3
sty
2020
55

JUDY

JUDY (JUDY) Reż. Rupert Goold; Scen. Tom Edge & Peter Quilter (na podstawie sztuki jego autorstwa, pt. “End of the Rainbow”); Wyk. Renée Zellweger, Jessie Buckley, Finn Witrock, Michael Gambon, Andy Nyman, Wielka Brytania, 2019

Biografie sławnych ludzi sceny to bardzo trudny temat dla kina fabularnego. Mierzą się z minionym czasem, faktami i ich interpretacją. A przede wszystkim mierzą się z legendą postaci, o której opowiadają… JUDY to nie tylko bardzo sprawnie zrobiony, świetny w oglądaniu film. JUDY to kreacja RENEE ZELLWEGER – przed którą trudno nie paść na kolana! Dawno żadna aktorka mnie tak nie powaliła swoim występem, jak ta! Jeśli miałabym wskazać jeden, jedyny powód dla którego powinniście zobaczyć JUDY – to właśnie ten. JEJ ROLA TO MAJSTERSZTYK!

Zrealizowany w 1939 roku “Czarnoksiężnik z Oz”, w reżyserii Victora Fleminga, jak nietrudno policzyć, w zeszłym roku skończył 80 lat. Kochany i wielbiony po dziś dzień, obraz uchodzi za ten, który w największy sposób zmienił oblicze amerykańskiej kinematografii. Stał się inspiracją dla dziesiątek najważniejszych reżyserów filmowych, kanonem, legendą. Ikoną. Niewyczerpanym źródłem zapożyczeń dla całej amerykańskiej popkultury…

Nie wspominając o tym, że sam stał się symbolem. Metaforą. Osobnym kulturowym bytem. Zdobył Oscara za muzykę. I rzecz jasna za piosenkę, pt. Over the Rainbow. Nie ma chyba ani jednej osoby na świecie, która by tego utworu nie znała. Tak jak nie ma żadnego kinomaniaka, który by filmu nie widział. A postać Dorotki, którą w obrazie kreowała siedemnastoletnia JUDY GARLAND, kojarzą z nią wszyscy – na całym globie.

Dzieje Judy Garland to jest opowieść o kimś, o kim zwykło się mawiać, że miał życie większe niż życie. Niektórzy kojarzą też kilka innych faktów… Aktorka i piosenkarka, czterokrotna rozwódka, ktora zmarła w wieku zaledwie 47 lat z przedawkowania barbituranów (nie miejmy złudzeń, że popijanie ich alkoholem nie pomagało), a której jednym z mężów był jeden z wielkich reżyserów tzw. złotej ery Hollywood: Vincente Minnelli (“Gigi”; “Amerykanin w Paryżu”) to matka Lizy Minnelli. Tej samej, która jakże dojmująco śpiewała lata potem w arcydziele kinematografii, filmie Bob’a Fosse’a: “Kabaret” słynny song pod jakże brutalnie prawdziwym tytułem: “Money makes the world go round”…

*    *    *

Nie urodziła się jako JUDY GARLAND. Naprawdę nazywała się Frances Ethel Gumm. I przyszła na świat w Minnesocie, jako najmłodsza córka niezbyt zamożnego i całkowicie nieudanego małżeństwa… Jej dzieciństwo nie należało do szczęśliwych, beztroskich i radosnych. Making the long story short. Zjawisko jakim się stała – to poniekąd wynik dwóch składowych – z czasów funkcjonowania machiny do robienia kasy – zwanej Hollywood. Która dziś budzi trwogę i obrzydzenie. Ale wtedy po prostu sobie prosperowała w najlepsze. I z którą walka nadal niestety trwa…

