NIENAWISTNA ÓSEMKA
NIENAWISTNA ÓSEMKA (The Hateful Eight) Reżyseria i scenariusz: Quentin Tarantino, Wyk. Samuel L. Jackson, Kurt Russel, Jennifer Jason Leigh, Michael Madsen, Tim Roth, Bruce Dern, USA, 2015
Nie miałabym takiej werwy do pisania o najnowszym obrazie Quentina Tarantino – bo jest to film w mojej opinii jedynie dobry – gdyby nie fakt, że przeczytałam o nim w polskich mediach zbyt dużo ujadania, łącznie ze stwierdzeniami tak grubymi (a jakże ukochanymi w polskiej mentalności) jak te, że “Tarantino się skończył”. Pozwolę sobie zatem (gdyż mogę) 😀 na wredną uwagę, że w kraju, w którym mieszkam – nie ma zbyt wielu reżyserów kalibru pana Tarantino, to po pierwsze, a po drugie – jest takie powiedzenie, które funkcjonuje w środowisku aktorskim, ale do reżyserskiego i scenopisarskiego się moim zdaniem aplikuje jak najbardziej: “jak jesteś taki mądry, to sam to zagraj”. I tyle na ten temat!!!
To, czy Tarantino się skończył, czy nie – moim zdaniem – pokaże czas. Na razie, zalicza lekki spadek formy. A jest to, aby nadać temu jakąś metaforę, powiedzmy – przykład studenta literatury, który do tej pory, choć trudny i niepokorny – był ulubieńcem profesorów – bo jak napisał esej, to aż się człowiekowi gęba cieszyła, a dłonie same składały do oklasków. Tyle w nim było mocy, wdzięku, erudycji, polotu, sprytnie wplecionych cytatów, zabawy gatunkami, wynikającej z ich dogłębnej znajomości. Który, nagle na kolejnym egzaminie – napisał rzecz po prostu i zwyczajnie – dobrą.
Ja do Nienawistnej Ósemki mam w zasadzie jeden zarzut. Jest to film stanowczo zbyt długi. Trwa trzy godziny, a dwie z hakiem by wystarczyły.
Można powiedzieć, że najnowszy obraz Tarantino jest westernem, ale też nie do końca. Mamy tu bowiem po raz pierwszy u niego “zaszytą” poważną szyderę z amerykańskiej historii, tym bardziej poważną, że dotyka kwestii, która w USA jest traktowana jako „patriotyczna”, gdyż sięga do najgłębszych pokładów mitologii tego młodego kraju. To oczywiście tzw. wojna secesyjna (czyli wojna pomiędzy Unią, zwaną Północą, a Konfederatami czyli Południem).
Jedną z konsekwencji tego najważniejszego wydarzenia historycznego w dziejach narodu amerykańskiego było uwolnienie ponad 4 milionów (sic!) niewolników, zwanych jak wszyscy wiemy – pieszczotliwie – “czarnuchami”.
Tarantino ma ego (lub jaja – jak kto woli) tak wielkie, że ośmielił się nawet “pobawić” wizerunkiem samego Abrahama Lincolna czyli “Ojca Narodu” (ups!)
Piszę o tym, bo oglądanie Nienawistnej Ósemki bez posiadania tych referencji historycznych w głowie – mija się moim zdaniem z celem.
Tarantino – co nie jest akurat zbyt odkrywcze w jego przypadku – leci po bandzie i nie tylko bawi się właściwie nie tyle w western, co w “spaghetti western” (nagrodzona Złotym Globem i nominowana do Oscara kompozycja muzyczna Ennio Morricone do tego obrazu to kolejny zabieg tego arcyświadomego swych działań reżysera) ale także jako zatwardziały “mush-upowiec popkulturowy” USA – przepięknie używa kolejnej konwencji, jaką jest klasyka brytyjskiej powieści kryminalnej. Czerpie wprost z Agathy Christie. A konkretnie z “Dziesięciu Murzynków”. I robi to świetnie.
Jestem osobą, która przykłada szczególną wagę do dialogów. A te w Nienawistnej Ósemce są – bez dwóch zdań – doskonałe. Tarantino wciąż pozostaje twórcą, który wie co pisze, po co pisze i jaki efekt chce osiągnąć. Dotyczy to także wypracowanego przez niego stylu pokazywania przemocy i okrucieństwa. To nie jest uwaga merytoryczna, a mocno subiektywna – ale dla mnie Tarantino pozostaje wciąż jednym z niewielu reżyserów, u którego przemoc “dobrze trawię”. Jestem mu zresztą za to wdzięczna. Jego filmów nie “odchorowuję”. A to dla mnie jako widza – jednak „coś”.
