28
maj
2018
52

Nocna regeneracja z EMBRYOLISSE…

Już jako nastolatka miałam poważne zadatki na “nocnego marka”. Rodzice sprawdzali koło 22.00, czy mam zgaszone światło w pokoju, a ja swoje… dalej czytałam książkę pod kołdrą przy świetle latarki.

Z biegiem lat moje nocne markowanie zaczęło wzrastać i puchnąć. Aż przybrało w czasach, kiedy zostałam freelancerem rozmiary niepokojące. Zbyt często zaczęłam chodzić spać nie wcześniej niż o 2.00 nad ranem, a potrzebuje co najmniej 7 godzin snu, żeby czuć się dobrze fizycznie i psychicznie. I nie mieć wrażenia, że jestem jak zombie. Ale cóż, podobno freelance ma same zalety – w tym też i takie, że nie trzeba biec do pracy na 9.00 rano, a czasami można sobie pospać nawet do południa 😉

Niestety tylko czasem. Bo z tym “freestylem” i obijaniem się na “freelansie” to każdy kto nie pracuje na etacie Wam powie, że to jakieś wierutne bzdury. Ale mniejsza z tym… Bo to nie o tym tekst. Tak więc nieumiarkowanie w nocnych posiadówach przed komputerem zaczęło się coraz bardziej odbijać na moim wyglądzie.

Każda zarwana noc, czytaj nieprzespana w odpowiedniej liczbie godzin – w lustrze o poranku następnego dnia skutkować zaczęła nieco przerażoną miną. Kim jest ta pani, która wygląda tak blado, wymięto i staro? (staro? Jak to staro? Jakie staro? Przecież ja nie jestem jeszcze stara!) I nie sprawia za nic wrażenia osoby, której sen uczynił oblicze gładkim, wypoczętym, jedwabiście miękkim i dziewczęco jasno różowym?

Gdzie moja nocna regeneracja? No gdzie? Kto mi ukradł (a raczej mojemu obliczu) zbawienne skutki snu? Kto dopuścił do tego, że po 5 godzinach spania – wyglądam źle?

Odpowiedz niestety była – jak zawsze w takich przypadkach – najbardziej bolesna z bolesnych. Ja sama sobie to uczyniłam…

Podpuchnięte oczy, szarawy koloryt cery, zmarszczki ledwo jedynie “przeprasowane”, rozszerzone pory. Bleee.

NIE, NIE, NIE!

Problem ten był dla mnie podwójny. Bo niestety wiążący się z tym jak funkcjonuje mój organizm i zegar biologiczny. Najbardziej efektywna i wydajna intelektualnie jestem w godzinach popołudniowych. Im wcześniej – tym gorzej. O 7 rano (nawet jak pójdę spać o 23.00) przelewam się sama sobie przez palce niczym galareta, a funkcje mózgowe mam na poziomie ameby. Nie składam zdań bardziej skomplikowanych gramatycznie niż te opiewające na podmiot i orzeczenie. A jedyne czego pragnę – to kawy.

Za to od południa – hohoho! A wieczorem – to dopiero! Najlepsze rzeczy myślą mi się i wychodzą wieczorem. I w zasadzie, tak do północy.

Ale tak się żyć nie da. No, być może się da, jak się jest artystą. Ale ja jestem jedynie rzemieślnikiem. W dodatku płci pięknej i to takim, któremu nie jest obojętne jak wygląda.

Jednym słowem: kłopocik!

Z kłopotem tym zaczęłam sobie radzić na różne sposoby.

Fakt numer jeden. Jako że potrzebuje tego kopa intelektualnego, który akurat do mnie przychodzi wieczorem (wtedy mi się najlepiej pisze) – zaczęłam stosować metodę krótkich drzemek popołudniowych, o ile było to możliwe. Pomogły bardzo na poczucie regeneracji wewnętrznej. Ale jak się szybko zorientowałam skóra mojej twarzy żyje jednak swoim życiem. I to na niej (kto to wymyślił, ja się pytam?!?) chodzenie spać nad ranem się odbijało najbardziej.

