6
sty
2023
29

Piękno i dbałość – czyli o marce KAASKAS…

Jaka jest Kasia Skórzyńska i co ją inspiruje? Takie pytania zadawałam sobie od dawna oglądając na Instagramie kolejne piękne, szykowne i wysokojakościowe propozycje projektantki, a zarazem właścicielki i założycielki marki KAASKAS. Dziś już wiem i z wielką przyjemnością dzielę się z Wami wywiadem – portretem twórczyni. Tym większą, że Kasia to bardzo ciekawa rozmówczyni, osoba ujmująco wręcz miła, i skromna. W pracowni KAASKAS w Warszawie, położonej przy ikonicznej Alei Róż spędziłam dwie godziny tak przyjemnie jak u najlepszej koleżanki.

 

Motto marki Kaaskas

Marka KAASKAS powstała z miłości do rzeczy pięknych i niepowtarzalnych – takich, które mogą zmienić codzienne samopoczucie i zostaną w szafie na długo. Chcemy, aby nasze produkty były jak ulubione przedmioty – takie, do których podchodzi się z dużą dbałością i z którymi nie chce się rozstawać.

O miłości do rzeczy pięknych i trwałych

To co jest napisane na stronie www KAASKAS w opisie mojej marki odzwierciedla to, w co wierzę i czego sama doświadczyłam w życiu. Piękno ma na nas wpływ. Kształtuje nas. Czyni życie milszym, przyjemniejszym. Ma wpływ na to jak się czujemy, jak się prezentujemy światu, co się nam podoba. Miałam szczęście jako mała dziewczynka mieszkać w Brazylii (Kasia Skórzyńska jest córką pierwszej i najmłodszej Ambasador RP w tym kraju). Większość ludzi kojarzy Brazylię z Rio de Janeiro, karnawałem, oceanem, plażami.

 Ale ja i moje dwie siostry mieszkałyśmy w stolicy – Brasilii, która jest unikalna jeżeli chodzi o architekturę. W klimacie jaki panuje w Brazylii, w tym słońcu i oszałamiającej kolorami przyrodzie – to czego dokonał tam jeden z największych architektów XX wieku, guru modernizmu: Oscar Niemeyer – robi niesamowite wrażenie. I pozostawia trwały estetyczny ślad. Myślę, że wywarło to na mnie duży wpływ, choć miałam jedynie kilka lat, kiedy tam trafiłam. Zetknęłam się z kompletnie inną od polskiej kolorystyką i skalą. Tam wszystko jest większe i mocniejsze. Bo też słońce i obłędna przyroda powodują, że wszystko wygląda inaczej. Zieleń przyrody jest wyjątkowo nasycona, potęguje się odbijając w szybach. To samo dotyczy smaków czy dźwięków, w tym wspaniałej brazylijskiej muzyki. 

Myślę, że kontekst w jakim się chowamy, jaki możemy obserwować od małego zawsze ma na nas wpływ, a dla mnie Brazylia to w zasadzie pierwsze wrażenia z dzieciństwa. Na moją siostrę wywarło to taki wpływ, że już wtedy postanowiła zostać architektem.

