3
sie
2024
11

BULION I INNE NAMIĘTNOŚCI

BULION I INNE NAMIĘTNOŚCI (La Passion de Dodin Bouffant) Reż.Tran Anh Hung, Scen.Tran Anh Hung na podstawie książki autorstwa Marcela Rouffa; Obsada: Juliette Binoche, Benoît Magimel, Pierre Gagnaire, Francja, 2023

Tytułem wstępu:

Kiedy na zeszłorocznym MFF w Cannes okazało się, że Złotą Palmę za reżyserię otrzymał Tran Anh Hung (twórca uwielbianych przez kinofilów „Zapachu zielonej papai” oraz „Rykszarza”) i dystrybutorem na rynku polskim jego najnowszego obrazu Bulion i inne namiętności będzie Gutek Film – zakwiliłam z radości i zaczęłam odliczanie…I w końcu jest! Dostępny w naszych kinach. To film niezwykle wysublimowany i subtelny do granic możliwości, obezwładniająco wręcz zmysłowy i epatujący kadrami od których trudno nie dostać (co najmniej) mentalnego wzwodu, choć reżyser nigdy nie ucieka się do tanich sztuczek rodem z „food porn” i ich wulgarną dosłowność. Obraz Bulion i inne namiętności poraża precyzją realizacyjną. Jest tak obłędnie smakowity, dopieszczony w każdym najmniejszym detalu, którego trzeba było aby powstało to jedyne, nie do zapomnienia przeżycie artystyczne – że mogę powiedzieć tylko tyle: warto było czekać! 🫠

*   *   *

W przypadku obrazu Bulion i inne namiętności wydaje mi się ważne aby podkreślić, że jest to film, który przyniósł Tran Anh Hung’owi nagrodę za reżyserię tym bardziej zasłużenie, że odbieram jego dzieło jako wielowarstwowe, z pełnym uwagi rozmysłem koncepcyjnie obmyślone na sposób taki sam, na jaki wielcy kucharze i szefowie kuchni myślą o kompozycji dań. Smakosze, znawcy historii kulinariów i kuchni – szczególnie francuskiej – będą jęczeć z ekstatycznej rozkoszy – mogąc to, co oglądają i co odnajdą w dialogach przesączać niczym esencję smaku podczas procesu klarowania przez posiadaną wiedzę i pasjonackie znawstwo tematu. Ci zaś, którzy należą do mniej „wyedukowanych” w tym zakresie, acz lubiących smakowicie zjeść (także w kinie) znajdą w Bulionie i innych namiętnościach – przyjemność wynikłą z obcowania ze sztukami pięknymi. To zawsze dobrze robi na duszy, nawet tym, którzy stojąc przed dziełem artysty nie potrafią go erudycyjnie zanalizować i syntetycznie „rozebrać na części pierwsze”… 

Tran Anh Hung, bowiem, scenariusz do swojego najnowszego filmu napisał inspirując się książką Marcela Rouffe’a: „La vie de Epicure. La Passion de Dodin Bouffant” Postać bohatera powieści zaś inspirowana była postacią̨ historyczną – samego Anthelme’a Brillata-Savarina. Kim był Savarin? W skrócie – słynnym gastronomem. A dla francuskiej kuchni i tworzenia się jej historii i legendy – jako najbardziej wyrafinowanej, wysmakowanej i wyszukanej – tym czym wzorzec metra z Sevres dla świata miar (że tak to ujmę). Żyjący na przełomie XVIII i XIX wieku Jean Anthelme Brillat- Savarin, mógł śmiało nosić miano „człowieka renesansu”. Wszechstronnie wykształcony (studiował i na wydziale chemii i medycyny), finalnie wybrał prawo i adwokaturę, a następnie został politykiem. Uzdolniony muzycznie (pięknie grał na skrzypcach) smakosz i znawca dzieł filozoficznych, jak by tego było mało – miał doskonałe pióro i talent literacki. Zostawił po sobie wiekopomne dzieło: „Fizjologia smaku albo medytacje o gastronomii doskonałej” – zbiór esejów kulinarno-kulturoznawczych i socjologicznych. To jemu zawdzięczamy bon mot, od ponad dwustu lat wciąż obecny w kulturze: „Powiedz mi co jesz, a powiem ci kim jesteś”…

