17
maj
2021
19

LA GOMERA

LA GOMERA (La Gomera). Reż. & Scen. Corneliu Porumboiu, Wyk. Vlad Ivanov, Catrinel Marlon, Rodica Lazar, Rumunia / Francja/ Niemcy / Szwecja, 2019

Gdybym miała określić film LA GOMERA jednym zdaniem – to powiedziałabym, że robi on widzom niezły kawał. W sensie dowcip. Bo jest to obraz z cyklu: filmowa sztuczka magiczka, bawiąca się wieloma konwencjami, stanowiąca Kino w kinie. Najbardziej w obrazie La Gomera ujął mnie – wydawałoby się całkowicie absurdalny – nietuzinkowy pomysł wyjściowy na intrygę kryminalną. A który rumuński twórca rozwija w sposób zaskakujący i przewrotnie zabawny. Rzadko dziś już powstają komedie kryminalne, które pomimo posiłkowania się wieloma zapożyczeniami są równie świeże i intrygujące w odbiorze…

Corneliu Porumboiu, jeden z czołowych przedstawicieli tzw. rumuńskiej nowej fali, razem z kilkoma innymi reżyserami z tego kraju, tworzącymi kino autorskie, od dawna są trwale obecni w europejskiej kinematografii i na najważniejszym festiwalu Filmowym jakim jest MFF w Cannes. Odkąd porażająco doskonały “4 miesiące, 3 tygodnie i 2 dni” z 2007 roku, w reżyserii Christiana Mungiu otrzymał Złotą Palmę minęło trochę czasu, niemniej prace Calina Petera Netzera czy Christi Puiu na stałe zapisały się w sercach wielbicieli X muzy.

Porumboiu, znany z “12:08 na wschód od Bukaresztu”, „Policjant, przymiotnik”, „Skarb” na festiwalu w Cannes pojawia się cyklicznie od lat. La Gomera to obraz, który w 2019 roku był prezentowany w ramach konkursu głównego. Co samo w sobie jest wyróżnieniem.

*    *    *

Tytuł filmu La Gomera jest bezpośrednim odnośnikiem do jednej z wysp kanaryjskich. Na której, tak się składa, niektórzy jej mieszkańcy potrafią się posługiwać tzw. językiem gwizdanym (el sibo). W skrócie jest to rodzaj alfabetu, stworzony na podobieństwo dźwięków ptasich treli…

Idzie sobie facet ulicą, albo stoi na skwerku i gwiżdże, bardzo ładnie, no tak jak robią to ptaszki. Tylko, że on “ćwierka nie na podobieństwo wróbelka”. Czyli przekazuje zaszyfrowaną wiadomość.

Czaicie?

I jak tu nie lubić takiego pomysłu na opowieść o pewnym policjancie śledczym 🙂

Ale, znowu, ponieważ La Gomera jest (jak wspominałam) filmem bardzo nietuzinkowym – opowiada o pewnym gliniarzu z Bukaresztu, imieniem Cristi (w tej roli Vlad Ivanov), który prowadzi podwójną grę (a może tylko tak to wygląda?). I na ile jest skorumpowany i cyniczny, a na ile się takim tylko wydaje jest pytaniem reżysera do widzów. Bo La Gomera jest obrazem zwodniczym. Stale gubi tropy, potem wraca do nich, ale z innej perspektywy. Zabawa w kotka i myszkę – pełną gębą…

Cristi’ego poznajemy w trakcie śledztwa, które prowadzi. A wszelkie poszlaki wskazują, że aby rozpracować pewien gang przemytników narkotykowych musi udać się właśnie na wyspę La Gomera. I tam pobrać lekcje języka el sibo. Bez tego sprawa nie ruszy do przodu. Taka jest oficjalna wersja. A jaka jest “prawdziwa”? Porumboiu dużo sugeruje, ale jedynie tyle. Może to zwykły, przekupny glina, a może jednak to nie jest tylko to? Może nakręca go całkiem coś innego niż kasa? I dlaczego w ogóle ją prowadzi?