O potrzebie mówienia „sprawdzam” i uśmiechach losu

Skończyłam studia w warszawskiej Katedrze Mody – dopiero co powołanej wtedy do życia przez Jerzego Porębskiego na wydziale wzornictwa ASP. Byłam najstarsza na roku, a moja droga do tych studiów była dość zawiła. Po liceum poszłam na Kulturoznawstwo na UW. Szybko okazało się, że nie do końca się na nim odnajduję. Dlatego kiedy mama dostała propozycję pojechania na kolejną placówkę – tym razem do Lizbony – postanowiłam wziąć dziekankę i zgłębić swoje zainteresowania artystyczne. W Lizbonie mieszkałam przez rok i tam właśnie zapisałam się na kurs dla wolnych słuchaczy na tamtejszej Akademii Sztuk Pięknych. To był najwspanialszy rok mojego życia. Odkrywałam na luzie miasto i dzięki kolejnym kursom i zajęciom – także i siebie. Portugalia to kraj o dobrych tradycjach architektonicznych i dizajnerskich. Trafiłam na zajęcia na wydziale mody na tamtejszej Politechnice, gdzie przekonałam się, że mam szansę, aby składać papiery na warszawską ASP. Wróciłam do Warszawy – gdzie jeszcze żadnego wydziału mody nie było. Zdałam na Wydział Sztuki Mediów na ASP. Potraktowałam ten rok jako przygotowujący do złożenia teczki na Katedrę Mody, która powstała rok później. I się dostałam. Tam już nie miałam żadnych wątpliwości, choć były to niezwykle wymagające studia. Przed ich ukończeniem – to było wielkie szczęście – dostałam propozycję od Janusza Noniewicza, aby zaprojektować kolekcję / pokaz otwierający Festiwal Kultury Polskiej w Pekinie. Chciałam, aby kolekcja odzwierciedlała moją fascynację estetyką filmową Wong Kar-Wai’a. To był trop, który mnie poprowadził. Kolekcja była oparta na „komunistycznej” uniformizacji czyli na czystej formie kroju, typu bluzki ze stójką a la mundurek Mao i na „dzikości” zastosowanych printów, soczystości wzorów i kolorów. Była też bardzo luksusowa w znaczeniu jakości wykonania. Miała ręcznie odszywane lamówki, na niektóre modele ubrań naszywałam godzinami aplikacje z koralików. Zastosowałam hafty z motywem kwiatów, nawiązujące też do polskiej kultury stroju, które zrobiły panie hafciarki z pracowni w Łodzi. A printy cyfrowe na materiałach, z którymi potem zaczęto kojarzyć moją markę – były inspirowane lub wręcz stanowiły rodzaj skanów z poszczególnych klatek filmów. To było w 2013 roku. Odniosłam tą kolekcją duży sukces. Rok później założyłam swoją markę. 

*   *  *

To porozmawiajmy o zakładaniu firmy, budowaniu własnej marki. Wiem, że dla wielu osób jest to bardzo interesujące zagadnienie. Jesteśmy przez popkulturę i media karmieni opowieściami z cyklu „od pucybuta do milionera” – ale większość przedsiębiorców wie, że jest to ciężki kawałek chleba. Opowiedz o Twojej perspektywie na blaski i cienie prowadzenia firmy i z jakimi decyzjami się to wiązało w przypadku marki KAASKAS. 

Od tego Pekinu wszystko się zaczęło, bo zrobiło się wokół tego pokazu sporo szumu medialnego. Wróciłam stamtąd na studia, rozbudowywałam tę kolekcję już do dyplomu, a potem zaczęłam jeździć z nią na konkursy i wygrałam nią Off Fashion w Kielcach. Potem dostałam nagrodę Twojego Stylu „Doskonałość Mody” i znów pojawiło się zainteresowanie wokół moich projektów/osoby – bo jeszcze nie marki. Wtedy dotarło do mnie, że jest w tym jakiś potencjał, tym bardziej że zaczęły do mnie pisać osoby prywatne z pytaniami gdzie mogą kupić czy zamówić te ubrania. Moja najstarsza siostra Julka, choć zawodowo nie jest związana z modą, szukała na tamtym etapie życia nowych wyzwań i zaproponowała, abyśmy wykorzystały ten moment i założyły razem markę. I tak powstała firma KAASKAS – śmiało można powiedzieć, że dość spontanicznie.

