24
gru
2019
53

OFICER I SZPIEG

OFICER I SZPIEG (J’ACCUSE), Reż. Roman Polański; Scen. Robert Harris; Wyk. Jean Dujardin, Louis Garrel, Emanuelle Seigner, Vincent Perez, Mathieu Amalric, Francja / Włochy, 2019

OFICER I SZPIEG to bez dwóch zdań wspaniałe filmowe widowisko! Obraz zrealizowany perfekcyjnie – tak narracyjnie, jak i wizualnie. Stara i jak by się mogło zdawać – przebrzmiała historia – malowana jest przez Romana Polańskiego w jego najnowszym dziele na bardzo współczesny sposób. Oficer i szpieg porusza bowiem temat niezwykle aktualny w dzisiejszym – jakże zdawałoby się odległym od przedstawianego świecie – na sposób dający wiele do myślenia. To jedynie z pozoru opowieść o skrzywdzonej jednostce, bo w najszerszym spectrum jest to obraz dedykowany problemowi jakim jest polityczna manipulacja nastrojami i opiniami tzw. opinii publicznej…

Trochę z przekory, a głównie po to, aby zaznaczyć po raz kolejny moje subiektywne stanowisko (to są te momenty, w których doceniam bardziej niż bardzo, że nie jestem zatrudniona w żadnej redakcji, która ma “określony profil” który każe mi też czynić “moim profilem”) 😉

Zacznę od tego, że nie znajdziecie w tej recenzji żadnych ale to żadnych wycieczek do życia prywatnego Romana Polańskiego. Powodów jest kilka. I jako że nie zwykłam chować głowy w piasek, ani nie jestem pańcią – recenzentką – co swojego zdania nie ma, a jedynie schlebia tam gdzie trzeba – napiszę po raz kolejny: oceniam filmy, nie wydarzenia z życia reżyserów, którzy je robią. To raz. A dwa, aby dobić temat – jestem bardzo ale to bardzo przeciwna nieuprawnionym próbom psychologizowania wytworów kreacji twórców filmowych w oparciu o swoje własne mniemania na temat tego jak bardzo powodowane są ich doświadczeniami osobistymi. Nazywam je wprost: “psychoanalizą dla ubogich”…

A (auto)wrednawie mogę dodać, że w zasadzie każdy kto cokolwiek tworzy (w tym tak wiekopomne dzieła jak “recenzje filmowe”) jest tak samo zakładnikiem swoich własnych mniemań, uprzedzeń, frustracji, fascynacji, fiksacji, ulubionych tematów, nieznoszonych kwestii – jak każdy inny twórca. O pełnym obiektywizmie nie sposób moim zdaniem w tym przypadku mówić. Można jedynie się o zbliżenie doń starać…

*    *    *

Roman Polański jest twórcą, którego każdego nowego filmu wyczekuję odkąd pamiętam. Pierwszym – acz nie jego „pierwszym” z którym się zapoznałam (co często ma u mnie miejsce w przypadku reżyserów z tak bogatym dorobkiem artystycznym, a którzy tworzyć zaczęli kiedy nie było mnie jeszcze na świecie) – był film “Wstręt”. Darzę znamienitą większość jego dzieł kinomaniacką admiracją, większą niż w przypadku wielu innych, światowej sławy reżyserów.

Co nie oznacza, rzecz jasna, że uważam iż wszystkie dzieła Polańskiego są równie wspaniałe. Niektóre z nich są w mojej opinii jedynie dobre (“Dziewiąte wrota”, “Wenus w futrze”, “Prawdziwa historia”). Ale te, które są wielkie, no sami wiecie które – to klękajcie narody!…

Oficer i szpieg to film specjalny w dorobku Polańskiego. Żaden przez niego zrobiony wcześniej – poza “Pianistą” oraz “Oliverem Twistem” – nie był filmem o tak wielkim rozmachu inscenizacyjnym. To obraz bardzo kinowy, bardzo wizualnie dopieszczony w najmniejszym detalu. W którym ewidentnie bardzo duży budżet służy temu by pochylić się nad sprawami wagi najwyższej.

Szczególne znaczenie ma w tym obrazie – doskonały scenariusz. Napisany przez autora książki o tym samym tytule co film: Roberta Harrisa. Z którym Polański współpracował już wcześniej przy jednym ze szczególnie cenionych przeze mnie jego obrazów: “Autor widmo”.

