10
cze
2015
150

MOTTO DNIA – Frank Sinatra

The best revenge is massive success

Frank Sinatra

FRANK SINATRA (1915 – 1998). Człowiek – legenda. Syn włoskich imigrantów, urodzony w Hoboken w stanie New Jersey, USA. Rodzina Sinatrów – owszem – może i nie klepała biedy – ale do zamożności było jej bardzo daleko. Matka przyszłego bożyszcza tłumów, bardzo zdolnego aktora, genialnego piosenkarza, producenta, showmana i faceta, który miał zaiste “życie większe niż życie” nie pracowała, zaś ojciec – rodem z Sycylii – reprezentował w stu procentach figurę męską, co się zowie. Był po kolei: bokserem, strażakiem oraz właścicielem knajpy, której do nazwy “speluna” także daleko nie było.

frank

Frank Sinatra od najmłodszych lat, wychowywał się w środowisku, którego wpływ na „miejskie legendy” o Nowym Jorku i jego okolicach był gigantyczny. A w nieco odległej od jego narodzin przyszłości zaowocował takimi filmowymi dziełami jak: Ojciec chrzestny, Dawno temu w Ameryce, Chłopcy z ferajny czy Gangi Nowego Jorku. Nie zapominajmy bowiem o tym, że przed II wojną światową i dość długo po jej zakończeniu – półświatkiem NYC “rządzili” reprezentanci dwóch nacji: Włosi i Irlandczycy.

Sinatra Jest postacią jedyną w swoim rodzaju: niebywale barwną, wspaniałą i na swój sposób wielką. Jego osoba stanowi kwintesencję porzekadła, które leży u podwalin największego amerykańskiego mitu: “od pucybuta do milionera”. Szołbiznes niewielu zna ludzi, którzy stawszy się legendą już za życia – lepiej od Sinatry – pasowaliby do tego powiedzenia.

Frank Sinatra nie był ani zabójczo przystojny, ani wysoki, czy też wspaniale zbudowany (mierzył jedynie 1.70 cm). Miał jednak dwa wybitne “boskie dary”: rewelacyjny słuch, połączony z bardzo dobrym głosem oraz gigantyczną charyzmę. Trudne – obiektywnie – dzieciństwo – dzięki ponadprzeciętnej inteligencji, sprytowi i silnemu charakterowi – przekuł w sukces już przed 30-tką. Sinatra – jak to mawiają  „szkół wielu nie kończył”, ale za to odrabiał lekcje z życia – brylantowo. Szybko pojął, że jego talent wokalny połączony ze sceniczną, charyzmatyczną osobowością mogą mu przynieść pożytki. Bo śpiewał po knajpach od wczesnej młodości. Pierwszym zespołem, w którym występował był kwartet “Hoboken Four”, w nieco już (niestety) zapomnianej cudownej erze swingu. W początkach lat 40-tych zeszłego stulecia występował razem z Harry James’em i Tommy Dorsey’em!. Był też jednym z pierwszych ludzi estrady, który zrozumiał wagę i znaczenie posiadania dobrego agenta. Zatem już w 1942 roku rozpoczął karierę solową i dość szybko okazało się, że na jego występach – dziewczyny szaleją z zachwytu, a on sam ma magnetyczny wpływ na publiczność. Ten fakt (o jakże niebagatelny!) spowodował, że szybciutko trafił do Hollywood. Zaczął grywać, z początku niewielkie role filmowe, by w 1949 roku roku wziąć udział w oscarowym musicalu u boku samego Gene’a Kelly. W “Fabryce snów” zagrzał wiele lat. Ukoronowaniem jego aktorskiej kariery stał się rok 1953 – gdy otrzymał statuetkę Oscara za drugoplanową role męską w kultowym, uchodzącym za jeden z najważniejszych w dziejach kinematografii amerykańskiej Stąd do wieczności Freda Zinnemanna. Na marginesie dodam w tym miejscu, że jakże uwielbiane nie tylko przez kinomanów  „Ocean’s eleven” Stevena Soderbergha, z Georg’em Clooney’em w roli głównej to remake filmu z 1960 roku, w którym wtedy – rolę Danny’ego grał właśnie Sinatra!

oceans

To właśnie sukcesy kinowe – o paradoksie – stały się przepustką do jego gargantuicznej kariery jako piosenkarza i gwiazdy estrady. W późnych latach 50-tych zaczął nagrywać solowe płyty, których w sumie sprzedało się za jego życia ponad 150 milionów egzemplarzy (sic!). Ale to nie wszystko. Kochali go najmożniejsi ówczesnego świata. Znał „wszystkich ważnych” i wszyscy chcieli mieć go za „przyjaciela”. Sinatra był w latach 50tych i 60-tych turbo VIP’em. Wielbionym “bożyszczem”, zaprzyjaźnionym z największymi i najważniejszymi ludźmi tamtych czasów (sam Prezydent USA – JFK  – bawił się w jego towarzystwie, całuski rozdawała mu Marilyn Monroe, a Truman Capote wypił z nim hektolitry burbona). Był noszony na rękach przez fanów. A kobiety ścieliły mu się do stóp.

