KNEECAP
KNEECAP Hip-hopowa Rewolucja (Kneecap), Reż. & Scen. Rich Peppiatt, Obsada: Liam Óg Ó Hannaidh, Naoise Ó Cairealláin, Jj Ó Dochartaigh, Michael Fassbender, Josie Walker, Simone Kirby, Wielka Brytania / Irlandia 2024
YO Men! ALE GIG! W najśmielszych snach kinofilki nie spodziewałam się idąc na KNEECAP Hip-hopowa Rewolucja, że to będzie aż taka gitówa! 🤪 Ta (poniekąd) biograficzna historia hiphopowego zespołu z Belfastu absolutnie brylantowo miksuje ze sobą stylistyki i sampluje wcześniejsze dokonania kina – tworząc z nich – cudownie porywającą całość. KNEECAP Hip-hopowa Rewolucja jest jednak przede wszystkim totalnie niepokorną komedią (miejscami histerycznie wręcz zabawną), której udaje się być także (niejako w tle) kinem obyczajowo-społecznym. Ten film to dynamit, który kładzie na łopatki swoją bezczelnie cudowną brawurą! Jego energia dosłownie porywa i unosi nad filmowym fotelem. Cudo absolutne!
Gdybym miała podsumować Kneecap jednym zdaniem powiedziałabym: idźcie i jedzcie z tego wszyscy, a będzie Wam dane! 😎 Bo na serio, w przypadku tego obrazu – to czy lubicie hip-hop jako gatunek muzyczny, czy wręcz przeciwnie – nie ma żadnego znaczenia. Ja, osobiście lubię umiarkowanie, to znaczy kiedyś, jak byłam w wieku frontmanów Kneecap – sluchałam Beastie Boys, a z polskich formacji Paktofoniki i Kaliber 44. Potem straciłam miętę do hip-hopu i już nie wrzucam go sobie na uszy sama z siebie. Zdziadziałam – powiecie. Może. A może jednak hip-hop za bardzo wszedł w romans z maistreamem jak dla mnie i mi przestał pasować… 😜
W przypadku Kneecap o żadnym mainstreamie mowy być nie może, tym bardziej, że mowa o zespole, który tworzy w języku irlandzkim, dopiero w 2022 roku (sic!) oficjalnie uznanym za język narodowy tego kraju – w UK.
Myślę, że o tym, jak bardzo udany jest film Kneecap przesądził (poniekąd) także fakt, iż urodzony w Anglii jego reżyser i pomysłodawca zdaje się jednak lepiej niż bardzo dobrze rozumieć, że hip-hop to gatunek muzyczny, który narodził się z niezgody na opresyjną rzeczywistość świata, w którym dorastali jego pionierzy i z ich potrzeby by mu to wywrzeszczeć w twarz…
* * *
Mam gigantyczną słabość do kina robionego przez „Wyspiarzy”. Taka prawda. Bo też w zasadzie nie ma innego miejsca na świecie, w którym by powstało tyle wyśmienitych historii filmowych na każdy temat – równie absolutnie brylantowo opowiedzianych! W kinie (szczególnie obecnie) liczy się przecież najbardziej nietuzinkowy pomysł na to jak przemówić do odbiorców za sprawą obrazów, słów i dźwięków. Kneecap to Irlandzki kandydat do Oscara i zdobywca Nagrody Publiczności (wiecie co o tym myślę, ale powtórzyć nie zawadzi – od dawna uważam, że jest to najważniejszy wyznacznik przy poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie „oglądać czy nie oglądać”?) na festiwalu filmowym w Sundance. Jego reżyserem jest Rich Peppiatt (założę się, że jego nazwisko nic Wam nie mówi). Zanim złapał zajawkę na bycie filmowcem (zaczynał od pisania scenariuszy i krótkich form dokumentalnych) był dziennikarzem. Nie powiem nic odkrywczego – ale tak się jakoś składa, że posiadając umiejętność pisania nie tylko w sposób syntetyczny i ukierunkowany na przyciągnięcie uwagi, ale także szybko i sprawnie zmierzający do puenty – w moim odczuciu Peppiatt miał już na starcie znaczną przewagę nad innymi potencjalnymi „opowiadaczami” historii o zespole Kneecap 😎
Kneecap to film z gatunku biopic, który jest jednak nie całkiem biograficznym, ale za to opowiedzianym tak wyśmienicie sprawnie, że kapcie spadają ze szczęścia gdy się go ogląda!
Ten projekt rozpoczął się w październiku 2019 roku, kiedy to spontanicznie wybrałem się do Belfastu, aby zobaczyć wschodzącą gwiazdę sceny hip-hopowej – zespół Kneecap. Nie rozumiałem ani słowa z irlandzkiego, w którym rapowali, ale było jasne, że duża część publiczności tego wyprzedanego koncertu znała każdy wers. Energia i autentyczność Kneecap była nie do podważenia.
