20
lut
2019
149

KAFARNAUM

KAFARNAUM (CAPHARNAÜM), Reż. Nadine Labaki, Scen. Jihad Hojeily, Michelle Keserwany, Nadine Labaki, Khaled Mouzanar, Wyk. Zain Al Rafeea, Yordanos Shiferaw, Boluwatife Treasure Bankole, Fadi Kamel Youssef, Haita Izam, Liban / USA, 2018

Jeden z najbardziej prestiżowych amerykańskich portali kulturalnych określił KAFARNAUM jako “emocjonalny nokaut”. Trudno mi znaleźć lepsze określenie. Nie da się, bowiem, wobec tego obrazu przejść obojętnie. Oglądać go “na chłodno” i nie mieć refleksji, które bolą. Kafarnaum zostało właśnie po to zrobione, by mający wygodne mieszkania i domowe pielesze – nie wrócili do nich z kina z poczuciem, że świat, w którym przyszło im żyć jest OK. Bo nie jest…

Uhonorowany Nagrodą Jury na zeszłorocznym MFF w Cannes, nominowany do Złotego Globa, BAFTA oraz Oscara w kategorii “najlepszy film nieanglojęzyczny” – jest Kafarnaum obrazem, który oglądany na dużym ekranie powoduje w widzach emocjonalną detonację. Nadine Labaki (której druga fabuła “Karmel” z 2007 roku została bardzo ciepło przyjęta zarówno przez krytykę jak widzów) tym razem postanowiła wykorzystać swoje reżyserskie umiejętności do opowiedzenia o sprawach, które ją osobiście dotykają i uczynić ze swojego najnowszego filmu nie “jakiś tam, kolejny głos” w dyskusji o tym co się dzieje na Bliskim Wschodzie. Ale wyreżyserować obraz – pocisk – wymierzony w obojętność i hipokryzję – bogatej i sytej cywilizacji Zachodu. Dotknąć nim tych, którzy wobec tego rejonu świata ustawiają się w pozycji innych.

Kafarnaum jest filmem zrealizowanym w konwencji dokumentalnej. Którego wymowę podbija fakt, że wszyscy, którzy w nim grają – nie są zawodowymi aktorami. Tylko naturszczykami, których dyrektor obsady “znajdowała” często na ulicach Bejrutu. Dotyczy to także głównego bohatera Zejna (absolutnie olśniewający, fenomenalnie – żeby nie powiedzieć wręcz rozpaczliwie wiarygodny – Zain Al Rafeea).

*    *    *

Zejn ma 12 lat. I jest dzieckiem uchodźców z Syrii. Mieszka w slumsach Bejrutu. Stolicę Libanu, co trzeba podkreślić – Kafarnaum – przedstawia z niezwykłą intensywnością i dosadnością. Kamera (w rękach doskonałego operatora Christphera Aouna) dosłownie wślizguje się w każdy zaułek, uliczkę, izbę, nędzną kartonową budę, w jakich żyją ci mieszkańcy miasta, o których nikt nie chce mówić, nikt nie pamięta i którzy często nie są nawet zarejestrowani jako jego obywatele. Ich życie jest podwójnie nieobecne. Raz dlatego, że nikogo nie obchodzi, a dwa, że nie istnieje prawnie, z racji braku posiadania przez nich “dokumentów tożsamości”. A kiedy przedstawia metropolię z lotu ptaka – to portretowaną jako przytłaczający brzydotą, nędzą i chaosem – rozkład.

Bejrut – zgodnie z tytułem filmu jest w rzeczy samej w filmie Nadine Labaki ucieleśnieniem pojęcia:

capharnaüm (z łaciny: miejsce pełne będących w nieładzie przedmiotów)

*    *    *

Trzon narracyjny Kafarnaum zasadza się na (co osobiście traktuję jako całkowicie zamierzony zabieg scenariuszowy – który ma uwypuklić ton i przekaz filmu, choć z punktu widzenia prawdopodobieństwa sytuacyjnego i kulturowego – nie mający zbyt wielkich szans się wydarzyć realnie) historii fragmentu życia Zejna, który pozywa do sądu swoich własnych rodziców za to, że się urodził. Że dali mu życie, które nie tylko, że jest nie do zniesienia, ale że ten ciężar kazali mu dźwigać samodzielnie. Powołali go na świat, w którym zostawili go na pastwę losu, nie czując się w żaden sposób współodpowiedzialni za jego przyszłość. O miłości, wsparciu, czułości, trosce – nie wspominając…

Narracja Kafarnaum ma nielinearny charakter i stale wraca z rozprawy na sali sądowej do retrospektywnych obrazów życia chłopca zanim doszło do tragedii. 12-latek trafia do więzienia i otrzymuje pięcioletni wyrok za morderstwo popełnione na mężczyźnie, zwanym przez niego “tym skurwysynem” – a jest nim mąż jego ukochanej, nieco jedynie młodszej siostry Sahar. Która bez swojej zgody i woli została wydana za niego przez rodziców Zejna z pobudek finansowych. A co finalnie, doprowadziło do tego, że chłopiec z dzieciaka o trudnym dzieciństwie zamienił się w dzieciaka, którego los zdaje się być przypieczętowany. A co kiedyś nazywano „marnacją” i „zejściem na złą drogę”…

*    *    *

Zejn, kiedy go poznajemy mieszka, a raczej wegetuje w brudnej norze z rodzicami i licznym rodzeństwem, którego ilość jest “niepoliczalna”. Sam bohater, pytany o to ile ma braci i sióstr – nie umie odpowiedzieć na to pytanie. Bo jego matka permanentnie zachodzi w ciążę i wciąż rodzi nowe dzieci. Nie zajmując się wcale tym, że przywołuje na świat nowe istoty. Które kiedyś urosną. I staną się ludźmi, którym zgotowano los tak potworny i okrutny, że jest to nie do wyobrażenia.