Nazwa Kaaskas  powstała w wyniku składania kilku cząstek, oczywiście od mojego imienia: Kasia, chęci nadania nazwie nieco azjatyckiego brzmienia oraz rozpisywania różnych kombinacji literowych na logo / wzór graficzny. Kaaskas brzmiało dobrze i wypadło też dobrze graficznie. I tak zostało. Zaczęłyśmy od tego co by się nadawało do bardziej masowej produkcji. Ale tu znowu chodziło o koszty i relacje ceny za metr materiału z drukiem cyfrowym według mojego projektu. W Polsce trudno było nam znaleźć odpowiedniego producenta. Ktoś znajomy polecił nam abyśmy pojechały na targi tkanin Premiere Vision do Paryża. Poleciała tylko Julka z oszczędności, a tam się okazało, że to 4 wielkie hale. Stwierdziła zatem, że uderzy do jakiejś firmy, która się na tych targach wystawia po raz pierwszy i to była właśnie ta manufaktura rodzinna z Włoch, gdzie produkuję kolekcje dodatków jedwabnych do tej pory i która zapewnia mi też ważne dla mnie wartości: jakość, produkcję w oparciu o zasady zrównoważonego rozwoju i certyfikaty tkaninowe. 

Utrzymanie jakości względem ceny to nie jest w Polsce bułka z masłem

Utrzymanie satysfakcjonujących proporcji między jakością, wielkością produkcji a ceną jest stałym wyzwaniem na rynku polskim.  

Jednocześnie jest coraz więcej pozytywnych przykładów sukcesów polskich marek i to napawa optymizmem. Mieliśmy w czasach PRL fenomenalne osiągnięcia, na przykład IWP (Instytut Wzornictwa Przemysłowego), zakłady włókiennicze, przędzalnie, tkalnie, małe zakłady rzemieślnicze i wielu doskonałych rzemieślników, mistrzów różnych fachów. Dziś nie jest łatwo ich znaleźć. Mieliśmy też wspaniały len i jedwab. Obecnie często polscy projektanci muszą wysokojakościowe materiały kupować za granicą. A tam minima produkcyjne nie są małe. Akcesoria KAASKAS powstają we Włoszech, w rodzinnej manufakturze, która zajmuje się tym od dekad. I która gwarantuje mi jakość. A w przypadku mojej marki kluczową rzeczą jest dokładność maszyn, które drukują wzór cyfrowo na materiale. W przypadku Kaaskas jest on bardzo zniuansowany i kolorystycznie bardzo szczegółowy i Włosi radzą sobie z tym najlepiej.

Ale ciągle szukam możliwości produkcji w Polsce lub bliżej Polski. Ważna jest dla mnie zrównoważona produkcja i etyczność wytwarzania i na ten moment jedynie produkując lokalnie mogę mieć na nad tym kontrolę.

Nic tak nie wynagradza jak poczucie niezależności i swoboda twórcza

Po 9 latach prowadzenia firmy mogę stwierdzić z pełnym przekonaniem, że największą zaletą takiej pracy jest poczucie wolności i niezależności. Lubię wolność kreacji jaką mam, lubię to, że mogę tworzyć limitowane kolekcje, sama przed sobą odpowiadam za tempo pracy. Ale ma ona swoje ograniczenia i wiąże się też z wyrzeczeniami. Trudno jest się od tego rodzaju pracy odciąć mentalnie i emocjonalnie. No i oczywiście w pracy nie zajmuję się tylko projektowaniem, co można powiedzieć jest najprzyjemniejszą jej częścią, ale również sprzedażą, marketingiem, promocją i księgowością. Ciągle uczę się czegoś nowego.

Rozwój to także kompromisy

Idąc na studia marzyłam o tym, żeby zajmować się projektowaniem ubrań. Finalnie lepiej odnalazłam się w dodatkach – z których marka KAASKAS stała się znana i jest rozpoznawalna. Moje apaszki, szale i krawaciki stanowią obecnie gros sprzedaży. Wiem, że są traktowane jako luksusowy dodatek za przystępna cenę i cieszy mnie to, że ozdabiają często bardzo klasyczne, proste stroje, takie jak: dżinsy i koszula czy sweter.  Taki był i jest mój zamysł, co odzwierciedlają kampanie wizerunkowe marki. 

