BROADCHURCH – SEZON PIERWSZY
BROADCHURCH (Broadchurch), Pomysłodawca: Chris Chibnal, Wyk. David Tennant, Olivia Colman, Jodie Whittaker, Andrew Buchan, Wielka Brytania, 2013, ITV
Jeśli zdarzyło się wam czytać kryminał, który od pierwszych stron wessał was do imentu, tak, że zapominaliście o naprawdę ważnych rzeczach, a nieludzkiej wręcz samodyscypliny wymagało oderwanie się od kolejnego rozdziału – bo przecież życie i cała reszta – to Broadchurch – sezon pierwszy jest właśnie taki. Złapie was za gardło, ściśnie w brzuchu emocjami, których nie spodziewaliście się, że w was wywoła i zostawi z poczuciem, że mieliście do czynienia z czymś, co w kategorii produkcja TV nazywa się po prostu – doskonałą robotą.
Jeśli idzie o Broadchurch – wyszło – jak wyszło. Samo życie. Kiedy serial ten startował (ma obecnie dwa sezony, a trzeci w produkcji) nie obejrzałam go. Ale był na moim radarze, który nieustannie stara się namierzać, rejestrować i nie zapomnieć 😉 o tym, co warte uwagi. W końcu się za niego zabrałam, a przyznaje, że nie startowałam z pozycji “tabula rasa”. Wiedziałam dobrze, że ma bardzo wysokie notowania, nie wiedziałam jednak, że stanie się jedną z tych produkcji, które zaliczać będę do mojej ścisłej – prywatnej czołówki.
Powodów jest kilka. Ale kluczowy dla tej oceny jest fakt, że Broadchurch mnie autentycznie poruszał.
To doskonała rzecz, której nikt zdajsie się nie spodziewał po stacji, która nie uchodzi ani za giganta, ani telewizyjnego tuza. Broadchurch ma wszystko to, co w moim odczuciu powinien mieć dobry kryminał, czyli całe spectrum zagadnień owiniętych wokół czyjejś śmierci.
Moim zdaniem trup – jest – czy powinien być w tym gatunku – jedynie przyczynkiem do fascynującej otoczki, w której wszystko to, co z rozwikłaniem zagadki się wiąże jest właśnie tym, co powoduje, że “znika świat cały”, a liczy się jedynie to, by śledzić z wypiekami na twarzy kolejne tropy i wątki. Aż do zakończenia. I w tym znaczeniu jest dość tradycyjny. Co ja poczytuję mu na plus. Najbliżej Broadchurch w tej mierze do klasyki kryminału, w wydaniu Agathy Christie, tyle, że we współczesnych realiach, co nie dziwi, wszak to dzieło Brytyjczyków.
Akcja Broadchurch ma miejsce w małej społeczności, fikcyjnej mieściny w hrabstwie Dorset, która liczy 15.000 mieszkańców. Wszyscy wszystkich znają. Niby nic się w tej dziurze nie ukryje, a jednak, jak to w takich miejscach bywa – nudne i rutynowe życia ludzkie to jedynie pozory. A te mają to do siebie, że są zwodnicze. Łatwo się z nimi tu żyje. Ale „zwykłość” i wypracowane konwenanse społeczne przykrywają to, co jest często udziałem takich miejsc – a co stanowi prawdę zarówno psychologiczną, jak i socjologiczną: każdemu, komu zdarzy się odstępstwo od tego, co w skostniałych społecznych relacjach uchodzi za “poprawne” przychodzi do głowy tylko jedno: zatuszować to za wszelką cenę, udać, że tego nie było, ukryć. Schronić się za wyświechtanymi frazesami i latami budowaną fasadą. Bo w małej społeczności, w której popełnia się błąd – poczucie bycia obserwowanym, bycia „na widelcu” staje się nieznośne w dwójnasób.
Pewnego dnia w Broadchurch ginie chłopiec. Jego ciało zostaje znalezione na plaży, pod stromym urwiskiem skalnym. To Danny Latimer. Syn miejscowego hydraulika (Buchan) i jego żony Beth (Whittaker). Dla mieszkańców Broadchurch to wstrząs. Zwłaszcza, że mieścina ma od lat jedne z najniższych notowań przestępczości w kraju. Mandat za jazdę pod wpływem, jakaś mała burda i temu podobne to jedyne, co się tu w kwestii “łamania prawa” dzieje.
Kto mógł zabić dziecko? Dlaczego? Jak do tego doszło?
