DRACULA
DRACULA (Bram Stoker’s Dracula) Reż. Francis Ford Coppola, Scen. James V. Hart na podstawie powieści Bram’a Stoker’a pod tym samym tytułem, Wyk. Gary Oldman, Anthony Hopkins, Winona Ryder, Monica Bellucci, Keanu Reeves, Sadie Frost, USA, 1992
DRACULA – uchodzący za kultowy – film samego Francisa Forda Coppoli opiera się upływowi czasu nie gorzej niż jego główny bohater…A zawdzięcza ten fakt temu – co w kinie jest najistotniejsze – od zawsze i na zawsze. Dracula to opowieść magnetyczna. I fascynująca wielowarstwowością. Skonstruowana na taki sposób, by jej bohater główny wciąż wzbudzał w odbiorcach pytania i podlegał (re)interpretacjom. Czas się takich nie ima…
Tytułem wstępu:
Coraz częściej zdarza mi się jako zagorzałej kinofilce zadumać nad obrazami, których kolejne rocznice od daty premiery wzbudzają we mnie okrzyk grozy: niemożliwe! To już „dzieścia” lat… ale jestem stara! 😉
A tak na serio? Na serio, to do tekstu na temat Draculi Francisa Forda Coppoli zasiadałam wiedziona bliżej nieokreślonym imperatywem, skonstatowawszy, że w tym roku mija 30 lat od dnia jego kinowej premiery… Mam do tego obrazu słabość. I na swój sposób go cenię, choć z zupełnie innych powodów niż gremia przyznające najważniejsze nagrody filmowe, czy też krytycy filmowi, oceniający go 30 lat temu. Gotyckie kino grozy nigdy mnie zbytnio nie interesowało, co więcej przyznaję na szczerusia, że nie czytałam powieści Brama Stokera wydanej w roku 1897 – apogeum wiktoriańskiej epoki – w Londynie – gdzie pisarz mieszkał ponad połowę niezbyt długiego życia. Stoker formalnie był Irlandczykiem, a jego Alma Mater – słynne Trinity College w Dublinie – po dziś dzień może poszczycić się spektakularnymi wynikami w „produkcji” najbardziej poczytnych pisarzy świata… Intrygujące w przypadku powieści „Dracula” są co najmniej dwa fakty. Po pierwsze – pomimo że Stoker pisał sporo, łącznie z bajkami dla dzieci – w świadomości zbiorowej wciąż pozostaje twórcą jednej książki… A po drugie – nomen omen – to właśnie powieść „Dracula” – przyniosła autorowi „nieśmiertelność”! Jak się okazało podczas tekstowego riserczu – w gatunku jaki reprezentuje wciąż jest jedną z najbardziej poczytnych książek na świecie. Jej wznowienia pojawiają się cyklicznie co jakiś czas. A mówimy o dziele literackim powstałym 125 lat temu!
Czyż samo w sobie nie jest to fascynujące?
Historia hrabiego Draculi – opowieść o wampirze – w reżyserii Coppoli nie była rzecz jasna pierwszą ekranizacją dzieła Stokera. Wyprzedziły ją w czasie – najpierw „Hrabia Dracula” z roku 1931 (jeden z największych kasowych przebojów kina dźwiękowego, które powstało dopiero w 1927 roku) w reżyserii Tod’a Browning’a, z uchodzącą dziś za klasyk kreacją Bela Lugosi w roli tytułowej . A potem „Wampir Nosferatu”. Ale cóż z tego? Kto dziś (poza być może studentami szkół filmowych i zagorzałymi kinofilami) ogląda kinowe wydanie mu poświęcone w reżyserii Wernera Herzoga z 1979 roku z niezapomnianą kreacją Klaus’a Kinsky’ego? Zresztą, poza inspiracją tą samą prozą – filmy te różni dosłownie wszystko! Opowieść Herzoga jest cała zbudowana na mroku, po to by budzić jedynie przerażenie. I z pewnością nie ma w niej żadnej zmysłowości, o miłości nie wspominając…
Francis Ford Coppola razem z autorem scenariusza James’em V. Hart’em w swojej interpretacji Draculi dali mu to „coś”, co uczyniło ten film tak bogatym naracyjnie i tak mocno rezonującym z odbiorem widzów – głębię i bogactwo emocjonalne, dramatyzm wewnętrznego rozdarcia. Jednym słowem – pogłębioną psychologię postaci – która okazała się być niezwykle atrakcyjna dla widzów o bardzo różnych gustach filmowych. Dracula Coppoli (choć nie szafuje tym słowem bo go średnio poważam z powodu nieuprawnionego nadużywania) jest postacią epicką! A jest nią z pewnością i bez dwóch zdań dzięki absolutnie fenomenalnej, hipnotycznej wręcz kreacji Gary’ego Oldman’a!
