10
mar
2018
36

ODA DO KASZMIROWEGO SWETRA…

KASZMIROWY SWETER. Definicja – wydawałoby się – prosta jak drut. Dwa słowa. Wszystko jasne. Nad czym się tu zastanawiać?

Niestety jest nad czym. Bo w Polsce, jak już wielokrotnie wspominałam w swoich tekstach poświęconych stylowi & modzie – myślenie o dobrach luksusowych w kategorii “odzież” nie ma przełożenia na bezpośrednie (a wręcz automatyczne) skojarzenia z jakością materiału, z jakiego dana część garderoby została wykonana. Faktem (dość zresztą smutnym) jest to, że nawet najbardziej znane marki premium używają do produkcji swoich kolekcji pret – a porter – domieszek z materiałów syntetycznych.

Powody są dwa. Zmniejszają nieco cenę owych rzeczy. A cena, było nie było, to jeden z kluczowych czynników napędzających rynek. A po drugie – współczesny człowiek jest bardzo wygodnicki. I niespecjalnie lubi się trudzić. Marki zatem starają się mu dać “luksus”, który będzie także bardzo „łatwy w obsłudze”. Nie miejmy złudzeń, że z powodów innych niż merkantylne…

Bo o prawdziwie luksusowe ubrania (jak i inne rzeczy) wykonane z najwyższej jakości materiałów trzeba dbać. Bardzo. A nawet traktować je ze specjalną atencją. To właśnie czyni je luksusowymi. A to fakt, który bardzo wielu ludziom umyka. Luksusowe materiały się pięknie starzeją! I nawet po wielu dekadach używania – wyglądają godnie, dostojnie, szlachetnie. Elegancko.

 

*    *    *

Oda-do-kaszmirowego-swetraIMG_2705

Zacznijmy od początku. Za “modą” skończyłam gonić około dekadę temu.

Ale wcześniej – było z tym podejściem u mnie słabo. Bo przecież, nie ma sensu udawać, że jako dziecko PRL’u nie wkleiłam się w świat kapitalizmu i wolnego rynku z taką samą łatwością, jak rozgrzane na maksa żelazko w spódnicę z nylonu…

Na ciuchy słabej jakości i na różnego rodzaju „modniarstwa” – wydałam zatem w swoim życiu może nie fortunę – ale zdecydowanie zbyt dużo. Dzisiaj, z perspektywy czasu, kiedy pomyślę o tym, ile kasy przeznaczałam na rzeczy, które swój żywot kończyły po góra dwóch latach w torbie przeznaczonej do oddania potrzebującym – robi mi się dość nieswojo, a nawet głupio…

I na nic się zdało, że od dziecka słyszałam od moich rodziców powtarzaną niczym mantra sentencję: “niezamożnych ludzi nie stać na rzeczy tanie”. Yhy. A dajcie mi spokój z tą “melodią”…

Moi rodzice byli całe życie ludźmi bardzo dobrze ubranymi i eleganckimi. Wiedziałam o tym – ale nie bardzo pojmowałam dlaczego. To przyszło do mnie z czasem. Długie lata krzywiłam się na wciskane mi przez mamę jedwabne bluzki, z czasów jej młodości, z których wytyła. Nie chciałam słuchać o tym, że gdybym tylko oddała do przeróbki krawcowej którąś z jej pięknych, z obłędnej 100 % szkockiej wełny spódnic czy sukienek – byłaby “perłą w koronie mojej szafy”.

Apage Satanas! Pragnęłam rzeczy NOWYCH. Co sezon. A najlepiej dwa razy w sezonie. A jak!?!

I tu wracamy do bohatera tekstu. Otóż, w polskich realiach – wciąż moim zdaniem – jest tenże kaszmirowy sweter “bytem” dość enigmatycznym…

I nic w tym dziwnego, kiedy weźmie się pod uwagę fakt, że do tej pory sama definicja “wełny kaszmirowej” w naszym kraju to coś, czego poza niewielką grupą osób związaną w taki czy inny sposób ze światem “Luxury” oraz “fashion” raczej nikt nie zna.

