20
lis
2019
147

LE MANS ’66

LE MANS  ‘66  (FORD v  FERRARI) Reż. James Mangold; Scen. Jez Butterworth & John-Henry Butterworth oraz Jason Keller; wyk. Matt Damon, Christian Bale, Jon Berthal, Caitriona Balfe, Noah Jupe, Josh Lucas, USA, 2019

Ryk silnika. Sprzęgło, gaz, hamulec. I ta prędkość! Każdy kto wielbi wyścigi samochodowe oraz wspaniałe, ikoniczne modele aut – znajdzie w LE MANS ’66 powody do ekstatycznych wręcz uniesień! Tych zaś, którym kwestie te są obojętne niczym zeszłoroczny śnieg – mogę z ręką na sercu zapewnić, że LE MANS ’66 jest filmem, który ogląda się genialnie! Rewelacyjnym kawałem wysokobudżetowego, hollywoodzkiego kina. A przede wszystkim fascynującą opowieścią. O wielkich pasjach, wybitnych talentach, lojalności, przyjaźni, marzeniach. I cenie zwycięstwa…

Nie znam się na samochodach. A zwłaszcza wyścigowych. Choć uwielbiam prowadzić swoje auto. Auto dodajmy, o którym marzyłam i śniłam długo, zanim je kupiłam po latach odkładania kasy. Jest bardzo małe, takie mini wręcz 😉  Ale bardzo zręczne, bardzo szybkie, cudowne w użytkowaniu. A jego design uchodzi za kultowy. Tak. Dla mnie marka auta to ani technologia, ani ekonomia. To metafora. Symbol. Wizerunek (w tym mój własny – jako użytkownika). Tak. Piszę to na szczerusia. Tak samo jak śmiało napisać mogę, że jak myślę „Ford” – to myślę raczej o czymś mało szczególnym. No chyba, że chcemy porozmawiać o Fordzie Mustangu (rocznik 1967). Wtedy zaczynam myśleć nieco cieplej…

A jeśli już rozmawiamy o „wózkach” to proponuję Wam przypomnieć sobie lub wyguglać taki model: AC Cobra, sprzedawany także pod nazwą Shelby Cobra. Rocznik 1962 (z silnikiem V8 produkcji Ford’a).

To dobry wstęp do opowieści o filmie Le Mans ’66 🙂

*    *    *

Przy 7000 obrotów na minutę przekracza się granicę, za którą wszystko się zaciera

         Maszyna staje się lekka jak piórko. Znika.

        Pozostaje tylko ciało, mknące w przestrzeni i czasie

       I właśnie przy 7000 obrotów spotykasz to coś. Coś co tam na ciebie czeka…

 

Christian Bale in Twentieth Century FoxŐs FORD V. FERRARI.

Le Mans ’66 to film, który wyreżyserował James Mangold. Czyli ten sam człowiek, który zrobił  „Spacer po linie” oraz „Logan” i „Wolverine”. Z tego co wiem, te dwa ostatnie tytuły są obrazami, które faceci uwielbiają!

Piszę o tym dlatego, że Le Mans ’66 jest filmem, który bardzo mocno osadzony jest w „faceckim świecie” na dodatek w świecie z czasów, w których zupełnie inaczej niż dziś postrzegano rolę żony i dzieci. Dlatego też (co jest moim jedynym zarzutem do tego obrazu) nieco „stuningowany” na potrzeby dzisiejszego odbiorcy – wątek życia rodzinnego jednego z bohaterów: Ken’a Milles’a uważam za najsłabsze ogniwo tego rewelacyjnego filmowego przedsięwzięcia. Ale jako że nie lubię się skupiać na „czepialstwie” – przejdę do sedna. A sedno tej opowieści – jako że jest oparte na faktach – jest zaiste najważniejsze. I absolutnie fascynujące!

Matt Damon in Twentieth Century FoxŐs FORD V. FERRARI.

Christian Bale in Twentieth Century FoxŐs FORD V. FERRARI.