Próba namówienia zespołu na drinka zajęła mi kilka miesięcy i początkowo nie zapowiadała sukcesu. Ostatecznie do spotkania doszło i trwało ono do nieprzyzwoitych godzin porannych kolejnego dnia. Osiągnąłem najważniejsze – rzuciłem chłopakom wyzwanie: zróbmy film. Odważny, surowy i bezkompromisowy, jak muzyka Kneecap. W tej sytuacji musiałem szybko nauczyć się irlandzkiego.
Często mówi się, że najlepsze filmy przenoszą widzów do miejsca i czasu, które są im całkowicie obce. Mo Chara, Móglaí Bap i DJ Próvaí przedstawili wizję Belfastu i współczesnej Irlandii, która była porażająco inna od tej powszechnie znanej, szczególnie w Wielkiej Brytanii. Od samego początku język i jego związek z tożsamością Irlandczyków wydawały się centralnym tematem historii, którą chcieliśmy opowiedzieć. Liam Óg, Naoise i JJ (występujący pod scenicznymi pseudonimami Mo Chara, Móglaí Bap i DJ Próvaí) mówili z pasją i subtelnością o ruchu na rzecz języka irlandzkiego, który rozwijał się równolegle z popularnością Kneecap. Jako wielki fan „starej szkoły hip-hopu”, dostrzegłem paralele między związkiem Kneecap i ich walką o język, a kontrowersjami, jakie niegdyś wywołali afroamerykańscy raperzy, którzy zredefiniowali język angielski, aby odzwierciedlał własną, doświadczaną opresyjną rzeczywistość.
Rich Peppiatt – reżyser Kneecap
Jestem dziwnie przekonana, że Kneecap zawojuje publiczność polskich kin. Z Irlandczykami (tymi z Irlandii Północnej – czyli katolickiej) łączy nas kulturowo, a zatem mentalnie – bardzo dużo. Nic dziwnego. I oni i my – długo walczyliśmy o niepodległość kraju. Wiemy co to nędza, wojna i głód. Jako nacje podzielamy skłonność do topienia smutków w alkoholu, buntownicze nastawienie wobec opresyjności „systemu” i jego służb, lubimy być niepokorni wobec zakazów i nakazów i mamy toksyczne relacje z kościołem. Last but not least – a co jest dla obrazu Kneecap kluczowe – łączy nas silny i emocjonalny stosunek do muzyki jako formy ekspresji nie tylko artystycznej, ale też politycznej! W zasadzie wszystko co powstało na polskiej, rockowej scenie muzycznej, a co nosiło znamiona protestsongów uzyskiwało wnet status kultowy – że tak pojadę „hymnem” mojego pokolenia czyli tytułem utworu formacji Chłopcy z Placu Broni „Kocham wolność”…
* * *
Kneecap jest nie tylko totalnie niepokorną, histerycznie czasami wręcz śmieszną komedią o chłopkach z blokowisk Belfastu, którzy zanim zaczęli tworzyć muzykę predestynowani byli głównie do „skończenia gdzieś w ciemnym zaułku twarzą w dół”, ale przede wszystkim opowieścią o tym, że język to tożsamość! To w nim bowiem każdy z nas żyje i tylko poprzez niego może się sam dookreślać! Rich Peppiat okazał się być reżyserem na tyle doskonale kumającym tę kwestie, że wykumał, iż dzięki swojej fascynacji hip-hopowym zespołem będzie mógł zrobić film, który stanie się opowieścią o czymś większym i ważniejszym niż pół – dokumentalna historia o fenomenie formacji z Belfastu, która choć miała bardzo pod górkę, to jednak odniosła niebywały sukces i zawojowała serca tysięcy fanów nie tylko w Irlandii. Jak najlepszy DJ zmiksował w nim fakty z czystą fikcją, a do kooperacji na planie filmowym z grającymi samych siebie raperami udało mu się zaprosić samego Michael’a Fassbender’a w roli ojca jednego z frontmanów Kneecap.
W tym miejscu, muszę także napisać, że nie wyobrażam sobie lepszej konwencji niż ta, jaką przyjął dla swojego obrazu Peppiatt – słusznie mniemając, że dla podkręcenia klimatu tej opowieści niczym bitów w muzyce – jego film jedynie zyska na tym kiedy za inspiracyjne odniesienia, będzie miał zarówno „Trainspotting” Danny’ego Boyle’a, (jak ja kocham czarny humor Wyspiarzy!) jak i „Głód” Steve’a Mcqueen’a, w którym ten sam Michael Fassbender grał jedną ze swoich najlepszych ról w karierze – a była to rola bojownika IRA.
