8
sie
2024
24

HRABIA MONTE CHRISTO

HRABIA MONTE CHRISTO (Le comte de Monte-Cristo) Reż. Alexandre de La Patellière; Scen. Matthieu Delaporte & Alexandre de La Patellière na podstawie powieści Alexandre’a Dumas. Obsada: Pierre Niney, Bastien Bouillon, Anaïs Demoustier, Laurent Lafitte, Pierfrancesco Favino, Anamaria Vartolomei, Francja, 2024

Ekranizacji powieści Hrabia Monte Christo zrealizowano do tej pory tak wiele(pierwsza z nich pochodzi z czasów kina niemego i ma ponad 100 lat!), że nie zamierzam Was dręczyć ich długaśną listą. Z bardziej współcześnie zrealizowanych – kinofile wspominają szczególnie ciepło miniserial z Gerardem Depardieu (1998) oraz film z 2002 roku w reżyserii Kevina Reynoldsa z Jimem Caviezelem i Guy’em Pearce’m. Ale, jeżeli mam być szczera – myślę, że o postaci hrabiego Monte Christo pamiętają najbardziej wielbiciele klasyki literatury, bo też Alexandre Dumas zapisał się w niej złotymi zgłoskami! Nie wiem czy dzisiejsza młodzież czytuje XIX wieczne powieści (śmiem w to wątpić 😎) a szkoda – bo było to pióro najprzedniejsze! No ale ja mam swoje latka i Dumasa czytałam w czasach szkolnych namiętnie, nie tylko dlatego, że byłam dzieckiem dużo czytającym, ale także dlatego, że biblioteka w moim rodzinnym domu była pełna klasyki, o której moi rodzice twierdzili, że „nie wypada nie znać”…Z wszystkich „nie wypada” jakimi najeżone było moje dzieciństwo – przyznaję dziś na szczerusia, że to akurat bardzo mi dobrze owocuje w moim (średnim) wieku. Zawsze to miło uchodzić za osobę oczytaną, cechującą się wysokim poziomem kultury osobistej… 😜

Z zasady nie patrzę przyjaznym okiem na twórców, którzy zabierają się za coś, co już wcześniej ktoś w kinie zrealizował i to wiele razy…ALE robię wyjątek od tej reguły w przypadku ekranizacji dzieł dawniej nie mających szans zaistnieć na ekranie w pełnej krasie – z powodów technologicznych. Kino dzisiejsze może dać im w końcu to, czego kiedyś nie mogło!

W przypadku najnowszej ekranizacji Hrabiego Monte Christo – trudno się dziwić Francuzom, że pozazdrościli Amerykanom umiejętności monetyzowania swojego dziedzictwa narodowego mając je znacznie lepsze i starsze od nich – poprzez kinowe megaprodukcje…A przecież – jeżeli się spojrzy na to z tej właśnie strony – postać hrabiego Monte Christo to wspaniały materiał na opowieść filmową o człowieku, którego śmiało można nazwać „pierwszym na świecie zamaskowanym mścicielem”🙌🏻 Hrabia Monte Christo bowiem to dzieło literackie, które liczy ponad 1000 stron, i w którym postaci, wątków, miejsc i wydarzeń – w tym spektakularnych zwrotów akcji jest od groma! Dlatego też byłam tego obrazu bardzo ciekawa, tym bardziej, że wiedziałam, że stoi za nim gigantyczny budżet, bardzo uznani scenarzyści, producenci i reżyserzy, w dodatku doświadczeni już w ekranizacjach opartych o ikoniczną prozę Alexandre’a Dumas’a („Trzej muszkieterowie: D’Artagnan”, „Trzej muszkieterowie: Milady”). Nie muszę chyba dodawać, że obsada miała również niebagatelne znaczenie, a w Hrabim Monte Christo jest ona bajeczna! Pierre Niney (laureat nagrody Cezara za rolę Yves Saint Laurenta)  i Laurent Lafitte są obecnie najgorętszymi nazwiskami francuskiej kinematografii, dodatkowo mają wieloletnie doświadczenie sceniczne na deskach samej Comédie-Français. A Bastien Bouillon, Anaïs Demoustier Pierfrancesco Favino i Anamaria Vartolomei – to aktorzy światowej sławy, obsypani najbardziej prestiżowymi nagrodami na najważniejszych europejskich festiwalach filmowych. 