Wyobraźcie sobie dwóch gości koło 40tki. Kumpli. Facetów, którzy mają kompletnego świra na punkcie samochodów. Jeden jako kierowca wyścigowy, a drugi jako mechanik. Obaj znają się  jak mało kto na tym co zwie się „wnętrzem” wozu. Obaj wiedzą, że każde auto da się „podrasować”. Że każde auto jest czymś, co ma „duszę” swego konstruktora. A przede wszystkim obaj wiedzą, że auto wyścigowe to jest takie auto, które trzeba umieć prowadzić. Jak i to, że bycie wybitnym kierowcą oznacza znacznie więcej niż bycie kimś, kto potrafi robić osiągi. To coś, „specjalne coś”. Rodzaj daru. Talentu. Co szczególnie mocno uwidacznia się właśnie podczas zawodów i na torze. Kiedy technologiczne możliwości auta są ściśle zespolone z jego kierowcą. Samochód wyścigowy i ten kto się ściga stanowią jakoby „połączenie duszy i ciała”.

Wiem, że wiecie dobrze o czym mówię. Choć nie da się tego ani zmierzyć, ani zważyć, ani ująć w ramki i słupki. Najlepsi kierowcy to ci, którzy swoje auta „czują” całymi sobą. Dotyczy to każdego zwykłego Kowalskiego. Nie wspominając o tych, którzy biorą udział w jednym z najsłynniejszych wyścigów samochodowych na świecie. Trwającym 24 godziny Le Mans we Francji…

Clue fabuły Le Mans ’66  to historia o tym jako doszło do przełomowego wydarzenia w dziedzinie amerykańskiej motoryzacji. A było to wynikiem tzw. zbiegu okoliczności, uporu, odwagi, innowacyjnego podejścia oraz determinacji dwóch facetów. Facetów, którzy się rozumieli jak mało kto. Którzy mieli podobne marzenia. A co więcej, którzy wiedzieli, że potrafią swoje marzenia o samochodzie wyścigowym, który będzie absolutnie najwspanialszym modelem na amerykańskim rynku – wcielić w życie. O ile będą mieli ku temu możliwości…

*   *   *

Akcja Le Mans ’66 zawiązuje się kilka lat wcześniej. W roku 1959 Carroll Shelby (świetny Matt Damon) jest u szczytu sławy, po wygranej w najtrudniejszym wyścigu samochodowym, 24 Hours of Le Mans. Niestety tuż po wielkim triumfie dowiaduje się od lekarzy, że cierpi na groźną chorobę serca, uniemożliwiającą mu dalsze starty.

Wyjątkowo zaradny Shelby postanawia, że karierę kierowcy wyścigowego zamieni na projektowanie i sprzedaż samochodów, czym zajmuje się w magazynie w Venice Beach z zespołem inżynierów oraz mechaników. Jednym z nich jest – namówiony przez niego do współpracy – narwany kierowca testowy, Ken Miles (doskonały Christian Bale). Ken Miles jest w filmie Le Mans ’66 sportretowany w sposób nieco bardziej wielowymiarowy niż Shelby. Ten mistrz kierownicy z Wielkiej Brytanii zrazu jest przedstawiany jako oddany ojciec i mąż. A jego geniusz w roli kierowcy wyścigowego ujawnia się powoli. Postać Miles’a to postać kogoś, z kim się sympatyzuje niejako mimochodem. Bo jest wybitnym fachowcem. I jest bezpośredni i szczery. Ale z drugiej strony jest nieokrzesany, arogancki i nieskłonny do kompromisu. Nie umie zjednywać sobie ludzi. Jest na to zbyt prostolinijny. Gdyby nie Shelby – tkwiłby pewnie w swoim warsztacie po wsze czasy. Na dodatek bez sukcesów. Choć zasługuje na wszystko co najlepsze w swojej dziedzinie.

Niełatwy duet, który stworzą Shelby & Miles jest w scenariuszu Le Mans ’66 rozpisany świetnie. Obu mężczyzn poza pasją motoryzacyjną w zasadzie wszystko różni. A jednak stanowią tandem doskonały. Każdy potrzebuje tego drugiego by zrealizować swoje wielkie marzenie. I na magiczny sposób – choć nie jest to współpraca łatwa i przyjemna – się genialnie uzupełniają.