Oficera i Szpiega charakteryzuje także obłędnie wspaniała scenografia i kostiumy. Jak i doskonała ścieżka dźwiękowa, skomponowana przez wybitnego Alexdre’a Desplat (którego wielbię!), zdobywcę dwóch Oscarów za muzykę do “Kształt wody” Guillermo del Toro oraz “Grand Budapest Hotel” Wesa Andersona. A przede wszystkim zdjęcia Pawła Edelmana, którego stała kooperacja z Polańskim datuje się od czasu “Pianisty” z roku 2002.

Te wszystkie elementy – a każdy na najwyższym poziomie – składają się na to, że Oficer i szpieg jest dziełem bardzo spójnym koncepcyjnie, dojrzałym intelektualnie i bardzo powiedziałabym – jednoznacznym – w dobrym znaczeniu tego słowa. Polański w Oficer i szpieg niczego nie relatywizuje. Sprawie swojego bohatera, acz widzianego i przedstawianego oczyma kogoś innego – przygląda się chłodno. Z namysłem. Z rozwagą. W pełni świadomy tego, że opowiada o kwestiach, ktore budziły od swego zarania wielkie emocje. I aby być dobrze zrozumianymi – muszą być przedstawiane  – rzeczowo…

Osobiście uważam za wielką zaletę filmu Oficer i szpieg, że jest podany na sposób niejako “koturnowy”. Teatralny niemalże. Ten zabieg inscenizacyjny pozwala bowiem historii sprzed ponad stu lat wybrzmieć donioślej i poważniej niż gdyby był zrobiony w konwencji filmu szpiegowskiego (którym poniekąd jest), a w którym szybkie zwroty akcji mają za zadanie fokusować uwagę widza na tym, co prowadzi do rozwiązania zagadki. Oficer i szpieg zagadką „sprawy Dreyfusa” – zajmuje się, a i owszem, ale niejako w tle. Wszystko co jest tu najważniejsze jest bowiem obrazowane w taki sposób, aby widz miał pełną świadomość tego, że to jedynie XIX wieczne decorum, zbudowane z elementów scenograficznych przynależnych epoce, w której się dzieje – ale co w rzeczy sednie – jest uniwersalne. I ponadczasowe.

Głośne historie świetnie nadają się na filmy, a sprawa Dreyfusa jest historią wyjątkową. Niesłusznie oskarżony człowiek to zawsze fascynujący temat, ale jest to także aktualny problem z uwagi na zaostrzający się antysemityzm

Roman Polański – reżyser

Jeśli idzie o nagrody filmowe… temat rzeka, którego nie chce mi się nawet zgłębiać od długiego już czasu, bo są źródłem moich własnych frustracji od zbyt dawna… Przytaczam je zawsze – jeśli to ważne nagrody – że się tak wyrażę z “kronikarskiej rzetelności”. A Oficer i szpieg takowe zdobył na jednym z ważniejszych festiwali filmowych na świecie. Został nagrodzony Srebrnym Lwem (Wielka Nagroda Jury) oraz nagrodą Międzynarodowej Federacji Krytyków Filmowych (FIPRESCI) na 76. MFF w Wenecji.

*    *    *

Jest rok 1894. Alfred Dreyfus (świetny Louis Garrel – znany z “Marzycieli” Bernardo Bertolucciego oraz “Ja. Godard” Michela Hazanaviciusa), kapitan armii francuskiej pochodzenia żydowskiego zostaje skazany na dożywocie za szpiegostwo na rzecz Niemiec, a co więcej – publicznie zhańbiony. Prawomocny wyrok – aczkolwiek po procesie prowadzonym za zamkniętymi drzwiami – powoduje, że niewinny człowiek ląduje na lata w izolatce, na Diabelskiej Wyspie, jednej z kolonii karnych w Gujanie Francuskiej. Tu dygresja – dla spragnionych historycznego kontekstu – to miejsce zesłania dla przestępców politycznych wymyślił kilkadziesiąt lat wcześniej nie kto inny jak Cesarz Francji: Napoleon Bonaparte (sic!).

