ONI
ONI (Loro) Reż. Paolo Sorrentino, Scen. Paolo Sorrentino & Umberto Contarello, Wyk. Toni Servillo, Elena Sofia Ricci, Ricardo Scamarcio, Kasia Smutniak, Włochy / Francja, 2018
Wielbiciele jedynego w swoim rodzaju stylu filmowego Paolo Sorrentino odnajdą w ONI wszystko to, z czego słynny jest włoski reżyser i za co jest kochany. Ci zaś, którzy są jedynie ciekawi jaką opowieść o byłym premierze Włoch – Silvio Berlusconi – przygotował jeden z najważniejszych twórców współczesnej, europejskiej kinematografii – powinni poczuć się więcej niż usatysfakcjonowani złożonym i wieloznacznym portretem zdyskredytowanego polityka.
Oni – co jest dla Sorrentino znamienne – to obraz metafora i krzywe zwierciadło w jednym. W którym odbija się także współczesna Italia, jej społeczeństwo i upadła kultura.
Uważni czytelnicy publikowanych przeze mnie tekstów zdążyli już zauważyć, że Paolo Sorrentino to reżyser, którego darzę wyjątkowym uwielbieniem. Oglądam wszystko, co wychodzi spod jego ręki (recenzje poprzednich jego rzeczy możecie znaleźć tu, tu, tu i tu). Powodów jest wiele i są one złożone. Ale najprościej mogę powiedzieć, że wyjątkowo silnie przemawia do mnie zarówno styl, jak i erudycja włoskiego filmowca. A przede wszystkim jego wnikliwość. Sorrentino nie jest łatwy w odbiorze, niczego widzom nie ułatwia. A to, za co kocham go najbardziej, to fakt, że tworzy kino dla odbiorcy, który ceni sobie refleksje, a nie jedynie pustą rozrywkę…
Tak sie złożyło, że Oni weszli do polskich kin w grudniu zeszłego roku i nie udało mi się tego obrazu wtedy obejrzeć. Ale wiedziałam, że kiedyś ten brak nadrobię. I tak też się stało. Od tygodnia Oni są dostępni na VoD oraz na platformie Cineman.pl
* * *
Wszyscy wiemy (mniej lub więcej) kim jest Silvio Berlusconi. Trudno, żeby było inaczej. Polska stała się członkiem Unii Europejskiej w 2004 roku, a wtedy to bohater tego filmu był Premierem Włoch po raz drugi. Każdy, kogo zainteresowanie polityką, nawet minimalne, sprowadzające się jedynie do oglądania tzw. wiadomości musiał wiedzieć, że istnieje taki ktoś jak Silvio. Polityk – kuriozum. Ni to faszysta, ni to kapitalista, ni to błazen. Playboy, “dowcipniś”, mężczyzna wymuskany, zawsze ubrany w drogie i świetnie skrojone garnitury, wypicowany na błysk (łącznie z farbowanymi i jak głosi plotka także przeszczepianymi włosami) i szerokim uśmiechem (jak głosi plotka – całkowicie sztucznym), w którym wyszczerzał niezwykle chętnie do wszystkich kamer tego świata rząd równych i białych jak śnieg zębów.
Media stale szumiały na temat jego kolejnych idiotycznych wypowiedzi, nietrafionych i nie na miejscu dowcipów na najważniejszych spotkaniach rangi międzynarodowej; debatowały nad nazbyt ostentacyjnie przyjacielskimi stosunkami z Putinem. Grzmiały nad tym jak posiadane i sterowane przez niego media (stacje TV oraz wydawnictwa prasowe i książkowe) kalają kulturę kolebki europejskiej cywilizacji swoją miernością nad miernościami. I wpędzają mieszkańców Półwyspu Apenińskiego w stan całkowitego zidiocenia. Itd., Itp. Aż przyszła afera zwana “Bunga – Bunga”. I niedługo potem Silvio Berlusconi zniknął ze sceny politycznej Włoch…
Jest takie znane włoskie powiedzenie: “Meglio comandare che fottere” (Lepiej rządzić niż się piep***) – przypisuje się je Benito Mussoliniemu.