Co by nie gadać, cesarzowi co cesarskie: Francis Ford Coppola to reżyser wielki, ikona. Wybitność. Poza bezsprzecznym talentem do „robienia kina” w zakresie tego co zwie się jego produkcją Coppola zawsze miał niebywałego nosa do obsadzania w swoich filmach aktorów, którzy potrafili budować powierzone im role na tak wysublimowanym poziomie doskonałości warsztatowej, że choćby dlatego biję przed nim pokłony – od lat… Przed Draculą, który to film Francis Ford Coppola nakręcił w roku 1992, po wielu latach przerwy od reżyserowania, zajmując się bardziej rolą producenta (a jak ćwierkały hollywoodzkie wróbelki, głównie dlatego, że czuł się artystycznie wypalony) – zasłynął doborem obsady do arcydzieł kinematografii amerykańskiej: „Ojca chrzestnego” „Rozmowy” oraz „Czasu Apokalipsy”…
Chyba nie muszę Was pytać o to – czy zgadzacie się z tym, że we wszystkich tych filmach aktorzy grający kluczowe role – w historii kina – po wsze czasy ustanowili punkt odniesienia, a w zasadzie – niedościgniony wzorzec…
Nie inaczej jest w przypadku Draculi, którego aktorsko – absolutnie olśniewająco – na swych barkach niesie przede wszystkim Oldman, przy pomocy doskonale mu partnerującej młodziutkiej Winony Ryder oraz Anthony’ego Hopkins’a i Keanu Reeves’a.
Niewątpliwie w przypadku Draculi Coppoli można też mówić o tym, że jego olśniewająca warstwa wizualna – jak na swoje czasy – miała dla całościowego odbioru dzieła – niebagatelne znaczenie. Obraz ten otrzymał ogółem trzy Oscary: za kostiumy (no jest to sztos!) autorstwa Eiko Ishioka: japońskiej kostiumografki, której to praca na planie Draculi pozostaje po dziś dzień jej najlepszym osiągnięciem zawodowym. Za najlepszą charakteryzację (także trudno polemizować z zasadnością tego werdyktu – jest wspaniała!) oraz za najlepszy dźwięk. W tym miejscu ze smutkiem muszę dodać, że już 30 lat temu byłam bardzo kwaśna, że wybitny polski kompozytor Wojciech Kilar, który napisał muzykę do tego filmu – a jest to muzyka absolutnie wspaniała – nie doczekał się nawet nominacji. Ech! te Oscary…
* * *
Historia Draculi według Coppoli idzie tak: jest schyłek XVIII wieku, bajecznie bogaty i charyzmatyczny hrabia skrywa przed całym światem mroczny sekret…Zanim stał się wampirem – był członkiem Zakonu Smoka, walecznym wojem biorącym udział w wyprawach przeciw niewiernym i tzw. zwykłym śmiertelnikiem. W 1462 roku, po jednej ze zwycięskich wypraw Vlad Dracula wróciwszy do domu dowiaduje się, że jego ukochana żona nie żyje. Popełniła samobójstwo z rozpaczy – przekazano jej informację, że mąż poległ na wojnie. Dracula wyrzeka się Boga, w imieniu którego do tej pory walczył i bezcześci świątynię, wbijając swój miecz w krzyż. Wypija krew, która z niego wypływa i poprzysięga, że powstanie z grobu aby pomścić śmierć ukochanej.
