10
gru
2014
285

BRIGITTE BARDOT, TO JA!

Brigitte Bardot To Ja!, Marie – Dominique Lelievre. W przekładzie Hanny Pawlikowskiej – Gannon, Wydawnictwo: Marginesy, 2013

Autorka „Brigitte Bardot To ja! ” we wstępie do książki nie tai swego uwielbienia dla aktorki. Co, muszę przyznać, z początku, mocno mnie zaniepokoiło. Nie cenię bowiem biografii pisanych z pozycji „na klęczkach”.

Jednakże lektura ponad 350 stron, barwnie i gęsto ilustrowanych szeregiem zdjęć boskiej B.B okazała się być ciekawa i wciągająca. A także wychodząca poza ramy gatunkowe. Nie jest to bowiem biografia sensu stricto, choć opowiada chronologicznie o swej bohaterce od czasów jej narodzin aż do początków XXI wieku – a raczej próba analizy fenomenu społecznego i kulturowego, jakim była aktorka.

Autorka „broni” swej bohaterki, jednak na szczęście nie robi tego ani głupio ani ślepo. Stawia się w pozycji badacza, czy też antropologa kultury. I to jest, moim zdaniem największy atut jej książki.

Brigitte_Bardot_Marginesy

 

Książka Lelievre nie jest zresztą pierwszą na polskim rynku, w której Bardotka jest opisana (Maria Oleksiewicz: 
”Bardot”;  Roger Vadim: “Moje trzy żony: Bardot, Deneuve, Fonda”, Brigitte Bardot „Inicjały B.B.: Pamiętniki”).

Lelievre wykonała kawał solidnej roboty, skrzętnie zbierając i biorąc pod lupę dostępny materiał o B.B – a jest go ogrom: od setek okładek pism kolorowych (samych okładek miesięcznika „Elle ‘Bardotka’ miała ponad kilkadziesiąt), przez zdjęcia, anegdoty, wspomnienia osób, które z nią pracowały. Opisy odtwarzające prace na planach kolejnych filmów, kluczowe wydarzenia z życia Brigitte. Jej książka to bardziej kronika pewnych dziejów z główną bohaterką niż życiorys aktorki.

Tych, którzy się spodziewają, że dowiedzą się kim była, co czuła, jaka „jest naprawdę” Bardot – przy lekturze tej książki czeka rozczarowanie. Wynika to z pewnością z faktu, ze Lelievre stawia tezę, iż B.B to postać, którą stworzyła sama Bardot, będąc jedną z pierwszych gwiazd i celebrytów XX wieku, świadomie wybierającą „życie na świeczniku” oraz to, żeby być „produktem”: pożądanym, kopiowanym i uwielbianym przez miliony. Według Lelievre bowiem – Brigitte Bardot pozostała na zawsze – zranionym dzieckiem, nie mogącym się pogodzić z emocjonalnym odrzuceniem w dzieciństwie przez matkę. Kobietą rozchwianą emocjonalnie, z epizodami autodestrukcyjnymi (kilka prób samobójczych). Osobą patologicznie niepewną siebie i swej atrakcyjności, której cała inteligencja i energia życiowa przez połowę życia była skierowana na to, by przeglądać się w oczach zachwyconych tłumów. B.B była narcyzem. Stworzyła swój wizerunek taki właśnie, a nie inny – bo taki okazał się angażować masy w powojennej epoce. Była jak bomba zrzucona na francuskie mieszczaństwo i niewątpliwie to od niej zaczęło się to, co nad Sekwaną w maju 1968 roku doprowadziło do zamieszek studenckich, nazywanych „Drugą rewolucją francuską”.

Jean Cocteau powiedział o B.B: „sukces zawsze zasługuje na to, by się nad nim zastanowić, bo nie mógłby się narodzić bez motywacji, a owa motywacja stanowi informacje o duchu epoki”. I właśnie ten aspekt książki „Brigitte Bardot To Ja!” jest zdecydowanie najciekawszy.

Bardot według autorki książki nigdy nie pokazała światu „kim jest”, bo tego nie chciała. Pokazywała jedynie to, co się sprzedawało i z czego czerpała korzyści. Do czasu, kiedy się wycofała i był to jeden z najbardziej spektakularnych „odwrotów” w dziejach kina i popkultury.