_DSF1600.RAF

Osobiście uważam zresztą ten wątek filmu Le Mans ’66 za bardzo istotny i poruszający emocjonalnie. Bo Miles to archetyp kogoś, kto w świecie korporacji, gigantycznych pieniędzy, prezesów, ich odpicowanych garniturów i takichż gadek – zawsze przegra. Nie pasując w żaden sposób do obrazka swoim stylem bycia, szczerością, bezpardonowym waleniem kawy na ławę…

A te fragmenty Le Mans ’66, które poświęcone są faktom jak najbardziej historycznym, przedstawiającym kulisy przełomowego wydarzenia jakim była wygrana samochodów pod marką Ford, na morderczym torze Le Mans w roku 1966 – to samo w sobie nadaje się na osobny film! Jakimi pokrętnymi drogami, przy pokonywaniu jakich przeszkód i barier – doszło do zwycięstwa i pokonania największego, niezwyciężonego do tej pory rywala – legendy wyścigów – Enzo Ferrari – jest przedstawione w sposób równie wciągający jak sceny, które rozgrywają się bezpośrednio na torze wyścigowym. (Tu mała – lekko zjadliwa dygresja, której odmówić sobie nie umiem: dlaczego polski dystrybutor filmu nie zostawił oryginalnego tytułu Ford v Ferrari – miast tego dając tytuł, który przeciętnemu Polakowi nie mówi nic – pozostanie dla mnie już na zawsze czymś z rodzaju „zagadki kosmosu”)  😉

Oglądanie tego w jaki sposób i dlaczego Henry Ford II (wnuk jednego z najsłynniejszych amerykańskich przemysłowców i twórcy masowej motoryzacji) zdecydował się na współprace z Shelby’m oraz Miles’em – zlecając tym dwóm pasjonatom i wizjonerom zaprojektowanie idealnego samochodu wyścigowego – mnie kompletnie zahipnotyzowało! Bo jakby nie patrzeć – jest to jedna z najbardziej kultowych kart w historii sportów motorowych. Która zaowocowała powstaniem absolutnie ikonicznej maszyny: Forda GT40 MKII.

Matt Damon and Christian Bale in Twentieth Century FoxŐs FORD V. FERRARI.

*    *    *

Le Mans ’66 jest w moim odczuciu filmem, które na własny użytek nazywam „wielkim Hollywood”. To obraz doskonały warsztatowo. Na szczególne oklaski i wyrazy uznania zasługuje autor zdjęć  – nominowany do Oscara operator Phedon Papamichael („Nebraska”, „Spacer po linie”) oraz odpowiedzialni za montaż: Michael McCusker („Logan, „Spacer po linie”) oraz Andrew Buckland („Dziewczyna z pociągu”).

O bardzo sprawnie poprowadzonej narracji, doskonałych dialogach, perfekcyjny w każdym calu. Cudowny w oglądaniu. Ze świetnymi rolami dwóch wielkich amerykańskich gwiazd filmowych. Wielki budżet został w nim wykorzystany do tego by dać nam olśniewające widowisko, które dosłownie (miejscami) wbija w fotel. Zwłaszcza kiedy oglada się je na dużym ekranie, a najlepiej w Imaxie. Powiedzmy sobie to szczerze – Le Mans ’66 to film, który kinowego ekranu wręcz wymaga!

I zaręczam Wam, że jest to taki obraz, po którym kręci się z wrażenia w głowie!

 

 

*** Wszystkie zdjęcia wykorzystane w tekście oraz przytoczony cytat pochodzą z materiałów prasowych dystrybutora filmu LE MANS ’66 na rynku polskim: Imperial CinePix

You may also like

LEE. NA WŁASNE OCZY
ANOTHER END
HRABIA MONTE CHRISTO
BULION I INNE NAMIĘTNOŚCI

Skomentuj