Tam, na miejscu, nauczycielami języka gwizdanego stają się dla niego lokalni gangsterzy oraz pewna tajemnicza, młoda piękność. Typ femme fatale (Catrinel Marlon). I znowu. Reżyser zarysowuje zwodniczo co, jak sądzimy stoi u podwalin relacji między policjantem, a tą kobietą. Ale potem znów wskazuje tropy i zadaje nam pytania: o to kim naprawdę ona dla niego jest? I co ich łączy(ło), zanim Cristi nie wyjechał na La Gomerę? I dokąd to wszystko zaprowadzi?…

Opowiadanie tego, jak to się wszystko plecie, z kim jeszcze łączy i miesza. I dokąd zmierzają kolejne odsłony z życia i pracy Cristi’ego nie może być, rzecz jasna, przedmiotem tej recenzji. Ważne jest jednak to, abym wspomniała, że w swoim najnowszym obrazie – choć Porumboiu pozornie czyni mężczyznę głównym bohaterem narracji – de facto – to nie policjant jest w jego dziele kluczową postacią. Ale kobiety. I to trzy. I każda ma swoje znaczenie w filmowej i kryminalnej układance jaką jest La Gomera.

*    *    *

La Gomera to z pewnością obraz, który docenią szczególnie znawcy ikonicznych dokonań filmowych i historii kina. Wszyscy, którzy będą potrafili odkodować nawiązania i odnośniki do konkretnych tytułów, których w obrazie Porumboiu jest – całkiem jawnie – całkiem sporo: od Charlesa Vidora, poprzez Howarda Howksa, Alfreda Hitchcocka aż do Jean Luc-Godarda – będą mieli tym większy fun. Obraz ten ma też świetną ścieżkę dźwiękową, w której “The Passanger” w wykonaniu Iggy’ego Pop’a płynnie miesza się z klasyką muzyki operowej.

Można więc nazwać La Gomera obrazem eklektycznym. W którym finałowe sceny zaskakują, choć nie powinny. A całość smakuje jak koktajl, po którym zostaje intrygująco-smaczne wspomnienie. A to dlatego, że w moim odczuciu – całościowo patrząc – La Gomera jest pomyślana właśnie jako rodzaj żartu. Inteligentna nie tyle parodia czy pastisz, ale swego rodzaju parabola à rebour. Nie ma prawdy ostatecznej. Ani w życiu ani w kinie. A w kinie – to już najmniej. Wszystko już było opowiedziane i zre-interpretowane po sto razy. Zostają tylko pewne symbole. Matryce. Uniwersalia. Lustra, w których odbijają się tak twórcy, jak i widzowie. Nie ma sensu się napinać na “nowy język kina”. Co w ogóle miałby on dzisiaj znaczyć? Obraz czy dźwięk? Połączenie czego z czym?

Kiedy jest się twórcą, zdaje się sugerować Corneliu Porumboiu – jest się kimś, komu szczególnie łatwo jest popaść w samozachwyt i przestać dostrzegać, że po ponad stu latach historii kina jako sztuki filmowej – założenie o własnej “wyjątkowości” i „unikatowości” jest dość śmieszne, żeby nie powiedzieć narcystyczne…Ludźmi rządzą te same motywacje od zarania dziejów. Do których kinematografia od swego zarania zawsze nawiązywała, czy był to dramat, czy komedia. Kryminał, western lub też kompilacja gatunków. I wykorzystała już wszystkie dostępne „formy” dla tychże „treści”…

I w tym kontekście – “bycie twórcą” nie ma innych uprawomocnień niż bycie kimś, kto “na to wszystko gwiżdże”. I robi swoje. Mnie się ta optyka podoba. Tak samo jak idea posiadania własnego języka, zrozumiałego przez nielicznych. To, że może być “wygwizdany”, w przypadku kinematografii mnie – na swój sposób – rozczula. 🙂

 

*** Wszystkie zdjęcia wykorzystane w tekście pochodzą z materiałów prasowych dystrybutora filmu LA GOMERA na rynku polskim: Gutek Film

You may also like

PERFECT DAYS
NIEBIESKOOKI SAMURAJ
BĘKART
PAMIĘĆ

Skomentuj