Zamierzam je tworzyć dalej. To przedmioty, których się używa inaczej i myśli o nich inaczej niż o ubraniach. Dodatki są na długo, może nawet na zawsze. Być może nawet zostaną przekazane dalej – doskonale sobie to wyobrażam, że jedwabny szal przechodzi z matki na córkę. I to się doskonale wpisuje w moje wartości. 

Choć jakiś czas temu zrezygnowałam z projektowania i sprzedaży ubrań właśnie dlatego, że nie byłam w stanie znaleźć równowagi między tym wszystkim co stanowi o produkcji a ceną – dziś mam, przyznaję, satysfakcję z tego, że gdy te moje kolekcje sprzed kilku lat trafiają do drugiego obiegu, czyli do komisów z ubraniami marek premium – sprzedają się w oka mgnieniu.

Co jest dla Twojej twórczości obecnej – którą śmiało można nazwać zdecydowanie bardziej projektową i dizajnerską niż modową najistotniejsze i dlaczego? Czy nazywasz to pracą?

Bez inspiracji nie ma kreacji 

Tzw. wena jest ważna, ale jak się prowadzi markę własną to nie zawsze jest czas by na nią czekać (śmiech). U mnie to się odbywa w takich swego rodzaju przedziałach. Najpierw myślę tylko o projektach i tworzę, potem jest czas wykonawczy, a potem czas sprzedaży, promocji, marketingu. Już nie działam w obrębie tzw. kalendarza mody, tak było w czasach kiedy powstawały kolekcje ubrań, które właśnie, między innymi z tego powodu rzuciłam. Przez 5 lat tworzenia według tego wzorca bardzo się tym zmęczyłam. To jest zabójcze dla kreatywności, ta konieczność stworzenia czegoś nowego na termin w kalendarzu, na sezony. A linii akcesoriów domowych, którą właśnie uruchomiłam – to już nie dotyczy wcale. Odpowiadając na twoje pytanie: tak – projektowanie traktuje jak pracę. Wychodzę z domu do pracowni i tu siedzę przy komputerze. Tu powstają moje pierwsze pomysły, które dopracowuje. Tu mam swoje zebrane inspiracje. I działam w obrębie wyznaczonych przez siebie godzin. Zresztą oprócz projektowania zajmuje się też uczeniem projektowania tkanin, czyli w zasadzie mam też drugą pracę, również dla mnie istotną. Jednak zdecydowanie czuję się szczęściarą, że moja praca jest również moją pasją.

Wracając do tego jak tworzę – duża część pracy nad koncepcją wzorów jest ręczna, bo pierwsze szkice robię ręcznie, na podstawie inspiracji, które wcześniej jakoś mnie prowadzą do tego finalnego procesu. Zaczynam od rysowania/malowania poszczególnych elementów. Potem ten element skanuję i zaczynam pracę w programie komputerowym i to już jest traktowane przeze mnie jak płótno przez malarza, który stoi przed blejtramem w konkretnym wymiarze: szal, apaszka, krawacik. I jest to już wtedy zabawa formą, kolorem, niegraniczone cyfrowe możliwości.

Odpowiedź na pytanie co jest lub może być inspiracją jest jak sądzę dla każdego projektanta szalenie trudna. Bo prawdą jest, że to może być wszystko. Mnie może zainspirować jakiś kształt w przyrodzie, kolor, który mnie zachwycił. Ale w zasadzie najbardziej inspiruje mnie sztuka. Dużo jeżdżę po wystawach i muzeach w poszukiwaniu inspiracji. Posiłkuję się czasami dwiema moimi ukochanymi książeczkami rodem z Japonii pt. „A dictionary in color combinations” – mistrzostwo świata.

