GENTLEMAN Z REWOLWEREM
GENTLEMAN Z REWOLWEREM (The Old Man & the Gun), Reż. & Scen. David Lowery, Wyk. Robert Redford, Sissy Spacek, Casey Affleck, Tom Waits, Danny Glover, Elisabeth Moss, USA, 2018
GENTLEMAN Z REWOLWEREM to filmowa podróż retro, w której uczestniczy się z wielką przyjemnością i z nostalgicznym rozczuleniem. Jakość, klasa, czar, wdzięk i nieodparty urok tego obrazu jest najwyższej próby. Trudno aby było inaczej – rolę główną w Gentleman z rewolwerem gra sam Robert Redford – legenda i ikona kina.
W pokoleniu moich rodziców nie było chyba ani jednej kobiety, która nie kochałaby się w Robercie Redfordzie. Uwielbienie dla aktora potrafi zresztą przechodzić z matek na córki. Kiedy ja byłam młodą dziewczyną, po jego roli w „Pożegnaniu z Afryką“ na podstawie powieści Karen Blixen, przedstawicielki mojego pokolenia także zaczęły do niego potajemnie wzdychać 🙂 Trzeba to sobie powiedzieć wprost: gwiazda 82-letniego obecnie Redforda jaśniała na ekranach dekady całe. A sam aktor jest jednym z nielicznego już, malejącego z roku na rok grona przedstawicieli tzw. plakatowych legend Hollywood, które przemija…
Jego filmografia opiewa na dziesiątki filmów, na czele z dwiema absolutnie kultowymi produkcjami przełomu lat 60-tych i 70-tych zeszłego stulecia: „Butch Cassidy i Sundance Kid“ oraz „Żądło“. Aktorowi bycie „gwiazdorem“ jednak nie wystarczało. Zapragnął zostać zarówno reżyserem, jak i producentem. W późnych latach 70-tych Robert Redford zapisał się w historii kinematografii na jeszcze jeden sposób, który zyskał mu szacunek i uwielbienie branży filmowej. To jemu świat zawdzięcza Sundance Film Festival – największy, najsłynniejszy i najwspanialszy festiwal kina niezależnego, jaki istnieje. Nazwanego zresztą na cześć jego roli w filmie, który go rozsławił na całym globie. A dziesiątki – obecnie szanowanych reżyserów, scenarzystów, operatorów i aktorów – karierę.
Żeby tego było mało, Redford od zawsze uchodził za ikonę stylu. Mężczyznę, na którego patrzono z zachwytem nie tylko z tytułu jego wielkiej urody, ale właśnie – klasy. Szyku. Wdzięku. Elegancji. Zdjęcie Redforda w roli Sundance’a Kid’a z seksownym wąsem i zawadiacko noszonym kowbojskim kapeluszem należy do dziś do jednych z najczęściej powielanych w mediach społecznościowych.
Ten krótki wstęp wydał mi się konieczny dla recenzji Gentlemana z rewolwerem. Obrazu, który Redford wyprodukował, a co najważniejsze, obrazu, który wyprodukował z zamiarem, by był on jednocześnie tym, w którym zagra po raz ostatni w swej wielodekadowej karierze.
Mając tego świadomość, w finalnych napisach Gentlemana z rewolwerem moje czułe wzruszenie tym filmem i podziw dla niego – jako wielkiej postaci kina – wzrosło jeszcze bardziej. To piękne, nostalgiczne pożegnanie z uprawianą profesją. Kwintesencja Redforda jako człowieka, artysty, niezwykle ważnej postaci w amerykańskiej branży filmowej. Tak jak on sam – zrobione z wielką klasą, z wdziękiem, czarem, z nieodpartym urokiem. I opowiadające o kimś, dla kogo ważne były zawsze dwie wartości: wolność osobista i życie wypełnione pasją. Kiedy myślę o tej roli jako jego ostatniej – takiej a nie innej – zapewne wybranej z premedytacją – przypomina mi się jeden z moich najukochańszych szlagierów (My Way) wykonywanych przez Franka Sinatrę, kiedy był już w podeszłym wieku:
And now, the end is near
And so I face the final curtain
My friend, I’ll say it clear
I’ll state my case, of which I’m certain
I’ve lived a life that’s full
I’ve traveled each and every highway
And more, much more than this
I did it my way…
* * *
Obraz Gentleman z rewolwerem zainspirowany jest życiem Forresta Tuckera, seryjnego złodzieja, który swoją kryminalną karierę zaczynał w wieku 15 lat, z więzienia uciekał 30 razy, a dobiegając osiemdziesiątki dalej z zabójczym urokiem i uśmiechem na ustach rabował banki. Punktem wyjścia dla scenariusza stał się reportaż Davida Granna mu poświęcony z tygodnika The New Yorker.
