OGRODNICY
OGRODNICY (Landscapers) Pomysłodawca: Ed Sinclair, Reż. Will Sharpe, Wyk. Olivia Colman, David Thewlis, Kate O’Flynn, Dipo Ola, Wlk. Brytania, 2021, dostępne na HBO Max
Na pierwszy rzut oka – dziwaczny. By po chwili stać się niepokojącym i intrygującym. Wzruszający do łez, a jednocześnie pełen dystansu i brytyjskiego humoru na pograniczu groteski… Wydawałoby się na pozór: koktajl całkowicie niestrawny. W sednie dramat, pod spodem kryminał, melodramat i romans, spowity aurą niemalże prześnionej halucynacji czy też paranoi – taki właśnie jest mini serial OGRODNICY, który mnie z a c h w y c i ł!
Bo też znakomitość Ogrodników polega na tym, że wszystko w nim jest wyniesioną do poziomu realizacyjnej perfekcji – konwencją. Grą pozorów. Iluzją. Złudzeniem rzeczywistości. Obrazem światów, których realności nie można dotknąć. Tak jak kina – jako sztuki…
Nie byłabym sobą, gdybym nie zaczęła od tego, że na dźwięk tych dwóch słów: Olivia Colman – uruchamiam się niczym pies Pawłowa. Bo jak mawiają: z czytania książki telefonicznej ta akurat aktorka jest władna uczynić fascynujący spektakl! Do obejrzenia Ogrodników skłoniły mnie jeszcze dwie kwestie: osoba partnerującego jej Davida Thewlisa, którego talent cenię bardzo. Aktora, moim zdaniem – niedocenianego… Thewlis (rocznik 1963) mając dokładnie trzydziestkę otrzymał Złotą Palmę w Cannes za najlepszą rolę męską w filmie „Naked” jednego z najważniejszych brytyjskich reżyserów – samego Mike’a Leigh.
Od tamtego czasu gra w zasadzie bezustannie, głównie w drugim i trzecim planie. A przekrój jego ról i wcieleń na ekranie kinowym sam w sobie stanowi kalejdoskop jego warsztatowych możliwości. Gości go kino czysto autorskie, artystyczne (Charlie Kaufman); produkcje uznanych reżyserów z ambicjami i o budżetach aspirujących do przytulenia widza mainstreamowego („Siedem lat w Tybecie”), na najwiekszych blockbusterach („Harry Potter”, „Liga Sprawiedliwości”) kończąc. Thewlis nie gardzi też serialami. Za rolę w kultowym serialu „Fargo” otrzymał nominację do nagrodę Emmy. Połączywszy te kropki wraz z kolejną, którą stanowi moja osobista słabość do brytyjskich produkcji – powiedziałam sobie – oglądam. I nie tylko się nie zawiodłam. Ale Ogrodnicy okazali się być jednym z moich najlepszych doznań z rejestrów „obcowanie ze sztuką” w ciagu ostatnich kilku miesięcy!
* * *
Nie wiem czy zauważyliście, ale od pewnego czasu staram się przy recenzowaniu kolejnych produkcji filmowych, zwrócić Waszą uwagę na coś, co dotarło do mnie całkiem niedawno ze zdwojoną mocą. Otóż najlepsze filmy jakie oglądam – w zasadzie – chcąc streścić ich fabułę w prostym i klarownym, suchym opisie faktów – sprowadzałaby się do literalnie kilku akapitów tekstu. To co czyni te obrazy unikalnymi, wspaniałymi, niejednoznacznymi, pozostającymi w pamięci – to czysta sztuka filmowa oraz wyśmienita gra aktorska.
A sztuka filmowa polega dokładnie na tym, żeby z kilku akapitów, zwanych kanwą główną uczynić coś co wywali ludzi z butów. Tyle i aż tyle!
