Kilka słów o architekturze – czyli o nowej siedzibie Apple
Na początek – kilka słów wprowadzenia i wyjaśnienia w jednym, skąd pomysł na ten tekst.
Nie mam zielonego pojęcia na temat tego, jak powstają projekty urbanistyczne. Co więcej, jako żem tzw. “humanistka” z poważnymi brakami w naukach ścisłych – plany architektoniczne i rysunki konstrukcyjne wywołują u mnie bezbrzeżny podziw nad tym, że dla kogoś może to być wprowadzenie do opowieści, która jest realna. Nie mam (nad czym bardzo ubolewam) wyobraźni przestrzennej. Widzę jedynie “to co jest”. W moim mózgu brak jest tego cudownego “przycisku”, dzięki któremu, na przykład moja znajoma, gdy szukała mieszkania do kupienia na rynku wtórnym – wchodząc do nieremontowanego od lat, zagraconego, fatalnie rozplanowanego mieszkania o kubaturze około 40 metrów – wyszła z niego (a miało niezbywalną zaletę – mieściło się w starej kamienicy w centrum Warszawy, blisko parku) z obrazem w głowie, który przekuła w rzeczywistość. Gdy je nabyła, stało się po gruntownym remoncie: przestronnym, doskonale rozplanowanym, ustawnym i wygodnym cackiem. No cóż, ona widziała, to czego ja nijak dostrzec nie potrafiłam: że jeśli zmieni się układ i przeznaczenie pomieszczeń, tam wyburzy, tu dostawi, etc. – wyjdzie to – co wyszło jej.
To jedynie wstęp do “clue programu”, a będzie nim tekst o projekcie architektonicznym, o którym przeczytałam niedawno artykuł. I który mnie nie tylko zachwycił ale wywołał wiele przemyśleń. Mowa o tzw. “Spaceship” (taka ksywę dostał od internautów budynek, jak tylko wizualizacja jego planów została ujawniona).
Najnowsza siedziba Apple, w Cupertino w Californii – zaprojektowana przez samego Sir. Normana Fostera jeszcze za życia Steve’a Jobsa ma być oddana do użytku w przyszłym roku.
Oniemiałam z wrażenia kiedy zobaczyłam zdjęcia & komputerowe symulacje tego jak ma wyglądać, a tekst, który im towarzyszył przeczytałam z wypiekami na twarzy. Bo – nie muszę się znać na architekturze – żeby móc ją podziwiać, zwłaszcza, kiedy jest dziełem sztuki / dizajnu. A pewne budynki właśnie tym dla mnie są.
O architekturze pisze wspaniale i niebywale przystępnie, jak zwykle u niego barwnym, soczystym, lekko ironicznym stylem jeden z moich ulubionych eseistów – wybitny erudyta: ALAIN DE BOTTON w swojej książce Architektura szczęścia. A jest to książka – w wielkim skrócie – poświęcona wzajemnym relacjom między ludźmi a budynkami. Obiekty architektoniczne – bowiem – wedle autora – nie tylko odzwierciedlają nasze ukryte pragnienia, lęki, frustracje i ambicje – ale także mają na nas wpływ psychologiczny.
…Dlatego poważne traktowanie architektury wymaga od nas spełnienia szczególnych i niełatwych warunków. Wymaga otwarcia się na ideę, że otoczenie wpływa na nas nawet wtedy, gdy jest zbudowane z tandetnego plastiku, a jego uszlachetnienie wymagałoby mnóstwa czasu i pieniędzy…Niemniej jednak, jeśli uznamy wagę tego zagadnienia, staniemy w obliczu kolejnych trudnych pytań. Będziemy musieli zmierzyć się z kwestią dręczącą architekturę przez znaczną część jej dziejów i zapytać, jak właściwie powinien wyglądać piękny budynek….Ludwig Wittgenstein, autor Traktatu logiczno – filozoficznego…zrozumiał rangę tego wyzwania <Myślisz, że filozofia jest trudna – zauważył – ale zapewniam cię, że to nic w porównaniu z tym, jak trudno jest być dobrym architektem>…
**Na początek kilka faktów dotyczących Spaceship:
- – będzie to pierwszy budynek o takiej strukturze na świecie. Szklany, w kształcie gigantycznego pierścienia, o łącznej powierzchni 1.521 stóp co daje w przeliczeniu ponad 46.000 metrów kwadratowych!
