9
mar
2015
167

POGARDA

Pogarda (Le Mépris), Reż. Jean Luc – Godard. Wyk. Brigitte Bardot, Michele Piccoli, Jack Palance, Fritz Lang. Francja / Włochy,1963

Le_mepris

Pogarda jest obrazem, który napawa mnie melancholią pomieszaną z podziwem. To „kino w kinie” i film o filmie. To również, a może przede wszystkim kino o miłości do kina i do światła – bez którego nie może istnieć.

Obraz ten powstał ponad 50 lat temu, czyli wtedy kiedy dyskurs o tym, czym zajmować się powinna kinematografia jako X muza był bardzo żywy.

Godard – twórca „nowej fali”, reżyser, uznawany nie tylko za prekursora tej szkoły w kinematografii, ale też twórcę wielkiego, ikonicznego – inspirację dla zastępów podziwianych dziś filmowców (przyznają się do tego między innymi Martin Scorsese, Wim Wenders, Quentin Tarantino) – tworząc Pogardę – był u szczytu sławy. Zrobił wcześniej „Małego żołnierzyka”, „Żyć swoim życiem”, „Kobieta jest kobietą”, a przede wszystkim kultowe i kojarzone z nim najbardziej do dziś: „Do utraty tchu”.

Scenariusz Pogardy powstał w oparciu o powieść wielkiego Alberto Moravii. Ale jest to scenariusz „dobrze przetrawiony” przez artystę, który był intelektualistą, erudytą i człowiekiem wychowanym w kulcie kultury wyższej (jak większość francuskich twórców tamtej epoki był synem burżujów).

Pogarda opowiada o małżeństwie Camille i Paula Javal (Brigitte Bardot i Michele Piccoli). Paul jest pisarzem i scenarzystą filmowym. Poznajemy ich w dość specyficznym momencie ich życia: Paul dostaje propozycję wprowadzenia poprawek do scenariusza adaptacji „Odysei” według Homera, którą reżyseruje słynny Fritz Lang (grający niemalże samego siebie – czyli wielkiego europejskiego reżysera z zasadami). Składającym propozycję jest zaś niejaki Jeremy Prokosch (Jack Palance): bufonowaty, arogancki i niebotycznie bogaty producent tego obrazu z USA. Do historii kinematografii przeszedł cytat z dialogów z tego obrazu, a mianowicie zdanie, które do Javala wypowiada Prokosch: „gdy słyszę słowo kultura, wyjmuję książeczkę czekową”.

I jak w antycznej tragedii – ten jeden moment zmienia relację małżonków. Początkowe wahania Paula, co do przyjęcia propozycji – od kogoś, kogo prostactwa jest w pełni świadomy – „rozwiane” za pomocą czeku na pokaźną sumę uruchamiają pomiędzy małżonkami proces, którego nie da się zatrzymać. W dodatku Prokosch bezczelnie zaleca się do żony Paula. Ten zaś jest dość wymownie bierny wobec tej sytuacji. Kulminację narastającego konfliktu pomiędzy Javalami jest tytułowa pogarda dla męża, która wzrasta w Camille z każdym dniem.

Nie da się do Pogardy moim zdaniem podejść z całkowitym dystansem, bo film ten jest poniekąd soczewką ogniskującą intelektualne zmagania koncepcji i trendów w sztuce z początków lat 60tych zeszłego stulecia. W obrazie tym odbija się jak w lustrze wszystko to, co „bulgotało” w kulturze powojennej Francji: bunt przeciw zakłamaniu, gloryfikacja wolności osobistej i swobody twórczej, niechęć do autorytetów i ich podważanie, kwestionowanie zastanych dogmatów: w sztuce, filozofii, wartościach.

Jak twierdzą biografowie tamtych czasów Pogarda powstawała z wieloma kłopotami w tle. Po pierwsze Godard kręcił swój obraz w trudnym psychicznie dla siebie momencie – samym środku kryzysu w małżeństwie z Anną Kariną. Po drugie – nie specjalnie chciał pierwotnie by rolę Camille grała Bardot. Marzył o Kim Novak, rozważał Monikę Vitti. Do spotkania w sprawie tej roli dążyła BB. Zależało jej na tym, by filmie zagrać, bo jak twierdziła: „wielbi powieść Moravii”. Według reżysera jednak bardziej prawdopodobne było to, że Bardot dobrze pamiętała zniewagi i krytykę, z jaką spotkała się jej rola w przełomowym dla niej filmie „I Bóg stworzył kobietę” Vadima – a jedynie twórcy „nowej fali” byli tymi, którzy docenili swobodę gry i nonszalancję BB.

Anegdoty ludzi z planu filmowego Pogardy pełne są wspomnień o konfliktach, wzajemnych oskarżeniach i skomplikowaniu relacji między reżyserem, a gwiazdą. Począwszy od walk toczonych przez Godarda z BB o to, by nosiła kostiumy i dawała się czesać zgodnie z jego zamiarami i intencjami przekazu, a na niemożnościach komunikacyjnych kończąc.

Co do kostiumów zaś – Pogarda – należy do obrazów kanonicznych jeśli chodzi o stroje, jakie nosi Bardot, choć jest ich zaledwie kilka: stały się inspiracją dla całej rzeszy największych współczesnych projektantów z Miuccią Pradą na czele.

BB uwielbiała „gwiazdorzyć” i zawsze domagała się bycia w centrum uwagi, Godard zaś tego nie znosił i ostentacyjnie ignorował celebryckie zapędy swej aktorki. Trzeba też dodać, że Brigitte Bardot – w przeciwieństwie do Jean – Luc Godarda intelektualistką nie była. Nie specjalnie rozumiała ani proces twórczy, z którym zmagał się reżyser w pracy nad filmem, ani też złożoność intelektualną scenariusza.

A jednak stał się cud: BB nie zagrała nigdy lepszej roli i nigdy też nie była bardziej jaśniejąca obezwładniającym erotyzmem i zmysłowością niż w Pogardzie. A to dzięki temu, że Godardowi udało się wydobyć z aktorki coś, czego nie udało się nikomu innemu: zmysłowość na pograniczu artyzmu, nie zaś wyuzdania.

Le-mépris-2

Dodatkowo, z dzisiejszej perspektywy na Pogardę patrzę także jak na majstersztyk wizualnych możliwości kina – tym wspanialszy, że pozbawiony jakichkolwiek efektów specjalnych czy komputerowych. Pogarda to czysta magia wynikła z genialnej współpracy reżysera z operatorem, scenografem i kostiumologiem.

Kadry z wyspy Capri, kręcone w słynnej willi pisarza Malaparte (jeden z najwspanialszych okazów połączenia klasycystycznej i modernistycznej architektury Włoch, z końca lat 30tych zeszłego stulecia, z zapierającym dech w piersi tarasem na szczycie i widokiem na Morze Tyrreńskie) są scenami, które mogę oglądać bez końca. Włoskie światło, to słynne włoskie światło, otacza tam bowiem wszystko i spowija niemalże boską aurą.

You may also like

BĘKART
PAMIĘĆ
STREFA INTERESÓW
CZASEM MYŚLĘ O UMIERANIU