Ogrodnicy to czterodocinkowy mini serial, którego suchy opis brzmi tak:
Bohaterowie tej opowieści to pewna niezamożna, brytyjska para małżeńska w średnim wieku. Ona ma na imię Susan (jak zawsze absolutnie wspaniała Olivia Colman). On ma na imię Christopher (doskonały David Thewlis). Dzieci nie mają. I do roku 2014 kiedy zostali skazani prawomocnym wyrokiem sądowym na karę 25 lat pozbawienia wolności za zabójstwo rodziców Susan – nie niepokoiły ich osoby nikogo i nigdzie. Wyglądali dla wszystkich, którzy ich znali – przeciętnie, żyli według wszystkich – przeciętnie, i zachowywali się – w społecznym odbiorze – takoż. Byli „przezroczyści” dla otoczenia.
A jednak, jak się okazuje lub raczej jak przedstawia to serial Ogrodnicy – byli ludźmi, którzy żyli na całkowicie nieprzeciętny ze stereotypowego punktu widzenia sposób. A zwłaszcza Susan. I ich wydawałoby się całkowicie jałowe, smutne i prozaiczne życie pełne było czegoś, co nazwać trudno. A jeszcze trudniej o tym opowiedzieć i to oddać. Bo w zasadzie tworzył i spajał ich jako parę małżeńską stworzony na potrzeby ich związku świat fantazji, która splatała się z rzeczywistością tylko powierzchownie, na tyle, na ile pozwało im to bezkolizyjnie funkcjonować w społeczeństwie…
Tu dygresja: za scenariusz Ogrodników odpowiada Ed Sinclair – prywatnie od ponad 20 lat mąż Olivii Colman. A za reżyserię całości Will Sharpe. Ani scenarzysta, ani reżyser nie zasłynęli do tej pory niczym znaczącym, więc nic więcej napisać nie mogę, prócz tego, że zawsze musi być „ten pierwszy raz”. Bo w obu przypadkach mamy do czynienia z poziomem mocno wystającym poza „dobry”!
* * *
Fenomen Ogrodników polega na tym, że niespecjalnie da się go rozebrać na czynniki pierwsze w sposób jednoznaczny, łatwy i prosty. Nie da się go tym bardziej łatwo sklasyfikować jeżeli chodzi o bohaterów. Są tak samo „dziwni”, jak i fascynujący. Wzruszający, zwyczajni, godni naszego współodczuwania – jak i kompletnie „nieprzysiadalni” i „nieprzystawalni” do czegokolwiek co znamy. Jednym zdaniem to taki typ bohaterów, którzy na pozór będąc zupełnie nieciekawymi fiksatami swoich prywatnych hobby i pasji – są przedstawieni jako tacy, którzy są intrygujący. A co więcej – trudno przejść obojętnie nad ich historią, i trudno się oprzeć wrażeniu, że jest w nich coś, czego po trosze można wręcz im zazdrościć. Godne podziwu jest to, jak bardzo są ze sobą związani, jak bardzo się wspierają i jak wzruszającą historią miłosną jest ich małżeństwo…
Nie wydaje mi się sensowne bardziej szczegółowe opisywanie tego – o czym są – a przede wszystkim W JAKI SPOSÓB – opowiadają o tym – Ogrodnicy.
Bo – jeszcze raz podkreślam – to nie jest jedynie historia o tym, że była sobie para małżeńska co się kochała i była ze sobą długo. Aż pewnego dnia ktoś przez przypadek odkrył, że w ogródku przydomowym, gdzie kiedyś mieszkała Susan – pod krzakami róż zakopano ciała. Czyje to ciała, jak długo tam leżały i kto to uczynił – nie będzie stanowiło w tym przypadku zagadki, bo nietrudno będzie policji to ustalić, a aparatowi sądowniczemu wymierzyć sprawcom – karę. Zaś dlaczego te akurat ciała i dlaczego skazani na 25 lat więzienia – do końca i stale utrzymywali, że są niewinni – a i owszem!