Reżyser filmu a zarazem jego scenarzysta: David Lowery – wykonał kawał porządnej roboty. Gentleman z rewolwerem jest tak samo uwodzicielsko – zwodniczy jak jego protagonista. Opowiada nam późne dzieje, leciwego już Forresta Tuckera (cudownie wręcz hipnotyzujący swym magnetyzmem Robert Redford), ktory trudni się od dekad tym samym procederem. Po „dżentelmeńsku“ – czytaj bez przemocy i rozlewu krwi – obrabia banki. W zasadzie trudno nie dopatrzeć się w tym swego rodzaju opowieści w opowieści. Która skupiona jest na życiu kogoś, kto jakby nie patrzeć był jedyny z swoim rodzaju. W innym przypadku mógłby ten fakt uchodzić za przejaw megalomaństwa. Ale nie jeśli chodzi o Redforda. Gentleman z rewolwerem jest filmem – listem miłosnym – dedykowanym legendzie amerykańskiego kina na sposób przewrotny. Z przymrużeniem oka, z uśmiechem, dystansem. Nie ma w nim nic, co mogłoby nie wywoływać uczuć jedynie najcieplejszych z możliwych…
* * *
W scenie otwierającej film Gentleman z rewolwerem Forrest Tucker (Robert Redford) dokonuje napadu na bank. Jest początek lat 80-tych zeszłego stulecia. Bohater – jak się wkrótce dowiemy – przygotowuje, opracowuje i przeprowadza je trzymając się pewnych, jasno ustalonych zasad i przy pomocy dwóch kumpli (w tych rolach Tom Waits oraz Danny Glover) – od bardzo dawna. To, co jest kluczowe dla sposobu działania Forresta to właśnie jego dżentelmeńska postawa, elegancja zachowań i słów. W zasadzie trudno nazwać sposób, w jaki działa „napadem“ w stereotypowym rozumieniu tego słowa. Ma bowiem dar, który wykorzystuje z lepszym skutkiem niż broń. Tym czymś jest jego urok osobisty, wdzięk, cudowny uśmiech i szczere, wesołe, pozbawione agresji przepastne błękitne oczy. A także szacunek jaki okazuje ludziom i emanująca z niego pozytywna energia. Kiedy mówi, że przyszedł po kasę – nikt mu się za specjalnie nie sprzeciwia.
Ten dość kuriozalnie – przyznacie sami – brzmiący opis kogoś, kto jest uznawany za złoczyńcę – w Gentleman z rewolwerem sprawdza się jednak znakomicie i staje całkowicie wiarygodny. Właśnie dzięki temu, że Forresta Tuckera gra Robert Redford. Kiedy go poznajemy, wiemy jedno: jest niezwykle uroczy, ale jest też stary (oryginalny tytuł filmu wybrzmiewa w tym miejscu bardziej dosadnie). Bohater jest nam przedstawiony jako ktoś, kto jest tego w pełni świadomy. I jako ktoś, kto fakt ten akceptuje na swój sposób właśnie. Kiedy zatem przypadkowo spotyka niejaką Jewel (cudowna rola – kolejnej wspaniałej legendy kina amerykańskiego – Sissy Spacek) dość szybko zdaje sobie sprawę z tego, że spotkał kobietę, która w jego życiu, mocno starszawego już mężczyzny „wyjętego spod prawa“ i o pogmatwanym życiu osobistym (w epizodycznej roli córki Tuckera jak zawsze niezawodna Elizabeth Moss) może stanowić wartość, która nada jego istnieniu głębszy sens, inny wymiar. Da mu coś, czego do tej pory zdajsie ani nie szukał, ani nie umiał docenić.
