BOSCY
BOSCY (Competentia Oficial) Reż. Gastón Duprat & Mariano Cohn; Scen. Andrés Duprat, Gastón Duprat & Mariano Cohn, Wyk. Penélope Cruz; Antonio Banderas; Oscar Martínez; José Luis Gómez, Hiszpania / Argentyna, 2021
BOSCY – czyż to nie świetny tytuł dla satyry na biznes filmowy? Obraz ten zajmuje się bowiem wszystkimi najważniejszymi „grzechami” najważniejszych uczestników procesu zwanego „robieniem kina” w konwencji mocno sarkastycznej w wymowie. Boscy kpią bez pardonu z przerośniętego Ego, artystowskich fochów, gwiazdorzenia i samozachwytu celebrytów pasących się uwielbieniem tłumów na czerwonych dywanach i nie mają litości w zaglądaniu za fasadę – za którą „boscy” zazwyczaj bywają znacznie mniej boscy, a znacznie bardziej pełni przyziemnych i mało sympatycznych przywar. Podsumowując: Boscy to filmowa gratka!
Zacznę od osobistej dygresji: mam słabość do filmów poświęconych robieniu filmów. Nie wiem dokładnie czemu, ale podejrzewam że dlatego iż trafiają bardzo dobrze w moje zjadliwe i cyniczne poczucie humoru, które lubuje się w upuszczaniu powietrza ze zbyt nadętych balonów…A tak się składa, że skromnych i nieodklejonych od rzeczywistości ludzi w branży filmowej – jest jak świat długi i szeroki – niezbyt wielu (hehe).
Obraz Boscy znalazł się w Konkursie Głównym 78. MFF w Wenecji, co jest obiektywnie w branży filmowej – sporym wyróżnieniem. Zjadliwości, ironii i komediowej ostrości przydaje mu fakt, że główne role grają w nim aktorzy uznani i powszechnie uwielbiani: nagrodzona Oscarem, Bafta oraz Złotym Lwem w Wenecji Penélope Cruz, uhonorowany Złotą Palmą w Cannes Antonio Banderas (filmowe duety wychodzą im wspaniale!) oraz Oscar Martínez, jeden z najbardziej znanych aktorów argentyńskich, zdobywca najważniejszej nagrody przyznawanej przez Argentyńską Akademię Filmową za rolę w jednym z moich najulubieńszych filmów ostatniej dekady: „Dzikie historie”.
* * *
Akcja filmu Boscy zawiązuje się w momencie, który biznes filmowy zna aż nadto dobrze… O tym jakie mogą być tego reperkusje, gdy kino postanawia robić ktoś, kto nie ma o nim zielonego pojęcia krążą w branży (polskiej też – hehe) – legendy. Parę przykładów z ostatnich kilku lat bym Wam mogła tu podać, ale jestem dziś w miłosiernym nastroju 😉
W Boskich tym kimś jest milioner z branży farmaceutycznej (José Luis Gómez – aktor znany z filmów Almodovara: „Przerwane objęcia”; „Skóra, w której żyję”) który na stare lata nagle stwierdza, że owszem jest bajecznie bogaty, ale nie stworzył nic, co byłoby tzw. wiekopomnym dziełem i po jego śmierci zostawiłoby trwały ślad w ludzkiej pamięci. Wpada na pomysł, że takim „czymś” mógłby być film przez niego wyprodukowany, czytaj powstały dzięki jego funduszom. Zaczyna się ustalanie kto go zrobi. Wybór jego doradców pada na niejaką Lole Cueves (fantastycznie karykaturalna Penélope Cruz), która jest znana głównie z tego, że jest reżyserką kontrowersyjną, pracującą na planie przy użyciu mocno niekonwencjonalnych metod. Dostała lata temu ważne nagrody za swoje „eksperymentalne” i bardzo „nowatorskie narracyjnie” filmy i uchodzi za artystkę przez duże A. I w zasadzie tyle (hihi). W tym miejscu zaczyna się główna ironiczna i szydercza jazda po bandzie, bo Boscy parodiują fenomenalnie dobrze w zasadzie każdy proces powstawania obrazu filmowego – od początku, czyli pomysłu na scenariusz. Mnie – to bawiło (choć „zabawne” jak sądzę dla tych, którzy się tym zajmują na co dzień – nie jest)…
A zatem, sprawa podstawowa! – o czym ma być film? Milioner ma kasę, Lola ma w związku z tym spory budżet do dyspozycji. Postanawia więc artystycznie pójść na całość. „Wiekopomne dzieło” sponsorowane przez staruszka z branży farmaceutycznej według jego woli ma być obrazem „o doniosłej treści” i „ambitnym artystycznie”, nie jakiś tam byle filmik rozrywkowy. Trzeba kupić prawa do ekranizacji książki. Jakiej? No takiej samej jaką ma być film: uwielbianej przez krytyków, poruszającej i nagrodzonej. Wybór pada na niezbyt łatwą w interpretacji epicką powieść o dramatycznych losach dwóch skonfliktowanych braci. Milioner się zgadza, książki co prawda nie czytał, ale jak taka nagradzana, to i dzieło filmowe będzie takie samo: epickie i wiekopomne. Ważne, że Lola ma wizję artystyczną jak zrobić film, a przede wszystkim kto w nim ma zagrać. Decyduje się na dwóch aktorów, bardzo znanych w swoim fachu. Gwiazdy – można by śmiało rzec! Kłopot w tym, że Félix Rivero (prześwietnie autoironiczny Antonio Banderas) to hollywoodzki amant, playboy i facet, który ma się za Boga. No ba! Wszak pracuje stale w fabryce snów, zarabia miliony, żyje jak król, a kobiety go wprost wielbią. Zaś Iván Torres (Oscar Martínez) to ikona teatru, nauczyciel w szkole dla adeptów tej trudnej sztuki, zwolennik procesu „wchodzenia w rolę” by ją dogłębnie zrozumieć, a także człowiek, który w życiu tak prywatnym, jak i zawodowym gardzi tanim blichtrem i poklaskiem oraz tym wszystkim co się wiąże z byciem celebrytą… Na myśl o tym, że miałby robić wygibasy lub selfie na konto na Instagramie (którego rzecz jasna nie posiada) robi mu się niedobrze.