Kino od dawna kocha opowiadać historie z kuchnią i gotowaniem w tle. Przykładów znacie pewnie wiele. Ale Bulion i inne namiętności to rzecz bardzo erudycyjna, kontemplacyjna, której celem było ukazanie procesu przyrządzania potraw niczym aktu miłosnego! Im bardziej się jest mu oddanym całym sobą, dedykowanym w pełni – tym bardziej głębokim doznaniem będą jego efekty!…Nie trzeba ani lubić ani umieć wybitnie gotować, żeby wiedzieć, że kino potrafi oddawać rozkosz jaka wynika z jedzenia i smakowania – tak bardzo sensualnie – że niemalże czujemy smaki i aromaty. To dlatego zarówno „Uczta Babette”, jak i „Czekolada” to filmy, które widzowie pokochali całym sercem, uchodzą za kultowe i po dziś dzień są oglądane. Bo przecież wszyscy wiemy, że to właśnie doświadczenie jedzenia potraw, które potrafią nami całkowicie zawładnąć emocjonalnie, uwieść nasze zmysły i rzucić na kolana jest najbliższe temu, co człowiek może odczuwać sensualnie gdy przebywa w towarzystwie ukochanej i pożądanej osoby. Flirt, romans, nieodparte przyciąganie, a w finale poczucie zatapiania się w błogość rozkoszy rozlewającej się w całym ciele – nigdzie indziej nie splatają się tak ciasnym węzłem i tak nieokiełznanie jak w przypadku kulinariów i miłości erotycznej! 

Nie byłabym sobą gdybym nie wspomniała, przechodząc do recenzji filmu Bulion i inne namiętności o dwóch kluczowych kwestiach, które zbudowały olśniewający efekt tego obrazu, jaki moim zdaniem przejdzie do historii gatunku zarówno w kategorii romans, jak i kino kulinarne. Po pierwsze obsada – dobrana perfekcyjnie! Zarówno Juliette Binoche, jak i Benoît Magimel (Złota Palma za rolę w „Pianistce”) już kiedyś razem pojawili się na ekranie („Dzieci wieku” 1999). Tym razem tworzą tandem olśniewający – grając ludzi w wieku dojrzałym. Poznajemy ich w takim momencie życia, że bez cienia wątpliwości wiemy od razu, że łączy ich coś absolutnie szczególnego – to nie tylko wspólna pasja, to także dopełnianie się. Jedno stanowi dla drugiego „element nieodzowny” życia i jego smaku. A smak ich życia to kulinaria, a raczej sam proces kreacji jaki towarzyszy powstawaniu najbardziej wysublimowanych i wyszukanych potraw jakich może doznawać ludzkie podniebienie. To on podsyca tak ich namiętny stosunek do gotowania, jak i do siebie nawzajem. Talent, warsztatowe wyczucie detalu i maestria zatrudnionych aktorów – w tym przypadku zostały przez Tran Anh Hung’a wzmocnione poprzez fakt, że konsultantem kulinarnym na planie, który ramię w ramię pracował z Juliette Binoche i Benoît Magimel’em nad przygotowywaniem wytwornych dań był Pierre Gagnaire – szef kuchni w dwóch nagrodzonych gwiazdkami Michelin restauracjach, w tym w Hotelu Balzac w Paryżu, która jako jedna z nielicznych na świecie od kilkunastu lat ma 3 gwiazdki w przewodniku Michelin (sic!).