Mija 400 lat…
Dracula swoją londyńską posiadłością zarządza za pomocą wynajętych prawników. Pierwszy z nich, niejaki Renfield (Tom Waits) kończy marnie, w przytułku dla obłąkanych. Jego miejsce zajmuje młody i przystojny Jonathan Harker (Keanu Reeves). Harker jest zawodowo „żółtodziobem”, nieco naiwnym, ale ambitnym, który pragnie zrobić karierę i za wszelką cenę stara sie sprostać oczekiwaniom i wymaganiom stawianym przez klienta firmie dla jakiej pracuje. Tak bardzo, że dość szybko wpada w sidła manipulacji Draculi. Hrabia doskonale wie, że nic nie gubi ludzi tak bardzo jak ambicje związane ze statusem społecznym, pieniądze i pożądliwe chucie. Choć Jonathanowi daleka i niebezpieczna podróż do Transylwanii w Rumunii, gdzie na stałe mieszka Dracula nie w smak, jednak jedzie – pełny nadziei, że dzięki bogactwu jakie zdobędzie pracując dla hrabiego – uda się mu poślubić w końcu swą piekną narzeczoną…
Zanim Harker dotrze do zamku Draculi – wydarzy się mu sporo „dziwnych” rzeczy, które zaczną powodować, że ambitny młokos zacznie żałować swej decyzji…
Główna oś akcji Draculi według Coppoli zawiązana jest wokół miłosnej fiksacji, niemożliwym do pokonania pragnieniu by zdobyć i posiąść nie tyle ciało – co miłość narzeczonej Hakera Miny Murray – którą kreuje w sposób absolutnie zniewalający ikona niezależnego kina amerykańskiego lat 90-tych Winona Ryder! Bo też wampir ujrzawszy jej zdjęcie pokazane mu przez prawnika stwierdza, że Mina jest reinkarnacją jego ukochanej, zmarłej setki lat temu żony Elisabety. Natychmiast udaje się do Londynu by jak najszybciej się do dziewczyny zbliżyć. Umożliwić ma mu to przyjaciółka Miny – Lucy (Sadie Frost), która po spotkaniu z hrabią, ku rozpaczy narzeczonego popada w „dziwną chorobę”. Niemożność jej wyleczenia z kolei prowadzi mężczyznę do profesora Van Helsinga (Anthony Hopkins). A ten rozpoznaje, że Lucy padła ofiarą wampira. I tak rozpoczyna się polowanie na Draculę – krwiopijcę…
W Londynie – jedynie szczęśliwym zbiegiem okoliczności Minie udaje się uniknąć sideł zastawionych na nią przez Draculę, ale nie na długo. Jonathan, tymczasem, jest już całkowicie pod wpływem swego pryncypała i chętnie przystaje na to, żeby jego ślub z Miną miał miejsce we wspaniałym zamczysku hrabiego…A stąd już droga prosta do tego by pod wpływem „czarów” wampira i jego niemożliwego do okiełznania pragnienia aby Mina była jego ukochaną – na wieki – tak miało się stać…
* * *
Dracula w interpretacji Francisa Forda Coppoli według często mu to zarzucających „obrońców sprawy” – czyli tych wszystkich, którzy uwielbiają lać łzy przy zupełnie moim zdaniem jałowych narzekaniach nad adaptacjami filmowymi, że „nie w pełni zgodne z oryginałem” – jest moim zdaniem dziełem, które broni się doskonale, właśnie tym, że amerykański reżyser dał postaci Draculi wymiar uniwersalny i ponadczasowy – interpertując go jako postać wielowymiarową – godną współodczuwania, a nie tylko jednoznacznie złą czy ohydną…
Kiedy hrabia Dracula zadaje pytania „czy wierzysz w przeznaczenie”? Czy też każe się zastanowić nad pojęciem (dla naszego gatunku wciąż niepojętym w wymiarze psychologicznym) jakim jest czas. I że ten czas – jakże niby obiektywnie mierzalny – może być postrzegany bardzo relatywnie – w zależności od tego do jakich celów się go używa, czy czemu ma służyć – zadaje poniekąd je nam – widzom. Wciąż, po tylu zmianach cywilizacyjnych i kulturowych – nie brzmią one archaicznie, ani śmiesznie…
Coppola kiedy kręcił „swojego” Draculę miał lat 53. A jest to z całą pewnością wiek, w którym człowiek jest dojrzały na tyle by wiedzieć, że są sprawy i kwestie całkowicie niezależne od tego ile ma się pięniędzy, jaki ma się status zawodowy czy społeczny, etc…
Prawdziwą wartość tego wszystkiego, za czym ludzie gonią z wielkim wysiłkiem niekiedy bardzo długie lata i subiektywność postrzegania tych samych „miar czasu” – rozumie się dopiero w pewnym okresie życia, że tak prosto i z perspektywy osoby półwiecznej – „zafilozofuje”… To gatunkowe uniwersalia, wciąż i stale trwałe. Nasze pożądania i pragnienia kręcą się od tysięcy lat wokół jednostkowych prób znalezienia sensu w podróży w czasie – zwanej życiem. Jak i wobec naszej potrzeby wiary w to, że ma ono jakiś większy cel i jego uzyskanie przyniesie nam upragniony rodzaj ukojenia dla naszego „ja” w codziennych zmaganiach z losem…
Miłość, która trwa, która jest na zawsze – a piszę to w roku pańskim 2022 – trzydzieści lat po powstaniu obrazu Dracula w reżyserii Francisa Forda Coppoli – jestem więcej niż pewna – że jest jedną z nielicznych wartości, która nie uległa dewaluacji. Pragniemy jej chroniącej potęgi, mocy jaką nas napawa tym bardziej im świat w którym żyjemy pędzi w wirze wydarzeń i przemian, jakie nieustannie zmiatają nam sprzed oczu wszystko to, co kiedyś było „aktualne”…