*   *   *

Gdybym miała podsumować najnowszą ekranizację Hrabiego Monte Christo jednym zdaniem – podkreśliłabym dwie rzeczy. Po pierwsze – uważam, że z zadania opowiedzenia tak wielkiej objętościowo historii w skrócie – czyli w trzygodzinnym obrazie kinowym – reżyser, a zwłaszcza scenarzyści – wybrnęli zwycięsko! To spektakl inscenizacyjnie i realizacyjnie dopieszczony w najdrobniejszych detalach (zdjęcia, scenografia, kostiumy). A po drugie (miód na moje serce) Pierre Niney w roli głównej – jest znakomity! Choć miał trudne zadanie i to podwójnie – bo niespecjalnie przypomina fizjonomią swój literacki pierwowzór i przez znamienitą większość filmu musiał grać przy użyciu bardzo skąpych środków wyrazu, głównie ciałem i oczami. No, a le jak to mawiają – talent aktorski mierzy się dokładnie tą miarą. Szacunek! 

Opis fabuły w przypadku Hrabiego Monte Christo muszę sprowadzić do minimum. Jeżeli znacie książkę to jest on Wam do niczego niepotrzebny (no, może powinnam dodać jedynie, że najnowsza ekranizacja pozwala sobie na kilka drobnych odstępstw od oryginału, w bardzo delikatny sposób „uwspółcześniając” przesłanie) A tak najbardziej – z tego względu, że opowieści, która w swoim sednie jest o zdradzie, stracie, tajemnicy, zemście i miłości na zawsze  – streszczanie wydarzeń by bardzo zaszkodziło.🤷‍♀️

Zatem w skrócie. Jest początek XIX wieku, schyłek cesarstwa francuskiego. Choć Napoleon Bonaparte został zmuszony do abdykowania i zrzeczenia się tronu cesarza Francji – w społeczeństwie wciąż żywe są sympatie wobec niego. Rząd z królem z dynastii Burbonów na czele próbuje ukrócić wszelkie próby przywrócenia go do władzy przez jego zagorzałych zwolenników zwanych Bonapartystami, którzy są traktowani jako wrogowie publiczni…  

Akcja zawiązuje się w Marsylii. Młody, zdolny, ambitny i utalentowany marynarz Edmond Dantès (doskonały Pierre Niney) zostaje w uznaniu dla swoich zasług awansowany na kapitana statku u najważniejszego armatora w kraju. Szczęście młodego mężczyzny nie zna granic, gdyż marzy jedynie o jednym – aby zmiana statusu społecznego umożliwiła mu poślubienie miłości swego życia, dziewczyny z bogatej i uprzywilejowanej rodziny o imieniu Mercedes (Anaïs Demoustier), u której pracuje jego ojciec. Prawy, skromny i niewyrachowany Edmond nie jest świadomy tego jak bardzo jego sukces i awans finansowy jest solą w oku zawistnych i źle mu życzących osób, w tym tych, których uznawał za przyjaciół i których nigdy by o to nie podejrzewał… 

Zdradzony, oszukany i wplątany w intrygę polityczną, potępiony jako członek spisku popierającego Napoleona, Dantès zostaje uwięziony i bez procesu osadzony w lochu, w twierdzy, z której wydostać się nie sposób – jest położona na środku morza i pilnie strzeżona. Po czternastu latach, dzięki pomocy i tajnym instrukcjom współwięźnia – księdza Marii (Pierfrancesco Favino), udaje mu się zbiec i zdobyć legendarny skarb ukryty na wyspie Monte Christo. Już jako posiadacz ogromnej fortuny, Dantès wciela w życie przebiegły plan zemsty na swoich wrogach, wszystkich tych którzy zabrali mu nie tylko najlepsze lata życia, ale przede wszystkim pozbawili nadziei na szczęście u boku ukochanej. Edmund postanawia, że ludzie, którzy  przyczynili się do jego zguby – dziś przedstawiciele elity finansowej i społecznej   – tak jak on bez mała dwadzieścia lat wcześniej – poniosą najboleśniejsze psychiczne straty…