Po obejrzeniu Oni – mam wrażenie, że jak ulał pasuje do Silvia Berlusconi… Gdyż Sorrentino obrazuje go bardziej jako kogoś, kto de facto kochał władzę znacznie bardziej niż seks. Albo – lepiej, kogoś, dla kogo władza – jako taka – była najbardziej seksowną rzeczą na świecie. Co znamienne, w filmie Oni polityk jest obrazowany nie tyle jako stary, lubieżny satrapa, który marzy jedynie o tym, by zaliczać kolejne panienki. Ale jako mizogin. Który w głębi duszy kobiet się boi. A raczej ich władzy nad nim. Mnie się to układa w doskonale spójny psychologicznie obrazek. Tylko taki ktoś może być bowiem tym, kto zasłynął z tego, że w posiadanych i sterowanych przez niego licznych kanałach włoskiej TV, pół roznegliżowane, młode dziunie były obecne wszędzie. Od telenowel, poprzez reklamy wszelakich produktów, prognozę pogody, teleturnieje, aż do teoretycznie poważnych i intelektualnych programów publicystycznych, w których trzech lub czterech rozmówców (zawsze rzecz jasna jedynie płci męskiej) rozprawiało o ekonomii czy polityce kraju…
Nie wiadomo jak wiele z tzw. obiektywnej prawdy o Berlusconim zawiera film Oni. Mnie jednak – złożoność portretu trzykrotnego premiera Włoch przygotowana przez Sorrentino – do głębi poruszyła. I sprawiła na mnie wrażenie takiej, w której więcej jest jednak doskonałej analizy i wnikliwej diagnozy niż domniemań, fantazji czy czysto scenopisarskich wymysłów…
* * *
To fikcyjna opowieść, która wykorzystuje wydarzenia, które prawdopodobnie miały miejsce oraz te wymyślone. Na tym polegała trudność podczas pisania scenariusza – inaczej tworzy się opowieść całkowicie fikcyjną, inaczej gdy wisi nad tobą pewnego rodzaju zagrożenie: o obrazę czy naruszenie dóbr osobistych. Można kogoś zranić. Powiem krótko: to nie był łatwy projekt.
Berlusconi to fenomen. Społeczny i psychologiczny. Fascynował mnie od początku swojego istnienia na włoskiej scenie politycznej. Fascynowało mnie również szaleńcze wręcz uwielbienie, jakie od początku żywiła do niego część włoskiego społeczeństwa i równie ogromna, szczera nienawiść, którą darzyła Berlusconiego grupa jego przeciwników. Berlusconi to uosobienie władzy: pozbawionej morale, wręcz śmiesznej w swojej arogancji, ale jednocześnie przyciągającej…
Paolo Sorrentino, reżyser, o swoim filmie ONI
* * *
Oni zaczyna się opowieścią o pewnym faceciku, w której (bardzo ciekawy zabieg narracyjny) Berlusconiego jako takiego – brak. I to przez dłuższy czas. Jest tylko wymieniane niemalże z nabożną czcią jego imię, albo słowo “ONI”. Ten facecik to niejaki Sergio Morra (Ricardo Scamarcio), na oko trzydziestokilkulatek, który mieszka w mieścinie na południu Włoch i marzy o tym by się stamtąd wyrwać. Bo doskonale wie, że kariery na sprawach, na których zna się najlepiej (dziwki i narkotyki) tam akurat – nie zrobi. Bo może jedynie pracować dla innych, którzy się tym zajmują od dawna i na pewno mu nie odpalą kawałka swego tortu. A i nie pozwolą aby został “capo di tutti capi”…
Sergio postanawia zatem dotrzeć do Rzymu, stolicy Włoch, by tam poszukać szczęścia, wśród osób, które mają go zaprowadzić do NIEGO. Czyli Silvia. Morra wie, że odsunięty od władzy były premier Włoch (akcja filmu Oni umiejscowiona jest głównie między drugą, a trzecią kadencją Berlusconiego jako Premiera) mieszka obecnie wraz z żoną w posiadłości na Sardynii. Jak i to, że słynie z uwielbienia dla młodych dziewcząt o “zabawowych skłonnościach”. Sergio ma plan. To dzięki niemu ma zamiar zwrócić na siebie uwagę polityka i biznesmena w jednym. Pomocna ma być mu w tym poznana na jednym z przyjęć niejaka Kira (świetna Kasia Smutniak), która jest jedną z faworyt Silvia i ma z nim stały kontakt.