* * *
Kilka faktów na temat formacji o której opowiada Kneecap: trio z Belfastu występuje pod nazwą Kneecap od 2017 roku i ma na koncie dwa albumu: „3CAG” (2017) oraz „Fine Art” (2024). Przez ten czas grupa stała się irlandzkim fenomenem kulturowym. Została zbanowana przez irlandzkiego nadawcę radiowego RTE oraz wyrzucona z własnego koncertu w Dublinie. Publicznie zostali także potępieni przez partię polityczną DUP.
O tym także opowiada film Kneecap Hip-hopowa Rewolucja, ale jednak – najmniej. A najwięcej o tym jak formacja powstała, dlaczego do tego doszło i czemu dwóch ziomali z jednej klasy, czyli Naoise Ó Cairealláin oraz Liam Óg Ó hAnnaidh (bo to są ich prawdziwe imiona – w języku irlandzkim) w katolickiej szkole wylądowali w miejscu, o którym pewnie gdy mieli po naście lat – nawet im się nie śniło…A stało się tak zupełnie przypadkiem i miał w tym swój udział pewien nauczyciel muzyki w liceum ich rodzinnego miasta (w tej roli świetny JJ Ó Dochartaigh). W tym miejscu trzeba mi napisać, że znani pod pseudo artystycznymi jako Móglaí Bap oraz Mo Chara – frontmani Kneecap grają samych siebie FENOMENALNIE! Tak wybitnie doskonale wypadających na ekranie filmowym „naturszczyków” nie widziałam w kinie od dawna! 💘🤩👏
Najważniejsze, że Peppiatt opowiada ich historie (w których miejscach jest zgodna w pełni z faktami, a w których „podpimpowana” na potrzeby filmu – tego nie wiadomo, zwłaszcza, że frontmani Kneecap mieli w scenariuszu pełny udział konsultacyjny) tak doskonale sprawnie i wiarygodnie, że ja osobiście miałam banana na gębie już w pierwszych pięciu minutach projekcji, a śmiałam się w głos i to do rozpuku – conajmniej kilka razy! Dialogi są przednie, a narracja dosłownie pędzi jak strzała, okraszona zresztą doskonałą muzyką (tak, przesłuchałam już utwory Kneecap całkiem poza kinowo – i potwierdzam, że całkowicie rozumiem dlaczego można w ich muzykę i teksty jak się jest młodym nie tylko Irlandczykiem – wsiąknąć całkowicie!). To, co powoduje, że uważam Kneecap za najlepszą niespodziankę kinową jaka mnie spotkała pod koniec roku – jest jej konwencja i umiejętność reżysera do stworzenia czegoś niewiarygodnie wręcz ekscytującego w odbiorze, a jeszcze bardziej – chwytającego za serce i dającego energetyczne kopa!
Powalił mnie całkowicie swego rodzaju wdzięk tej produkcji filmowej. Wdzięk polegający na tym samym, na co postawił kultowy „Trainspotting”. Bohaterowie główni tego obrazu bowiem to tak samo „margines” i „dresy”, dla prawilnego społeczeństwa zwykłe wyrzutki – jak i też postaci po ludzku cudownie nieskomplikowanie – skomplikowane. Śmieszne, głupie, ale jednak na swój sposób nie pozbawione ani bystrości i inteligencji, ani wrażliwości. Brawurowo-bezczelne, a przy tym pełne autentyczności, pasji, konsekwencji w byciu sobą i racji, której trudno odmówić – racji!
Cokolwiek by nie odpalili – kibicuje się im. Po prostu!
Kneecap to w moim odczuciu filmowy hołd dla niepokorności, dla buntu i siły młodzieńczej ekspresji, która potrafi porywać tłumy właśnie dlatego, że jest buńczuczna i nie boi się konsekwencji. Głos pokolenia, które chce być sobą i nie zgadza się na chodzenie na śmierdzące kompromisy. Ta kipiąca energią, tętniącą życiem w jego najprawdziwszym wydaniu i wspaniale opowiedziana historia kupiła mnie całkowicie. Myślę, że dokładnie dlatego, że uważam, iż wszelkie rewolucje i zmiany społeczne rodzą się nie tam gdzie się ich spodziewamy najbardziej. Zazwyczaj powstają, pęcznieją i w końcu wybuchają właśnie za sprawą tych, którym gdy je inicjowali w ogóle nie o to chodziło w życiu. Ale mieli na tyle determinacji by pozostać sobą, pomimo stałych gróźb ze strony systemu i dostawanych od niego łomotów. I tym właśnie zarażali innych. Kneecap udowadnia (nie po raz pierwszy w historii świata), że siła muzyki jako medium jest dla wygranych spraw, o których inni jedynie „mądrze” gadają – nie do przecenienia!
*** Wszystkie zdjęcia wykorzystane w tekście oraz przytoczony cytat pochodzą z materiałów prasowych dystrybutora filmu KNEECAP. Hip-hopowa Rewolucja na rynku polskim: Gutek Film