Bo z kaszmirowym swetrem jest w naszym kraju podobnie jak z wiedzą na temat brytyjskiej monarchii. Większość wie, że istnieje. Ale co, jak, dlaczego i w sumie z jakiego powodu mówi się, że ma klasę, gigantyczną władzę i jest jedyna w swoim rodzaju – to już nie za bardzo wiadomo. Podobno serial “The Crown” te kwestie nieco rozjaśnił. Ale ponieważ tylko nieco i co poniektórym, wróćmy do meritum 😉

Prawdziwa (i określenie “prawdziwa” ma w tym miejscu gigantyczne znaczenie!) kaszmirowa wełna jest wśród innych gatunków wełen jak Rolls Royce wśród samochodów.

Uzyskuje się ją dzięki ręcznemu wyczesywaniu puchu z sieci liniejących na wiosnę kóz kaszmirskich. Jedno zwierzę dostarcza zaledwie około 150 gram tego “materiału”. Na cenę wełny kaszmirowej prócz tego faktu ma wpływ i to, że hodowla kóz kaszmirowych nie jest możliwa w innych warunkach niż wysokogórskie. Kozy, aby wykształcić puchową warstwę izolacyjną muszą żyć w temperaturze dochodzącej do minus czterdzieści stopni.

Dlatego też najlepszej jakości wełna kaszmirowa pochodzi z Himalajów.

Nikt –  kogo ciało choćby raz w życiu zetknęło się ze stuprocentową tkaniną z wełny kaszmirowej – nie zapomina tego doświadczenia. Bo nie ma sobie równych! Kaszmir jest niezwykle miękki, delikatny, lekki, doskonale przepuszcza powietrze, a jednocześnie izoluje od zewnętrznej temperatury powietrza.

Kiedy jest zimno – cudownie ogrzewa. Kiedy jest jedynie chłodno – powoduje, że jest nam ciepło. Pieści skórę swym jedwabistym dotykiem. Nawet najbardziej wrażliwej nigdy nie “podrapie”. Nie powoduje uczuleń. Ani nadmiernego pocenia się.

I ma tę jedyną na świecie zaletę, że zawsze wygląda doskonale i elegancko. Wełna kaszmirowa jest bowiem także bardzo elastyczna, fantastycznie się układa i nie gniecie.

img-emmanuelle-alt-holding-image_210752900216Dla mnie kaszmirowy sweter to kwintesencja luksusu. A on sam, w swej najbardziej podstawowej formie – stanowi definicje niewymuszonego szyku i elegancji…Wiedzą to bardzo dobrze wszystkie “ikony stylu” oraz wszystkie Paryżanki. Emanuelle Alt – Redaktor Naczelna paryskiego „Vogue’a” jest znana ze swej do nich miłości…

W Paryżu ma zresztą przy Av. des Champs-Élysées  swój flagowy salon kultowa francuska marka ERIC BOMPARD, oferująca wyroby z najwyższej jakości wełny kaszmirowej.

 

 

 

 

Kaszmirowy sweter, zestawiony jedynie z dżinsami z każdej kobiety uczyni kogoś, kto jest dobrze ubrany.

Bo ma to do siebie, że broni się sam. Swoją jakością. Wysyłając w świat komunikat z pozoru niewidoczny. Ale jeśli chce się uchodzić za kogoś, kto docenia pojęcie klasy i jakości oraz właściwie rozumie definicję “dobra luksusowego” – ten komunikat znaczy więcej niż gdybyśmy sobie napisali jego deklarację na czole drukowanymi literami.

Elegancja to pojęcie bardzo złożone. Zawiera w sobie całą naszą osobę. I tak samo jak nie można być eleganckim bez odpowiednich manier, ogłady, pewnego poziomu wiedzy czy też otwartości intelektualnej – nie można być eleganckim w strojach, które epatują tandetnym wykonaniem, niską jakością materiału lub nowobogacką “zajawką” na wielkie logo, brakiem umiaru, czy krzykliwością.

O takich smutnych kwestiach jak ta, że nie można być eleganckim używając podróbek – nawet nie wspomnę….

  *    *    *

Spontanicznie na myśl przychodzą mi dwie ikony stylu – kiedy wizualizuję sobie hasło ”kaszmirowy sweter”. Choć bardzo różne. Jedna to Jane Birkin, druga zaś to Grace Kelly.

