bardziej, im bardziej wiemy z mediów, że pełen jest nie tylko wielkich talentów i wspaniałości, ale różnego rodzaju patologii i wypaczeń, w tym ludzi, o których psychopatii – krążą legendy (patrz film „Menu”). Popularność filmów dokumentalnych poświęconych restauracjom i szefom kuchni od dawna skłania producentów do tego aby sprzyjać realizacji scenariuszy filmów „okołokulinarnych”, tym bardziej po gargantuicznym sukcesie serialu „The Bear”, ukazującym na bardzo ludzki i pozbawiony lukru sposób – kulisy pracy w restauracyjnym świecie. Film Alonso Ruizpalaciosa – jest jednak pierwszym tak brutalnie szczerym i bolesnym w przedstawieniu tego świata. Jest też obrazem wyjątkowym pod względem czysto kinematograficznym. Świetne czarno-białe zdjęcia Juana Pablo Ramíreza doskonale oddają aurę pełną napięcia, tłumionego gniewu, niemocy i poczucia bycia „trybem w maszynce”, która nie ma żadnych innych celów, ani ambicji –  niż zarabianie pieniędzy dla swojego właściciela.  Meksykański reżyser doskonale oddaje w Apetyt na więcej. La Cocina jeszcze jeden ważny aspekt tej toksycznej pracy tak dla Pedra, jak i wszystkich innych osób, z którymi pracuje w kuchni. Niby spędzają wspólnie na niewielkiej przestrzeni dziesiątki godzin miesięcznie, ale to godziny, w których nie da się ani kogokolwiek lepiej poznać, ani zrozumieć, a tym bardziej nawiązać głębszej relacji. Nie ma na to czasu, ani chęci, bo to praca jak na taśmie, czysto zadaniowa. W dodatku taka, w której bardzo łatwo o animozje, urażoną dumę własną, zawiść i chęć odwetu. Można ewentualnie darzyć kogoś większą lub mniejszą sympatią, czasami coś komuś ułatwić, ale też „interesownie”. Praca zespołowa w tym świecie jest jedynie fasadowa. Owszem, wszyscy muszą na sobie polegać, żeby system działał sprawnie. Ale kiedy jedna ze stacji ma kłopoty, finalnie kończy się to szukaniem winnego i wrzaskami szefa kuchni, a najczęściej – odpowiedzialnością zbiorową. Dlatego też lojalność w tym świecie jest jedynie pozorna i ulotna. To nie wyznawane wartości o niej powodują, a interesowność. Kuchnia musi trzymać ze sobą – bo tylko tak każdy z pojedynczych pracowników broni się przed indywidualną karą finansową lub zwolnieniem… To nie wspólnota, a zestaw ludzkich indywiduów „upchniętych” razem w jednym ciasnym miejscu, w którym codziennie trwa walka o przetrwanie – skazanych na siebie, a nie sobie bliskich. Apetyt na więcej. La Cocina przygląda się ich zmaganiom ze sobą i poczuciem bycia zakładnikami tego samego desperackiego pragnienia aby pomimo wszystko znosić to toksyczne środowisko i każdego dnia od nowa łudzić się nadzieją, że jednak ich los się odmieni – z dużą dozą empatii i współodczuwania, ale też z silną nutą goryczy.

Apetyt na więcej. La Cocina dotyka również tematu duchowej bezdomności, braku zakorzenienia, poczucia wyobcowania. Status bohaterów jako nieudokumentowanych imigrantów to nie tylko ich rzeczywistość, realia. To codzienny trud walki z systemem, brakiem pewności jutra, ale przede wszystkim stan, w którym kwestionowane jest ich człowieczeństwo, poczucie wartości. To, z czym się zmagają dodatkowo na poziomie psychicznym i emocjonalnym – to bolesna niemożność zbudowania własnej tożsamości. Ich życie to nieustanny survival, w którym machina globalnego kapitalizmu – dosłownie miażdży ich „ja” za każdym razem kiedy się upominają o lepsze traktowanie.

Cytat z Henry’ego Davida Thoreau: amerykańskiego eseisty, poety, filozofa i działacza społecznego: „Myślę, że nie istnieje nic, nawet zbrodnia, co stanowiłoby większe przeciwieństwo poezji, filozofii, ba – życia samego aniżeli owa ustawiczna pogoń za zyskiem” otwiera film Apetyt na więcej. La Cocina właśnie po to by już na wstępie dać widzom przedsmak tego, o czym obraz ten będzie opowiadał – starając się skłonić nas do refleksji nad stanem świata, w którym przyszło nam żyć i zadać sobie pytanie o to, czy aby nasz własny „apetyt na więcej” nie przyczynia się do tego, że jest tak w mizernej kondycji…

***Wszystkie zdjęcia oraz przytoczony cytat zamieszczone w tekście pochodzą z materiałów prasowych dystrybutora filmu APETYT NA WIĘCEJ. LA COCINA MonolithFilms

You may also like

FLOW
NASIENIE ŚWIĘTEJ FIGI
PRISCILLA
KIEDY NADCHODZI JESIEŃ

Leave a Reply