Sprawą mają się zająć detektyw Alec Hardy (absolutnie cudowny David Tennant, znany z serialu Dr. Who), świeżo nominowany główny inspektor miejscowej policji oraz niejaka Ellie Miller, sierżant na miejscowym posterunku (rewelacyjna Olivia Colman), która miała nadzieję na awans, zanim okazało się, że to właśnie Hardy “zabrał” jej stołek sprzed nosa.
Broadchurch genialnie ogrywa znany i wyświechtany schemat pt. “dobry i zły policjant”. Jeśli idzie o duety aktorskie – moim zdaniem – para Tennant & Colman jest brylantowa! Śledzenie tego, w jaki sposób (ach ci Brytyjczycy!, tfu! Tennant jest Szkotem) aktorzy budują swoje role, przepięknie zresztą rozpisane w scenariuszu – jest przyjemnością samą w sobie. To perełki!
On – bystry, zimny, cyniczny, kolczasty, tajemniczy, dziwny, mroczny. Uparty i permanentnie wewnętrznie wściekły. W dodatku, ciągnie sie za nim odium detektywa nieudacznika – za sprawą pewnej nierozwiązanej zagadki morderstwa w śledztwie, które prowadził. Śledziła je z wypiekami na twarzy, dwa lata wcześniej, cała Wielka Brytania.
Ona – “ciepła klucha” – zwyczajna, miła, pogodna, z pozoru mało bystra i zawodowo zakompleksiona. Jakim cudem została policjantką i to od spraw kryminalnych – nie wiadomo, bo zdaje się do tej roboty nie nadawać wcale.
Osiem odcinków sezonu pierwszego Broadchurch to przepięknie zagrana, świetnie zbudowana narracyjnie, rewelacyjnie skadrowana opowieść o rozwiazywaniu zagadki śmierci chłopca, którego w miasteczku znali wszyscy. Który wydawał się zwyczajnym nastolatkiem, w dodatku sympatycznym i nikomu nie wadzącym. Podejrzanymi z czasem stają się więc wszyscy, którzy kiedykolwiek i jakkolwiek mieli z nim do czynienia, łącznie z członkami rodziny.
To, w jaki sposób serial ten buduje napięcie i pokazuje rozkład rodziny, której przydarzyło się to straszne nieszczęście, a także całej społeczności – dla której morderstwo dokonane na jednym z jej członków – staje się taranem wbitym w ustalone status quo – budzi mój szacunek.
Broadchurch to także wspaniale pogłębione psychologiczne studium ludzkiej natury, co jest niezwykle trudne do uchwycenia, właśnie w telewizji, jeśli nie stoi za tym przemyślana i precyzyjna praca scenopisarska. To portrety ludzi, w całej ich złożoności, z detalami, niuansami – w sytuacjach ostatecznych. A także obraz naszego gatunku wraz z przynależnymi mu wadami, słabościami, lękami, frustracjami i uprzedzeniami. Zbiorowy portret tego wszystkiego, co nas dotyczy najbardziej, kiedy przychodzi dzień próby. Kiedy trzeba się zmagać z tym, co nas przerosło i co poddaje w wątpliwość wszystko to, co pieczołowicie budowaliśmy latami jako swój obraz w oczach innych. I co konfrontuje nas przede wszystkim z samymi sobą. Domagając się odpowiedzi na najważniejsze pytania. I kwestionując to wszystko, co z mozołem było wypracowane, niekiedy przez całe życie.
Dodatkowe punkty serial ten zebrał u mnie za krytyczne i wnikliwe spojrzenie na rolę mediów w dzisiejszym życiu społecznym. Prasa, a zwłaszcza tabloidy nagminnie żerują na takich sprawach, o jakich opowiada Broadchurch. W sposób, zazwyczaj – nazywając rzecz po imieniu – skrajnie obrzydliwy i bezlitosny. Nikt, prócz wysokiej rangi specjalistów i „starych wyjadaczy” nie jest przygotowany na to, jaką cenę przychodzi zapłacić za “15 minut sławy”.
To, co czyni w moich oczach Broadchurch serialem doskonałym to fakt, że gatunku, jakim jest kryminał używa jedynie jako narzędzia do opowiedzenia o uniwersaliach.
O jakże bolesną potrafi być cena za złudzenie, któremu wszyscy ulegamy, że do wydawania osądów na temat innych ludzi wystarczają nam własne doświadczenia z nimi związane i to “co widać”. Czyżby?
Pingback : Kultura Osobista FAWORYTA | Kultura Osobista