*   *   *

Już scena otwarcia Bulionu i innych namiętności powoduje, że kubki smakowe i ślinianki zaczynają nam pracować samoczynnie. Eugénie (jak zawsze cudowna Juliette Binoche) w słoneczny, wiosenny poranek w warzywniku wybiera dorodne okazy nowalijek. Jest połowa XIX wieku, i jak się dowiemy wkrótce bohaterka pracuje od dość dawna jako kucharka u sławnego francuskiego gastronoma, zwanego „cesarzem kulinariów” – niejakiego Dodin’a (doskonały Benoît Magimel). Z początku status ich relacji jest dla nas niejasny. Pytania – kim są dla siebie bohaterowie? Czy Eugenie jest tylko pracownicą sławnego i bogatego znawcy kulinariów czy kimś znacznie więcej? Jakie żywią wobec siebie uczucia? – pojawiają się same, kiedy przyglądamy się kobiecie, która z wielką wprawą, niestrudzenie i z pieczołowitością i – bez cienia wątpliwości – odczuwaną całą sobą namiętną pasją – wykonuje dziesiątki czynności potrzebnych do przygotowania niezwykle wyszukanych dań. Jest ich wiele, kompozycja menu – ultra złożona. Potrzebna jest bezwględna precyzja i takież skupienie. Eugenie jednak nie wydaje się tym procesem zmęczona, a raczej w nim – artystycznie – zatracona…Jest niczym dyrygentka, pod której czujnym okiem wybrzmiewa kulinarna symfonia smaków. Dowiemy się jednak wkrótce, że partytura została stworzona przez Dodin’a… Zadajemy sobie pytania o przyczyny tego trudu – tym bardziej, że i Eugenie i Dodin mało ze sobą rozmawiają, a jeżeli to głównie o potrawach jakie Eugenie przyrządza z pomocą dwóch młodziutkich podkuchennych.

Następnie – jesteśmy świadkami wytwornej kolacji jaką Dodin wydaje dla swoich równie wytwornych męskich przyjaciół, ale Eugenie nie siada z nimi przy stole. Kiedy oni literalnie pojękują z rozkoszy nad tym, co przygotowała, nie umiemy zrazu sobie odpowiedzieć na pytanie, które samo ciśnie się na usta. Na czym polega partnerstwo tych dwojga? Bo obraz sugeruje subtelnie acz klarownie, że nie jest to relacja o „służbowej zależności”…

Tran Anh Hung swoją opowieść maluje (pisze tak specjalnie bo też kadry tego filmu są komponowane jak najlepsze płótna malarskie najsłynniejszych francuskich malarzy tej epoki) tak pięknie, i tak zmysłowo, że mi łzy stawały w oczach! A przede wszystkim maluje – niespiesznie. To co łączy Eugenie i Dodin’a odkrywa przed nami w rytmie, który moim zdaniem właśnie dlatego został tak wysoko oceniony w kategorii „reżyseria”, że jest on całkowicie zespolony z tematem przewodnim filmu i genialnie metaforyzuje jego tytuł. Każda potrawa, tak jak każda relacja to proces, a ten wymaga czasu. A im bardziej wysublimowana i złożona jest – tym bardziej wymaga tego, by umieć się z nią właściwie obchodzić…

Dowiemy się zatem (w swoim czasie), że Eugenie i Dodin są od dawna także kochankami. A w tym aspekcie – to Eugenie zarządza tym kiedy będą miały miejsce ich uczty erotyczne. Bo to ona karmi Dodin’a. To dzięki niej – jego życie jako mężczyzny ma smak, którego nikt nie jest w stanie zastąpić. A przecież życie dwojga ludzi (o czym Eugenie doskonale dobrze wie) to nie tylko uczty i przyjęcia. To także „zwyczajna codzienność”. Której niezapomniany smak także mu dostarcza – choćby poprzez wspólne, jego ulubione śniadanie, jakie mu przyrządza. A jest nim zawsze niby to „zwyczajny” – omlet. Ale jak już wspominałam – Bulion i inne namiętności jest tak samo o gotowaniu, jak i o namiętności. To ona stanowi spoiwo czy też wspólny mianownik dla tego kim są dla siebie bohaterowie. Binoche i Magimel wspaniale potrafią oddać zamysł reżysera, gdy występują w scenach wspólnego stania przy kuchni. Tego jak stoją blisko obok siebie, jak na siebie patrzą, jak śledzą swoje ruchy – nie można pomylić z czym innym… 