Plan się powiedzie. I zaowocuje jedną z imprez znanych potem właśnie jako “Bunga – Bunga”. Ale będzie stanowić jedynie część filmu Sorrentino. Bo de facto obrazowanie rozpustnych bachanaliów początków XXI wieku, jakie organizował “Cesarz Silvio” – Sorrentino zajmuje najmniej. A najbardziej to – kim Berlusconi jest, czy też jakim się jawi reżyserowi, który ma ambicje portretować także swój kraj i rodaków – dodajmy!
I portret, jaki maluje za pomocą REWELACYJNEJ kreacji Toniego Servillo (jednego z ulubionych aktorów Sorrentino: “Boski” oraz “Wielkie piękno”) to jest taki portret, że czapka z głów!
Cenię fakt, że reżysera nie ciągnęło do tego, by o Silvio opowiedzieć za pomocą jadowitego pamfletu, a zamiast tego przygotował pełnokrwiste, złożone, niejednoznaczne i panoramiczne studium kogoś, kto jest tak samo odstręczający, jak i fascynujący.
Bo Berlusconi w obrazie Sorrentino jest zarówno silny, inteligentny, sprytny, przenikliwy, cyniczny, władczy, sprawczy. Jak i błazeński i karykaturalny. A bywa także romantyczny, liryczny i patetycznie – pretensjonalny. Ale przede wszystkim jest mężczyzną w podeszłym wieku, który z całych sił stara się odpędzić od siebie myśl, że jest stary. I zupełnie “nie jary”.
Sorrentino przedstawia go zatem po trosze jako kogoś, kto używa swojej władzy i gigantycznych pieniędzy niczym rozkapryszony bachor z bogatego domu (kto inny mógłby wpaść na pomysł by na terenie posiadłości mieć wulkan – zabawkę, sterowany na pilota, który wybucha “na życzenie” sztuczną lawą???)…Silvio się bawi, bo może, a raczej bawi się by zapomnieć o jedynej kwestii jaka mu doskwiera. A jest nią lęk przed utratą poczucia władzy nad innymi.
Zresztą, co wydało mi się szczególnie interesujące, Berlusconiego zdaje się cechować nie tyle gigantyczne samouwielbienie, co odporność na krytykę. Tak jakby był całkowicie psychicznie impregnowany na najcięższe nawet próby skruszenia mu ego. Jednym ze zdań, które powtarza wielokrotnie do różnych osób jest bowiem: “mnie nie da się obrazić”…
Podobnie, jak w “Młodym papieżu” Sorrentino długo zwodzi widzów, co do diagnozy fenomenu polityczno-społecznego jakim stał się bohater filmu Oni. Przyznam, że zastanawiałam się, czy uda się mu przekazać kwestie najistotniejszą, a o której zapominać nie można. Czyli to, ze Berlusconi był przez długie lata przez miliony Włochów kochany i podziwiany.
Aż do sceny, przy której literalnie spadły mi kapcie!
A jest to scena, w której Berlusconi udaje przez telefon, z “losowo wybraną respondentką” z książki telefonicznej sprzedawcę apartamentów w nowoczesnym kondominium, budowanym specjalnie przez jego firmę dla tzw. zwykłych obywateli….
To jest taka scena, że klękajcie narody!