Ten wątek filmu Nadine Labaki odebrałam jako najbardziej drażliwy, tak bardzo trudny, tak bardzo wręcz niemalże “tabu”, że – mnie osobiście – zajęło sporo czasu aby nabrać do niego stosunku jako tako – neutralnego…A co, finalnie i tak, nie do końca mi się udało…

Być może to kwestia percepcji rodzicielstwa przez “człowieka zachodu”, której – całkowicie świadoma tego faktu reżyserka stawia czoło w opowieści o Losach Zejna (Labaki gra epizodyczną rolę jego prawniczki), pozwalając na sali sądowej wybrzmieć słowom matki chłopca, oskarżanej o zaniedbania wobec syna w sposób nie tylko rozpaczliwy, ale porażający ogromem upiorności jej życia, czego, jak sądzę, jako właśnie “przedstawicielka sytej Europy” pojąć nie umiem…

*    *    *

Do czasu tragicznych wydarzeń związanych z wydaniem siłą za mąż ukochaj siostry – Zejn tkwi w swoim podłym świecie z dzikim uporem nadania mu wartości i sensu istnienia poza tym, że żyje. Desperackimi wysiłkami trzymania się każdego najmniejszego skrawka czegokolwiek pozytywnego – jak tylko potrafią to dzieci ulicy, naznaczone tak jak on egzystencją kogoś, dla kogo perspektywą nie jest “lepsze jutro” – ale przetrwanie do jutra.

Będąc chłopcem bystrym, zwinnym, uroczym i na swój sposób charyzmatycznym – spędza czas na tym, co mu rodzice i los zgotowali: drobnym handlu, którym parają się takie jak on dzieci Bejrutu, zmuszone do zarabiania na rodzinę od maleńkości (osobiście uważam, że porównywanie Kafarnaum do “Slumdog. Milioner z ulicy” jest nie tyle chybionym co bardzo miałkim uproszczeniem), zabawie, wygłupach i próbach funkcjonowania na sposób, stanowiący w jego chaotycznym, całkowicie nieprzewidywalnym, pełnym przemocy, niesprawiedliwości, a szerzej – pozbawionym całkowicie prawa obywatelskiego istnienia w najgłębszym tego słowa znaczeniu – czegoś co je uczyni choć na moment radośniejszym. Jest też jako najstarszy z rodzeństwa dla swojej siostry prawdziwą podporą. Duchowym kompanem. Przyjacielem. I tylko ona zdaje się być w jego świecie osobą, wobec której żywi uczucie miłości i przywiązania.

Labaki przeznaczyła Zejnowi rolę szczególną. I bardzo trudną. Jest zarówno bohaterem jej opowieści – jak i symbolem, metaforą spraw o których Kafarnaum opowiada – w jednym. Bo też na barkach tego absolutnie – podkreślam to jeszcze raz – fenomenalnie wywiązującego sie z “zadania aktorskiego” chłopca kreującego postać głównego bohatera – spoczywa cały film.

To on jest dla nas, widzów – „nośnikiem” wymowy tego obrazu. On – wraz z wartościami jakie reprezentuje, z tym wszystkim, co go określa, kim jest, jaki jest. W co wierzy, o co walczy, jak bardzo stara się za wszelką cenę zachować w sobie zarówno kompas moralny, jak i godność osobistą. Choć jest to w jego przypadku wysiłek niemalże nadludzki. I choć nikt mu tego by mógł wciąż umieć odróżniać dobro od zła – nie ułatwia…

A jest dzieckiem, które zmuszono do bycia dorosłym. I kimś, kto żyje życiem, którego nie tylko nikt z nas by nie chciał dla swojego dziecka, ale co więcej – nie życzył by najgorszemu wrogowi!

Bo Zejn musi się zmagać z danym sobie światem na sposób, w którym wybory są literalnie zero-jedynkowe. I ponosić koszty psychiczne i konsekwencje decyzji, które przerosłyby w realnym życiu każdego dorosłego widza tego obrazu…

Kiedy Sahar opuszcza rodzinny “dom” w Zejnie coś pęka. Nie umiejąc dać upustu swoim emocjom, nie umiejąc ogarnąć uczuć, których pozbawienie go możliwości przebywania z siostrą – jego jedyną radością i kompanką w zmaganiach z codzienną niedolą i nie znajdując dla nich żadnego zrozumienia u rodziców za jej „zniknięcie” odpowiedzialnych – chłopiec postanawia uciec od swojej znienawidzonej rodziny. I tak, błąkając się po Bejrucie, trafia na kobietę, imieniem Rahil, pochodzącą z Etiopii. Nielegalnie przebywającą i pracującą w stolicy Libanu jako sprzątaczka. Która jest czułą i opiekuńczą matką maleńkiego, paromiesięcznego chłopczyka.

