20
sty
2017
38

FRITZ BAUER KONTRA PAŃSTWO

FRITZ BAUER KONTRA PAŃSTWO (Der Staat gegen Fritz Bauer), Reż. Lars Kraume, Scen. Lars Kraume & Olivier Guez, Wyk. Burghart Klauβner, Rüdiger Klink, Ronald Zehrfeld, Andrej Kaminsky, Sebastian Blomberg, Niemcy, 2015

Fritz Bauer kontra Państwo jest obrazem, w którego zanurzenie się – przyszło mi – nadspodziewanie łatwo. Bo jest to film nie tylko bardzo dobry pod względem realizacyjnym, trzymający w napięciu, z doskonałą, główną kreacją aktorską – ale przede wszystkim dlatego (tak, właśnie dlatego!), że to o czym mówi – jest bardzo ważne!

Druga Wojna Światowa, Nazizm, Holocaust – “było-minęło”…  złośliwie i cynicznie – zapytam Was – czy nie tak właśnie sobie myślicie?

Historia jest czymś, co się nam dzieje, nam wszystkim ludziom, wszędzie. Zawłaszcza nas – nie pytając o zdanie, a tym bardziej – jeśli niezbyt chcemy wyraźnego – na temat tego co nam przyniesie i uczyni w przyszłości i jakie mogą być tego konsekwencje – zdania mieć. Historia nie zna pojęcia „zapomnienie”.

Ale my –  zapominając o historii – wypieramy ze świadomości to, co czyni ją czymś niebywale istotnym. Dla naszego gatunku. Bo tylko ona bowiem może czegoś nas (na)uczyć. O nas – samych – jako ludziach… Nie przerabiając jej lekcji z uwagą i poświęceniem – możemy bardzo łatwo wrócić po dekadach do punktu, z którego kiedyś wyruszyliśmy w złą i zgubną drogę…

 

 

7773801.3

Nagradzany na festiwalach filmowych, laureat Nagrody Publiczności w Locarno, a także triumfator ubiegłorocznych Niemieckich Nagród Filmowych gdzie zdobył aż 6 statuetek – jest Fritz Bauer kontra państwo – filmem, którego oglądać może się zbyt gorąco nie pragnie, ale moim zdaniem – się powinno.

Trzy lata temu Aurora Films – dystrybutor Fritz Bauer kontra Państwo wprowadził na ekrany naszych kin obraz pt. “Hannah Arendt” (z doskonałą rolą Barbary Sukowej!). Widziałam ten film. I obejrzałam z gigantyczną gulą w gardle. Z pewnością, gdybym wtedy prowadziła bloga – bym o nim napisała…Bo jest świetny… A teraz piszę  o nim – nie bez kozery.  Otóż, DOPIERO w 1960 roku, w Argentynie, został pojmany Adolf Eichmann – zbrodniarz wojenny, nazista, odpowiedzialny za masową eksterminację Żydów w czasie II wojny światowej. Arendt – wybitna myślicielka i filozofka – uczennica Heideggera – postanawia pojechać do Jerozolimy na jego proces, podejmuje się też zadania opisania jego przebiegu dla “The New Yorkera”. To, co tam obserwuje i zapisuje (film zawiera zdjęcia archiwalne z przesłuchań Eichmanna)… prowadzi ją do sformułowania słynnej tezy o: “niedającej się opisać i zrozumieć banalności zła”.  

*  *  *

19PEOPLEVS-master768

Wracam do obrazu Fritz Bauer kontra Państwo. Eichmann był “nieodrodnym” synem III Rzeszy! Setki godzin jego wypowiedzi z wywiadów jakich udzielił oraz przesłuchań w procesie w Izraelu – dowodzą, że nie pojmował siebie jako zbrodniarza. Nie uważał, że – skoro był “li i jedynie urzędnikiem państwowym”, który z niemiecką precyzją i rzetelnością wydaje rozkazy, podpisuje dokumenty, zlicza i buchalteryzuje wysyłanie Żydów do obozów zagłady – ma krew na rękach! On sam nigdy nikogo nie zabił!!!

Fritz Bauer kontra Państwo opowiada o postaci, prawdziwej postaci historycznej – Prokuratora Generalnego Hesji, niemieckiego Żyda, który przeżył II-gą wojnę światową na emigracji, a który wróciwszy do kraju po jej zakończeniu  – rozumiał więcej niż bardzo dobrze, że ZŁO jest czymś, czego ZBANALIZOWANIE – jest największą ZBRODNIĄ jaką może uczynić Państwo – swoim obywatelom!

