5
maj
2016
89

PIĘKNE DNI

PIĘKNE DNI (Les beaux jours). Reż. Marion Vernoux, Scen. Marion Vernoux & Fanny Chesnel – na podstawie jej powieści. Wyk. Fanny Ardant, Laurent Lafitte, Patrick Chesnais, Francja, 2013

Piękne dni – to niewątpliwie obraz, w którym kobiecy wgląd & perspektywa są ważne. Stanowią oś dla narracji. Jednak przede wszystkim to film, który w sposób lekki i niebywale uroczy – zajmuje się zagadnieniem, postrzeganym przeze mnie osobiście jako istotny wkład w dyskurs społeczny. Nasza kultura, której narzędziem jest język – posiada szereg porzekadeł lub metafor, w których zamyka stereotypowe podejście do zagadnienia jakim jest uwielbienie dla młodości, gloryfikowanie jej. W opozycji do starości – postrzeganej wciąż jako stan uwiądu, stagnacji, smutnej rutyny. Przypomnijcie sobie sami, ile razy oglądając zdjęcia lub wspominając wydarzenia z przeszłości – westchnęliście rzewnie “to były piękne dni”?…

les-beaux.jours 

 

Caroline ma 60 lat. Jest atrakcyjna, zadbana, wspaniała wręcz w swej mocno dojrzałej kobiecości. Wybór Fanny Ardant do tej roli był strzałem w dziesiątkę. Nie wyobrażam sobie żadnej innej francuskiej aktorki na jej miejscu (nominacja do nagrody Cezara za najlepszą role żeńską). Postać, którą kreuje nie ma w sobie cienia fałszu. Bo też twarz Ardant wygląda adekwatnie do wieku granej przez nią postaci.

Caroline niedawno przeszła na emeryturę.  To dla niej stan dziwny i nowy. Do tej pory prowadziła intensywne życie zawodowe (była wziętą dentystką), rodzinne, towarzyskie.

Żyje jej się niby bardzo dobrze, w stabilnym związku z wielodekadowym małżonkiem (bardzo dobry Patrick Chesnais). Dorosłe córki, wyprowadziły się z domu dawno temu. Teraz, gdy Caroline nie chodzi już do pracy, a babcią bywa głównie weekendowo – brak celu i nadmiar czasu wolnego napełniają ją poczuciem pustki i melancholii.

Na urodziny dostaje od dzieci prezent, który budzi w niej mocno ambiwalentne odczucia. To karnet do klubu o znamiennej nazwie “Piękne dni”. Nazwa ładna. Ale nie jest to ani salon kosmetyczny ani SPA. Jest to klub seniora. Caroline zostaje wsadzona  – bez pytania o zdanie – w ramy – które są dla niej psychologicznie trudne, powodują dyskomfort. Bo ze “starością”  jest niestety tak, że zawsze kiedyś przychodzi, ale zazwyczaj zupełnie nie wtedy, kiedy byśmy sobie życzyli, na dodatek nasze własne – prywatne jej odczuwanie – nijak się ma do tego, co myślą o tym inni. Nawet najbliżsi.

I właściwie – można by Piękne dni – nazwać filmem, który o tym właśnie opowiada. O szufladzie, w którą kultura wtłacza tzw. seniorów, stygmatyzując jako tych, którzy “oddali pałeczkę” w sztafecie jaką zwie się życie.

Z oporami i niechęcią – Caroline zatem udaję sie do “Pięknych dni” by sprawdzić, co też mają jej do zaoferowania. A mają potencjalnie dużo. Są tam lekcje jogi, kursy plastyki i garncarstwa, zajęcia z obsługi komputera, taniec. Do wyboru do koloru. Ale czy ona tego szuka? Czy jej “seniorstwo” ma polegać na zdobywaniu jakiś nowych umiejętności i kompetencji? A może po prostu chce być dalej kobietą, która z życia korzysta, a nie mu się jedynie przygląda, próbując na siłę zapełnić wolny czas czymkolwiek. 

