Hołd dla Mistrza – wystawa prac IRVING’A PENN’A w Paryżu
Jako wstępem posłużę się cytatem z Audrey Hepburn, która twierdziła, że Paris is always a good idea…
Co – do tekstu poświęconemu retrospektywnej wystawie LEGENDY FOTOGRAFII – IRVING’owi PENN’owi – pasuje jak znalazł. Audrey też sportretował.
Tak, podobnie jak jedna z moich ukochanych aktorek, ikona stylu i legenda złotej ery Hollywood – uważam, że każdy pretekst by się wybrać do Paryża jest dobry 🙂
Tym razem za pretekst posłużyć może wam okazja wyjątkowa. W dniu 21 września tego roku (czasu jest dużo, bo zamknięcie wystawy będzie miało miejsce dopiero pod koniec stycznia roku przyszłego) otwarto w paryskiej Galerii Narodowej Grand Palais wystawę, która przestawia najważniejsze, najwspanialsze prace fotografa – mistrza.
Ekspozycja ta jest owocem kooperacji pomiędzy Metropolitan Museum of Art w Nowym Jorku, Stowarzyszeniem francuskich Muzeów Narodowych oraz amerykańską Fundacją imienia Irvinga Penna.
Upamiętnia ona tego wyjątkowego artystę w setną rocznicę jego daty urodzin (1917 – 2009). A który bezsprzecznie należy do największych fotografów XX wieku.
Na wystawie znajdziemy nie tylko ponad 200 prac fotograficznych (które własnoręcznie wydrukował), ale także wyselekcjonowany zbiór jego rysunków i obrazów.
Zebrane prace Irvinga Penna dotyczą tego wszystkiego, co zajmowało jego bardzo długie – ponad siedem dekad – zawodowe życie. A są nimi: martwa natura, jedzenie, moda, portrety sławnych ludzi, nagość, piękno, papierosy, mieszkańcy odległych krain i kultur.
Penn jako fotograf był kimś absolutnie niezwykłym, tym bardziej w czasach kiedy zaczynał. Bo widział w tej sztuce znacznie więcej niż inni. Dzięki swojemu artystycznemu wykształceniu – studiował na Akademii Sztuk Pięknych – miał być malarzem, ale szybko porzucił sztalugi na rzecz obiektywu. Niemniej – w kompozycjach kadrów przez niego stosowanych – genialnie przebrzmiewają moim zdaniem – jego największe fascynacje mistrzami takimi jak: Goya czy Toulouse-Lautrec.
Stał się fotografem, który wypracował swój własny styl opowieści o ludzkim ciele. Był on charakterystycznie prosty, acz elegancki. Miał do swoich zdjęć rygorystyczne, perfekcyjne podejście. Cyzelował proces ich wywoływania bardzo długo po przeniesieniu klisz do ciemni. Eksperymentował z wieloma technikami drukowania zdjęć, bo uchwycenie tego, co chciał w nich przekazać – zawsze było dla niego niezmiernie istotne. Dlatego też był jednym z pierwszych, który próbował druku na aluminiowych płachtach pokrytych emulsją z platyny, by uzyskać pożądany efekt głębi i kontrastu. Tak by nadać im wygląd nieskazitelnie czystych, a jednocześnie – nieco szorstkich.
Bo Irving Penn do robienia zdjęć miał stosunek bardzo specjalny i bardzo osobisty. Zapytany kiedyś o to, czemu tak bardzo jest przywiązany do swojej kamery, pracy z nią – odpowiedział:
Za kamerą staję zawsze ze swego rodzaju niemym podziwem wobec niej. Myślę o niej jako o instrumencie, którym dla mnie jest. A jest to coś pomiędzy skrzypcami Stradivariusa, a skalpelem…
Francuska wystawa została ułożona chronologicznie – od wczesnych lat 30-tych zeszłego stulecia aż do końca lat dwutysięcznych. Otwierają ją jego pierwsze kolorowe prace, zdjęcia martwej natury, które wykonał dla magazynu “Vogue” w roku 1943.
W latach 1947 – 1948 zasłynął jako wybitny portrecista ważnych, czołowych postaci kultury, wśród których znalazły się takie osobistości jak: Salvador Dali, Pablo Picasso, Igor Strawiński, czy Alfred Hitchcock.
Do fotografii portretowej stosował wyłącznie naturalne oświetlenie i bardzo przemyślane kompozycje kadrów. Był także zwolennikiem używania jak najbardziej neutralnego tła dla przedstawianych przez siebie postaci.
W 1948 roku pojechał do Peru, gdzie sportretował mieszkańców w dniach kończących tamtejsze doroczne święta. Jego zdjęcia, portretujące Indian z Cuzco przyniosły mu podziw i wielkie uznanie – okazały się być arcydziełami i na zawsze zapisały się w historii fotografii.
W 1950 roku redakcja magazynu “Vogue” wysłała go do Paryża – gdzie Penn wypracował swój unikalny styl portretowania świata “fashion”. Wiele z jego zdjęć, pochodzących z tego okresu stało się ikonami, stanowiącymi do dziś kopiowany wzór i nieustające źródło inspiracji.
Wtedy też, jako jeden z pierwszych założył własne studio fotograficzne i zajął się również fotografią reklamową.
Penn zawsze dużo podróżował, a w latach 60-tych i 70-tych do bardzo odległych miejsc: Afryki, Azji, Nowej Gwinei. Był znany z wielkiego przywiązania do opracowanego przez siebie systemu pracy nad procesem powstawania zdjęć i ich obróbką. Tak bardzo, że skonstruował “przenośne studio fotograficzne”, które mieściło się w wielkim namiocie, zabieranym przez niego wszędzie, w każdy plener.
Jego wpływ na postrzeganie fotografii jako narzędzia do tworzenia dzieł sztuki – jest nie do przecenienia.
Jak sam kiedyś powiedział:
Z fotografii ciastka można także zrobić dzieło sztuki…