Pokaż mi swój kostium kąpielowy, a powiem ci kim jesteś…
Historia kostiumu kąpielowego to historia kultury – zarówno mody, trendów jak i obyczajów.
Bo przede wszystkim – bądźmy szczerzy – niewiele innych część kobiecej garderoby – jest „naznaczonych” tak bardzo tym, że – zgodnie z naszą wolą – ma sporą szansę zaprezentować ciało w kontekście erotycznym – jak właśnie “strój do opalania”. Łącznie z bielizną. Wszak wybory w zakresie “dessous” – są natury prywatnej i nie są (raczej) przeznaczone dla publicznych oczu. A kostium kąpielowy – tak!
Z obserwacji wiem, że wybór kostiumu kąpielowego jest dla wielu kobiet zadaniem żmudnym i podejmowanym z niechęcią (o tak!). Trud zakupu odpowiedniego dla siebie kostiumu kąpielowego – dotyczy większości kobiet (łącznie z moją skromną osobą), które nie należą do grupy modelek reklamujących bieliznę “Victoria’s Secret”.
W każdym innym przypadku jest tak, że wybór kostiumu kąpielowego nosi w sobie pewnego rodzaju “przekleństwo”. Na nic panujące trendy, kolory, wzory i fasony. Skoro ciało ma “wymagania” zupełnie innej natury. Jak wyeksponować to, co najlepsze? Jak „zamaskować” to co nie jest naszą mocną stroną? Jak dodać (tam gdzie za mało)? A gdzie ująć (tam gdzie za dużo)? Auć!
Ciekawym dlatego zdaje mi się fakt, że w tym roku – tak bardzo “en vogue”, opisywanym jako pożądany i lansowany przez świat “fashion” jest jednoczęściowy kostium kąpielowy oraz fasony „retro” wśród kostiumów dwuczęściowych. To nie tylko kwestia od lat prowadzonej kampanii medialnej dotyczącej walki z rakiem skóry, nieustającego nagłaśniania (i bardzo słusznie) szkodliwości nadmiernej ekspozycji ciała na słońce. Sądzę, że jest to wynik kilku czynników. W tym też takiego, że – z jednoczęściowego kostiumu kąpielowego łatwiej uczynić mroczny przedmiot pożądania, warty dużej ceny. Koszty “cacka” luksusowej marki w tej kategorii potrafią wynosić kilkaset Euro i z pewnością nie wynikają one z tego, że zużyto trochę więcej tkaniny spandex niż na dwa kawałki przeciętnego bikini. Piękny, dobrze wykonany, jednoczęściowy kostium kąpielowy to – że użyję tego słowa – kreacja! Dlaczego? Ano dlatego, że po pierwsze z zasady jest bardziej elegancki i szykowny niż zestaw “majtki” plus “stanik”. A po drugie dlatego, że potrafi rzeczywiście (czego najlepszy i najładniejszy kostium typu bikini nie zrobi nigdy) “ubrać” ciało kobiece niczym najlepszy krawiec. Podniesie biust, wyeksponuje dekolt, zmniejszy zbyt duże biodra, wyszczupli talię, wydłuży nogi, ukryje wystający brzuch. It’s a kind of magic!
Jednoczęściowy kostium kąpielowy jest ponadto strojem, w którym zaszyta jest tajemnica. Odsłania i zasłania jednocześnie. Pozwala pokazywać opalone ciało tak, by „inni” mogli się rozkoszować widokiem kobiecych wdzięków zostawiając niedomówienie i czarując obietnicą ich ujrzenia kiedyś… w innych okolicznościach.
Ma, jednakże – to fakt – jedną brzydką wadę. Nie nadaje się dla osób, które kochają się opalać. Cały dzień spędzony na słońcu w jego towarzystwie to koszmarny widok w lustrze wieczorem. I męka związana z oglądaniem ciała w dwóch kolorach.