- – projekt zakłada, że energia potrzebna do ogrzewania i schładzania budynku będzie czerpana z fal elektromagnetycznych, część zasilania pochodzić będzie z baterii słonecznych
- – w nowej siedzibie Apple nie będzie klimatyzacji. Wszystkie pomieszczenia będą miały naturalną wentylację, bo wszystkie okna będą “otwieralne”
- – okrągły kształt budynku to inspiracja myślą Michela Foucault (francuskiego filozofa, socjologa i historyka) – który stwierdził, że kanciaste, czworokątne długie budynki, a także te, które posiadają więcej niż 4 piętra – zniechęcają ludzi do kooperacji
- – wielu pracowników mieszkających w tzw. Silicon Valley dojeżdża do pracy rowerami, dla tych, którzy mieszkają dalej (np. w San Francisco) zbudowany zostanie podziemny parking na 2.000 samochodów. Z planów architektonicznych wynika, że przypomina on jako żywo futurystyczny tunel. Skojarzenia z ikonicznymi filmami Science fiction – nie są bezzasadne
- – gigantyczny, wewnętrzny dziedziniec siedziby Apple zaplanowano na podobieństwo parku. Będzie obsadzony drzewami – w tym kluczowe to oczywiście – jabłonie. Ponadto posadzone będą drzewa oliwne, brzoskwinie, czereśnie i śliwy
- – Apple już zatrudniło na etacie pracownika z tytułem na wizytówce: “Senior Arborist”, co w wolnym tłumaczeniu oznacza “specjalistę wysokiego szczebla od opieki nad drzewami” [arboretum – wydzielony teren, na którym uprawiane są różne gatunki drzew i krzewów…czasami stanowiący część ogrodu botanicznego, z łac. Arbor – drzewo]
-
Choć tekst ten nie został przeze mnie zaplanowany jako pean na cześć nieżyjącego Steve’a Jobsa, ani zbudowanej przez niego marki – nie uniknę jednak całkowicie i tego wątku.
Apple jest dla mnie marką – ikoną. A Steve Jobs – człowiekiem, którego uważam za geniusza kreacji, ba – powiem więcej – za wizjonera. Przyznaję się, że nawet nie czytałam fatalnie przetłumaczonej i wydanej na rynku polskim „na chybcika” – zaraz po jego śmierci biografii, nie wspominając o oglądaniu filmu na jego temat, z udziałem aktora, którego szczerze nie cenię. Nie interesują mnie „cudze opowieści o Jobs’ie”. Jest to dla mnie, bowiem, postać takiego kalibru, która wpisywała się od zawsze w powiedzenie: „po owocach go poznacie”. I dlatego jestem od lat wierną posiadaczką i użytkowniczką produktów sygnowanych nadgryzionym jabłkiem.
Moja miłość do dizajnu Apple jest wielka i choć, być może kiedyś się skończy – nigdy nie zapomnę tego, czym była dla mnie ta marka, kiedy w Polsce nikt praktycznie produktów Apple nie używał. A była czymś, czego pragnęłam tak bardzo, jak nigdy niczego w przypadku “technologii”.
Dizajn połączony z interfejsem i softwarem produktów Apple’a mnie powalał. Zniewalał i budował we mnie przeświadczenie, że jest bezdyskusyjnie najwspanialszym na świecie. Kiedy przywiozłam sobie z USA pierwszego Ipoda – nie rozstawałam się z nim nawet na sekundę. A jeśli chodzi o komputery osobiste – powiem to wprost – jako osoba, która przez ponad dekadę przepracowała na korporacyjnych PC-tach różnych marek (Hewlett Packard, IBM, Dell) – żaden z nich (nie mówię o ich “wyglądzie” bo nie ma o czym mówić) nie sięgnął nawet do kostek mojemu pierwszemu I-bookowi. W końcu wszystko, albo prawie wszystko stało się dla mnie jasne, klarowne, łatwe, szybko dostępne. I CUDOWNIE PROSTE W OBSŁUDZE. Miłość do Apple’a zmieniła się w rodzaj “wyznawanej wiary”. I, ponieważ wiem, że nie jestem osamotniona w tych odczuciach – to wiem także, że do tej pory – pomimo wydawanych milionów dolarów – konkurencji nie udało się zniszczyć tego fenomenu – jakim jest uwielbienie dla marki.