A propos kobiet – tych Frank Sinatra miał “na pęczki”, w tym tak sławne i ikoniczne aktorki jak Ava Gardner (została nawet jego żoną), czy Mia Farrow. O jego rozlicznych romansach krążą do tej pory legendy, przypisuje mu się setki kochanek.

-frank-n-dog

Dzieci – Sinatra miał jedynie z pierwszą żoną (potem żenił się jeszcze trzy razy). Wśród trójki jego potomstwa – talent muzyczny odziedziczyła  jedynie najstarsza córka – wspaniała wokalistka jazzowa – Nancy Sinatra.

Frank Sinatra przeżył w dobrej kondycji  (występował do późnej siedemdziesiątki) 83 lata. Choć w jednym z wywiadów telewizyjnych (już w czasach schyłku jego kariery w połowie lat 80-tych) przyznał, że od lat się leczy z tytułu zdiagnozowanego u niego zespołu maniakalno – depresyjnego, zwanego chorobą dwubiegunową.

Był jedną z najczęściej nagradzanych i uhonorowanych osób w historii amerykańskiego szołbiznesu. Lista otrzymanych przez niego nagród i wyróżnień jest imponująca i zdaje się nie mieć końca. Opiewa na najwyższe wyróżnienia państwowe, przyznawane przez Kongres USA, przez doktoraty honoris causa licznych uczelni, honorowe obywatelstwa wielu miast na świecie – na  związanych z jego działaniami scenicznymi kończąc: samych Złotych Globów otrzymał – 4,  a nagród Grammy – 13!  Napisano o nim kilka biografii, tysiące artykułów i setki opracowań.

Jako, że kochał Nowy Jork, był jego piewcą, a szlagier, który wykonywał poświęcony NYC wysławił miasto na cały świat – „wielkie jabłko” kocha go po dziś dzień i nigdy o nim nie zapomniało. Co roku, w rocznicę jego urodzin – 12 grudnia – na szczycie Empire State Building zapalane jest błękitne światło, nawiązujące do jego nowojorskiej ksywy z czasów wczesnej młodości: „Ol’ Blue eyes”.

Wszystko, co dotyczy Sinatry jest i tak nie ważne w obliczu tego, że wykonywane przez niego utwory towarzyszą kolejnym pokoleniom. To rzadka rzadkość – być artystą tego kalibru, którego nie imają się ani zmiany cywilizacyjne, ani kulturowe czy też gospodarczo-polityczne. Sinatra stał się legendą już w połowie swego długiego życia. Jego postać bowiem to wszystko to, co popkultura kocha: tajemnica, niedopowiedzenie, mit. Bo też żył tak jak chciał, szedł tam gdzie zamierzał  i w takich czasach, które my – z naszej perspektywy – możemy jedynie z rozrzewnieniem (albo i nie) ale na pewno – tylko wspominać…

Nagrywał ikoniczne numery, najwspanialszych kompozytorów, pracował dla niego jako aranżer sam Quincy Jones. Jego wykonania: Strangers in the night, Something stupid, Chicago, My way, New York, New York, My funny Valentine są w swym uroku nie do pokonania po dziś dzień.

Sinatra – przyznaję  – jest dla mnie postacią emocjonalnie gigantycznie ważną! Wykonywane przez niego utwory towarzyszą mi od maleńkości, kiedyś puszczane przez rodziców na „winylach” – a po dziś dzień słuchane –  wywołując wspomnienia, które śmiało mogę nazwać czymś, co „I’ve got under my skin”.

You may also like

Tick, tick…BOOM!
HER DOCS FILM FESTIVAL 2025
WSZYSTKO JEST OPOWIEŚCIĄ
JUŻ SIĘ NIE BOJĘ

2 Responses

  1. Pingback : Kultura Osobista GREEN BOOK | Kultura Osobista

  2. Pingback : Kultura Osobista MŁYNARSKI. PIOSENKA FINAŁOWA | Kultura Osobista

Leave a Reply