BASEN (LA PISCINE)
Basen (La Piscine), Reż. Jacques Deray. Wyk. Romy Schneider, Alain Delon, Maurice Ronet, Jane Birkin. Francja / Włochy, 1969
Ten film z tą obsadą należy zdecydowanie do obrazów ikonicznych, choć na próżno szukać go po almanachach “arcydzieł kina”…
Nie zmienia to faktu, że obraz ten obrósł legendą, a ogląda się go po prostu świetnie, pomimo upływu 45 lat od jego powstania.
O tym wszystkim przesądziło kilka faktów: po pierwsze uniwersalność opowieści i jej kameralny charakter, który de facto sprowadza się do dynamiki uczuć pomiędzy czterema osobami. Po drugie – wybitnie dobrze dobrana obsada. A także bajeczna scenografia i uroda wizualna tego kina.
Alain Delon (Jean – Paul) i Romy Schneider (Marianne) to kwintesencja tzw. “wyjątkowo pięknej pary”. Ich zmysłowość i cielesność w tym filmie jest wręcz porażająca – na oboje patrzy się z niesłabnącym zachwytem dla ich dorodnej, soczystej atrakcyjności. Dodatkowym smaczkiem tego, że na ekranie kreują w BASENIE parę był (i jest) fakt, że zaledwie kilka lat przed produkcją tego obrazu stanowili w prawdziwym życiu – jeden z bardziej burzliwych związków w europejskim świecie filmowym.
Historia Jean – Paula i Marianne rozgrywa się – w basenie i jego najbliższych okolicach, w upalne lato, na francuskiej riwierze. Kochankowie są tam na wakacjach, w idyllicznej willi, którą użyczyli im znajomi na czas wyjazdu zagranicę.
Pomiędzy głównymi bohaterami jest wielka fizyczna namiętność ale także napięcie, którego źródła poznajemy z wolna, tak jak niespieszna jest narracja filmu. Upał lata w rozkwicie, leniwość dni spędzanych na przyjemnościach wręcz “wyziera” z ekranu, obezwładniając i nas chęcią bycia w podobnie luksusowej sytuacji.
Kinematografia francuska miała zawsze talent do delikatnej, zniuansowanej sugestii i bez licznych dialogów – wprowadzania widza w klimat, w którym napięcie jest ledwo wyczuwalne, prawie, że podskórne. Niby wszystko (z wierzchu) wygląda świetnie, ale wiemy, że gdzieś czai się “zło”.
Ich związek, choć z początku wydaje się nam idealny, zaczyna nabierać rys. Stary znajomy obojga: Harry (Maurice Ronet) któregoś dnia niespodziewanie dzwoni do willi i zostaje przez Marianne zaproszony w odwiedziny. Przyjeżdża – jak się okazuje ze swoją 18 letnią córką Penelope (Jane Birkin), z którą całkiem niedawno nawiązał kontakty po latach kompletnego braku zainteresowania zarówno nią, jak i porzuconą dawno temu jej matką.
Basen nabiera w tym momencie głębi i ta metafora jest użyta w filmie doskonale. Jean – Paul i Harry to starzy kumple. Jest między nimi odwieczna męska rywalizacja, element niewypowiedzianej zawiści i urazy. Harry nie jest być może aż tak przystojny jak Jean – Paul, niemniej osiągnął w życiu zawodowym znacznie więcej niż kumpel. Do tego wszystkiego dochodzi fakt, że kiedyś to Harry był partnerem Marianne. A ona wydaje się darzyć go sentymentem i sympatią dla Jean – Paula nie do końca jasno sprecyzowaną. Jest więc podejrzliwy i zazdrosny.
Napięcie pomiędzy dwoma mężczyznami i kobietą rośnie (doskonale rozegrany został w scenariuszu klasyczny francuski koncept dynamiki “trójkąta”). W warstwie psychologicznej – przedstawiona historia jest majstersztykiem.
To co mnie wydaje się w Basenie szczególnie nośne, mocne i ponadczasowe, to fakt, że choć obraz ten wydaje się należeć do filmów „zbyt ładnych” jak na konwencję dramatu psychologicznego, jednakże ogrywa na swój – jakże francuski – sposób tak dobrze znane – przede wszystkim ze sztuk teatralnych – odwieczne historie ludzkich przywar, lęków, frustracji, a przede wszystkim swego rodzaju gier społecznych, którą ludzkość prowadzi od tysięcy lat.
Pokuszę się w tym miejscu o pewną analogię, która wielu osobom może wydać się „na wyrost” – niemniej moim zdaniem: Basenowi bliżej (gatunkowo) do – znacznie bardziej wybitnego pod każdym względem (rzecz jasna) „Kto się boi Virginii Woolf”? Mike’a Nicholsa, niż by się wydawało.
Moim zdaniem, to jedynie konwencja wizualna Basenu – powoduje, że „drugie dno” wyziera z niego jakby wbrew naszym oczekiwaniom. W obrazie tym bowiem cała brzydota, której pokłady skrywają bohaterowie „przykryta” jest wszechobecnym pięknem wizualnym tego filmu.
To niezwykła sztuczka tego kina, że udaje się mu zniewolić widzów obrazami tak bardzo, że w obfitości słońca, leniwego „dolce far niente” bohaterów, także zatracają ostrość spojrzenia.
W Basen gapimy się trochę tak, jak byśmy sami leżeli na leżaku nad brzegiem wody, w upalny dzień, z drinkiem w dłoni. I o czymś marzyli. Gdy otwieramy oczy – wściekłość promieni słonecznych, które aż kłują, nie pozwala nam wyraźnie widzieć.
Dopiero musi przyjść wieczorny mrok, byśmy mogli zobaczyć, że wszystko to, co wydawało się nam takie ładne i kolorowe za dnia, ma swoją ciemną stronę.
Pingback : Kultura Osobista NIENASYCENI | Kultura Osobista
Pingback : Kultura Osobista THE SWIMMING POOL in photography... | Kultura Osobista