Piękne dni to film, który sprawił mi wiele przyjemności w oglądaniu. I skłonił do refleksji. Choć nie jest to rzecz ani wybitna, ani też bardzo głęboka. Cenne jest jednak dla mnie to, że reżyserka świadomie uciekła od dramatyzowania i ciężkich tonów – poruszając temat, który z zasady do łatwych nie należy. Bardzo francuskie podejście, można by rzec! W tym miejscu przytoczę porzekadło, które oddaje stosunek Francuzek do wieku (a za którym przepadam, i które konsekwentnie od kilku lat staram się wcielać w życie –  bo jest tak pozytywne, jak i nieco cyniczne): “Ciesz się każdego dnia widokiem swojej twarzy w lustrze! Za dziesięć lat będziesz za nim tęskniła” J

Film Vernoux  opowiada o kobiecie, która na koniec swych “pięknych dni” się nie godzi. Zna swoje mocne strony: jest inteligentna, doświadczona, wciąż atrakcyjna, samoświadoma, pełna energii. Wobec przypisanych jej przez rodzinę i najbliższych ról: oddanej żony, matki, babci, gospodyni domowej, świetnej organizatorki kolacji dla znajomych męża –  jej “ja” się buntuje! Caroline chce dalej żyć pełnią życia. Smakować je, szukać w nim zaskoczeń, niespodzianek, mieć w nim personalny udział. O kobietach w jej wieku wciąż mawia się, że są “przezroczyste”. I ten społeczny wzorzec patrzenia na płeć piękną, której młodość fizyczna przeminęła – potrafi być najbardziej okrutnym i bolesnym doświadczeniem, jakie bywa udziałem kobiet, które wkraczają w smugę cienia. W wielu związkach stają się takimi dla swoich mężów, czy partnerów.  Zostają postawione po drugiej stronie lustra, w którym brak spojrzenia innego, tego spojrzenia, które mówi “podobasz mi się, jesteś piękna, pragnę cię”.

les-beaux-jours

Piękne dni bez zbędnej demagogii, bez patosu i łez ten trudny temat poruszają. 

A jest nim kulturowe stygmatyzowanie wieku kobiety, jej metryki, o której przy pewnej cyfrze z przodu zaczynamy automatycznie myśleć, że wyparowało z niej nagle to wszystko, co określa się mianem libido. Że nie posiada już ani potrzeb seksualnych, ani pragnień ze sferą erotyczną, zmysłową –  związanych.

Dlatego też Caroline w klubie seniora znajdzie swoje “piękne dni”, czyli to, czego się najmniej spodziewała. A co jedynie jest dowodem na to, że kiedy sami nie myślimy o sobie jako tych, których czas minął, inni też nie patrzą na nas w ten sposób. Przystojnego, uroczego Juliena, instruktora komputerowego (w tej roli, świetnie zagranej zresztą – znany aktor Comédie Française – Laurent Lafitte), znacznie od niej młodszego, bo nieco tylko po czterdziestce  – Caroline zaintryguje swoja kobiecością, a raczej tym, że nie tylko nie zamierza z niej jako „emerytka” rezygnować, ale potrafi i chce z niej korzystać pełną piersią, dojrzale i samoświadomie.

les-beaux-jours

Piękne dni  – zdaje się mówić reżyserka  – są dostępne wszystkim, którzy chcą je mieć. Są na nie gotowi i z nich łatwo nie rezygnują. Wzięło mnie przy tym tekście na francuskie porzekadła, więc na koniec będzie jeszcze jedno, które uwielbiam: “Nie przestajemy się śmiać, dlatego, że się starzejmy. Starzejemy się, bo przestajemy się śmiać”.

FIN

You may also like

CIVIL WAR
PERFECT DAYS
NIEBIESKOOKI SAMURAJ
BĘKART