*   *   *

To, co w najnowszej ekranizacji Hrabiego Monte Christo wybrzmiewa najsilniej to przesłanie – któremu twórcy filmu, bądź co bądź, realizowanego w XXI wieku – nadali jednak nieco inny ton niż Alexandre Dumas dwieście lat wcześniej – bardziej współczesny, uniwersalny i adekwatny do czasów w jakich żyjemy. A w których to nieustannie zmagamy się z poczuciem, że coraz trudniej nam odczytać prawdziwe intencje ludzi, a ci, którzy odnoszą największe sukcesy – to ludzie „zamaskowani” czy też permanentnie chowający się za jakimiś maskami i kreujący spoza nich wizerunek osób bez skazy…Hrabia Monte Christo to historia bohatera, któremu maski pozwalają nie tylko udawać różne osoby i pozostać nierozpoznanym przez swoich wrogów w czasie realizacji planu zemsty. Hrabia Monte Christo jakim stał się Edmond – przyjmując taki przydomek – jest w gruncie rzeczy symbolem człowieka, którego sercem zawładnęła żądza odniesienia sukcesu za wszelką cenę (czym kiedyś pogardzał) i to ją bohater pragnie ukryć – najbardziej przed samym sobą… Obraz ten doskonale moim zdaniem obrazuje bohatera przechodzącego wielką przemianę emocjonalną i psychologiczną, ukazaną w filmie w sposób bardzo wymowny, po to by nam uświadomić, że usprawiedliwienie jego podłych działań – cierpieniem jakiego doznał – jest pozorne. Bo Edmond Dantes aka Hrabia Monte Christo to człowiek, który używa posiadanych atrybutów i przewagi jaką ma (pieniądze, wiedza i erudycja) – po to by niszczyć. A przecież fortuna, jaką zyskał po utracie wszystkiego tego co miał wyłącznie dzięki sobie samemu – to tylko zbieg okoliczności, swego rodzaju łut szczęścia jakim było poznanie zakonnika w więzieniu, który wyjawiając mu tajemnice – miał szlachetne zamiary i nadzieję, że Dantes wykorzysta ten „dar” –  w szczytnym celu…

Żelazna konsekwencja, zapiekła nienawiść i żądza odwetu, jaka zawładnęła sercem i umysłem Edmonda nie przyniosła mu finalnie ukojenia i poczucia satysfakcji. Dopiero wtedy, gdy bohater zaczyna rozumieć, że ani postawą „po trupach do celu” ani  w rujnowaniu życia innych ludzi – nie znajdzie odkupienia i spokoju ducha – będzie potrafił się zatrzymać i znaleźć ratunek dla siebie…

Cierpienie nie uszlachetnia zdaje się sugerować Hrabia Monte Christo, jak i to, że zemsta jest słodka – tylko przez chwilę. To co prawdziwie uszczęśliwia – to patrzenie jak ci, których kochamy – dzięki nam mogą spełniać swoje marzenia…

Podpisuję się oboma rękoma pod tym przesłaniem i dlatego też sądzę, że najnowsza ekranizacja klasyki XIX wiecznej prozy, na którą Francuzi przeznaczyli gigantyczne pieniądze – udała się im w dwójnasób. 

*** Wszystkie zdjęcia autorstwa Jérôme Prébois’a wykorzystane w tekście pochodzą z materiałów prasowych dystrybutora filmu HRABIA MONTE CHRISTO na rynku polskim: Kino Świat 

You may also like

SPROSTOWANIE
KNEECAP
KONKLAWE
UZNANY ZA NIEWINNEGO

Leave a Reply