2
maj
2016
113

ODA DO SNEAKERSÓW…

 

Ależ miałam problem z tytułem dla tego tekstu 😉 Cholera by to wzięła!

Rzadko bardzo zaglądam na polskie blogi modowe, z przyczyn, których nie ma sensu w tym miejscu objaśniać, a nadmieniam o tym jedynie dlatego, że ostatnio zdarzyło mi się kilka z nich odwiedzić i “odkryłam”, że wszyscy, jak jeden mąż piszą o butach o sportowym rodowodzie z angielska – per – “Sneakersy”. I co zrobisz? Nic nie zrobisz! 🙂

“Oda do butów sportowych” brzmi dziwnie. Chyba sami przyznacie?! Gdybym miała polecieć tekstem pokoleniowym, jako osoba wychowana w PRL-u – rzecz jasna powiedziałabym, że chodzi mi o adidasy – używając nazwy generycznej – jaką stosowało całe moje pokolenie do niedawna, kiedy miało na myśli jakiekolwiek buty sportowe, będące przedmiotem pożądania, posiadane lub podziwiane u kogoś… Ale, było, minęło. Słusznie. Adidasy to adidasy. I tyle. Trzeba iść do przodu 😉

http://www.popsugar.com/fashion/Celebrities-Wearing-Sneakers-22754926#photo-34294776

 

 

 

 

 

 

http://www.vogue.co.uk/fashion/trends/2014-15-autumn-winter/how-to-wear-white-trainers

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Zostańmy zatem przy sneakersach. Wszyscy je znamy, mamy i kochamy. Bez względu na wiek i płeć. Niektórzy nawet je kolekcjonują. Do świata ‘fashion’ zaczęły się skradać cichym krokiem około dekady temu. Najpierw nieśmiało, bocznym torem, potem coraz odważniej zaczęły “wślizgiwać się na salony”. Najpierw za sprawą czołowych i wpływowych blogerów, a zarazem fotografów, piszących o modzie ulicznej. Potem, ze stóp niektórych projektantów, którzy wychodzili w nich na koniec swoich pokazów, najważniejszych dziennikarzy modowych, trendsetterów i ikon stylu zaczęły wchodzić w krwioobieg modowy coraz bardziej naturalnie i gładko. A na koniec bardzo wygodnie się w nim rozgościły.

armani-sneakers

Czyż nie jest to frapujące? Mnie osobiście fascynuje – jak bardzo pewne modele sneakersów zawojowały świat. Globalnie. Jak to się stało, że w pewnym momencie – odrodzona niczym Feniks z popiołów marka New Balance zjawiła się nagle na stopach połowy świata, z Polską włącznie? Nie wierzę, że nie zauważyliście tego fenomenu jakieś kilka ładnych już lat temu. Potem były Nike Free Run, które koncern je produkujący wymyślił, jak sama nazwa wskazuje do biegania… Nici z tego. Mało kto w nich biegał, za to tłumy zaczęły je nosić jako buty codzienne, bo okazało się, że na stylowych osobach, gwiazdach i celebrytach świetnie sprawdzały się nie tylko do jeansów, ale też do eleganckiego klasycznego trencza, czy luksusowego, kaszmirowego płaszcza. A następnie – odkurzony i nieco tylko zremasterowany model butów stricte sportowych – pierwotnie skonstruowany z myślą o grze w tenisa – Adidas Stan Smith – wziął wszystkich jeńców szturmem. Nie ma ani jednego trendsettera, ikonicznej postaci ze świata fashion, z zylionem selfie na Instagramie, nie wspominając o fashonist(k)ach, którzy by ich nie posiadali w swej szafie.

sneakers.2

Zresztą modele sneakersów z czasów, które dla obecnych dwudziestolatków są zamierzchłą, acz bardzo atrakcyjną epoką – święcą obecnie największe triumfy. Moda jest ciągłą transpozycją tego, co już było. Zawsze tak uważałam i nie zanosi się, abym musiała zmienić zdanie…

Dowód? Model Cortez od Nike. Lata 70-te zeszłego stulecia, wraz z ich popkuturowymi ikonami – są obecnie punktem odniesienia dla największych projektantów. I znalazły swoje odzwierciedlenie w prawie wszystkich kolekcjach pret a – porter na obecny sezon wiosna / lato.

Farah_fawcett.nike_cortez

Koronę na głowę sneakersom włożył – któż by inaczej? – Cesarz świata fashion i Bóg haute couture w jednej osobie – czyli Karl Lagerfeld. W 2014 roku, w pokazie Chanel na wiosnę / lato modelki wyszły na wybieg w sneakersach, sygnowanych tą marką. Bum! Tadam! Victoria!

chanel-couture-sneakers

Zresztą, co widać bardzo wyraźnie po poczynaniach największych graczy na rynku butów sportowych: zarówno Nike, jak i Adidas od pewnego już czasu – idą coraz bardziej w stronę personalizacji czołowych modeli swoich butów. Dobrze bowiem zdają sobie sprawę z tego, że jest to “kura znosząca złote jaja”. Mało kto lubi mieć dokładnie ten sam model butów, co wszyscy dookoła. A jeśli taki “new one” można jakkolwiek stunningować, choćby kolorem lampasa, czy logo, to już jest coś. Niebagatelnie wyróżniające coś. Zwłaszcza, że markowe sneakersy nie są butami tanimi.

