DYPLOMATKA
DYPLOMATKA (The Diplomat) Kreatorka: Deborah Cahn. Obsada: Keri Russell, Rufus Sewell, David Gyasi, Ali Ahn, Rory Kinnear, USA, 2023, Produkcja: Netflix
Bez „dyplomatycznego” owijania w bawełnę: DYPLOMATKA to serial świetny! Ma wszystko to, czego widz nie znoszący oglądania rzeczy obrażających jego inteligencję może chcieć od tzw. „rozrywki”. Dyplomatka fenomenalnie zmyślnie igra ze stereotypami – w centrum uwagi stawiając kobietę, wymykającą się sztampie naszego myślenia o tej profesji…
Pierwszy sezon serialu Dyplomatka to rzecz błyskotliwa, ironiczno-cyniczna – w najbardziej przeze mnie lubiany sposób ogrywająca zarówno banały jak i „klisze” związane z tematem ludzi u władzy, parających się profesją na temat której wszyscy mają – najczęściej całkowicie nieprzystające do rzeczywistości – wyobrażenia. Nic w tej produkcji nie jest takie, jak się nam medialnie wmawia 😎 I to właśnie czyni Dyplomatkę tym smaczniejszym serialowym kąskiem. Wielkie brawa!
Konia z rzędem temu, kto z nas – „zwykłych zjadaczy chleba” może z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że rozumie zagadnienia związane z międzynarodową polityką zagraniczną i tzw. wielką dyplomacją. W tym miejscu pozwolę sobie zacytować samą siebie – tak jak zwykłam twierdzić, że wielcy aktorzy są przede wszystkim ludźmi, a dopiero potem mistrzami swego zawodu, tak samo twierdzę na temat każdej innej profesji, w tym – tzw. dyplomatów 😜…
* * *
Dyplomaci. Temat rzeka. Bardzo ważna i poważna profesja, ale tylko wtedy, kiedy się wie jak na nią patrzeć i z której strony. Gra pozorów i kreowanie wizerunku to chleb powszedni ludzi piastujących stanowiska takie jak: ambasador, sekretarz stanu, etc. Ludzie, którzy na serio uprawiają dyplomację, a która nie jest o tym, że X uścisnął dłoń Z i podpisano to i owo na bardzo ważnym wydarzeniu rangi międzynarodowej – to zawsze jest – jak mówi tytuł pewnego miniserialu, którego żaden inny do tej pory nie przebił trafnością użytej metafory: Waszyngton za zamkniętymi drzwiami…
Wszystko co najważniejsze w wielkiej dyplomacji odbywa się zawsze, ale to zawsze – za z a m k n i ę t y m i drzwiami!
Kreatorka serialu Dyplomatka – Deborah Cahn kuma czaczę, że tak to ujmę – wyjątkowo dobrze. Nie dziwi mnie to wcale, gdyż jest to wyjątkowo uznana scenarzystka oraz producentka, stojąca za najbardziej sztosowymi w dziejach TV i mającymi gigantyczną oglądalność produkcjami, takimi jak: „Chirurdzy”, „West Wing” oraz „Homeland”. W Dyplomatce widać wyraźnie, że Cahn posiadła ponadprzeciętną umiejętność łączenia i spajania w eklektyczną całość wielu gatunków filmowych, i że doskonale dobrze rozumie jak bardzo coś, co jest zwane narracją, która przyciąga uwagę i wywołuje silne emocje u widzów – potrzebuje być wielowymiarowe, wielowątkowe, a przede wszystkim – ludzkie do szpiku kości!