Tajemnica – słowo klucz. Zdaje się obecnie powoli „powracać do łask” i to w szerokim kontekście kulturowym. Wszak żyjemy w czasach zmasowanego ekshibicjonizmu, którym ludzie powoli stają się zmęczeni. Publiczne „obnażanie się” zarówno literalne, symboliczne jak i metaforyczne po pewnym czasie nuży. Ile można się ekscytować tyłkiem Kim Kardashian? Ile może trwać „szał” związany z tym, że na plotkarskim portalu lub w tabloidzie wyszukamy zdjęcie zrobione „gwieździe” bez stanika lub całkiem nago na plaży gdzieś tam, gdzie dopadnięto ją w czasie urlopu? Raz? Dwa? No ile?
O kostiumie kąpielowym myślałam ostatnio dużo. A to dlatego, że kojarzy mi się z wakacjami, o których marzę. I choć dla mnie nie nadejdą prędko L wspomniałam sobie i też o tym, że odegrał w kilku filmach swoją niebagatelną rolę. A także fakt, że od wielu dekad, co roku o tej porze, media pełne są zdjęć kobiet: uwielbianych, podziwianych i kopiowanych – właśnie w kostiumie kąpielowym.
Elizabeth Taylor w Nagle, Ostatniego lata, 1959
Romy Schneider w Basenie, 1969
Brigitte Bardot, Festiwal w Cannes, 1953
Kate Moss – kampania reklamowa biżuterii marki David Yurman
Audrey Hepburn

Marilyn Monroe on the beach.
Jolanta Umecka w Nożu w wodzie, 1962
Ursula Andress w Dr. NO, 1962
Jakby nie patrzeć – popkultura od końca II-giej wojny światowej – do tej pory – traktuje kostium kąpielowy – jako jeden z naczelnych atrybutów seksualności kobiet. I nic nie wskazuje na to, żeby się to miało prędko zmienić. Mnie samą urzekają zdjęcia ikonicznych postaci kobiecych – właśnie w niego ubranych. I zdałam sobie sprawę – pisząc ten tekst – że w końcu wiem dlaczego. Bo kostium kąpielowy – wybrany – by się w nim publicznie prezentować – jako taki – mówi o kobiecie znacznie więcej – niż to, co moglibyśmy próbować „zrozumieć” przyglądając się jej innym, nawet najbardziej przemyślanym i wykoncypowanym strojom. Przedstawia daną postać, jej postrzeganie siebie i swego ciała – ujęłabym to tak – „w samym jego sednie”. Pokuszę się nawet o pewną parafrazę: „pokaż mi swój kostium kąpielowy, a powiem ci kim jesteś”.
Jaki będzie dalszy los kostiumu kąpielowego? Wydaje się, że znowu – po latach – zmierza ku temu, żeby jednak „ubierać”, a nie „rozbierać”. Nie sądzę, by przestał odgrywać swoją – jakże mu dobrze znaną rolę – tego, który „czaruje” i „uwodzi”. Już sam obraz „wyłaniania się” kobiety z morza, ze skórą zroszoną kroplami wody, lśniącą w promieniach słońca jest archetypicznie powiązane z erotyką („Narodziny Venus” Boticellego). Dlatego sądzę, że kobiety dalej oczekują od kostiumu kąpielowego przede wszystkim tego, by pozwolił im prezentować się tak atrakcyjnie, ba – uwodzicielsko – jak się tylko da. Ale jednak nieco inaczej. Widać już, że zmienia się powoli postrzeganie tego, czym owa „atrakcyjność” ma być. I sądzę, że nie będzie to już opowieść o tym, że damski kostium kąpielowy ma odpowiadać na męskie „domaganie” pt. „pokaż kotku, co masz w środku” 😉
Męską fetyszyzację damskiego kostiumu kąpielowego jako atrybutu, który czyni kobietę szczególnie „sexy” i „hot” – wykpiła w jednym ze swoich programów moja ulubiona Ellen DeGeneres. Filmik, który poniżej – ilustruje zmiany kulturowe, jakie dotyczyły tej części kobiecej garderoby – widzianej przez pryzmat fantazji mężczyzn. Zmiany kulturowe jednak zawsze najlepiej obserwować – jak to mówią – „na ulicy”. A w przypadku o którym mówimy – na plaży… Pozostaje jeszcze tylko pytanie na której? 😉