19
maj
2016
113

NIENASYCENI

NIENASYCENI (A Bigger Splash), Reż. Luca Guadagnino, Scen. David Kajganich & Alain Page. Wyk. Tilda Swinton, Matthias Schoneaerts, Ralph Fiennes, Dakota Johnson, Francja / Włochy, 2015

Nienasyceni – to film z gatunku “emocjonalnych manipulantów”. Siedziałam na jego projekcji z rozdziawioną gębą, czekając na kolejny kadr – jak zahipnotyzowana. Chłonęłam go każdym centymetrem swojej osoby od pierwszych scen. Zjawiskowa sceneria, rewelacyjne zdjęcia, genialny vibe muzyczny, obłędne kostiumy, błyskotliwe dialogi. I w tym wszystkim – fenomenalny kwartet aktorski – poruszający się z gracją rasowego uwodziciela, po grząskim gruncie tego, co stanowi zbiorowy fantazmat kulturowy zwany “sex, drugs and rock’n roll”. Jednak – przede wszystkim – Nienasyceni – to opowieść o uniwersaliach dynamiki ludzkich relacji. A w nich pierwsze skrzypce gra zazwyczaj zasada przyjemności. I potrzeba karmienia Ego. W tych kwestiach człowiek potrafi być bardzo nienasycony…

 

Nienasyceni_plakat

 

Guadagnino – reżyser Nienasyconych (nominacja do nagrody Złotego Lwa na Festiwalu Filmowym w Wenecji) – po doskonałym “Jestem miłością” (2009) tym razem rozprawia się ze światem, który – my – zwykli zjadacze chleba – znamy jedynie z serwisów plotkarskich i rubryk towarzyskich. I robi to więcej niż bardzo sprawnie. Pierwotnie reżyser planował swój obraz jako remake kultowego “Basenu” Jacquesa Deraya z Alainem Delonem i Romy Schneider z roku 1969. I bez dwóch zdań – inspirację tym filmem w jego obrazie odnajdziemy. Ale jest ona dobrze przetworzona przez kogoś, kto doskonale porusza się w najważniejszych rejestrach kulturowych XXI wieku. Wie, w którą stronę patrzy się on z nabożnym uwielbieniem. Jeśli nie wiecie – to wam podpowiem – to lata 60-te i 70-te zeszłego stulecia. Tytuł swojego filmu Guadagnino zaczerpnął bowiem z obrazu Davida Hockneya.

Nienasyceni to portret tak jednostek, jak i swego rodzaju “czworokąta”, w którym każdy z bohaterów figurę tę na swój sposób wykoślawia lub raczej – lepiej byłoby powiedzieć – rozwibrowuje.

 

RZ6A0782.JPG

Ale najpierw mamy do czynienia z parą. Marianne Lane – zjawiskowa – jak zawsze – Tilda Swinton (tu dygresja – aktorka od dawna wymieniana jest jako główna kandydatka do zagrania, zmarłego niedawno Davida Bowie, w filmie biograficznym na jego temat. I nikt chyba nie zaprzeczy, że w zbiorowej wyobraźni występuje jako idealna do tej roli) – to słynna  gwiazda rocka, a nawet więcej – kultowa postać sceny muzycznej, która w wyniku wyczerpującej trasy koncertowej traci głos. Teraz, po ryzykownej operacji strun głosowych, postanawia wraz ze swoim partnerem Paulem (Schoenaerts) wypocząć w willi znajomych, w idyllicznej, obłędnie pięknej scenerii włoskiej wyspy Pantalleria, na Sycylii.

Tilda jako Marianne to jest zjawisko samo w sobie. A ubrana na okoliczność Nienasyconych przez markę Dior – lśni w tym filmie blaskiem tak wielkim, że przyćmiewa nawet słynne włoskie światło!

W sielankowy czas tej dwójki, przepełniony leniwym relaksem, cudownym seksem, wspaniałą włoską kuchnią, zachodami słońca na tarasie, dźwiękiem cykad, plażowaniem – nagle wdziera się telefon ze świata, z którego zarówno gwiazda estrady, jak i jej mężczyzna właśnie dali dyla!

To niejaki Harry Hawkes (rewelacyjny Ralph Fiennes – w kreacji aktorskiej, która ścina z nóg energią i magnetyzmem). Były kochanek Marianne i znany producent muzyczny. Kawał jej “przeszłości”, z którą zerwała jakiś czas temu. Na dodatek nie jest sam. Pojawia się na wyspie z córką. W tej roli – bardzo dobra Dakota Johnson (o której hau, hau, hau – myślałam, że po nędzy “50 twarzy Greya” – nie powiem nigdy dobrego słowa). Dziewczyna jest wybuchową mieszanką słodyczy i pozornej naiwności, pomieszanej z wyuzdaniem. Mogłaby spokojnie mieć na imię Lolita.

a-bigger-splash-luca-guadagnino-ralph-fiennes-dancing-rolling-stones

Reszty możecie się domyślać. Ale znacznie lepiej jest Nienasyconych obejrzeć. Bo jest to kino fenomenalnie wręcz filmowe! A pisanie o szczegółach fabuły  w jego przypadku – uważam, z zasady do tego typu „recenzji” ustawiona na nie – za pozbawianie was największej frajdy. To jeden z takich obrazów, w których cały cymes polega na smaczkach i detalach.

 

Nienasyceni to dla mnie obraz, którego siła i moc polega na tym, że Guadagnino do perfekcji opanował pewną filmową sztuczkę: sam stawia się w roli uwodziciela, a nas widzów – w roli voyerystów. Magia tego filmu polega na tym, że jest perwersyjny. Kusicielsko piękny, zmysłowy, sybarycki. Bóg Hedon w całej swojej krasie! A kiedy miejscami dotyka tych aspektów człowieczeństwa, które są “brudne i złe” – bywa obsceniczny.

W świecie, o których Nienasyceni opowiadają – moralność – to pojęcie mocno relatywne. Bo jego główni bohaterowie to artyści, bohema, ikony. Ludzie, którzy znaczną część życia spędzili na kwestionowaniu drobnomieszczańskiej mentalności.

Sex, drugs & rock n’roll to nie jest planeta dla grzecznych dziewczynek i takich chłopców.

Coś za coś. Albo się przyciąga tłumy na swoje koncerty na stadiony lub produkuje płyty The Rolling Stones, a na balandze gawędzi z Bjork albo się siedzi w kapciach na kanapie w domu…

Ale – co Nienasyceni – moim zdaniem puentują świetnie –  życie to samo w sobie “coś za coś”. Przychodzi taki moment, że trzeba sobie zadać pytania. O to, czym jest tzw. przeszłość i czy zawsze już będzie towarzyszyć teraźniejszości. O cenę ekstaz, szaleństw i kaprysów, o kontekst moralny, czy też ten, zwany po prostu –  ludzką przyzwoitością. O koszty uganiania się za zasadą przyjemności, za wiecznym hajem, uwagą i admiracją innych. I o to, czy wysiłek, wkładany w życie, w którym wiecznie musimy dawać żreć Panu swemu –  zwanym Ego – jest tego wart. I czy jesteśmy gotowi tę cenę zapłacić.

You may also like

PERFECT DAYS
NIEBIESKOOKI SAMURAJ
BĘKART
PAMIĘĆ