* * *
Sezon pierwszy Dyplomatki skupia się wokół postaci Kate Wyler (doskonała Keri Russell – nominowana za tę rolę zarówno do Emmy jak i Złotego Globa), kobiety, która całe zawodowe życie spędziła zajmując się Bliskim Wschodem i jego konfliktami. Ze szczególnym uwzględnieniem działań Iranu. Gdy ją poznajemy – jej kariera jest w trakcie wielkiego zwrotu. Wyler liczy na to, że będzie ambasadorką USA w Afganistanie. Jednak – ku jej zdumieniu i zaskoczeniu – Waszyngton przygotował dla niej inny plan. Służba, nie drużba – mówi polskie porzekadło, ale Kate nie jest typem kobiety, która by w ten sposób myślała ani o polityce, ani o sobie. Splendory i sztafaże związane z byciem na świeczniku ją nie interesują. Nie znosi ani „small – talków”, ani wystąpień publicznych, a przede wszystkim tego, co jest związane z „reprezentacyjnym” wyglądem: wymuskanych fryzur, nakryć głowy, makijażu, eleganckich i niewygodnych toalet i wysokich obcasów 🤷♀️
Kate Wyler jest kobietą czynu i sprawdza się najlepiej… za zamkniętymi drzwiami…
Dlatego też – bardzo niechętnie przyjmuje posadę Ambasadorki USA w Wielkiej Brytanii. To wyjściowy punkt historii jaką nam opowiada Deborah Cahn. I możecie mi wierzyć na słowo, że kreatorka tego serialu zna się na robocie scenopisarskiej doskonale dobrze, bo trzon fabularny dotyczący polityki jest dopracowany i podczas oglądania Dyplomatki było dla mnie jasne, że poparty dogłębnym researchem. Dla dodania pikanterii i tak smakowicie podanej opowieści o kulisach wielkiej polityki, w jakiej macza od dawna palce Wyler – scenarzyści dołożyli wymiar osobisty, dotyczący głównej bohaterki. A jest nią małżeństwo Kate z niejakim Halem (świetny Rufus Sewell), które w momencie jej asygnowania na Ambasadorkę – jest w stanie „kryzysowym”, że tak to ujmę. Nie muszę chyba dodawać, że poza nią i jej mężem – nikt nie ma o tym mało sprzyjającym nowemu stanowisku fakcie – bladego pojęcia…
A już napewno nie ma o tym pojęcia Prezydent USA oraz jego Sekretarz Stanu (Miguel Sandoval), który jest bardzo niechętny Kate i jej nowej misji w Londynie – od początku. Ale Biały Dom najwyraźniej sobie Wyler upodobał (dlaczego nie zdradzę) i pokłada w niej nadzieje, a na dodatek widzi kogoś – kim nasza bohaterka się nie widzi wcale… I dla której ten splendor (jak wszyscy mniemają) jaki ją spotkał oraz waga stanowiska – jest ambarasem i kłopotem podwójnym. Owszem, Wyler jak nikt rozumie zagmatwane relacje bliskowschodnie. Wie aż nadto dobrze jak działają ludzie u władzy w krajach z którymi i Stany i Wielka Brytania mają mocno napięte i wiecznie problematyczne kontakty, choćby dlatego, że dyplomacja w wydaniu amerykańskim jest o czymś zupełnie innym niż w krajach muzułmańskich. Jest też zupełnie inna niż w Rosji, której nic nie cieszy bardziej niż to kiedy pomiędzy najważniejszymi graczami wsród mocarstw z Zachodu i sojusznikami politycznymi sprawy idą źle…. Tylko że Kate nie czuje się mocna i najbardziej kompetentna w świecie, w którym – alianse polityczne są jasno określone. A działania muszą mieć sztywne ramy, piętrowo uzgadniane i obwarowane ścisłym protokołem… A „przyjaźń” i kooperacja USA z UK – jest jednym z priorytetów w „obopólnym” stanowisku tych dwóch „od zawsze” bardzo bliskich sojuszników w rozwiązywaniu problemów na Bliskim Wschodzie, w zatoce Perskiej i w każdej możliwej do wyobrażenia – „wspólnej” strefie interesów Ameryki i potężnego europejskiego państwa, które wciąż ma mocarstwowe ambicje, choć dość kłopotliwie dla wszystkich wyszło z UE, a podległe koronie kraje marzą o tym by się od niej uwolnić. W dodatku za Premiera ma populistycznego i makiawelistycznego bubka i szuje. Ale jednak dalej może dużo i lekceważyć go nie sposób…
* * *