Do kariery w filmie Frances popychała matka. Niespełniona życiowo, małżeńsko i artystycznie – nazywając rzecz po imieniu – bardzo mizerna artystka wodewilowa. Zmuszała uzdolnioną wokalnie córkę do występów od kiedy ta skończyła kilka latek, a następnie kiedy nieco podrosła, zaczęła ją zawzięcie wozić na castingi i kolejne przesłuchania w „fabryce snów”. I tak w 1935 roku, mając zaledwie 13 lat (a na cztery przed gigantycznym sukcesem “Czarnoksiężnika z Oz”, który uczynił ją gwiazdą światowego formatu) Judy podpisała siedmioletni kontrakt z wytwórnią MGM (Metro-Goldwyn-Mayer), którą współtworzył i zarządzał żelazną ręką Louis B. Mayer. Amerykanie mówią o takich jak on “mogul”. Bo też Mayer miał głowę do biznesu kinowego jak mało kto, na filmach zbił fortunę. Wylansował dziesiątki gwiazd. Ale przede wszystkim był też, co tu dużo gadać – kimś, kto reprezentował to, co Hollywood wstydliwie ukrywać lubiło od swego zarania, a co próbuje robić do tej pory… Patriarchalizm, mizoginizm, mobbing, szantaż emocjonalny, molestowanie seksualne, nadużycia władzy wszelkiego autoramentu…

DSCF4903.RAF

DSCF0484.RAF

Frances Gumm, której nadano bardziej „filmowe” pseudo: Judy Garland  – owszem uznano za zdolną i obiecującą. Niemniej jako że dziewczynka nie pasowała do ówcześnie panujących kanonów piękna, a utożsamiała jedynie typ “miłej dziewczyny z sąsiedztwa” – wytwórnia filmowa wraz z jej “opiekunami” nie bardzo miała przez długi czas na nią pomysł. Krytykowano ją głośno za to, że jest zbyt pulchna, ma zbyt mało rozkoszny uśmiech, pospolitą twarz. Etc. Naznaczyło ją to na zawsze. I choć w końcu odniosła nieprawdopodobny wręcz sukces, te psychiczne szramy, jakie pozostawiły po sobie lata w MGM (kompleks niższości, poczucie bycia gorszą i nie tak “wartościową” jak inne aktorki ze stajni wytwórni, z takimi pięknościami jak Lana Turner, Ava Gardner oraz Elizabeth Taylor na czele) towarzyszyły jej już przez całe dorosłe życie…

*    *    *

JUDY skupia się na ostatnich dwóch latach z życia artystki. Jest 1968 rok. Garland jest po raz kolejny rozwiedziona, ma prawie 50 lat. Rozpaczliwie stara się utrzymać kontakty z najmłodszymi dziećmi, które wychowuje ich ojciec. W Stanach robi się inne kino, niż to w którym zaczynała. Nikt nie jest nią już zainteresowany. Jest przebrzmiałą gwiazdą, dodatkowo z fatalną reputacją – pijaczki i osoby “niestabilnej emocjonalnie”. Żyje od pierwszego do pierwszego z nędznych chałtur w podrzędnych salach koncertowych. Gdzie śpiewa dla ludzi, którym jej nazwisko się sentymentalnie kojarzy. W zasadzie jest psychicznym wrakiem. Kimś, kto trzyma się kurczowo nie tyle sceny, co wspomnień o swojej wielkiej przeszłości, marzeń, rojeń i fantazji o tym, że uda się jej jakoś zapanować nad chaosem, jakim jest jej życie. Że uda się jej w końcu, kiedy w zasadzie “nic już ją nie czeka” żyć jako tako normalnym życiem kogoś, kto chciałby naprawić błędy przeszłości, zafunkcjonować w roli troskliwej matki, której nigdy nie było jej dane dobrze zagrać…

Aż tu nagle, okazuje się że przychodzi zawodowa propozycja. Z Londynu. Menadżer twierdzi, że to jedyna okazja by Judy odbiła się od finansowego dna. Kontrakt będzie opiewał na występy w prestiżowym miejscu. Zapewnione są wszelkie wygody i niemałe apanaże. A ona sama, w przeciwieństwie do kraju ojczystego, jest w Wielkiej Brytanii wciąż uznawana za wielką gwiazdę. Kogoś, kogo ludzie wciąż kochają i chcą oglądać…

_DCE5096.NEF

DSCF0976.RAF

I Judy jedzie do Londynu. I występuje. I publiczność ją kocha. Do czasu, kiedy nie okaże się, że demony jakie w niej siedzą od dziecka nie przedostały się razem z nią przez ocean. Wszystko zaczyna się znowu sypać, popełnia po raz kolejny te same błędy, nie potrafi wydobyć się ze szponów nałogu…Wszyscy w Londynie starają się jak mogą jej pomóc (świetna rola jak zawsze niezawodnej, niezwykle utalentowanej Jessie Buckley w roli angielskiej asystentki). Ale nikt nie może pomóc Judy, która nie potrafi pomóc sama sobie…