Od tego momentu – wszystko to, co było jedynie fragmentami opowieści o Berlusconim – ułożyło się w całość. Genialny zamysł w scenariuszowej narracji! Poprzednie sceny, konteksty, zabawy formą, cycki, dziwki, koks. Cały ten od Felliniego wzięty – włoski cyrk. A także, jakże dla Sorrentino znamienny barokowy styl, odniesienia, referencje, ulubione symbole i metafory (np. owca) – wszystko to nagle – znalazło swoją puentę!
Chapeau bas!
Tylko Sorrentino – jako Włoch – a nawet jako Neapolitańczyk (co jest wielce istotne i każdy kto choć trochę interesuje się historią Italii wie, że ma to gigantyczne znaczenie!) mógł zrobić film o byłym Premierze swojego kraju tak niebywale wnikliwie sięgający sedna.
Silvio Berlusconi jaki by nie był (i kto to tam wie tak na prawdę?) rządził tym krajem (z przerwami) przez prawie dekadę.
Wcześniej zakładając partię o znamiennej nazwie “Forza Italia”…
A czym miała być ta siła dla Włochów według Berlusconiego?
Tym samym, czym jest dla każdego brylantowego przedstawiciela handlowego. Silvio Berlusconi zbudował swoją potęgę polityczną na tym, że szybko zrozumiał, iż polityka rządzi się tymi samymi prawidłami co handel. Ktoś musi chcieć kupić, to co chcesz sprzedać. I musi mu się wydawać, że tego potrzebuje, pragnie i tylko dzięki temu jego życie nabierze znaczenia. A jeśli pojawi się konkurencja, należy szybko się nią zająć i doprowadzić do upadku… Gdy zajął się polityką Berlusconi był przedsiębiorcą z wielodekadowym doświadczeniem. Sprzedawał najbiedniejszym, najmniej uprzywilejowanym grupom społecznym we Włoszech marzenia i obietnice o lepszym życiu. Fantazje, a raczej “protezy” pięknego życia w silnych, pięknych Włoszech.
Bazując na najbardziej prymitywnych instynktach, potrzebach, słabościach i lękach zwykłych obywateli. I to ONI go kochali. I popierali.
Taka jest prawda.
Pora na konkluzje. Film Oni stał się dla mnie dojmująco smutnym, a zarazem fascynującym freskiem – poświęconym nie tylko postaci pewnego polityka, ale w zasadzie krajowi, w którym ten polityk zbudował swoją potęgę. Sorrentino znowu potwierdził swoją wielkość. Udowodnił jak bardzo szeroko umie patrzeć. Jak bardzo jest wybitnym nie tylko obserwatorem rzeczywistości swego kraju, ale także, a może przede wszystkim, analitykiem stanów rzeczy.
To zdecydowanie jeden z tych reżyserów, którzy budzą mój wielki szacunek zdolnością pojmowania sedna. Mało kto to umie. A jeszcze mniej twórców umie to zobrazować w dziełach filmowych. Bo Sorrentino nigdy rozpasana, ujęta w genialne zdjęcia (oczywiście autorstwa stałego kooperanta: wyśmienitego operatora Luca Bigazzi) forma nie przesłania treści zasadniczej.
Nie ma takiego kraju, w którym “Oni” mogliby istnieć bez tych, którzy stanowią “My”.
Sen tych wszystkich “My” kończy się zawsze tak samo. Fantazje o bajecznym życiu tak jak u “Onych” nigdy się dla nich nie ziszczą. Zostanie im jedynie ta smutna konstatacja wielkiego reżysera, który wie, że taki ktoś jak Silvio Berlusconi miał szansę na bycie najważniejszym politykiem w Italii tak długo – własnie dlatego, że rządził krajem, w którym miał komu sprzedawać rojenia i fantazje jako coś, co ma realne szanse powodzenia…
*** Wszystkie zdjęcia oraz przytoczony cytat pochodzą z materiałów prasowych dystrybutora filmu ONI na rynku polskim: Gutek Film.
Pingback : Kultura Osobista DOBRZE SIĘ KŁAMIE W MIŁYM TOWARZYSTWIE | Kultura Osobista