Tworzenie / projektowanie bywa jednak także procesem męczącym. Bo stale wymaga korekty siebie samego. I stale się staje przed koniecznością poddawania tego, co się wymyśliło – ocenie. Zdarza się zatem i tak, że przez tydzień nad czymś intensywnie pracuję, by finalnie stwierdzić, że to nie to, że powinno być inne, znacznie prostsze, itd. W zasadzie zatem proces projektowania to dla mnie stałe balansowanie pomiędzy budowaniem a burzeniem. 

Proces tworzenia wzoru jest dla mnie najważniejszy. Obecnie czuję się zdecydowanie znacznie bardziej projektantką wzorów niż mody. Dlatego też stworzyłam dodatkową działalność – Kaaskas Studio, w ramach którego projektuję również wzory na zlecenie innych firm, np. na opakowania czy tapety. Bo projektowanie wzorów, tworzenie kompozycji tego co mają wyrażać, jakimi barwami grać – jest tym – co zdecydowanie lubię najbardziej w procesie tworzenia. I z czym – jako twórczyni – się najbardziej utożsamiam. 

Jaki zatem masz sposób na oderwanie się od pracy? Co wypełnia jeszcze Twoje życie radością i czemu lubisz się oddawać poza projektowaniem?

Podróże są dla mnie ważne, w ogóle zmiana kontekstu z miejskiego na ten, który wiąże się z przebywaniem na łonie natury. Na wakacjach dużo czytam, nadrabiam bo nie mam czasu w Warszawie tak wiele jak bym chciała. Od pewnego czasu odkrywam literaturę kobiet – pisarek, które tworzyły dawno temu ale dopiero dziś są „odkrywane na nowo”, a na pewno w Polsce. Należy do nich np. autorka „Trylogii Kopenhaskiej” Tove Ditlevsen. Uwielbiam czytać pamiętniki i biografie. Rodzinnie jesteśmy dosyć zaawansowani kinowo i sporo chodzę do kina. Kocham gotować i spędzać czas z przyjaciółmi.

Przyznaję, że tak zwaną wielką modą nie interesuję się już tak jak kiedyś, kiedyś śledziłam bardzo uważnie wszystkie najważniejsze pokazy mody, domy mody, zmiany personalne w nich. Dziś mniej mnie to interesuje, ale jest jeden wyjątek, jeden projektant, którego uwielbiam i którego twórczość śledzę. To Dries van Noten. Jego stałość i konsekwencja w podążaniu swoją drogą mi imponuje, a to jak on wspaniale pracuje z wzorami i fakturami tkanin – to jest rzecz niepojęta. 

Powołałaś do życia dopiero co – można powiedzieć – nową linię produktów: kolekcję dodatków wyposażenia wnętrz. Skąd ten pomysł i co mu przyświecało?

W ładnych wnętrzach mieszka się lepiej 

W moim rodzinnym domu tzw. wystrój wnętrz zawsze był ważnym zagadnieniem. Bo nikt nie przechodził obojętnie wobec dzieł sztuki, czy dizajnu. Z pewnością znajomość sztuki i jej umiłowanie przez rodziców, dziadków – miało na mnie i na moje siostry – duży wpływ. Asia, moja siostra jest architektką. Ma swoją pracownię projektową i obecnie też projektuje sporo wnętrz. Julka ma znane w całej rodzinie, niezwykłe wyczucie estetyczne i jest mistrzynią wynajdywania prawdziwych perełek designu. Wyrosłam w domu, w którym cykliczne jeżdżenie na targi staroci, takie jak słynne Koło było obowiązkowe, wszystkich zawsze ciągnęło do wynajdowania pięknych i wysokojakościowych przedmiotów służących upiększaniu domu, świata, a finalnie życia codziennego. Ja tym nasiąkałam jako najmłodsza w rodzinie. Moi dziadkowie byli wręcz obsesyjnie przywiązani, a szczególnie dziadek do tego jak wygląda przestrzeń mieszkalna. Od dłuższego czasu rozmyślałam o tym, że chciałabym wyjść z marką Kaaskas poza skojarzenie z modą, a wejść bardziej do świata pewnego konceptu. Chcę żeby KAASKAS było bardziej marką lifestyle’ową. Uznałam, że dodatki wnętrzarskie to jest właściwy kierunek. Moja mama, która od jakiegoś czasu pomaga mi w różnych aspektach związanych z firmą bardzo mnie na to namawiała i pomogła w znalezieniu odpowiednich producentów. Zgodnie z filozofią mojej marki – są to dodatki do domu wykonane z dbałością o szczegół, w małych seriach, przygotowanych w manufakturach zatrudniających fachowców w swojej dziedzinie i z naturalnych materiałów. 