JaneBirkin12-1

JS59993846

I fakt – że jeśli idzie o styl – obie panie stanowią przykłady swoich całkowitych przeciwieństw – podkreśla jednocześnie wspólny mianownik dla bohatera tego tekstu. Bo jego wybitna jakość wpasowuje się w każdy “lifestyle” o ile jest on związany z osobą, która sama w sobie stanowi pojęcie “klasy”. Kaszmirowy sweter sprawdza się w każdych warunkach, związany z każdym “lookiem”. Od poranka po noc. Z dżinsem, skórą, cekinami, trampkami, szpilkami, sukienką, spódnicą, z żakietem czy płaszczem. Doskonale prezentuje się założony zarówno na gołe ciało, jak i na elegancką bluzkę koszulową albo zwykły T-shirt. Dodany do innych rzeczy – zgodnie z kodem okazji jego ubrania – sprawdzi się doskonale i na rockowym koncercie i na przedstawieniu w teatrze.

Sam w sobie stanowi ikonę. Jest jednym z nielicznych bytów odzieżowych, który daje osobie go noszącej możliwość najbardziej “plastycznego” używania z możliwych. Pozostając czymś, co zawsze jest opowieścią o najwyższej jakości.

I w tym znaczeniu kaszmirowy sweter jest absolutnie magiczny. Niewiele innych rodzajów ubrań ma jego zalety…

*   *   *

Dość powiedzieć, że ze wszystkich kaszmirowych sweterków, jakie posiadam w swej skromnej kolekcji – jedynie jeden z nich zasługuje na miano króla. Niby – na pierwszy rzut oka – zwyczajny “sweterek w serek” 😉

kaszmirowy_sweter

Nie wiem ile dokładnie lat ma. Ale nie zdziwiłabym się gdyby dobiegał czterdziestki. W moim posiadaniu jest już od piętnastu lat (sic!). A pochodzi od wielce szacownej marki AQUASCUTUM London, której data powstania to 1851 rok.

W mojej szafie, niezwykle skromnie obfitującej w zasoby luksusu ze świata “vintage” dzierży niekwestionowaną palmę pierwszeństwa jeśli chodzi o odzież wełnianą. Zrobiony jest w 100 % z wełny kaszmirowej najwyższej jakości. Wagowo – lekki niczym piórko, rozkosznie ciepluteńki, w dotyku – niezrównanie jedwabiście rozkoszny niczym sierść ukochanego rasowego kota – nie poddaje się “zdarciu”. Ani nie traci na jakości. Recz jasna, również dzięki temu, że traktuje go z taką atencją na jaką zasługuje. Nienawidzę prać ręcznie**. I się trudzić z całym ambarasem, którego wymaga. Ale dla niego się trudzę. Bo też jego jakość na to zasługuje.

** W tym miejscu dygresja merytoryczna. To nieprawda, że swetry kaszmirowe można oddawać jedynie do pralni chemicznej. Jeśli kaszmir jest najwyższej jakości – nie ma prawa się skurczyć podczas prania w zimno-letniej wodzie z dodatkiem środków piorących przeznaczonych do traktowania materiałów najwyższej jakości. Najlepsze są płatki mydlane lub dobre płyny z lanoliną. Powody są dwa. Prawdziwa wełna kaszmirowa to całkowicie naturalne “tworzywo”, które jest ze swojej zasady przyzwyczajone do kontaktu z wodą (śniegiem, deszczem). I się od niej “nie psuje”. To raz. A dwa (a to już kwestia wyboru indywidulnego) – ja osobiście nie oddaje do prania chemicznego rzeczy, które noszę bezpośrednio na gołym ciele. Powodów – jak mniemam – nie muszę wyjaśniać….

*   *   *

Wszystko, co ma “kaszmir” w swoim składzie winduje cenę o 200 % w górę, w porównaniu z modelem z każdej innej, nawet wysokogatunkowej wełny.

Ale cena jest w tym przypadku jedynie jednym ze składników, a w kraju jakim jest Polska czyli kraju nieobeznanym z luksusem w znaczeniu jakości wyrobu, a nie wydanych w sklepowej kasie pieniędzy za “markę” – ma w tym kontekście znacznie podwójne.

“Kaszmirowy sweter” (lub z dodatkiem wełny kaszmirowej) made by China zatem nie powinien nigdy, przenigdy powodować, że sięgniemy po portfel. Brutalna prawda jest bowiem taka, że to kraj, który przoduje w produkcji “luksusowych podróbek”. Nie tylko modeli toreb czy dodatków, które udają “Prady”, “Burberry” czy “Chloe”. Chińczycy specjalizują się także w podrabianiu materiałów.