O tym, że była dzieckiem paryskich burżujów, uczęszczała do szkoły baletowej, że na gwiazdę i boginię ekranu wykreował ją pierwszy mąż Roger Vadim – prekursor Nowej Fali, obsadzając w „I Bóg stworzył kobietę”, że ona pierwsza tak się ruszała, czesała, malowała, ubierała, tańczyła, że stworzyła matryce pewnego rodzaju kobiecości, zwanej „kobieta – dziecko” lub „sexy – kitten”, z jakimi sławami miała romanse, że nagrała płytę (miała doskonały słuch i wyczucie rytmu), że zaśpiewała z inną ikoną tamtych czasów: Sergem Gainsbourgiem kultowe numery, pt. „J’t’aime..moi non plus” oraz „Bonnie and Clyde” można wyczytać nawet w Wikipedii.

Nie można jednak zrozumieć fenomenu Bardot bez tego, od czego zaczyna swoją o niej powieść Lelievre: od faktu, że rodzicom, oczekującym narodzin syna – przyjście na świat Brigitte sprawiło zawód. Nie była „ślicznym” dzieckiem, a cztery lata od niej młodsza siostra – tak. Matka traktowała ją oschle i wytykała braki, zaś ojciec, nawet za małe przewinienia nie szczędził kar cielesnych. Jako dziecko nosiła aparat ortodontyczny oraz miała – przez cale życie skrywaną – nieuleczalną wadę wzroku, swego rodzaju upośledzenie, które nazywa się „ambliopia”. Jest to rodzaj niedowidzenia, w przypadku aktorki na oko lewe. Jak twierdzi Lelievre „urocza niezręczność Brigitte Bardot, jej powolność i pełen wdzięku brak precyzji ruchów wzięły się właśnie stąd”.

Bardot zagrała w kilkudziesięciu filmach, w tym kilkunastu – przed epokowym „I Bóg stworzył kobietę”, ale przeglądając encyklopedie filmowe, opracowania krytyczne, almanachy – raczej nie znajdzie się tytułów z jej udziałem w tzw. „wielkich dziełach kinematografii”, nie wspominając o jej rolach. Wielu krytyków filmowych odmawiało jej talentu. Z pewnością jest jednak jeden wyjątek: stanowi go rola Brigitte Bardot w „Pogardzie” Jean Luc – Godarda. W wybitnym dziele, wybitnego twórcy Nowej Fali.

Bo, nie ma co się oszukiwać: Brigitte Bardot została aktorką przez przypadek. Nigdy nie lubiła tego zawodu, nie pociągało jej szkolenie warsztatu, nie interesowały niuanse ról, wymagania reżyserów i ich oczekiwania co do tego jak się buduje postać. Uchodziła za aktorkę kapryśną, strzelającą fochy, nieznośną i trudną we współpracy. Od swojego pierwszego gigantycznego sukcesu jakim był „I Bóg…”, od momentu kiedy stwierdziła, że Francja, a po niej cały świat oszalał na jej punkcie – jej celem stało się „odcinanie kuponów od sławy”. Mimo, że próbowała wielokrotnie podkreślać jak bardzo sława jej ciążyła, i jak bardzo prasa i media uprzykrzały jej życie – były to tylko wygodne kłamstwa. Jak to zgrabnie ujęła w swej książce Lelievre: „a jednak na ojca chrzestnego swego syna (z drugim mężem: aktorem Jacques’em Charrierem, z którym zagrała w „Babette idzie na wojnę”) wybrała Pierre’a Lazareffa, magnata prasowego. Skarżyć się na brak spokoju i wybrać właściciela grupy Franpart, do której należy większość gnębiących ją gazet, jak choćby „France Dimanche” „Ici Paris”, „Elle” i „France Soir” to może zaskakiwać. To trochę jakby Lady Di wybrała Ruperta Murdocha na ojca chrzestnego jednego ze swoich synów”.

Swoje przysłowiowe „15 minut” wykorzystała z nawiązką. A ponieważ to co uczyniło ją sławną – to były przede wszystkim nie jej role filmowe par excellence ale jej „rola życiowa”, jaką wybrała, opracowała i konsekwentnie budowała przez prawie trzy dekady: bycie ikoną, gwiazdą, prekursorką trendów, postaw, sposobu życia – to też doprowadziło do tego, że się całkowicie wypaliła i decyzji, że musi „odejść”.

Książka Lelievre „Brigitte Bardot to Ja” to frapujące studium przypadku. Oceniam wysoko w przypadku tej pozycji jej chłodny dystans, próby analizy zjawiska w szerokim spektrum i brak emfazy. Bowiem Brigitte Bardot miała życie zaiste „większe niż życie” – dlatego też, gdyby nie forma przyjęta przez autorkę – jej książka byłaby w dużej mierze zbiorem „pudelkowych” newsów.

You may also like

SPROSTOWANIE
KONKLAWE
UZNANY ZA NIEWINNEGO
WANDA RUTKIEWICZ OSTATNIA WYPRAWA