Ta kolekcja jest wykonana z przędzy w 96 % bawełnianej, w rodzinnym zakładzie na Podlasiu. Można w niej znaleźć trzy rodzaje poszewek na poduszki – każda jest dwustronna. I miękkie, ciepłe pledy, które śmiało mogą być także stosowane jako narzuty na łóżko. Doskonale się sprawdzą w tej roli bo mają rozmiar 165 x 210 cm.

Dodatkiem do kolekcji są inkografie mojego autorstwa, ręcznie sygnowane, w których wykorzystuje motywy i wzory dobrze już ze mną jako projektantką kojarzone. 

Dążę do tego, aby marka Kaaskas stałą się nośnikiem pewnego języka, kodów estetycznych i w ramach tych kodów funkcjonowała w świecie dizajnu. 

Pierwsza edycja kolekcji „Home” jest z mojej strony także swego rodzaju osobistym ukłonem w stronę kobiet – artystek projektantek, które mnie fascynują i inspirują, takich jak Sonia Delaunay, Sophie Taeuber – Arp i Anni Albers, które wykształciły własny język jako twórczynie i tworzyły w nim bardzo różne rzeczy: od obrazów, poprzez grafikę czy sztukę użytkową, aż po scenografie. Niesamowicie inspirujące postaci dla mnie. To są dla mnie pionierki, które poruszały się między dyscyplinami i kategoriami, a cały czas jesteśmy w stanie zobaczyć ich jedną twórczą myśl we wszystkim co robiły.

Przyszła pora na finał czyli pytanie: co dalej? (śmiech) Jakiej przyszłości pragniesz dla swojej marki KAASKAS? 

Odpowiem nieco przekornie, ale szczerze. Linia „Home” jest wynikiem moich przemyśleń na temat tego kim chce być jako projektantka, a przede wszystkim co chce jako projektantka oferować światu. A po upływie niemalże dekady od powstania firmy wiem, że niczego tak nie lubię jak działać wbrew sobie. Od jakiegoś czasu czuję, że w projektowaniu pociągają mnie nowe, poza modowe ścieżki i na nich chcę się teraz skupić. Rozwój linii Home, co do której mam śmiałe plany jest ukłonem w stosunku do idei rzeczy na lata, na dłużej. Lubię jednak działać w swoim tempie i stopniowo. Mogę obiecać, że KAASKAS będzie dalej tworzyć zgodnie z mottem marki: Chcemy, aby nasze produkty były jak ulubione przedmioty – takie, do których podchodzi się z dużą dbałością i z którymi nie chce się rozstawać”

***Wszystkie zdjęcia ilustrujące tekst zostały użyte za zgodą Kasi Skórzyńskiej – właścicielki marki KAASKAS. Autorem zdjęć jest Jakub Stanek.

Markę KAASKAS i jej ofertę można śledzić na jej stronie www oraz kontach w social mediach: Facebooku oraz Instagramie.

You may also like

FERRARI
OPPENHEIMER
JANE BIRKIN – HISTORIA IKONY…
VERMEER. BLISKO MISTRZA

Skomentuj