W pewnym momencie staje się dla nas jasne, że odbierany przez nas na początku filmu status ich związku jako „nierównych sobie” – jest pozorny. Bo nie o równość tu, w tej relacji chodzi. Chodzi raczej o to, jak bardzo jest silna, a przede wszystkim jak bardzo jest spajająca tę parę! Ich satysfakcji z perfekcji kulinarnej nie towarzyszy poczucie perfekcji ich życia – bo Bulion i inne namiętności – jest filmem zbyt inteligentnym na takie uproszczenia. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że to właśnie  potrawy, tak zmysłowe, tak bardzo idealne, że już bardziej być nie mogą – stanowią swego rodzaju dopełnienie tam gdzie każde z nich odczuwa jakiś brak… Zaczynamy rozumieć, że są dla siebie wszystkim. I żadne nie mogłoby się obejść bez tego drugiego, właśnie dlatego, że wykreowali świat własny, sobie tylko znany i dla siebie zrozumiały,  aż z czasem zaczął on ich spajać na sposób godny pozazdroszczenia – ewoluując w ten rodzaj miłosnej więzi, której esencją jest dobrostan partnera. Niepodważalny, traktowany z najwyższym szacunkiem, i hołubiony niczym skarb. Eugenie i Dodin to postaci, których relacja zostaje w Bulinie i innych namiętnościach przedstawiona jako tak samo piękna jak i unikalna. Ich wzajemna miłość i oddanie sobie jest przez reżysera przedstawiana w czynach, nie słowach. Bohaterowie kreują ją co dnia, z oddaniem, pasją, i poświęceniem dla sztuki jedzenia, która symbolizuje sztukę życia razem. To zaś nieustający proces, w którym uważność, przywiązanie do detali, i niuanse powstawania czegoś pięknego oddane są na sposób mistrzowski – w każdym zniewalającym kadrze! Kiedy będziecie oglądać ten film, zrozumiecie co mam na myśli – gdy dojdzie do sceny, w której Dodin będzie chciał okazać – najwspanialej jak potrafi – jak bardzo boi się utracić to czym jest w jego życiu Eugenie – przygotowując dla niej i z myślą o niej menu na kolację, którą ugotuje sam – na jej cześć. Nie padną w tej scenie wielkie słowa, w zasadzie ich nie będzie. Wszystko co najważniejsze pozostanie poza nimi. I rozegra się między kolejnymi daniami, które Eugenie będzie kosztować, a których przygotowaniom przez Dodin’a będziemy towarzyszyć. Dawno nie było w kinie tak przejmującej sceny wyznania miłości –  jak ta. Ani tak wspaniale zmetaforyzowanej kwintesencji tego czym jest dojrzały, długoletni związek kochających się ludzi. Codzienność (niczym „zwyczajny” omlet jedzony co dnia) przeplata się w nim z momentami ekstatycznego szczęścia wynikłymi z tego jak bardzo ten drugi ktoś jest postrzegany jako ważny, piękny, jedyny i niepowtarzalny. A przede wszystkim nieodzowny do poczucia sensu istnienia. Podobnie, jak wiemy wszyscy, że są dania i potrawy, których kompozycja i smak staną się dla nas niezapomniane, bo bez względu na wszystko inne, co jeszcze życie da nam do skosztowania – zostawiają w nas swój ślad – na zawsze. 

*** Wszystkie zdjęcia wykorzystane w tekście pochodzą z materiałów prasowych dystrybutora filmu BULION I INNE NAMIĘTNOŚCI na rynku polskim: Gutek Film

You may also like

ANOTHER END
HRABIA MONTE CHRISTO
STANLEY TUCCI: W POSZUKIWANIU WŁOSKICH SMAKÓW
WREDNE LIŚCIKI

Skomentuj