Dlatego – jeśli miałabym Wam coś radzić – lepiej uzbierać sobie pieniądze na „kaszmiry”, których produkcja pochodzi z innych regionów świata. Model z Chin – choć będzie kosztował znacznie więcej niż zwykły inny sweterek  – sprawdzi się w użyciu tak samo jak jakikolwiek inny za 1/4 ceny. Przetrwa bez uszczerbku góra dwa sezony. Podczas gdy PRAWDZIWY KASZMIR to jest coś, co trwa może nie wiecznie – ale lata całe, jeśli nie dekady.

*   *   *

Pora na puentę. Do tekstów z działu “moda & styl” podchodzę szczególnie emocjonalnie. Bo w zasadzie są to teksty poświęcone bardziej wyznawanym przeze mnie wartościom, niż garderobie… Przedkładam bowiem wygodę i styl nad modę. Od lat, kiedy tylko moje oko wyłowi w sklepie jakiś ciuch, który mi się podoba – pierwsze na co patrzę – to na skład. Nie kupuję niczego, co nie zawiera co najmniej 90 % włókien naturalnego pochodzenia. A najbardziej lubię i cenię ubrania wykonane w całości ze szlachetnych materiałów.

Technologia produkcji tekstyliów w obecnych czasach jest już tak rozwinięta, że genialnie udaje naturalne włókna, takie jak wełna, jedwab, len, bawełna. Nawet mnie się zdarza pomylić „na dotyk” – choć przeszłam najlepszą szkołę z możliwych – uczona sprawdzania jakości materiałów na ubraniach mojej mamy.

Jakiś czas temu dojrzałam do zmian mentalnych. Przyjrzałam się dogłębnie swojemu dotychczasowemu życiu. I postanowiłam parę kwestii zweryfikować, a niektóre nawet zmienić całkowicie. Dotarło do mnie, że jakość jako idea stała się dla mnie kwestią kluczową.

Stosunek do zakupów, w tym odzieżowych także zatem uległ przemianie. Łatwo nie było. I nie będę Was okłamywać, że poszło sprawnie, gładko oraz szybko. Nie. Był to raczej proces, który porównałabym do wychodzenia z nałogu 😉

W końcu zrozumiałam, że wolę kupić w ciągu roku jedynie kilka rzeczy bardzo wysokiej jakości, niż dwadzieścia średniej. I że więcej radości i satysfakcji sprawia mi obcowanie z tym, co szlachetne, trwałe, wysokogatunkowe – przez długie lata, niż złudne poczucie atrakcyjności coraz to nowych rzeczy. Ta „filozofia życiowa” doskonale mi się sprawdza nie tylko w przypadku ubrań…Ale to temat na inny tekst.

 

You may also like

Piękno i dbałość – czyli o marce KAASKAS…
GALLIVANT GDAŃSK – czyli o tym jak pachną miasta…
Oda do marki CELINE – czyli o osobowości, stylu i wartościach…
KinoGram – czyli nowa jakość kina…

2 Komentarze

    1. Kultura Osobista

      Nie wiem czemu Pani tak uważa… bo nie podała Pani uzasadnienia. Nie wiem co rozumie Pani pod pojęciem „etyczne”. Poczucie tego, co jest, a co nie jest etyczne (tak samo jest z pojęciem „moralności”) jest przez ludzi bardzo różnie traktowane. Ja nie widzę w tym nic nieetycznego. A na pewno widzę w tym działanie pro-ekologiczne. Wełna kaszmirowa (mówię rzecz jasna o prawdziwej, w 100 % naturalnej) jest całkowicie biodegradowalna – zakładając, że ktoś by wyrzucił na śmietnik kaszmirową odzież ;-)…To, co podkreślałam mocno w swoim tekście to właśnie sens używania rzeczy z prawdziwego kaszmiru, z racji ich wybitnej jakości i długiego czasu spożycia. Inwestycja w jedną, wysokogatunkową rzecz, która służy lata, a być może wejdzie w drugi obieg (sprzedana do komisu, czy podarowana / przekazana dalej) wydaje mi się bardziej etycznym działaniem, niż kupowanie kilku sztucznych sweterków, które już na etapie powstawania zatruły środowisko. Bo wszystkie sztuczne włókna to „sama chemia” – trzeba je wyprodukować w fabryce od podstaw. Nylon, Poliester, ani Lycra nie „rosną” w naturze.

Skomentuj