BLUE JASMINE
BLUE JASMINE (Blue Jasmine) Reż. & Scen. Woody Allen, Wyk. Cate Blanchett, Alec Baldwin, Sally Hawkins, Bobby Cannavale, USA, 2013
Do napisania recenzji Blue Jasmine zainspirowała mnie informacja o tym, że najnowszy obraz, w kategorii dramat 82-letniego Woody’ego Allen’a pt. „Wonder wheel” (w obsadzie moja ulubienica Kate Winslet oraz Justin Timberlake!) jest właśnie w fazie post-produkcji. I kto wie, czy nie wejdzie na ekrany jeszcze w tym roku.
Co to ma wspólnego z Blue Jasmine? Ano jedynie tyle, że czekam jak kania dżdżu powrotu mistrza i jednego z moich najukochańszych reżyserów do formy, w której nie był niestety już od wielu lat, a której ostatnim wykwitem jest właśnie ten obraz. Wszystkie kolejne, które po nim powstały, rzecz jasna były bardzo sprawnie zrealizowane i miło się je oglądało. Niemniej określenie „miło” to jednak za mało, przynajmniej dla mnie i na pewno w przypadku Allena.
* * *
Blue Jasmine – zupełnie niespodziewanie pojawiło się w filmografii reżysera, po także nieco słabszych, poprzedzających ten obraz produkcjach: “Zakochani w Rzymie”, “Północ w Paryżu” oraz “Poznasz przystojnego bruneta”. Od dawna mówiło się, że Allen – znany z tego, że robi jeden film rocznie („co rok to prorok”, jak kiedyś to zgrabnie ktoś określił) zaczął sporą część z nich kręcić w Europie, z powodów finansowych. Gdyż to właśnie w Europie jest kochany przez publiczność (czytaj ludzie walą do kina na jego filmy), zaś w rodzimych Stanach – nie tak bardzo…
Blue Jasmine – było powrotem tak do formy, jak i do gatunku, porzuconego na kilka lat, czyli dramatu i do rejestrów, w których reżyser ten potrafi być świetny, jak mało kto!
Obraz ten jest – moim zdaniem – w natężeniu emocji zupełnie pozbawiony przymrużonego oczka, a w narracji i wnikliwej obserwacji psychologicznej pewnych ludzkich typów – podobny nieco – do także, skądinąd, doskonałego “Match Point”…
Moje zachwyty nad Blue Jasmine mają jeszcze dodatkowe powody. Otóż, postać głównej bohaterki Allen napisał, inspirując się postacią Blanche Dubois z fenomenalnej sztuki Tennessee Williamsa pt. „Tramwaj zwany pożądaniem”. Ten sam „myk” reżyser uczynił zresztą w swoim wybitnym dziele „Hannah i jej siostry”, dla których z kolei inspirację stanowiły „Trzy siostry” Antoniego Czechowa…
* * *
Blue Jasmine to rasowy, doskonały dramat obyczajowy. Tym razem Allen napisał rzecz bardzo mocną i prawdziwie smutną.
Historia Jasmine (F E N O M E N A L N A Cate Blanchett – nagrodzona za tę rolę „potrójnym złotem” – Złotym Globem, Oscarem i BAFTA), niegdyś “ozdoby nowojorskiej socjety”, żony bogacza (Baldwin), która spędziła całe swoje dorosłe życie na ekskluzywnych lunchach, zakupach w butikach przy piątej Alei, grze w golfa, wylegiwaniu się nad basenami w licznych posiadłościach małżonka, podróżach po Europie, niekończących się party, filantropijnych i snobistycznych aktywnościach – lądującej w “koszu na śmieci” u stóp drabiny społecznej jako całkowita bankrutka – jest dojmującym studium krachu tożsamości.
Jasmine przybywa do San Francisco, do swej siostry Ginger (świetna Sally Hawkins) tylko dlatego, że nie ma się gdzie podziać. Nie ma pieniędzy, nie wie kim jest, jak ma dalej żyć i co ze sobą począć… Tej Jasmine, którą była – już nie ma. A została jedynie kobieta, zapijająca środki psychotropowe alkoholem, by przytłumić napady paniki.
Siostra wydaje się być jej “jedyną deską ratunku”…
Allen, w retrospektywnej narracji pokazuje nam życie Jasmine, w tym jej relacje z siostrą, w czasach kiedy była na topie. Komponuje dramat jaki się rozegrał w jej życiu, niczym precyzyjny puzzle, w którym wszystkie elementy układanki są starannie przemyślane. I muszę przyznać, że jeśli chodzi o moje zdanie – to właśnie scenariusz Blue Jasmine budzi mój najwyższy podziw. Oczywiście nie umniejszając kunsztowi aktorskiemu wspaniałej Cate Blanchett. Ale, cóż, prawda o filmie jako sztuce jest brutalna… wielcy aktorzy, by tworzyć wielkie kreacje – muszą mieć na czym bazować! Allen w tym obrazie w roli scenarzysty spisał się doskonale, gdyż jeden z jego elementów jest sporym zaskoczeniem dla widzów i potwierdza, że stary wyga kinematografii nie zapomniał, jak się buduje doskonale dobrze napisaną historię.
A to, że do tego typu fabuły potrzeba było aktorki wybitnej, która będzie w stanie zniuansować najdrobniejsze detale psychologicznego portretu postaci i że Allen wybrał Blanchett – uważam za dowód jego wielkości.
No i last but not least, ale przy tym obrazie – trudno byłoby mi to ominąć. Ceniący Allena i zainteresowani jego twórczością, wiedzą doskonale, że reżyser ten lubi pracować ze “swoimi ludźmi”. I z niektórymi z nich robi kino od co najmniej kilkunastu lat. Dotyczy to na pewno Alisy Lepselter (montaż) oraz Dyrektor obsady: Julie Taylor (prawie dwadzieścia filmów razem!).
W przypadku Blue Jasmine mamy do czynienia z dziełem, w którym wszystko jest takie, jak być powinno w przypadku reżysera – legendy. Można ten obraz nazwać zarówno doskonałym, jak i wyrafinowanym. Inteligentnym i błyskotliwie szyderczym, ale nie pozbawionym empatii dla swoich postaci. Smutnym, ale nie mrocznym. Jest w Blue Jasmine, bowiem, wszystko to, co stanowi o tym, że „in Woody Allen we trust”. 🙂
Pingback : Kultura Osobista NA KARUZELI ŻYCIA | Kultura Osobista
Pingback : Kultura Osobista JESTEM NAJLEPSZA. JA, TONYA | Kultura Osobista
Pingback : Kultura Osobista W DESZCZOWY DZIEŃ W NOWYM JORKU | Kultura Osobista
Pingback : Kultura Osobista OSIEROCONY BROOKLYN | Kultura Osobista