To film – owszem – oparty na jednej postaci i owszem – biografia hagiograficzna!  Niemniej nic jej to nie umniejsza! Bo powiada o kimś, kto swoją obsesją dążenia do wymierzenia sprawiedliwości zbrodniarzom nazistowskim – doprowadził do tego, że Adolf Eichmann został pojmany i skazany na powieszenie. Bauer odegrał także decydującą rolę w drugim procesie oświęcimskim we Frankfurcie.

W skrócie Fritz Bauer kontra Państwo to opowieść o człowieku, który postrzegał swoją rolę – ROLĘ URZĘDNIKA PAŃSTWOWEGO – JAKO MISJĘ! I w moich oczach czyni to ten obraz wybitnie wzruszającym!

Fritz Bauer był kimś, kto widział samego siebie – jako tego, którego naczelnym celem jest stanie na straży demokracji. A demokrację postrzegał jako coś, co nie służy jedynie państwu, sprawującym w nim władzę, ich polityce (w tym na arenie międzynarodowej) ale ludziom w nim żyjącym!

Fragment filmu, w którym Prokurator Bauer ma “występ” w telewizji spowodował, że miałam oczy mokre ze wzruszenia. Bo mówi w nim o rzeczy – niby to oczywistej – ale jakże zawalonej w dzisiejszych realiach! Państwo – to nie duma z tego “co ma” (idee, piękne krajobrazy, przemysł, dobrobyt, etc.) Państwo to nie jego “wielcy ludzie”, nazwiska  z kart historii. Państwo –  znaczy tyle – ile  jego mieszkańcy! To ludzie w nim żyjący – wraz z ich codziennymi czynami na rzecz jego sprawnego, sprawiedliwego, demokratycznego działania – to czyni Państwo tym czym jest!

Fritz Bauer to postać – w obrazie Larsa Kraume – wyjątkowa, wybitna, wielka. Ale nie za sprawą jego osoby w wymiarze ludzkim. Jako człowiek, tak zwyczajnie, w codziennej współpracy  – Bauer jest jedną wielką, niespójną psychologicznie plątaniną i glątwą. I jako człowieka – trudno go pokochać. Nie można go pojąć ani zrozumieć na tym poziomie. Bo to zlepek przeciwieństw. Raz przenikliwy, niczym wielki mędrzec, a raz rozdarty w emocjach do bólu, krzykliwy, agresywny. Innym razem wyciszony, więcej niż racjonalny strateg, wzniosły, empatyczny, ujmujący, miejscami patetyczny, a potem nagle żałosno – śmieszny. Opętany swoimi demonami. Albo ich  pozbawiony. Ideolog i wielki pragmatyk w jednym. Burghart Klaussner gra tę postać więcej niż doskonale.

the-people-vs-fritz-bauerKreowana przez niego postać – to bohater samotny. Bo przyjaciół czy też sprzymierzeńców – ma zaiste – niewielu. Jest niczym rycerz. Liczą się dla niego jedynie najważniejsze wartości. Dla nich poświęcić jest gotów wszystko. Swoją karierę, czas, pieniądze, zdrowie. Bo przeciw sobie ma cały system. System, w którym siedzi od lat. Niemcy powojenne to przecież Niemcy, które zbudowano ze zgliszczy. Kiedy skończyła się wojna, wprowadzono plan Marshalla, a potem rządy objął Adenauer – nie zmieniło to tego, że RFN nie miało wykwalifikowanych kadr. Ale miało mnóstwo ludzi z poprzedniej epoki, którym więcej niż bardzo – zależało na tym, by ich przeszłość nie wyszła nigdy na jaw! Wymiar sprawiedliwości, służby specjalne, policja, wielkie koncerny państwowe – jak dobitnie podkreśla reżyser – w latach 50-tych pełne były ludzi z przeszłością nazistowską. Państwo, rozumiane jako “pewne osoby piastujące wysokie stanowiska” nie chciało by szukać winy zbyt głęboko…Ale Fritz Bauer chciał widzieć “swoje” Państwo – Nowe Zachodnie Niemcy jako te, które się rozliczą ze swoją upiorną przeszłością. Raz i na zawsze.