Opowieść o Judy Garland w reżyserii Ruperta Goolda (to jego druga fabuła po “True Story” z Jamesem Franco oraz Jonah’em Hill’em z roku 2015) jest w moim odczuciu – od strony kinematograficznej patrząc – więcej niż bardzo udana. Ma doskonałe tempo, dobre zdjęcia, świetną scenografię, wspaniałe kostiumy, dobre role drugoplanowe i epizodyczne. Niewątpliwie jednak najbardziej pomaga i tym razem świetny scenariusz współautorstwa Tom’a Edge’a. No ba! Edge pracował przy dwóch pierwszych sezonach “The Crown”. Więc sami rozumiecie 🙂 Jest to najczystszej wody, najwspanialszy przykład brytyjskiej precyzji rysunku postaci, kontekstu, dialogów, klarowności wywodu. Z wielkiej admiracji i szacunku osobistego dodam także, że BBC jest jednym ze współproducentów obrazu Judy.

Znacie moją opinię – nikt nie pisze takich genialnych scenariuszy (a napewno dialogów!) – jak Brytyjczycy – ale powtórzyć nie zawadzi 😉

Bo scenariusz Judy, który opowiada o końcówce życia Garland – jest skonstruowany tak, że każdy, nawet ktoś, komu jej imię i nazwisko ani życie, ani twórczość – nic, ale to kompletnie nic nie mówi (Yyyy)dostaje spójny, doskonały w wyważeniu proporcji dramaturgicznych obraz z życia legendy i… upadłej gwiazdy…

Byłaby to jednak opowieść jedynie poprawna, gdyby nie kreacja Renee Zellweger. Która – powtórzę – czytajcie mi z ruchu ust – jest MAJSTERSZTYKIEM!

Nie dziwi mnie wcale zatem, że zdobywczyni Oscara z roku 2003 za rolę drugoplanową w “Cold Mountain” Anthony’ego Minghella została nominowana do Złotego Globa. Ale czy Zellweger go otrzyma? – dowiemy się już 6 stycznia…

To w jaki sposób udało się aktorce wcielić w legendarną postać o charakterystycznej fizjonomii (Garland mierzyła jedynie 1,51 cm, była filigranowa bo całe życie po “tresurach” odbytych w MGM się głodziła ) nie jest w tym przypadku dziełem jedynie speców od charakteryzacji (sztuczne zęby, zmieniony owal twarzy, szkła kontaktowe z tęczówką w brązowym kolorze, etc.) wzbudziło mój bezbrzeżny podziw! Zellweger staje się Judy Garland! W ruchach, w mimice, wymowie. W całej jej bezradnej, złamanej psychicznie kruchości, desperacji maskowanej jedynie czarnym poczuciem humoru i próbami udawania przed samą sobą, „że nie jest z nią tak źle, jak by się wydawało”… A przede wszystkim w charyzmie i scenicznym talencie – jest kreowaną legendą – w każdym mikroskopijnym detalu!

DSCF2383.RAF

DSCF4417.RAF

Zellweger udała się rzecz, która aktorom udaje się niezwykle rzadko. Stworzyła postać pełną. Dojmująco prawdziwą. Miejscami żałosną – miejscami wielką. Z pewnością – dramatyczną. Ale przede wszystkim –  na wskroś ludzką. I co najważniejsze oddającą to, co stanowi clue filmu Judy.

Bo zaręczam Wam, że kiedy w finałowej scenie śpiewa “Over the Rainbow” – porywa autentycznością i swego rodzaju magią, którą Judy Garland potrafiła stworzyć. I która doprowadziła do tego, że ludzie ją pokochali i kochają po dziś dzień… I że chce się tam pójść za nią!

 

*** Wszystkie zdjęcia wykorzystane w tekście pochodzą z materiałów prasowych dystrybutora filmu JUDY na rynku polskim: Monolith Films

You may also like

BĘKART
PAMIĘĆ
STREFA INTERESÓW
CZASEM MYŚLĘ O UMIERANIU

Skomentuj