11
sty
2025
8

KIEDY NADCHODZI JESIEŃ

KIEDY NADCHODZI JESIEŃ (Quand vient l’automne), Reż. François Ozon, Scen. François Ozon & Philippe Piazzo, Obsada: Hélène Vincent, Josiane Balasco, Ludivine Sagnier, Pierre Lottin, Garlan Erlos, Francja, 2024

Bez owijania w bawełnę – mam słabość do twórczości François’a Ozon’a. Lubię więcej niż bardzo jego umiejętność przyglądania się ludziom i ich „wnętrzu” z perspektywy, która w moich oczach czyni go reżyserem unikalnym. Jego bogaty i wszechstronny dorobek filmowy to w sumie twórczość poświęcona portretowaniu bohaterów na sposób wieloznaczny i wychodzący poza stereotypy. Szanuję Ozon’a także i za to, że nie kłania się nigdy głupim uproszczeniom i schematom, zawsze wychodzi poza ramy banału i na niezwykle ciekawy, inteligentny i frapujący filmowo sposób potrafi przedstawiać złożoność ludzkiej natury, jej dualizm („Podwójny kochanek”). A już najbardziej cenię go za to, jak świetnie potrafi budować narrację o relacjach rodzinnych („Wszystko poszło dobrze”). A te, zazwyczaj, cytując klasyka – są skomplikowane…

Kiedy nadchodzi jesień zdobyło do tej pory kilka ważnych nagród filmowych i sporo nominacji na najważniejszych festiwalach filmowych, w tym za najlepszy scenariusz oraz za najlepszą drugoplanową rolę dla Pierre’a Lottin’a na MFF w San Sebastian. I jest nominowany w czterech głównych kategoriach do nagrody Lumiere. 

Bez względu na to ile jeszcze nagród przypadnie w udziale najnowszemu filmowi Ozona – jedno jest pewne. Kiedy nadchodzi jesień – będąc filmem bardzo skromnym budżetowo – wygrywa tym, że ma świetny scenariusz wraz ze budowanym piętrowo suspensem, w którym zaskoczenia narracyjne – wypadają nad podziw naturalnie. A obsadę  ma skompletowaną – wprost bajecznie! Wszyscy aktorzy kreujący najważniejsze postaci tej opowieści grają wspaniale i dzięki nim – ten kameralny dramat obyczajowy nabiera i drugiego dna i jednocześnie staje się emocjonalnie bliski i wiarygodny.  

*    *    *

Pierwsze kadry Kiedy nadchodzi jesień wprowadzają nas w życie codzienne „miłej starszej pani” co (potencjalnie) dla większości współczesnych widzów – może wydawać się niezbyt ciekawe. Radzę porzucić czym prędzej te uprzedzenia. Bo Ozon jest zbyt inteligentnym i wyrafinowanym reżyserem, żeby nie zdawać sobie z tego sprawy i myślę, że z premedytacją przygotował takie scenariuszowe „entrée”😎.

Najpierw poznajemy Michelle (w tej roli rewelacyjna Hélène Vincent). To kobieta w wieku emerytalnym. Mieszka sama w domu z ogrodem w małym miasteczku na wsi o uroczej nazwie Joux – La – Ville, które poza tym niespecjalnie wiele ma do zaoferowania swoim mieszkańcom. Dla miastowych to „dziura zabita dechami”.  Poza czytaniem, oglądaniem TV, pracami w ogródku, spacerami na świeżym powietrzu, wizytami w kościele i pogaduchami z najlepszą przyjaciółką Marie – Claude (Josiane Balasko) u Michelle nie dzieje się „nic ciekawego”. Jak zrazu sądzimy – to postać kogoś, kto pewnie od zawsze miał zwykłe, prowincjonalne życie, toczące się wokół tych samych spraw i kwestii, rozrywek i przyjemności.

A jednak, jak się wkrótce dowiemy Michelle ma dorosłą córkę jedynaczkę o imieniu Valerie (w tej roli bardzo dobra Ludivine Sagnier znana już z trzech poprzednich filmów Ozona: „Krople wody na rozpalonych kamieniach”; „Basen” oraz „Osiem kobiet”) oraz ukochanego wnuka Lucasa (Garlan Erlos), który mieszka z nią w Paryżu. A Marie-Claude tęsknie wyczekuje kiedy to jej również dorosły syn Vincent (doskonały Pierre Lottin) – wyjdzie z miejscowego więzienia…

Intryga zawiązuje się w momencie, gdy Michelle przygotowuje się na przyjazd Valerie, która ma przywieźć wnuczka na dwutygodniowe wakacje do babci. Starsza pani pół dnia rozmyśla o tym co by pysznego przygotować na obiad dla wyczekiwanych gości. Jest wczesna jesień, doskonały czas na grzybobranie. A tak się składa, że wokół Joux – La – Ville rośnie stary, wielki, piękny las. Michelle i Marie-Claude udaje się jednego popołudnia zebrać mnóstwo wspaniałych i dorodnych okazów grzybów. 

