Pokaz VALENTINO zwieńczony „Zoolanderem”
VALENTINO to marka, którą niebywale podziwiam i szanuje. Jej krawiectwo – jakość i wykonanie budzi mój największy respekt.
Od 2008 roku Valentino nie jest już domem mody, którym zarządzał jego założyciel Valentino Garavani. Funkcje dyrektorów kreatywnych piastują: Maria Grazia Chiuri i Pier Paolo Piccioli. W moim odczuciu jednakże – zachowując – ducha tej marki. Co ja osobiście poczytuje jej “na plus”. Bowiem Valentino to jest legenda. Swój pierwszy, ekskluzywny butik przy słynącej do dziś z najdroższych sklepów w Rzymie: Via Condotti Valentino otworzył w 1960 roku. A zadebiutował pierwszą kolekcją dwa lata później, we Florencji, która to wtedy (a nie jak obecnie Mediolan) była “stolicą” mody włoskiej. Już jego pierwszy pokaz okazał się być gigantycznym sukcesem. I nie ma w tym nic dziwnego – jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że od początku tworzył kreacje dla kobiet z najwyższej jakości materiałów, luksusowo wykończone i mające nieprawdopodobną wręcz zdolność czynienia z ich posiadaczek osób wyglądających jak “milion dolarów”.
Wkrótce kreacje z metką Valentino pokochały wszystkie najważniejsze osoby ze światowej jest – set society. Nosiły jego suknie takie ikony stylu jak: legendarna naczelna “Vogue’a” – Diane Vreeland, Audrey Hepburn, Marisa Berenson, Jacqueline Kennedy Onasis, Elizabeth Taylor, Marella Agnelli – księżna, oraz żona również niebywałego eleganta Gianniego- posiadacza koncernu Fiat – najbogatszego Włocha po II wojnie światowej.
Słynne suknie wieczorowe Valentino i specjalny odcień czerwieni, który opracował dla swych kreacji uczyniły z marki ikonę. W 1966 roku Valentino Garavani opracował swój słynny logotyp: literkę V, która od tamtej pory towarzyszy marce.
Wczorajszy pokaz kolekcji na jesień /zimę 2015-2016 domu mody Valentino odniósł tak ogromny medialny sukces i okazał się być wydarzeniem na taką skalę, że nie mogłam zrezygnować z napisania o tym…
Zacząć trzeba jednak od tego, że sam kilkunastominutowy pokaz oglądałam z prawdziwym przejęciem. Z jednej strony bowiem nie mogę wciąż przyzwyczaić sie do myśli, że żyję w czasach, w których dla zwykłej pani z Warszawy – posiadaczki Internetu – możliwe jest obejrzenie pokazu mody haute couture – sfilmowanego w taki sposób, że mam poczucie niemalże “siedzenia w pierwszym rzędzie” – co jak wiadomo jest dostępne jedynie nielicznym. Z drugiej zaś – nie będę kłamać, że całymi godzinami zajmuje się wyłącznie śledzeniem pokazów mody. Tym razem jednak zelektryfikowana wiadomościami z sieci, że pokaz zwieńczyła niespodzianka w postaci występu dwoch aktorów: Bena Stillera oraz Owena Wilsona – mająca być zapowiedzią drugiej części filmu “Zoolander” (premiera planowana jest na rok 2016) postanowiłam przysiąść i się zapoznać… I nie pożałowałam!
Ten śmiały i z początku – wydający mi się dość dziwacznym – pomysł marketingowy okazał się być doskonały!
Przepiękna kolekcja mody damskiej, z której absolutnie każdy z modeli wzbudzał moje pożądanie – zaprezentowana w nobliwy i dość tradycyjny sposób – w ostatnich minutach zmienia bowiem przebieg, dynamikę i rytm – czyniąc pokaz jedynym w swoim rodzaju i absolutnie unikalnym.
Żyjemy w czasach, w których już od wielu lat wysokie miesza się z niskim: najbardziej wyrafinowane i stylowe kobiety świata od dawna już nie noszą jedynie ubrań z najdroższych domów mody…Popkultura i jej wytwory konsumowane są “szeroko” – wszak era podziału na tych co oglądają “jedynie” Bergmana i tych co wchłaniają “tylko” szmirę się dawno skończyła… Ale nie to jest i było najważniejsze – żeby docenić wyrafinowanie tego pomysłu – trzeba pomyśleć o tym nie tylko jako o pewnym koncepcie “show” – ale także jako o przekazie wizerunkowym…mamy tu bowiem do czynienia z działaniami biznesowymi marki luksusowej, która chce nam coś w ten sposób powiedzieć – zarówno o sobie, jak i o branży „fashion”…
To zmrużone oko – w najlepszym wydaniu. Bo przecież – wybór “Zoolandera” nie był przypadkowy…Bądź co bądź – ta wyjątkowo niskiej jakości komedia z roku 2001 w reżyserii Bena Stillera – opowiada o modelu imieniem Derek, którego kariera podupada… postanawia się więc wycofać z zawodu. Niestety – jego pracodawcy nie mają ochoty się na to zgodzić – zamierzają wmanipulować go we wzięcie udziału w zamachu na Prezydenta Malezji, który zabronił w swoim kraju pracować dzieciom w fabrykach tekstyliów – narażając tym samym świat mody na niebotyczne straty…
Ps. Załączam filmik z całym pokazem – bo uważam, że warto obejrzeć te cudowne kreacje…
Pingback : Kultura Osobista BRASSERIE GABRIELLE - kolejny genialny pomysł Karla Lagerfelda | Kultura Osobista