Ich romantyczna relacja, oparta o wzajemną fascynację, przyciąganie się przeciwieństw, ale także czułość, troskę, wzajemną uważność – stanie się tłem opowieści o Forrescie Tuckerze w ostatnich dniach jego złodziejskiej sławy. I będąc znaczącą częścią narracji Gentlemana z rewolwerem– stanowi sama w sobie gigantyczny atut tego filmu. Bo ci dwoje, ta para wiekowych już, ale jakże wspaniałych aktorów – tworzy duet romantyczny tak cudowny, tak nieodparcie pociągający, że trudno od nich oderwać oczu! Tym samym Gentleman z rewolwerem „zszywa“ ze sobą niezwykle udatnie dwa gatunki filmowe. W sensacje wpisując też mocnym ściegiem romans.
Ale, jak to bywa – a dla filmu, który czerpie z kina gatunkowego jest pewnikiem – kiedyś musi przyjść przysłowiowa „kryska na Matyska“…
Bo rabunki Tuckera stają się w tym samym czasie po raz kolejny języczkiem u wagi policji. John Hunt (w tej roli świetny Casey Affleck) jest policjantem, który w swoim życiu zawodowym nie ma zbyt wielu wyzwań. Jego służba jawi mu się jako niezliczone pasmo rutynowych działań, z których niewiele wynika. I która go frustruje. Kiedy, więc natyka się na sprawę Forresta Tuckera – wzbudza się w nim coś, czego sam się po sobie i swojej pracy nie spodziewał. Złapanie go będzie dla niego specjalnym wyzwaniem, bo nietuzinkowym.
Forrest stanie się bowiem kimś, kogo zawzięcie będzie próbował aresztować, będąc jednocześnie nim dogłębnie zafascynowanym. I ta rywalizacja pomiędzy nimi, o to, kto kogo ubiegnie jest w Gentlemanie z rewolwerem rozpisana na sceny ujmująco – wzruszające w swoich odwołaniach do największych, ikonicznych ról w konwencji gatunkowej. Wiecie co mam na myśli – Robert De Niro versus Al Pacino…
Gentleman z rewolwerem to kino w kinie, hołd dla kina i dla uwodzicielskiej mocy kreacji aktorskich, które go tworzyły, zarządzając zbiorową wyobraźnią. Bardzo specjalny film, z którego przyjemność oglądania jest tym większa im więcej się zna obrazów z udziałem Redforda. A w zasadzie filmów gangsterskich i sensacyjnych, które ukonstytuowały podwaliny dla popkulturowych bohaterów w kinematografii jako takiej.
Jest w tym obrazie coś niebywale rozczulającego, a wynika z faktu, że zmrużając oko kłania się temu wszystkiemu, co nas wcześniej karmiło, syciło i emocjonowało. Przepięknie zagrane, skadrowane, na wpół nostalgicznej nucie, w chropowatych, stylizowanych na ‚vintage’ zdjęciach pięknie oddających realia Ameryki lat 80tych przez Joe Andersona, ze świetną muzyką skomponowaną przez Daniela Harta w tle.
Gentleman z rewolwerem jest obrazem wyjątkowym. Pod wieloma względami. To nie jest jedynie obraz, który opowiada pewną intrygującą historię z lat 80tych zeszłego stulecia. To film, który jest niejako „z innej epoki“. I jakkolwiek głupio by to nie brzmiało – to jego największa zaleta! Bo jego magia polega właśnie na tym, że dziś się już takich filmów, tak opowiadanych nie robi…
Jego niebywały wdzięk i hipnotyzujący urok buduje niespieszna narracja, umiejętne wyzyskanie cudowności warsztatu wybitnych aktorów, oszczędne dialogi, poczucie humoru. Wszystko to razem tworzy sceny, które na długo zapadają w pamięć, pieszcząc nasze zmysły precyzją ich wykonania. Na leciutkiej ironii, auto dystansie głównego bohatera tak samo wobec siebie, jak i świata jako takiego. Tym samym Gentleman z rewolwerem staje się filmem, który zapada w serce i uderza w najczulsze i najcieplejsze rejestry emocji. Zostawia z uśmiechem na ustach i z uczuciem, że trudno nam będzie zapomnieć o jego bohaterze Forrescie Tuckerze. Tak samo jak o Robercie Redfordzie.
*** Wszystkie zdjęcia wykorzystane w tekście pochodzą z materiałów prasowych dystrybutora filmu Gentleman z rewolwerem na rynku polskim: M2films