Kafarnaum

Kafarnaum

Kobietę, która choć sama jest biedna jak mysz kościelna, zaopiekuje się nim, da mu dach nad głową i obdarzy czułością i troską, której Zejn nie zaznał wcześniej od nikogo, kogo można by nazwać “figurą rodzicielską” nigdy w życiu.

Niestety –  wyniku splotu nieszczęśliwych wydarzeń – Rahil pewnego dnia nie wróci z pracy do tego nędznego miejsca, które było jej „domem”, a w którym razem mieszkali. I tak Zejn stanie się kimś, kto w wieku lat 12-tu nie będzie miał ani dachu nad głową, ani opiekuna, ani jakiegokolwiek wsparcia, a pod całkowitą opieką – choć sam dzieckiem będąc – oseska, syna kobiety, która okazała mu serce…

*    *    *

Mogłabym w recenzji Kafarnaum silić się na erudycyjne popisy i robić jakieś ekwilibrystki porównawcze narracji tego obrazu do prozy Charlesa Dickensa. Tylko po co?

Mamy wiek XXI, nie XIX.

Film Nadine Labaki od prozy brytyjskiego klasyka literatury oddziela przepaść. I nie jest to przepaść narracyjna – tylko kulturowa. Tak głęboka, iż myślę, że Dickensowi nie przyszłaby do głowy.

Libańska reżyserka pokazuje bowiem świat, który nie jest przedmiotem zainteresowania kultury zachodniej. Jest to świat „poza światem”, rodzaj piekła, którego kręgi są ewentualnie brane po uwagę w rozgrywkach politycznych i dyskusjach na szczeblach władzy, w których jeśli stanowią jakiś przedmiot dywagacji – to jako „problem ekonomiczny”…

Zejn jako bohater Kafarnaum stanowi zatem – rozpaczliwy krzyk i symbol dramatycznej niesprawiedliwości w jednym – tych, którzy istnieją w dzisiejszym świecie de facto poza jego obiegiem. Wraz z tym potwornym faktem, że nie tylko przychodzą na świat powołani przez ludzi, którzy ich na ten świat wydali – literalnie na “pastwę losu”, ale przede wszystkim, że przychodzą na świat, który ich nie chce. I który nic nie robi z tym, że tak się dzieje…

Nie chce ich wraz z tym wszystkim czym są – ich cierpieniem, krajami z których uciekają, bo toczą się tam wojny wywołane przez tych, dla których ich życie nie stanowi żadnej wartości. Nie chce ponosić współodpowiedzialności za wybory, które muszą podejmować, by przetrwać. Unaocznia potworność systemu, który ich dehumanizuje, niweluje, unicestwia jako jednostki posiadające jakiekolwiek prawa. W tym tak podstawowe jak prawo do godności osobistej.

Labaki – czyni z Zejna  z pełną premedytacją – głos sumienia oraz pocisk emocji w jednym. Jeśli opowieść o tym chłopcu – losach jego i jemu podobnych – jest w stanie uczynić – że ktokolwiek, spojrzy na to, co jest udziałem dzieci z rejonu świata, o którym opowiada reżyserka nie tylko ze wzruszoną łzą w oczach, ale z poczuciem, że chciałby choćby w najmniejszy sposób przyczynić się do tego, by dzieci takie jak Zejn nie musiały żyć życiem traumatyzującym je doświadczeniami, które złamałyby każdego dorosłego. A przede wszystkim, by nie musiały dźwigać ciężaru zła, który dzisiejszy świat im zgotował – to będzie to jej zwycięstwo.

Ja nie umiem patrzeć na Kafarnaum z innej perspektywy. Nadine Labaki zrobiła film, który chcąc go skrytykować można nazwać “demagogicznym”. Można go też nazwać takim, który manipuluje emocjami widzów; można go nazwać na szereg innych sposobów. Ale nie da się zaprzeczyć jednej, podstawowej kwestii – że Kafarnaum doskonale udaje się rzecz najważniejsza dla tego obrazu. Zmusza do refleksji, stawia przed lustrem, zbija w puch nasze małe, ego-centryczne i pozbawione dystansu i proporcji widzenie spraw w ich kluczowym sednie. A robi to pytaniem, które z niego wyziera, by kłuć nas w oczy:

Jaką cywilizacją jesteśmy, że pozwalamy na to, żeby dzieciom działy się tak straszne rzeczy jak Zejnowi?

 

 

*** Wszystkie zdjęcia wykorzystane w tekście pochodzą z materiałów prasowych dystrybutora filmu KAFARNAUM na rynku polskim: Gutek Film

You may also like

PERFECT DAYS
NIEBIESKOOKI SAMURAJ
BĘKART
PAMIĘĆ

Skomentuj