16
kw.
2020
30

PŁYNĄC W CIEMNOŚCIACH

PŁYNĄC W CIEMNOŚCIACH (Swimming in the dark) Tomasz Jędrowski. W przekładzie Roberta Sudóła. Wydawnictwo OsnoVa, 2020

Debiut literacki Tomasza Jędrowskiego Płynąc w ciemnościach to na nadwiślańskim rynku wydawniczym rzadki przypadek. Książka tłumaczona na polski z angielskiego, choć napisana przez Polaka. Proza subtelna i emocjonalnie dojrzała. Płynąc w ciemnościach ujęło mnie najbardziej – szczerym, empatycznym i wnikliwym psychologicznie spojrzeniem na miłość dwóch mężczyzn, której niemożność spełnienia się wpisana jest w szpetotę PRL-owskich czasów, o których opowiada.

To że jestem dociekliwa z natury i w tym przypadku pomogło. Bo spotkanie z pisarzem w warszawskiej Narodowej Galerii Sztuki Zachęta zorganizowano z niewielkim zapleczem medialno – marketingowym. Co dla mnie osobiście oznaczało, że raczej warto na nim się pojawić. W naszym kraju, bowiem, wielkie szumy medialne odbywają się już od dawna prawie wyłącznie wokół rzeczy, które (zwłaszcza swoim poziomem intelektualnym) wołają o pomstę do nieba…

Spotkanie z Tomaszem Jędrowskim – promujące jego debiut literacki pt. Płynąc w ciemnościach mogło się odbyć dzięki mecenatowi magazynu Vogue Polska.

Książka ta ukazała się najpierw w Wielkiej Brytanii. Nakładem szacownego wydawnictwa Bloomsbury. I wzbudziła zachwyt tamtejszych krytyków literackich. W USA wydało ją potem Harper Collins. A prawa do jej tłumaczenia zakupiły już kolejne prestiżowe wydawnictwa na całym świecie.

Na spotkanie z pisarzem (które miało miejsce pod koniec Lutego) poszłam wiedziona raczej intuicją. Czy też instynktem. Bo trudno to nazwać inaczej. Byłam ciekawa tego kim jest ktoś, kto się w Polsce nie urodził. A o niej pisze. W dodatku za ramy czasowe swej opowieści przyjmując lata 60-te i 70-te aż do 1981. Czyli te, w których – jak sądzę – autora nie było jeszcze na świecie. Zastanawiałam się, na ile udała się proza kogoś, kto w zasadzie zatem nie zna opisywanej przez siebie rzeczywistości…

Nie trzeba wiedzieć “jak to było” z własnego doświadczenia, by móc to ubierać w słowa. Ale jest to – obiektywnie rzecz ujmując – trudne zadanie. A dla debiutanta – arcytrudne.

O książce Tomasza Jędrowskiego Płynąc w ciemnościach przed spotkaniem literackim nie wiedziałam nic, poza kilkoma słowami tekstu promocyjnego zamieszczonego w notce wydarzenia na FB. Brzmiały zachęcająco i obiecująco. Ale ja działam zawsze niczym rasowy gracz w pokera. Zawsze mówię: sprawdzam. Muszę poznać i wyrobić sobie własne zdanie…

Kim jest ten młody mężczyzna, obwołany “wunderkindem”? Czy jego debiut literacki to coś wartego uwagi? Coś naprawdę dobrze napisanego, czy może jedynie to rodzime zachwyty nad zachodnimi zachwytami (częsty przypadek w Polsce – hmm?)…

Nie ukrywam, że istotnie moją ciekawość podsycał fakt, że Płynąc w ciemnościach to proza, która u swych podstaw poświęcona jest miłości homoseksualnej. I w moim przypadku – nie tylko dlatego, że jestem psychologiem z wykształcenia – nie jest to tzw. niezdrowa podnieta ;-)… Zawsze podkreślam w swoich tekstach recenzujących filmy czy seriale tej kwestii poświęcone – jestem nieprzejednaną orędowniczką traktowania miłości homoseksualnej na równi z heteroseksualną. To po prostu wynika z moich własnych poglądów i systemu wartości. Nie oceniam ludzi poprzez pryzmat tego czy są “homo” czy “hetero”. Oceniam (jeżeli w ogóle) ich czyny. Dla mnie – my ludzie – u swych podstaw – wszyscy jesteśmy równi. Także wobec naszej seksualności, miłosnych wyborów i ich meandrów. Szczęsności czy też tragedii z nimi związanych…