Fakt numer dwa. Jestem już w takim wieku (że tak to eufemistycznie ujmę – 45 +), że moja twarz robi mi najgorsze numery z możliwych. Czyli stała się lustrem wszystkiego tego, czym jest ciało kobiety w wieku przed menopauzalnym. I czego my kobiety – nie lubimy najbardziej. Akcja – reakcja. Ty mi robisz źle – to ja tobie “gest Kozakiewicza”… Skończyło się bezpowrotnie coś, co się ma jak się jest młodym: była zbrodnia – nie ma kary 🙁

Kultura-Osobista.Embryolisse.2Kiedy jem dobrze (czytaj lekko, zdrowo, pije dużo wody, suplementuje się w niezbędne makro i mikroelementy, nie pije alkoholu, nie zawalam nocy, kładę się spać przed 24.00 i śpię minimum 8 godzin) – oblicze moje rano daje sygnał w lustrze, którego lekceważyć się nie da. C’est la vie!

Kiedy tylko się temu sprzeniewierzam – spotyka mnie sroga kara. Muszę sie wtedy nieźle nagimnastykować z makijażem, aby pokazać swojej karzącej mnie obrazem w lustrze twarzy “środkowy palec”. A którego to zajęcia – co stwierdzam na szczerusia – nie znoszę! Nigdy nie lubiłam się nadmiernie malować, a tapetowanie oblicza przez co najmniej 25 minut celem uzyskania efektów, które można oglądać na różnych tutorialach na Youtube, a które czynią z przeróżnych pań, w przeróżnym wieku niewiasty całkowicie nie przypominające osób, które stanowią kwintesencję pojęcia “naturalny wygląd” nigdy nie było moim ulubionym zajęciem. A nawet wręcz przeciwnie.

Lubię się czuć dobrze ze swoja twarzą bez makijażu albo z makijażem minimalnym (krem typu BB, w zimie lekki podkład, nieco korektora, szary lub brązowy cień na powiekach, trochę różu lub bronzera na policzki, bezbarwna pomadka ochronna na usta i tyle). Maluje oczy wyraziście, z użyciem tuszu do rzęs, a usta  czerwoną szminką na prawdę rzadko. Raczej na wyjścia i specjalne okazje. I jakoś nie mam ochoty tego zmieniać.

Ten długi wstęp prowadzi mnie do meritum tego tekstu. W końcu dotarło do mnie, że muszę pogodzić ogień z wodą – a to jak wiadomo trudna sztuka.

Zaczęłam się starać chodzić spać przed 24.00. Choć rzecz jasna, udaje mi się to nie zawsze. A przede wszystkim zaczęłam rozmyślać nad tym jakich kosmetyków na noc używać, by poprawić stan rzeczy, który powita mnie (hehe) w lustrze dnia następnego…

Krem na noc. Krem na noc to ja proszę Was stosuje od tak dawna, że już nie pamiętam od kiedy. Demakijaż. Wiadomo. Czasy, kiedy kładłam się do łóżka bez zmycia makijażu to też były tak dawno, że nie pamiętam kiedy. Choć nie będę kłamała, że mi się nigdy nie zdarzyło. Kiedyś się balowało. O tak! I to bardzo. Ale to było kiedyś. Tak samo jak to, że kiedyś miałam dwadzieścia parę lat.

Kultura_Osobista_Embryolisse-main

W sukurs przyszła mi znowu moja ulubiona marka Embryolisse. To już kolejny tekst na temat kolejnego produktu z jej rosnącego z roku na rok portfolio (o pozostałych pisze tu, tu i tu), z którego dobrodziejstw korzystam.

Regenerujący peeling na noc Embryolisse został stworzony z myślą o pobudzaniu naturalnego procesu regeneracji naskórka w trakcie snu. Może być stosowany przez osoby o każdym typie cery i jest przebadany dermatologicznie.

Jego zadaniem jest rozświetlanie i wygładzanie skóry twarzy poprzez proces delikatnego złuszczania. A to dzięki zawartości kwasu owocowego  ekstrahowanego z rzadkiego owocu cytrusowego zwanego kawiorem cytrynowym. To naturalne źródło kwasu foliowego, potasu i witaminy E – najważniejszych przeciwutleniaczy w ochronie komórek.

Dzięki jego zawartości peeling na noc Embryolisse fantastycznie zamyka rozszerzone pory. Tym samym struktura skóry twarzy sprawia rano wrażenie znacznie bardziej gładkiej i jednolitej.

Kiedy zawalam nockę – stosuje go zawsze. A kiedy nie zawalam – zamiennie z kremem na noc, tym, który akurat stosuje. Bo wiem, że pomoże mi zniwelować skutki braku odpowiedniej liczby godzin snu i wesprze moją twarz w procesach jej naturalnej regeneracji, której ja (niegodziwa) jej wciąż raz po raz odmawiam w ilościach, których potrzebuje.