Oficer i szpieg nie Dreyfusa czyni jednak bohaterem głównym swej opowieści, a niejakiego Georga Picquarta (REWELACYJNY– zdobywca Oscara za rolę w “Artyście” Hazanaviciousa – Jean Dujardin!), który jest majorem. I służy w armii francuskiej od ponad 20 lat. Picquart jest wojskowym z krwi i kości. W rozumieniu takim, jakie dziś pozostaje w sferze mrzonek o tzw. ideałach jeśli chodzi o tzw. ludzi honoru. To nie jest bezrozumny służbista. Podlizuch. Karierowicz. To bardzo inteligentny, bardzo bystry strateg, który owszem – jest ambitny i zainteresowany tym, by piąć się w hierarchii wojskowej coraz wyżej – ale nie za każdą cenę. Jego dobre imię, a także dobre imię tego czemu służy – jest dla niego prymaryczne wobec partykularnych układzików, personalnych sympatii i interesu własnego. Jest kimś, to służbę wojskową ma za misję. A za misję uważa dobro kraju. I działanie na rzecz jego sprawnego funkcjonowania w imię wyższych wartości. Jednym słowem to idealista. Rzadki przypadek w świecie tak hierarchicznym jak armia.

Tak się składa, że dwa lata po skazaniu Dreyfusa (który notabene był kiedyś jego podwładnym w szkole oficerskiej i którego Picquart nigdy nie darzył personalną sympatią) – tytułowy oficer otrzymuje awans na pułkownika oraz posadę szefa francuskiego kontrwywiadu.

I musze się Wam przyznać, że ten wątek filmu Oficer i Szpieg – mnie osobiście “wziął” najbardziej! Picquart trafia bowiem do miejsca, które Polański przedstawia w sposób absolutnie fascynujący. I jakże – z dzisiejszego punktu widzenia – tym bardziej filmowy. Siedziba czy też biuro, w którym zatrudnione przez rząd francuski osoby zajmują się inwigilacją realnych lub ‘przeznaczonych’ do tego celu potencjalnych wrogów publicznych – to jest opowieść sama w sobie! Genialna w oglądaniu z perspektywy XXI wieku. Z perspektywy ludzi, którym wydaje się, że żyją w świecie całkowicie pozbawionym tajemnic. W którym – jak mniemają – wszystko „co trzeba wiedzieć” jest im podane w digitalnym sosie “tu i teraz”. I to natychmiast!…

To, że nie chcemy pamiętać, że to wszystko czego się “dowiadujemy” jest nam przedstawiane na setki sposobów. Zależnie od przyjętej interpretacji, a co więcej często jest zwykłym kłamstwem lub tzw. półprawdą. Albo wręcz tzw. Fake newsem…to, jak mawiają, insza inszość…

Oficer i szpieg przedstawia świat, w którym także  – prawdę próbowano taić. Fałszować. Zmieniać. Dostosowywać do potrzeb i interesów poszczególnych osób. I robiono to na sposób – w tamtych czasach – najbardziej wysublimowany z możliwych (także technologicznie). Ale w tamtych czasach – jak zdaje się sugerować film Oficer i szpieg – jednakże dotarcie do sedna – okazywało się prostsze.

Lub nazywając rzecz po imieniu – realnie – choć wielkim wysiłkiem osiągane – możliwe…

Clue fabuły filmu Oficer i szpieg zasadza się bowiem na tym by przedstawić nam jak Picquart w roli szefa francuskiego wywiadu, oddany idei większego dobra – owszem – mający przywileje kogoś, kto w służbach państwowych zaszedł daleko – odkrywa, że te same służby, którym służy z wielkim oddaniem, a których oddanym i lojalnym członkiem był kiedyś Dreyfus – wyszykowały swoją własną historię człowieka, którego całkowicie zdyskredytowały.

To moim zdaniem bardzo pięknie oddany (za literackim pierwowzorem) punkt odniesienia, w którym za działaniami Picquarta stoi jego własne przeświadczenie o tym, że dyshonor uczyniony Dreyfusowi – tym samym – poniekąd symbolizuje – jego własny. O ile przymknie na to oko…

Im bardziej własne śledztwo prowadzone przez Picquarta w przypadkowo odkrytej “aferze Dreyfusa” nie daje mu spokoju, im bardziej znajduje coraz więcej dowodów na to, że jego rzekome spiskowanie przeciwko państwu francuskiemu sfałszowano, a prawdziwy zdrajca jest wciąż na wolności. I dodatkowo jeszcze bardzo przebiegle zabiega o to, żeby poszerzyć swoje wpływy i mieć dostęp do jeszcze większych niż do tej pory – ściśle tajnych informacji wojskowych. Im bardziej napotyka sprzeciw ludzi wyżej od niego postawionych, którym próbuje to czego się dowiedział przedstawić. Im bardziej widzi, że wali głową w mur, że ryzykuje własną karierę dla dobra sprawy (czytaj – sprawiedliwości)  tym bardziej mu kibicujemy!