*   *   *

Tomasz Jędrowski okazał się być przystojnym, urokliwym, dowcipnym, a przede wszystkim samoświadomym młodym mężczyzną. Ujmującym w swojej skromności. Choć obiektywnie – ma powody do dumy. Jego debiut literacki odniósł spory sukces na bardzo wymagających anglosaskich rynkach.

Autoironicznie i w sposób zjednujący mu przychylność publiczności – umiał sobie poradzić z najtrudniejszymi pytaniami. Opowiadał o tym, że choć urodził się w Niemczech, został tak wychowany przez swoich rodziców, że czuje się kosmopolitą (obecnie mieszka we Francji, ale cale lata żył też w Anglii) – niemniej Polskę ma niejako “wszytą pod skórę”. Zresztą mówi po polsku płynnie, jedynie akcent zdradza, że nie posługuje się naszym językiem na co dzień.

Jędrowski zdał mi się kimś, dla kogo satysfakcja z życia wypływa z realizacji “ja”. I tego że żyje świadomie, podług własnych marzeń i wyobrażeń na temat tego czym jest spełnienie. Nawet jeżeli odbywa się to czasami kosztem bardzo dużych wyrzeczeń. Zważywszy na to, że studiował prawo na Cambridge, a potem przez kilka lat piął się mozolnie po szczeblach kariery w znanej i potężnej korporacji, by to wszystko co tam osiągnął porzucić – nie zabrzmiało to gołosłownie. Jego wypowiedzi na temat tego z jakim mozołem uczył się sztuki pisania na kursach i warsztatach, by po 7 latach wydać pierwszą książkę – zrobiły na mnie duże wrażenie…

*   *   *

Narrator a zarazem główny bohater Płynąc w ciemnościach ma na imię Ludwik. Kiedy zaczynamy poznawać jego historię jest dziewięciolatkiem. Mieszkającym we Wrocławiu. Żyjącym skromnie razem z mamą oraz babcią w małym mieszkanku w jednym z bloków, jednego z wielu osiedli tego dużego, niegdyś niemieckiego miasta… Już w dzieciństwie odczuwa dziwne i niezrozumiałe dla siebie uczucie przywiązania i szczególnej atencji wobec pewnego rówieśnika, towarzysza zabaw. Kolegi z tej samej szkoły. Jeszcze nie wie czym to jest. I nie zadaje sobie pytań (jak każde dziecko) o swoją seksualność. Potem, z biegiem lat zaczyna szukać odpowiedzi. Ale kiedy staje się nastolatkiem – odpowiedź – choć zamglona czy też tłumiona wyparciem – stale się do niego dobija. Pociągają go mężczyźni. Ale są lata 70-te zeszłego stulecia. Jest PRL. Homoseksualizm jest uznawany za zboczenie i patologię. Nie da się być w Polsce otwarcie przyznającym się do “odmiennej od wszystkich” orientacji seksualnej młodym mężczyzną. Można być tylko kimś, kto funkcjonuje w tym zakresie “w podziemiu” lub godzi się z tym, że musi sobie zaprzeczyć. Wyprzeć się tego. Zapomnieć o tym fakcie. I Ludwik długo bardzo próbuje…

Na studia wyjeżdża do Warszawy. Chce uciec od domu rodzinnego, od kontekstu. Oczekiwań wobec jego przyszłości. Która rzecz jasna ma być przykładnie mieszczańska. Po studiach powinien się ożenić, spłodzić dzieci. Odbyć drogę, po której poruszają się wszyscy ci, których zna. I ci, którzy go wychowali.