**Wróćmy zatem do Spaceship – bo to nie koniec opowieści. W czerwcu 2011 roku – na cztery miesiące przed śmiercią – Steve Jobs zjawił się w siedzibie Rady Miejskiej w Cupertino by zaprezentować projekt najnowszej kwatery głównej swojej firmy. Jednakże ten „biznesowy ruch” ze strony rynkowego giganta i innowatora stał się czymś znacznie poważniejszym niż się spodziewano. Zatwierdzenie projektu Spaceship uświadomiło bowiem wszystkim największym graczom na rynku nowych technologii, że jego budowa zmieni oblicze Silicon Valley na zawsze. Miejsca, o którym mało kto wie, że do tej pory pozostaje dość nieatrakcyjne, bardzo przeciętne, żeby nie powiedzieć “brzydkie” urbanistycznie. Nie różniące się swym wyglądem od setek innych amerykańskich przedmieść.
Ujawnienie faktu – że Apple zbuduje nową siedzibę – dało „efekt domina”. W niedługim czasie – Facebook, ustami Marka Zuckenberga ogłosił, że projekt architektoniczny dla FB zaprojektuje Frank Gehry. Zaś pięć miesięcy później “objawienia” dostał Google – wydając oficjalny komunikat – że również – pomimo przeprowadzonych nie tak dawno temu kosztownych renowacji ich obecnej siedziby – także zamierza zbudować nową – od podstaw!
Osoby blisko związane ze Stevem Jobsem twierdzą, że plany dotyczące Spaceship były dla niego w ostatnich dwóch latach życia absolutnie priorytetowe. Był jego oczkiem w głowie, projektem, który realizował – nazywając rzecz po imieniu – niejako “z łoża śmierci”. Nowa siedziba Apple miała stać się jego największą, najwspanialszą spuścizną dla marki, którą stworzył, uczynił gigantem finansowym i doprowadził do tego, że stała się ikoną.
Mnie osobiście – ta historia porusza. I dotyka nie jedynie emocjonalnie. Bo postrzegam Apple jako markę, która nie tylko zrewolucjonizowała rynek, ale wniosła wkład nie do przecenienia w ludzkie obcowanie z nowymi technologiami. Nauczyła nas, że i w tej dziedzinie – możliwe jest połączenie PIĘKNA, PROSTOTY I FUNKCJONALNOŚCI.
Powiadają, że architekt jest tak dobry, jak jego klient. I, że sednem pracy architekta jest – przynajmniej w pewnej części – realizacja życzeń zleceniodawcy.
Nie trzeba mi więcej dodawać, aby stwierdzić, że Spaceship jest budynkiem, który o Apple jako marce i jej kulturze mówi wszystko. Pośród wszystkich firm jakie funkcjonują na tym rynku – jest tą – która uchodzi za najpilniej strzegącą swego prywatnego charakteru. Co sprowadza się także do tego, że każdy najmniejszy detal dotyczący środowiska pracy dla zatrudnionych w samej siedzibie głównej 12.000 osób (sic!) jest precyzyjnie zaprojektowany, tak samo jak każdy sklep firmowy – bez względu na zakątek świata, w którym się znajduje.
Jobs był obsesyjnym wielbicielem minimalistycznej, dopieszczonej estetyki. Dlatego też znawców tematu nie zdziwił fakt, że na architekta swojej “ostatniej woli” wybrał właśnie Sir Normana Fostera. 78 letni guru architektury uchodzi bowiem za finezyjnego modernistę, detalistę, przywiązanego do tego, by pierwszym skojarzeniem, jakie mają budzić projektowane przez niego budynki było wrażenie elegancji.
Foster i Jobs pracowali nad projektem Spaceship prawie trzy lata. Wielki architekt nazywał Steve’a “bratnią duszą”, a także stwierdził, że go niezwykle podziwiał – za to – jak bardzo dużo wniósł kreatywnej myśli do pracy nad projektem.
To, co dla mnie jest unikalne i godne szacunku w przypadku projektu architektonicznego, o którym traktuje ten tekst – to fakt, że tak wiele wysiłku zostało włożone – by połączyć byty – potencjalnie – niemożliwe do zespolenia. A jest nimi „stopienie” zaawansowanej technologii z naturą. Spaceship jest pierwszym projektem architektonicznym korporacyjnego budynku na świecie, który został obmyślony jako “gigantyczna maszyna w rajskim ogrodzie”. I jest to moim zdaniem – mówię całkowicie poważnie – jedynie zapowiedź początku nowej ery!
** Informacje zaczerpnęłam z artykułu zamieszczonego w amerykańskim wydaniu “Vanity Fair”.