Kino kocha takich bohaterów od zawsze. I trzeba oddać sprawiedliwość reżyserowi tego obrazu, że w przypadku tej opowieści – udało się mu narracyjnie oraz aktorsko utrzymać nas widzów – w napięciu – od początku do końca! Bo, przecież – piszę o tym na całkowitego szczerusia  i nieco cynicznie – to jest więcej niż trudna sztuka przy takim temacie! C’mon! Kto dzisiaj biega do kina na filmy poświęcone tej tematyce? A jednak…Od A do Z  – ten dramat historyczny ma doskonale prowadzony suspens. Przywołuje to u mnie na myśl obrazy takie jak: “Monachium” oraz “Most Szpiegów” (w których aktor kreujący Bauer’a grał), nie tyle swoim bezpośrednim przekazem i fabułą – co swego rodzaju klimatem. To w sumie historia mroczna i straszna (choć opowiedziana w sposób budzący szacunek swoim brakiem histerii, a miejscami nawet – leciutko dowcipna). Opowieść o realnej postaci, bardzo znamiennej. Kimś, kto – niczym wytrawny szpieg (co będąc reprezentantem wymiaru sprawiedliwości było mocno utrudnione!) musiał w codziennej pracy borykać się z tym, że władza i jej “aparat” to ludzie, którzy z nielicznymi wyjątkami –  jedyne czego pragną – to kłaść mu kłody pod nogi, zniechęcać, a nawet unicestwić!

A ostatecznie – z najważniejszym zagadnieniem moralnym jakie istnieje – szczególnie w służbie państwowej: czy racja stanu, przepisy, kodeks, konstytucja  – są ponad prawem moralnym? Wyższym dobrem etycznym i społecznym?

Jak sugeruje reżyser – Dla Bauera nie było to pytaniem, na które nie znał odpowiedzi. Prymat dobra wyższego nad przepisami – było tym “czymś” co uczyniło go postacią godną filmowej biografii. Człowieka wielkiego czynu,  którego osobisty udział w pojmaniu Eichmanna został ujawniony dopiero wiele lat po fakcie. By tak się mogło stać  – zaryzykował wszystko. W tym  potencjalne oskarżenie o zdradę stanu. Dekada pracy nad ściganiem zbrodniarzy wojennych “z urzędu” stawiała go wciąż i stale przed niczym. Jakimiś poszlakami. Domniemaniami, domysłami. Zmową milczenia. Przed zagadką tego, że owszem “byli ale się zmyli”. Przed strasznym, potwornym poczuciem, że system, a raczej konkretne osoby w nowym rządzie – “umaczane” w zbrodniach III Rzeszy lub nie – ale z jej ideologią się identyfikujące  – w mniej lub bardziej białych rękawiczkach – tych ludzi kryją. Kiedy więc otrzymuje list, w którym znajduje się bardzo wyraźna poszlaka na temat Eichmanna, żyjącego pod przybranym nazwiskiem, z rodziną w Argentynie – Fritz Bauer – ryzykuje wszystkim co ma –  by sprawiedliwości stała się zadość.

I ona się dzieje. Ale nie tak – jak by on „w jego idealnym świecie” chciał. Fritz Bauer kontra Państwo to film bardzo inteligentny i jeszcze bardziej wiarygodny psychologicznie. Nie opowiada nam historii „hollywoodzkiego herosa” ze łzawym happy endem. Opowiada historię człowieka z krwi i kości. Bardzo czasami ułomnego w swojej charakterystyce. Ale niezłomnego w dążeniu do prawdy i sprawiedliwości. Do tego, by to – w co wierzy, co stanowi serce jego działań – czyli dobro wyższe – zatriumfowało. I  o tym, że jakże często – zwycięstwo – nie jest pełne. Nie zawsze zaspakaja ego. Nie pieści próżności. Często –  by w ogóle zaistnieć – musi zawierać w sobie kompromis. … A jeśli stoi za nim człowiek na tyle światły i dojrzały do pełnionej społecznie roli, to wie wie, że o ile nie jest to „zwycięstwo pyrrusowe” – trzeba z pokorą to przyjąć i działać dalej w imię większej sprawy.

Epilog:

Po pierwszym przeczytaniu tego tekstu, pomyślałam sobie, że jest strasznie patetyczny… I chciałam coś pozmieniać…Ale się rozmyśliłam. Patetyzm to jednak „wielkie piękno” – jeśli jest używany w odpowiednich proporcjach i w odpowiedniej sprawie. Czyż nie pragniemy żyć w świecie większych wartości niż jedynie materialne? nawet – jeśli się nam wydaje, że to nieprawda. Nic nie znaczymy bowiem – jako obywatele – jeśli rządzą nami ludzie, dla których demokracja to jedynie rygorystyczne przestrzeganie wcielonych w życie ustaw i przepisów. III Rzesza miała ich bardzo wiele.

*** Zdjęcia: materiały prasowe dystrybutora AURORA FILMS

You may also like

PERFECT DAYS
NIEBIESKOOKI SAMURAJ
BĘKART
PAMIĘĆ

Skomentuj