Ludwik jest tego świadomy. Wie, czego się od niego oczekuje w każdym zakresie: rodzinnym, społecznym, towarzyskim, kulturowym. Wie, że jako homoseksualista jest w Polsce “persona non grata”. Ale jak ma sobie z tym radzić jego młode ciało? Jak ma z tym sobie radzić jego intelekt, który wie, że “ujawniając się” narazi się na ostracyzm społeczny? Płynąc w ciemnościach to w zasadzie powieść poświęcona stałemu bólowi psychicznemu ludzi takich jak jej bohater główny. Który wie, że wybór przed jakim stoi to nie wybór mniejszego zła. A rozpaczliwy wybór pomiędzy “wszystkim” a “niczym”. Kiedy powie głośno: tak, jestem homoseksualistą – zrujnuje sobie dostęp do jakichkolwiek możliwości posiadania jako tako udanego życia zawodowego czy społecznego w świecie i czasach, w jakich przyszło mu żyć. Że to przekreśli wszystko i na zawsze skaże go na życie na marginesie. Pozbawiając go najbardziej podstawowego prawa – prawa do samostanowienia. A co gorsza odrze go z godności…

Ludwik cierpi. Jest inteligentny, jest wrażliwy. Czuje się osaczony. Zdaje sobie sprawę z tego, że prędzej czy później jego tłumione libido upomni się o swoje. Eksploduje. Weźmie go w posiadanie. Nie da o sobie zapomnieć. Że nie ma od tego, że “woli mężczyzn” ucieczki.

I tak się dzieje. Pewnego lata, na studenckim obozie Ludwik poznaje Janusza. Wzajemna fascynacja i nieodparty pociąg jaki do siebie poczują mężczyźni nie da się stłumić, a im samym nie uda się tym uczuciom długo zaprzeczać. Po powrocie z wakacji do Warszawy wybucha między nimi gorący i namiętny romans. Który rzecz jasna będą ukrywać przed całym światem.

Na kontekst nieakceptowanej społecznie relacji miłosnej dwóch młodych mężczyzn w Płynąc w ciemnościach dodatkowo nałoży się nawarstwiający się z czasem i różniący ich coraz bardziej system wartości. I kładąca się cieniem na ich związku hipokryzja Janusza. Który za wszelką cenę starać się będzie po skończeniu studiów zrobić zawodową i społeczną karierę. Po to by móc prowadzić życie dostępne w PRL jedynie uprzywilejowanym członkom Partii. Podczas gdy Ludwika coraz bardziej zacznie brzydzić komunistyczny reżim. A życie w kraju, który tłumi wszelkie przejawy indywidualizmu i represjonuje wszystkich, którzy nie poddają się ustrojowym wytycznym stawać się będzie dla niego coraz bardziej nie do zniesienia.

Miłość tych dwóch mężczyzn będzie się zatem zmuszona przeglądać w lustrze historii czasów, w których się zawiązała. I w której jej pełnoprawne istnienie nie miało racji bytu…

*   *   *

Porwałam się na „zrecenzowanie” beletrystyki po raz pierwszy na łamach bloga (zawsze jest ten pierwszy raz, nieprawdaż?) z kilku powodów. O Płynąc w ciemnościach piszę z pełną pokorą, wynikającą ze świadomości braku wiedzy merytorycznej (nie jestem literaturoznawcą). Licząc na Waszą – moich czytelników – wyrozumiałość. Dużo czytam, owszem. Mam sporo przemyśleń oraz jakiś tam aparat porównawczy, ale nic krytycznie – mądrego nie napiszę. Piszę akurat o tej książce z kilku istotnych według mnie powodów. A nie jest nim na pewno fakt, że autor zdobył uznanie za granicą. Ani to, że jest to książka, w moim odczuciu wybitna. Czytałam znacznie lepsze debiuty literackie od Płynąc w ciemnościach. Piszę bo uważam, że to ważna książka. Wydana w drugiej dekadzie XXI wieku w Polsce. Czyli w kraju, w którym (również w literaturze) się o miłości homoseksualnej (nie o homoseksualizmie) praktycznie nie mówi! A to stanowi dużą różnicę!