Oprócz dialogów – niezbywalnym atutem tego obrazu – są zdjęcia. Wspaniałe. Co reżyser podkreśla z dumą w napisach początkowych, gdzie “wołami” stoi, że film kręcono kamerą Ultra Panavision 70 mm. Quentin Tarantino się cyfrówkom nie kłania, jak wiadomo. Kolejnym są kostiumy, ale najważniejszym ze wszystkich – obsada. Mamy w Nienawistnej Ósemce rzecz jasna całą gromadę ulubieńców & stałych kooperantów Quentina, z Samuelem L. Jacksonem na czele, jak i “świeżo” dokooptowane nabytki. Najjaśniejszym z nich jest JENNIFER JASON LEIGH (nominacja do Złotego Globa oraz Oscara). Jej rola w tym obrazie – to majstersztyk!
Fabuła Nienawistnej Ósemki idzie tak: kilka lat po wojnie, gdzieś w Wyoming, w straszliwym mrozie i śniegach po kolana – z nadciagającą nad bezkresne i puste kilometrami przestrzenie – zamiecią śnieżną w tle – spotyka sie dwoch facetów, a właściwie trzech. Jednym z nich jest John Ruth (Kurt Russel) – łowca głów, zwany “Szubienica”, który w swym powozie ma skazaną na wyrok śmierci przez powieszenie niejaką Daisy Domergue (Jennifer Jason Leigh), kolejnym również łowca głów, tylko że Czarnoskóry: Major Marquis Warren (Samuel L. Jackson), a trzecim wyglądający z pozoru na niedojdę i półgłówka, niejaki Chris Mannix (Walton Goggins), który twierdzi, że jest świeżo nominowanym szeryfem Red Rock. Miasteczka, do którego wszyscy zmierzają.
“Szubienica” zgadza się zabrać ich swoim powozem. Czasu mało, a śnieżyca nadciąga nieubłaganie. Z przyrodą nie wygrasz, zatem po kilku godzinach jazdy – chciał nie chciał – ta na razie „czwórka z przymusu” musi się zatrzymać, aby ją przeczekać. Schronienie (kmh) znajdą na szlaku, w miejscu zwanym “sklepikiem Minnie”. Kiedy do niego dotrą, okaże się jednak, że przeczekują tam niesprzyjające warunki pogodowe kolejne postaci: niejaki Bob (Damian Bichir), który twierdzi, że chwilowo opiekuje się sklepikiem, pod nieobecność właścicielki, która wraz z mężem wyjechała kilka dni temu w odwiedziny do matki; Oswaldo Mobrey (Tim Roth), brytyjski kat, a raczej egzekutor, czyli koleś, który tak samo jak Mannix zmierza do Red Rock by objąć posadę tamtejszego wykonawcy wyroków szubienicznych; zwykły kowboj: Joe (Michael Madsen) i smutny dziadzio, czyli Generał Konfederatów: Sandy Smithers (Bruce Dern).
No i co? Ano właśnie NIENAWISTNA ÓSEMKA. Tyle ich bowiem będzie siedziało w jednej izbie, zabitej na głucho, z szalejąca za oknami nawałnicą.
Z klasycznego schematu, niemalże teatralnego: klaustrofobicznego zamknięcia kilku osób w jednej przestrzeni, których wiążą zarówno pewne zbiegi wydarzeń z przeszłości, jak i gigantyczne animozje, a dodatkowo – każdy z nich – skrywa także własne tajemnice – Tarantino uczynił kanwę opowieści swojego najnowszego obrazu.
Czyni ją zmyślnie miejscami pokrętną, szydzi i wali okrucieństwem nie do przyjęcia, mami, kręci, wiruje, a na koniec wyjaśnia. I to wszystko ma sens i moim zdaniem się broni.
Skonkluduję zatem Nienawistną Ósemkę tak: owszem – były już lepsze zabawki od Wujka Tarantino – ale wujek głupi nie jest i wciąż umie i lubi się bawić. A jest to taki wujaszek, którego odróżnia od innych to, że jak zrobi filmik – parafrazując pewną postać z całkowicie polskiej kinematografii – “to nie ma chu** we wsi”.
I tyle mam do powiedzenia na temat “końca” Tarantino J
Pingback : Kultura Osobista OSCARY 2016 - subiektywna relacja z gali | Kultura Osobista
Pingback : Kultura Osobista PATRICK MELROSE | Kultura Osobista