*    *   *

Francuski tytuł filmu “J’accuse” (Oskarżam) zaczerpnięty został z tytułu ”listu otwartego” opublikowanego w 1898 roku w gazecie L’Aurore  przez jednego najważniejszych pisarzy francuskich przełomu XIX i XX wieku: Emila Zole – dziennikarza, eseistę, pisarza. Nominowanego dwukrotnie do nagrody Nobla. W którym to artykule Zola – kierowanym do Prezydenta Republiki Francuskiej – ostro krytykował ówczesny francuski rząd, francuski antysemityzm oraz odnosił sie bezpośrednio (po nazwiskach) do niezgodnego z prawem uwięzienia Dreyfusa…

To właśnie wtedy, w tamtym historycznym momencie powstała definicja “intelektualisty”. Którą posłużono się by zdefiniować postaci takie jak Zola – zdolne do krytycznego oglądu spraw, a mających jednocześnie duże zaplecze intelektualne. Na tej bazie, nieco potem wykwitł socjologicznie nowy byt / grupa społeczna nazwana “inteligentami”…

Gwoli historycznej ścisłości – Zoli, który opublikował oskarżenia wobec francuskiego rządu – wytoczono proces. Który przegrał. I który zmusił go do wyjazdu do Anglii. Nadmieniam o tym dlatego, że to moim zdaniem bardzo ważne. Bo jak się okazało po pewnym czasie – jego artykuł stał się bezpośrednim przyczynkiem do tego, że nie tylko uwolniono Dreyfusa od zarzutów, a nawet rehabilitowano. Ale przede wszystkim jego „J’accuse” do tej pory uchodzi za symbol. Metaforę dziennikarskiej wolności słowa, której celem jest demaskowanie działań politycznych knowań i niezgodnych z prawem działań w imię obrony skorumpowanej władzy.

*    *    *

Jest więc Oficer i Szpieg filmem o sprawach wielu. A przede wszystkim jest obrazem o tym, co się dzieje wtedy, kiedy aparat państwowy służy temu by służyć kwestiom politycznych sympatii, a nie temu, do czego został powołany…

Pokazuje szczegóły i detale odwiecznych działań tych (dziś już nikt nie korzysta ze skrawków porwanej korespondencji odręcznej, wygrzebanych ze śmietnika, jak też nie istnieją eksperci, których kompetencje są “niepodważalne”), którzy zawsze byli, są i będą. Tych, którzy używają sobie władzy wedle własnego życzenia. Tych, którzy władze mają i nie zawahają się jej użyć przeciw tym, z którymi im nie po drodze. I tych dla których władza, aparat państwowy oznacza – w zasadzie jedno – ich samych. A poza nimi samymi – nie istnieje.

Oficer i szpieg to film nie tylko doskonały warsztatowo. To film, który we mnie osobiście wzbudził ten rodzaj gorzkiej refleksji, którą w sztuce cenię bardziej niż bardzo. Roman Polański swoim (mam nadzieję, że nie ostatnim dziełem, co brzmi okrutnie, ale reżyser ma obecnie już 86 lat!) daje nam nie tylko popis kunsztu i maestrii w swojej profesji ale daje nam swego rodzaju “lekcję” z czegoś, co uważam za niezwykle istotne.

Oficer i Szpieg to obraz na wskroś – patrząc na to jedynie od tej strony – na wskroś opowiadający się za uczciwością, prawością. Za staniem po stronie prawdy. Za każdą cenę!

To obraz – hołd. Poświęconym prawu jako wartości prymarycznej wobec systemów politycznych, sympatii czy światopoglądów.

To film na wskroś humanistyczny, pięknie doniosły w swej wymowie. A jest nią przesłanie, które z niego wynika.

Uczciwość i prawość, honor i sprawiedliwość  – są wyjątkowo pięknymi ideami – którymi jakże łatwo szafować w słowach. O ich realnej wartości jednakże mówią wyłącznie czyny, które za nimi stoją. Tych którzy prawo stanowią i tych, którzy mu podlegają…

***  Wszystkie zdjęcia oraz cytat pochodzą z materiałów prasowych dystrybutora filmu OFICER I SZPIEG na rynku polskim: Gutek Film

You may also like

PERFECT DAYS
NIEBIESKOOKI SAMURAJ
BĘKART
PAMIĘĆ