Bo największą zaletą książki Jędrowskiego w moim osobistym odczuciu jest właśnie to, że potrafi bardzo pięknie i poruszająco, bardzo dojrzale emocjonalnie, bardzo zmysłowo, a przede wszystkim na sposób, który opisuje pożądanie mężczyzny przez mężczyznę i miłość mężczyzny do mężczyzny opisywać tak, że czyni z niej uniwersum. I przed tym się pochylam. I temu się w tej prozie kłaniam.

Jest to też ważna moim zdaniem książka, na polskim rynku wydawniczym, także z jeszcze jednego powodu. Który z kolei stanowi mój osobisty “konik”. Otóż, uważam, że Płynąc w ciemnościach jest gotowym materiałem na scenariusz filmu. I to filmu, który by się świadomości Polaków – bardzo przydał!

Żyjemy w kraju, w którym swego rodzaju klasyka tego typu powieści jaką jest Płynąc w ciemnościach – jest dopiero w zasadzie odkrywana. I dzieje się to raczej dzięki dziełom filmowym, które wzięły ją na swój scenopisarski warsztat. Nie lubię być cyniczna, ale często bywam, bo muszę 😉 W kraju o takiej strukturze kulturalno-politycznej jak nasz, w którym na dodatek mało kto czyta w ogóle – szansa na to, że po książkę o miłości homoseksualnej sięgnie tzw. “przeciętny obywatel” równa się zeru.

Nie wydaje mi się bowiem, a nawet jestem tego pewna, aby proza André Acimana “Tamte dni, tamte noce” była szczególnie rozchwytywana przed powstaniem filmu autorstwa Luca Guadagnino. Elio, w wybitnej kreacji Timothée Chalamet’a – poruszył ludzi do głębi (nawet tych, co to na słowo gej wywracają oczami z grymasem na twarzy) właśnie poprzez to, że pokazał jakże ludzki, uniwersalny wymiar tego czym jest zmaganie się z nieakceptowaną tożsamością seksualną. I nieszczęśliwą miłością. Bo WSZYSCY wiemy nawet jeżeli niewiele o tym pierwszym, to zawsze więcej lub bardzo dużo o tym drugim…

Niemożność spełnienia się w miłości z tym, kogo się kocha, pragnie i pożąda jest uniwersalnym bólem ludzkim. Wymykającym się wszelkim najszpetniejszym stereotypom, czy też ohydnym uprzedzeniom.

To samo zresztą tyczy się opowiadania Annie Proulx “Brokeback Mountain”, na podstawie którego Ang Lee nakręcił swoje filmowe arcydzieło.

Hej! Nie bądźmy hipokrytami! Czytaliście to wcześniej? Przed powstaniem filmów, na których wypłakiwaliście oczy ze wzruszenia? No, właśnie…

*   *   *

Tym, co w moim odczuciu czyni literaturę zjawiskiem, która ma moc wpływania na ludzi, otwierania umysłów, poszerzania horyzontów. Która potrafi się odcisnąć piętnem na całym ich życiu, a niekiedy nawet zmienić jego bieg – jest umiejętność ukazywania czytelnikom tego, czego zazwyczaj ‘nie widzą’ lub wręcz zmuszania ich do widzenia tego, czego widzieć nie chcą.

Płynąc w ciemnościach jest książką nie wolną od pewnych mielizn i słabości. Dla mnie, jako kogoś, kto doskonale pamięta czasy przed stanem wojennym – jej warstwa “historyczna”, czyli opisy trudów życia w PRL jest jej zdecydowanie najsłabszym punktem. Czuć wyraźnie, że jednak pisze o tym wszystkim ktoś “kto nie doznał tego tak jak to było”. A tym bardziej to czuć, w zderzeniu z opisami wszystkich emocjonalnych i miłosnych zmagań bohatera. Które są – z kolei – zdecydowanie najjaśniejszym punktem prozy Jędrowskiego.