Podczas kolacji przygotowanej dla Valerie i Lucasa poznamy kolejny fragment układanki – stanie się dla nas jasne – że stosunki między matką a córką należą – delikatnie rzecz ujmując – do tych, które nazywa się trudnymi…

Nie będzie to zatem miła rodzinna kolacyjka, na domiar złego, niedługo po niej Valerie trafi nieprzytomna do szpitala wskutek zatrucia grzybami. Ledwo odratowana przez lekarzy wściekła opuści w trybie natychmiastowym dom matki, zabierając syna i kategorycznie stwierdzając, że po tym co ją spotkało – nici z wakacji Michelle z ukochanym wnukiem. Jej zdaniem nie będzie bezpieczny w domu kogoś, kto próbował ją zabić…

Michelle jest zdruzgotana. Tak się cieszyła na te dwa tygodnie sam na sam z ukochanym wnukiem! Aby sobie jakoś pomóc emocjonalnie, a także aby okazać wsparcie najlepszej przyjaciółce postanawia zatrudnić do drobnych prac ogrodowych Vincenta, którego wyjście z więzienia tak samo cieszy Marie-Claude, jak i frustruje. Martwi się o przyszłość syna, czy uda się mu wyjść na prostą? Jak znajdzie pracę? – mając w CV wpisany pobyt w zakładzie karnym…

Nic więcej już Wam zdradzić z fabuły nie mogę. Ale mogę zaręczyć, że będzie ona obfitowała w wiele zupełnie niespodziewanych zwrotów akacji, a opowieść przeobrazi się w historię z drugim dnem. W której kluczowe będzie właśnie to wnikliwe spojrzenie Ozona na bohaterów – okiem kogoś, kto doskonale wie, że najbardziej lubimy – sądzić po pozorach…

*   *   *

Kiedy nadchodzi jesień jest obrazem klimatycznym i stylistycznie pełnym. Niewielu reżyserów potrafi tak dobrze jak Ozon zbudować, przy pomocy bardzo skromnych środków wyrazu, atmosferę gęstą i podszytą niepewnością na temat tego co się za chwilę wydarzy, a jednocześnie narracyjnie – gdyby chcieć to streścić w słowach – niby to zupełnie zwyczajną. Szacunek!  

Na szczególne brawa zasługuje także i to, że Kiedy nadchodzi jesień ma pięknie zbudowane portrety psychologiczne każdej z głównych postaci – które przechodzą przemiany, niekiedy bardzo subtelne, niezauważalne dla innych gołym okiem, ale mające wpływ na ich najbliższe relacje z otoczeniem. 

To film refleksyjny, w najlepszym tego słowa znaczeniu, w którym najpełniej wybrzmiewają dwie niezwykle istotne dla kondycji ludzkiej – kwestie. 

Jedną z nich jest czas w ujęciu biologicznym. Drugą zaś – metaforycznie jesień życia – rozumiana jako dojrzałość i umiejętność spojrzenia „na rzeczy sedno” z właściwej perspektywy. 

Bo Kiedy nadchodzi jesień – dla mnie – to symbolicznie film o tym, że wszystko ma swój czas. Młodość, a nawet wiek dojrzały – jest pełen błędów i wypaczeń. Niewłaściwych czy złych decyzji, które potrafią rzutować boleśnie na całe nasze dalsze życie, zaniechań, relacji z nieodpowiednimi dla nas ludźmi, emocjonalnych zawikłań, porzuceń, zdrad, i ran zadawanych i otrzymywanych od niekiedy najbliższych nam osób o ciągnących się latami –  bolesnych konsekwencjach… 

A przecież życie toczy się dalej. Dlatego też Kiedy nadchodzi jesień to – w swoim sednie – w moim odczuciu kino metaforyczne. „Jesień życia” to jedyny taki czas egzystencji człowieka, w którym choć już do wiosny i lata się nie wróci – można przeżyć go na zupełnie inny sposób niż wcześniej – bardziej samoświadomie, spokojniej, z wiekszą uwagą i czułością celebrując drobne codzienne przyjemności i z ludźmi, których sobie wybraliśmy jako tych, z jakimi nam najbardziej „po drodze”. Z poczuciem, że nigdy nie jest za późno na dobre uczynki, na wybaczenie, na próbę naprawienia starych błędów. Jest w Kiedy nadchodzi jesień pewna dość przejmująca i znamienna scena między starszymi kobietami – przyjaciółkami, w której Marie-Claude mówi do Michelle: Vincent chce dobrze, ale źle mu wychodzi. Na co bohaterka główna tego obrazu odpowiada: Liczy się to, że chce dobrze!

*** Wszystkie zdjęcia wykorzystane w tekście pochodzą z materiałów prasowych dystrybutora filmu KIEDY NADCHODZI JESIEŃ na rynku polskim: Aurora Films.

You may also like

W POKOJU OBOK
KNEECAP
KONKLAWE
WANDA RUTKIEWICZ OSTATNIA WYPRAWA

Leave a Reply