Kocham Cię LOU DOILLON – w sobotę idę na Twój koncert! :-)
Lepiej się z datą tego tekstu złożyć nie mogło – wszak dziś 8 marca, zwany “międzynarodowym dniem kobiet”! A właśnie dziś rano kupiłam bilet na długo przeze mnie wyczekiwany polski koncert LOU DOILLON!
Jako zagorzałej frankofilce i wielbicielce francuskiego typu kobiecości – Lou Doillon – była mi znana na długo przed jej pierwszą płytą, wydaną w roku 2012.
To córka Jane Birkin i reżysera filmowego Jacquesa Doillona, przyrodnia siostra Charlotte Gainsbourg. Modelka i aktorka. Tą pierwszą – jak twierdzi – została nieco przez przypadek. I choć brała udział w wielu kampaniach reklamowych, w tym dla tak szacownych domów mody, jak Givenchy i Chloe – nie bardzo jej to zajęcie odpowiadało.
Choć – z mojego punktu widzenia – jest dla mnie jasne, że w świecie fashion musi się czuć jak ryba w wodzie. Ubiera się w sposób absolutnie rewelacyjny, jest styl to kwintesencja “Parisian chic”.
W świecie filmu, zaś – będąc córką ikony kina oraz reżysera filmowego – znaleźć się musiała prędzej, czy później. Nie odnalazła się jednak i tu.
Z urody – podobna bardzo do matki, ale z lepszym głosem niż siostra – Charlotte – muzykę zaczęła tworzyć już w roku 2006. Do swoich kompozycji podchodziła z początku z bardzo dużym dystansem. Nazywała je “kuchennymi” i trochę się ich wstydziła, przez długi czas, nie wiedząc, co z nimi zrobić.
Do nagrania płyty namowił ją ostatecznie przyjaciel rodziny, słynny francuski producent: Étienne Daho (współpracował między innymi z Marianne Faithful, Françoise Hardy, zespołem Air).
Kiedy, ukazał się jej pierwszy album Places (bardzo dobrze przyjęty we Francji), wraz z promującym go utworem I. C. U. – dostałam na jego punkcie kota. Słuchałam go – zapętlonego – godzinami.
Dodatkowego uroku dodawał mu w moich uszach fakt, że – z wrodzoną sobie bezpretensjonalnością – na jego temat artystka wypowiedziała się w rozmowie z magazynem Interview, ni mniej, ni więcej, tylko tak:
Napisałam go, bo byłam desperacko zakochana w kimś, kogo od dawna nie widziałam i wiedziałam, że już nigdy w moim życiu nie zobaczę. Miesiącami włóczyłam się po ulicach, wypatrując jego osoby.
Lou Doillon komponuje, gra na gitarze i śpiewa własne teksty. Bardzo osobiste. Nastrojowe. Jej utwory to proste riffy, często balladowe. Niby nic specjalnego – ale ja uwielbiam jej słuchać. I ubóstwiam na nią patrzeć.
Być może dlatego, że jest w niej dużo z tego, co mnie zawsze oczarowuje: szczerość wyrazu, urok i wdzięk – bez mizdrzenia się.
Nie udaje ani wielkiej piosenkarki, ani nie sili się na bycie sławną. Nie robi kariery – tworzy – w zgodzie ze sobą. Tak jak lubi.
Jej druga płyta Lay Low ukazała się w październiku zeszłego roku. Nagrana została w Montrealu.
I moim zdaniem – to świetny album!
Lou Doillon zagra koncert w warszawskim klubie Proxima w najbliższą sobotę, 12 marca. To jedyny koncert w Polsce. Artystka jest w trakcie europejskiego tournée.
Bilety dostępne na platformie organizatora: Go Ahead.