Jak nietrudno się domyślić – panowie się nie znoszą. I nie wiadomo nawet który którym gardzi bardziej, każdy z całkiem odmiennych powodów. Każdy jednak temu drugiemu czegoś potwornie zazdrości…
A jednak – obaj zwiedzeni osobą Loli Cueves – bądź co bądź uchodzącej za reżyserską artystkę, scenariuszem opartym na prozie wielkiego pisarza, a podsumowując – potencjałem na stworzenie poważnego, artystycznego dzieła, które się zapisze złotymi zgłoskami w ich karierze – przystępują do pracy…
Co i jak podzieje się dalej opisywać nie będę, gdyż z jednej strony dość łatwo można się domyślić, że same kłopoty; z drugiej zaś jednak – Boscy to film inteligentny, więc nie wszystko jest w nim jedynie gorzkawą w smaku satyrą. Jest pewien istotny, dość dramatyczny zwrot akcji, którego rzecz jasna nie zdradzę. Jest też i miejsce dla refleksji. Jednym słowem: każdy sobie musi „przegryźć” ten film po swojemu…
* * *
Boscy to film zrobiony przez argentyński duet: Gastón’a Duprat’a & Mariano Cohn’a – reżyserów, scenarzystów i producentów, którzy kooperują ze sobą od lat i na koncie mają tak znane obrazy jak „Honorowy Obywatel”. Ich prace są cenione zarówno przez krytyków, jak i widzów. Z kronikarskiej rzetelności dodaję także, że w przypadku Boskich producentami wykonawczymi jest również trójka wiodących aktorów w nim grających, czyli : Cruz, Banderas i Martinez. W moim odczuciu Boscy to film nie wolny od pewnych wad, nie nazwałabym go z pewnością wybitnym, ani tym bardziej „wiekopomnym” 😉 Miejscami jest jak dla mnie zbyt manieryczny, w kanwie głównej – dość przewidywalny, bo jednak wiadomo od początku, że cała jego konstrukcja oparta jest o swego rodzaju absurd, od którego akcja się zaczyna i jej celem jest zmierzanie nie tylko ku parodii świata jaki przedstawia, ale ku eskalacji wynikających z niej problemów. Niemniej Boscy to obraz, który się moim zdaniem broni, a przede wszystkim dobrze ogląda – walnie dzięki temu, że jego scenariusz jest że tak powiem „błyskotliwe cięty”. Gdyż w tym niezbyt długim (około 1,5 h ) filmie udało się scenarzystom zawrzeć sedno wszystkich największych „paranoi” z jakimi biznes filmowy ma do czynienia po dziś dzień. Zgrabnie je wypunktować i świetnie ująć w czasami tak czarny humor – że aż strach 😉
Trzeba też dodać, że Boscy to film bardzo dopieszczony wizualnie: za zdjęcia odpowiada wielokrotnie nagradzany hiszpański operator: Arnau Valls Colomer, a za fantastyczne kostiumy Wanda Morales, która pracowała na planach filmowych i u Pedro Almodovara i u Woody’ego Allen’a.
„Boski blask” zwany główną zaletą Boskich stanowi – rzecz jasna – obsada! Dobrana doskonale. Nie sądzę aby ten film mógł wybrzmiewać tak dobrze i donośnie, jak mu się udaje – bez udziału Penélope Cruz i Antonio Banderasa. Oboje kreują swoje postaci balansując na granicy karykatury i pastiszu – delikatnie i z uważnością na detal. Gdyby nie ich doskonały warsztat aktorski – byliby głównie żałośnie śmieszni. A nie są. Dali swoim postaciom ten rodzaj głębi, która pozwala uwypuklić dokładnie to, o czym jest ten film. A jest o tym, że kino to taki byt, w którym ludzie się nim zajmujący nader często grają nie tylko publicznie, ale prywatnie stale jakieś role, i z racji ich zawodu od tego „jacy są naprawdę” oddzielić je niełatwo, a w zasadzie nie sposób. „Boscy” są (ewentualnie) jedynie w oczach wielbiących ich tłumów. A w głębi siebie żyją życiem, w którym sztuka filmowa, jaką na swój indywidualny sposób pragną tworzyć – to zawsze zmagania. Artystyczne, emocjonalne, międzyludzkie. Proces i to trudny…Ponadto ich praca to stała rywalizacja i frustrujące porównania. Ale przede wszystkim to kreacja iluzji, która ma to do siebie, że potrafi obciążać psychicznymi sinusoidami od nadmiernych samozachwytów do poczucia przegranej i porażki…
Czy to ok? Czy tak powinno być? Nie, nie powinno. Ale dalej jest. A przynajmniej tak sugeruje obraz Boscy. Bo w świecie wszystkich „boskich” kinematografii dalej obowiązują dwie naczelne zasady: albo wygrywasz albo przegrywasz i „show must go on”…
*** Wszystkie zdjęcia wykorzystane w tekście pochodzą z materiałów prasowych dystrybutora filmu BOSCY na rynku polskim: Kinoświat