Regenerujący peeling na noc Embryolisse poza kawiorem cytrynowym ma w swojej recepturze także inne dobroczynne dla skóry twarzy składniki: olejek arganowy i z orzechów makadamia, masło shea oraz wosk pszczeli.

Ponadto, co jest w moim mniemaniu jego kolejną zaletą – ma świetną konsystencję: jest lekki, bardzo szybko się wchłania, nie zostawia tłustego i lepkiego filtra na twarzy. Pozostawia na buzi gładki film, który od razu czyni ją miękką i miłą w dotyku. Co jest nie bez znaczenia, kiedy nie chodzi się do łóżka spać samemu 😉

Efekty jego stosowania widzę gołym okiem. Poprzez porównanie. A że jestem w kwestii urody osobą bardzo zdroworozsądkową oraz kobietą, która nie oczekuje od kosmetyków rzeczy niemożliwych – mam moim zdaniem obiektywny ogląd tego, co dają, a czego nie.

Dzięki regenerującemu peelingowi na noc Embryollise uzyskuję efekt lepszy od tego, który daje mi krem na noc do cery dojrzałej. To raz. A dwa efekt o niebo lepszy w stosunku do tego, co zobaczyłabym rano w lustrze po zarwanej nocy. I wiem o czym mówię. A zawsze – co w każdym tekście z działu “beauty” podkreślam – mierzę siły na zamiary.

I wydaje mi się to zarówno najlepszym, jak i najbardziej sensownym podejściem do kwestii wyglądu w moim wieku. Jestem pogodzona z upływem czasu. Nie mogę powiedzieć, że ten proces mi się podoba. I jest mi obojętny. Ale to jest moja filozofia życiowa – nie walczę o rzeczy niemożliwe. Akceptuje je. Lub też inaczej – zakładam, że mam wpływ jedynie na to, co należy do mnie. I co mogę kontrolować. A tym czymś jest chęć dawania sobie tego, tego co poprawia to, co naturalnie umyka.

Regenerujący peeling na noc Embryollise jest dla mnie takim właśnie kosmetykiem. Pomaga mi. Daje mi możliwość poczucia się lepiej. Znacząco poprawia wygląd mojej twarzy w sytuacji, kiedy zmuszam ją do niedoborów regeneracyjnych z racji zbyt krótkiego czasu poświęconego na sen.

I właściwie sądzę, że dla tego tekstu puenta powinna być adekwatna do produktu, o którym pisze. A jest to produkt przeznaczony dla cery dojrzałej. Dla kobiet, nie dziewczątek.

A bycie kobietą – to także dojrzałość. Rozumiana w najszerszym znaczeniu tego słowa.

I myślę sobie, że być może jest tak, że Embryolisse jest marką, którą używam od lat, lubię i cenię szczególnie także i za to, że jest tak fantastycznie sprawna, a jednocześnie wiarygodna w dawanych obietnicach i naturalna na ile się da – w najbardziej paryski sposób z możliwych.

A jak wiecie Paryżanki to nie są kobiety, które poświęcają życie na to, by wyglądać jak ktoś kim nie są, żyć w sposób którego nie lubią lub w którym się nie odnajdują i udawać swoje własne wydanie sprzed 20 lat.

Regenerujący peeling na noc Embryolisse daje to co obiecuje. Czyni moją cerę gładszą, z ładnym, lekko zaróżowionym kolorytem. Rozjaśnia ją. Zdejmuje z niej “wymęczoną szarość”. Czyni nieco bardziej świetlistą, bo ma też właściwości wygładzające strukturę skóry, a tym samym wpływa na proces odnowy naskórka. Pomniejsza skutki tego, co wyczyniam sobie sama kładąc się spać późno, lekceważąc to, że skóra twarzy ma swój własny zegar biologiczny i terminarz odnowy. I moje nocne markowanie nic ją nie obchodzi.

Kultura-Osobista_Embryolisse.1

To swego rodzaju pakt. Rodzaj ugody. I dla mnie to bardzo dużo. Bo nie oczekuje, że wstanę rano z łóżka z twarzą dwudziestolatki…

Ale wstać z twarzą kobiety dojrzałej – lecz zadbanej, świeżej i wypoczętej – po nieprzespanej nocy – to jest już coś! Bardzo duże coś!

A nawet, jak mówią – to rzecz bezcenna! 🙂

You may also like

JANE BIRKIN – HISTORIA IKONY…
20 lat z nami i dla nas! – Millenium DOCS AGAINST GRAVITY 2023
Piękno i dbałość – czyli o marce KAASKAS…
GALLIVANT GDAŃSK – czyli o tym jak pachną miasta…

Skomentuj