I będzie to opowieść z rodzaju tych, które dotykają mocno i mocno w nas zapadają właśnie dlatego, że każda zbrodnia, którą (rzekomo) popełnia ktoś, kto do zbrodni wydaje się być tak predestynowany jak kura do latania – fascynuje niejako sama w sobie pytaniem o to czemu doszło do rzeczy niemożliwej i czy aby na pewno właśnie tak jak innym się wydaje, że mogło mieć miejsce…
Ogrodnicy to jedna z bardzo nielicznych produkcji serialowych, które na opisach i analizach ich „treści” – tracą…Nie bezpośrednią dla niej, ale jednak jakąś najbliższą referencję stylistyczną stanowi „Może pora z tym skończyć” – jeżeli potrzebujecie wybierając co oglądać mieć jakiś punkt zaczepienia w klimacie, którego możecie się spodziewać. Tego typu produkcje moim zdaniem są po to by się nimi delektować, smakować je. O ile poszukuje się w kinie artyzmu i kina, które kinem się „bawi”: jego gatunkami – wraz z odniesieniami do dzieł uchodzących za klasyki i „kamienie milowe” kinematografii („W samo południe” Freda Zinnemanna), francuskiej nowej fali i jej ikonicznych reżyserów („Ostatnie metro” Françoisa Truffaut’a), konwencjami, a także zastosowanymi rozwiązaniami operatorskimi (za fenomenalne zdjęcia odpowiada w niej bardzo uznany operator: Erik Wilson – nominowany na Camerimage do Złotej Żaby za prace przy filmie „The Imposter” i zwycięzca nagrody Cinema Eye Honory Award za „20.000 dni na ziemi”), montażowym czy scenograficznym. Ogrodnicy to produkcja TV, którą docenią szczególnie kinofile wyrafinowani i smakosze X muzy …
* * *
Namawiam tych z Was szczególnie, którzy od sztuki filmowej oczekują przede wszystkim artyzmu i pola do refleksji do obejrzenie Ogrodników. To moim zdaniem doskonała produkcja, niedoceniona, a już na pewno marketingowo i PR-owo.
Jest to opowieść z gruntu dualna w swoim charakterze. I mocno intelektualna. Zadająca widzom pytania o kwestie bardzo istotne, najistotniejsze w zasadzie w ludzkim bytowaniu, w społeczeństwie, w systemie w jakim każdy z nas żyje. Jak bardzo sądzimy ludzi po pozorach? Jak bardzo wydają się nam czyjeś życia tym co chcemy o nich myśleć? Jak bardzo nie umiemy i nie mamy chęci zrozumieć innych? Ich motywacji, emocji, tego kim są i co skrywają w najgłębszych pokładach swych dusz.
A przede wszystkimi Ogrodnicy opowiadają o tym, że to jedynie miłość, pasja, to co kochamy, nawet jeżeli jest to dla innych odrealnione i niezrozumiałe stanowi antidotum na ból w świecie, w którym ludzie potrafią czynić innym ludziom rzeczy straszne. Tym bardziej kiedy ich straszność nikogo nie obchodzi…
Ogrodnicy pięknie pokazują pewne psychologiczne mechanizmy dotyczące ludzi, którzy przez życie idą zranieni, poharatani, kalecy emocjonalnie, bo skrzywdzeni przez najbliższych. I którzy w związku z tym w rzeczywistości w jakiej żyją muszą się czepiać tego, co daje im namiastkę czegoś, co kiedyś zostało im zabrane: nadziei, radości, umiejętności czerpania satysfakcji z życia i jej doświadczania. A co zostało wtedy, kiedy byli bardzo młodzi i bezbronni – pogwałcone, zbeszczeszczone, wypaczone. A finalnie odseparowało ich od umiejętności radzenia sobie z tym co bolesne, trudne czy nieakceptowane na sposób taki jak większość społeczeństwa. Zmusiło niejako do życia w świecie fantazji, czymś w rodzaju wariacji na temat życia. Dlatego też sami musieli zbudować sobie swój własny krajobraz, uczynić poniekąd swój świat na nowo, taki w którym to nie inni ale oni będą się czuli jego kreatorami i to oni będą reżyserować, w jakim kierunku ma on zmierzać. Oryginalny tytuł tej produkcji to „Landscapers”. Znacznie lepszy i bardziej pojemny niż „Ogrodnicy” i znacznie bardziej adekwatny do jej symboliki i treści…