Jest jeszcze jedna kwestia, sneakersów dotycząca, mnie obchodząca szczególnie, bo związana ze światem kobiet. Moda – modą, życie – życiem. Wielbicielek biegania od rana do nocy na obcasach jest mało. Każda kobieta – łącznie ze mną – która spędziła cały dzień lub też wieczorną imprezę, na której potańczyła do rana w szałowych szpilkach czy też innych spektakularnych butach na wysokim obcasie – wie, że jest to katorga, galery, kolonia karna.

Tortura codziennego chodzenia na szpilkach zaczęła mieć złą passe i coraz czarniejszy Pijar już jakiś czas temu. Owszem – 10 cm i więcej – to wiadomo: noga dłuższa, łydka szczuplejsza, pęcina powabniejsza… Tylko po co? I czemu ma to służyć? Hello! Świat, w którym niewiasty masakrowały swoje stopy (oraz kręgosłup) w imię “podobania się” i zjednania sobie męskich spojrzeń na prawdę odchodzi do lamusa. Niektórzy mężczyźni wciąż nie mogą się z tym pogodzić (hmm… ich problem), a te panie, które wyznają tę dialektykę jako wciąż obowiązującą – ja osobiście traktuje jako “relikt przeszłości”. I spuszczam na to zasłonę milczenia…

W przypadku tzw. szpilek – ich walor “użytkowy” jest znikomy. Czasami (i jest to w tym miejscu określenie jak najbardziej adekwatne) są niczym wisienka wieńcząca tort – pięknie dopełniająca nasz strój. Mają głębszy sens. I znaczenie. Ale na co dzień głównie nie mają. C’est la vie!

Wracając do sneakersów. Żadne inne buty nie dają takiego uczucia komfortu i swobody, jak one. I jest to ich wielka siła. Tylko w nich jesteśmy w stanie funkcjonować całkowicie na luzie, bez spinki, w każdą niemal pogodę i w każdych niemal okolicznościach.

Sneakersy są demokratyczne, liberalne, otwarte na świat i zmiany, globalne, wielokulturowe. Niejako z automatu osadzają nas we wspólnocie miliarda ich posiadaczy. Nasze nogi przemierzają w nich świat z poczuciem pełnego zjednoczenia w braterstwie ze wszystkimi, którzy także je noszą: bez względu na płeć, wiek, wykształcenie, zasobność portfela, zawód, styl życia.

Ja, osobiście, przyznaje się – do tej pory – traktowałam sneakersy jako buty codziennego użytku. Bez których nie wyobrażam sobie życia. Ale też takie, które mogę założyć “prawie wszędzie”. A – jak wszyscy wiemy – “prawie robi różnicę” 😉

Nie przyszłoby mi do głowy włożyć sneakersów na ważne spotkanie zawodowe, a już na pewno do stroju, w którym (rzadko bo rzadko) ale zdarza mi się iść do teatru, opery, czy filharmonii. Może to staroświeckie podejście, ale tak mam. Czy ono także ulegnie zmianie, nie wiem. Nie mówię tak, nie mówię nie 😉

I jeśli – jako osoba nieco zachowawcza w kwestii “fashion” – miałabym szczególnie głośno do czegoś piszczeć, to Sneakersy w ich obecnym wydaniu – które mają już setki multiplikacji, wariantów kolorystycznych i fasonów – nadają się do tego najbardziej na świecie. Z wielu powodów. A kluczowym z nich jest fakt, że dają mi dokładnie to, czego w świecie tzw. mody zawsze poszukuję : komfort, możliwość wyrażenia swojej indywidualności, poczucie bycia sobą, swobodę i to ulotne, ale jakże istotne wrażenie, że nie dumałam nad moim strojem przez ostatnie kilka godzin, ani że się „bardzo postarałam”.

Moja hipoteza na temat sukcesu sneakersów, jako butów, które zawojowały świat fashion jest taka, że stały się odzwierciedleniem liberalizmu, który do świata mody wprowadziła tzw. ulica. To jej zawdzięczamy fakt, że moda szczęśliwie przestała być dyktaturą, kategorycznie nakazującą nosić w danym sezonie to czy tamto. Stała się znacznie bardziej zabawą, a przede wszystkim przyjemnością, światem – w którym najlepiej odnajdują się ci, którzy uważają, że to ona ma im służyć, a nie oni jej. I to oni wyznaczają trendy powielane przez innych.

Moda przemija, styl jest wieczny – twierdziła Coco Chanel. Kto by pomyślał, że sneakersy zajdą tak daleko?

You may also like

Piękno i dbałość – czyli o marce KAASKAS…
GALLIVANT GDAŃSK – czyli o tym jak pachną miasta…
Oda do marki CELINE – czyli o osobowości, stylu i wartościach…
KinoGram – czyli nowa jakość kina…

Skomentuj