Bo Jędrowski nie tylko WIE jak to jest kochać mężczyznę (w przeciwieństwie do tego jak się ucieka przed ZOMO, oraz stoi w kilometrowych kolejkach po nic, co w dodatku jest reglamentowane). Ale zdaje się być kimś, kto przede wszystkim UMIE o miłości mówić. Tej zmysłowej i cielesnej również. I potrafi to oddać w słowach. A to – będę wredna – pięta achillesowa większości polskich pisarzy całkowicie heteroseksualnych… Mnie to nie dziwi, bo trudno, aby nawet bardzo dobrzy autorzy nadwiślańscy umieli pięknie i zmysłowo opisywać pożądanie, pragnienie oraz akt seksualny skoro wychowali się otoczeni mową / w języku wykastrowanym z tego wszystkiego co erotyczne, subtelne, zawoalowane, ukryte w jedynie podświadomych drgnieniach myśli ulotnych i zaraz wypartych, przemknięciach w ciele i duszy, skojarzeniach bezwiednych, które rozpoznaje się dopiero (acz ewentualnie) po czasie. I potrafili się pomimo to w bezkresy libido zagłębić poza obszary cielesnych zmagań i fantazmaty “brania jej długo i tak dobrze, aż będzie krzyczała z rozkoszy”…

Jędrowski zdobył moje czytelnicze serce tym, że jego proza nie mąci obrazu prawd podstawowych. A te płci nie mają. I wie, że miłość – to miłość. A ona się rodzi i powstaje poza obszarem naszej kontroli. A ta czy to homoseksualna czy heteroseksualna – ale taka, która boli i która nie może się zrealizować jest czymś, co wynosi ją ponad to wszystko, co etykietujące. Czyż jest bowiem ból bardziej uniwersalny, niż miłość która nie może się spełnić? Której zatem się zaprzecza, która się wypiera i którą chce się ze swego ciała niemalże wyszarpać?

*    *    *

Dla kanwy Płynąc w ciemnościach, dla tego wszystkiego, co się dzieje z bohaterem tej powieści, dla najważniejszych wyborów życiowych Ludwika – czymś w rodzaju spiritus movens – jest pewna książka. Autorstwa Jamesa Baldwina, pt. “Mój Giovanni” – książka poświęcona właśnie miłości homoseksualnej, której jej bohater stara się zaprzeczyć wiążąc się jednak z kobietą…

W czasach, o których opowiada proza Jędrowskiego – niedostępna po polsku (to fakt, pierwsze tłumaczenie ukazało się u nas dopiero w 1991 roku, nakładem PIW).

Tu dygresja – James Baldwin – uchodzi za jednego z najważniejszych pisarzy Afroamerykańskich w USA. W swojej twórczości poruszał przede wszystkim kwestie rasizmu. Jego powieść z 1974 roku: “Gdyby ulica Beale umiała mówić” dwa lata temu została zekranizowana. A wyreżyserowany przez Barry’ego Jenkinsa (twórca “Moonlight”) film spotkał się z bardzo przychylnym przyjęciem krytyki i widzów. I został nagrodzony Złotym Globem dla najlepszej aktorki.

Jest jeszcze jeden powód dla którego (jak sądzę) to właśnie Baldwin i jego “Mój Giovanni” stanowi dla Płynąc w ciemnościach punkt odniesienia, swego rodzaju fundament. Bo Baldwinowi jako pisarzowi przyświecała całe życie pewna idee fixe:

The role of the artist is exactly the same role of the lover. If I love you, I have to make you conscious of things you don’t see…

Ja jej echo bardzo mocno widzę w prozie Jędrowskiego. I jest to komplement.

Ps. Płynąc w ciemnościach ma jedną z najpiękniejszych i wzruszających dedykacji od autora, jaką spotkałam w prozie od dawna: Dla Laurenta – mojego domu.

You may also like

BĘKART
CHŁOPI
OSIEM GÓR
SZPIEG WŚRÓD PRZYJACIÓŁ

Skomentuj