Nie dowiecie się ode mnie więcej szczegółów na temat tego o czym konkretnie opowiada Dyplomatka. I jak Wyler będzie sobie radziła (i nie radziła) ze swoim „nowym stołkiem” w Londynie. Ta produkcja jest pyszna pod każdym względem, w tym także pod tym najważniejszym, jakim są zwroty akcji i kolejne „pożary do gaszenia”. Wątki polityczne z najnowszych problemów świata na styku USA – UK – Bliski Wschód są napisane bajecznie dobrze. Produkcja ta skrzy się od świetnych dialogów i doskonałych wglądów w tajniki wielkiej polityki. Cahn dodatkowo wyjątkowo sprytnie i błyskotliwie udało się w główną kanwę wpleść także wątki emancypacyjne, feministyczne i te, które dotyczą relacji małżeńskiej dwojga ludzi z których każde ma potężne ambicje zawodowe, takież ego i charakteryzuje się ponadprzeciętną inteligencją. Wybitnie doświadczony i genialny strateg polityczny acz wielce kłopotliwy mąż Kate Wyler – były ambasador – odgrywa znaczącą rolę w działaniach tytułowej Dyplomatki – częściej niż często niestety będąc dla niej dodatkowym utrapieniem… Serial ten charakteryzuje się doskonale dobraną obsadą i świetną grą zespołową w rolach drugoplanowych postaci, które z Wyler’ami stale współpracują: szefowej oddziału CIA w Londynie (Ali Ahn) oraz szefa protokołu (Ato Essandoh) w dyplomatycznej służbie w UK. Wyler od początku swego ambasadorowania musi sobie bowiem radzić zarówno w trudnych emocjonalnie relacjach z Ministrem Spraw Zagranicznych UK (David Gyasi), jak i mocno napiętych z Premierem UK – niejakim Nicol’em Throwbridg’em (jak zawsze niezawodny Rory Kinnear).
* * *
Dyplomatka to serial błyskotliwie ironiczny, inteligentny, w dodatku podany w formie, która zajmując się sprawami najwyższej wagi – nie robi z tej tematyki – napuczonej i sztywnej nudy dla „jajogłowych”…Najbliżej mu w referencjach do uwielbianego przeze mnie „Rządu”, od którego odróżnia go jednak ton – w tym przypadku – zdecydowanie lżejszy, jak i dramaturgia, po prostu inaczej scenariuszowo pomyślana. Dyplomatka jest bardziej zdystansowana do przedstawianych postaci i zupełnie inaczej opowiada o głównej bohaterce – czyniąc z niej kobietę bardziej współczesną w działaniach, a przede wszystkim w roli zawodowej, w której kreatorka serialu dała jej rys zdecydowanie bardziej nie tyle „męski”, co uwypuklający fakt, że w dyplomacji liczy się wyłącznie skuteczność – a ta płci nie ma. A najbardziej (w mojej opinii) po to – by zaznaczyć, że w wielkiej polityce – jej wysokie koszty personalne – są zawsze po stronie życia prywatnego. Budowanie kariery zawodowej w tym obszarze bez świadomości tego faktu – się zawsze mści… Dramatyzm zostaje w tej produkcji wprowadzony do fabuły na samym końcu (bo ostatni odcinek robi woltę, której nikt się nie spodziewał) i trudno nie zadawać sobie pytania ani nie być ciekawym co z tego wyniknie…
Wiecie, że kocham jęczeć i złorzeczyć na mizerię produkcji TV od Netflixa 😎 – ale tym tym razem wszystkie kropki połączone zostały w sposób właściwy. Jest w Dyplomatce wszystkiego „po trochu” i wszystko jest we właściwych proporcjach. „Duża polityka” miesza się z „małością ludzi” w sposób wyważony, powaga podejmowanej tematyki jest podana w sposób zrozumiały i frapujący. Jest okazja i do refleksji i do uśmiechu, a nawet do śmiechu. Szczerze – bez „dyplomatycznego” owijania w bawełnę? Rzadko mam okazję, aby pisać tak dobrze o serialu, który postawił sobie zadanie arcytrudne. Dyplomatka jest bowiem produkcją tak samo inteligentną, jak i mówiąc językiem telewizji „rozrywkową”. A łączenie tych dwóch bytów w jedno to arcytrudna sztuka. Szacun.
Ps. Podobno ma być sezon drugi. Oby był tak świetny – jak pierwszy. I nie byłabym soba, gdybym nie dodała, że choć jest to serial amerykański – jego świetności upatruje w tym, że jest realizacyjnie – bardzo „po brytyjsku” dopieszczony pod każdym względem. I jest to najwyższej rangi komplement jaki mogę mu dać!