18
lis
2015
48

POWRÓT DO ITAKI

POWRÓT DO ITAKI ( Retour à Ithaque). 
Reż: Laurent Cantet
, Scen: Laurent Cantet, François Crozade (na podstawie powieści Leonarda Padury)
 Wys: Isabel Santos, Jorge Perugorría, Fernando Hechavarria, Néstor Jiménez, Pedro Julio Díaz Ferran. Francja, 2014


itaka_poster

Tego typu filmy jak Powrót do Itaki trzeba lubić, by je cenić. Kto nie ma w sobie upodobania do refleksji, może się znudzić. Ja się nie nudziłam, a wręcz przeciwnie.

Jest to opowieść, która zasadza się na pewnym niezbywalnym założeniu – dla mnie interesującym. A jest nim narracja oparta o rozważania “przedstawicieli inteligencji socjalistycznej”. To może budzić u niektórych szyderstwo. Pfff! A cóż to znowu za historia i kogo to obchodzi?

No cóż. Mnie obchodzi.

Reżyserem kameralnej opowieści o piątce przyjaciół, Kubańczyków, rodem z Hawany jest Laurent Cantet – ten sam, który został uznany jest za jednego z najważniejszych francuskich twórców filmowych po filmie “Odjazd” i który prestiżowy magazyn „Slant” umieścił na liście najważniejszych filmów 2000 roku, a „The Guardian” w pierwszej dziesiątce najważniejszych filmów pierwszej dekady XXI wieku. Prawdziwą sławę przyniosła mu jednak zdobyta w 2008 Złota Palma w Cannes za „Klasę” – realistyczny dramat o relacji nauczyciela z uczniami z różnych kręgów kulturowych.

Powrót do Itaki zrealizowany w konwencji teatralnej jedności miejsca, czasu i akcji skupia się wokół postaci Amadeo (Néstor Jiménez), pisarza, przeżywającego kryzys twórczy. Który po szesnastu latach emigracji wraca z Hiszpanii na Kubę. Poznamy go w sytuacji niby to banalnej – spotkania z przyjaciółmi “ze starej paczki” po latach. U jednego z nich, na tarasie z widokiem na najsłynniejszą hawańską promenadę – Malecón – Amadeo tej nocy skonfrontuje się zarówno z ludźmi, których kiedyś opuścił, Kubą, do której wrócił, jak i z nieubłaganym upływem czasu.

powrót_glow

 

W tym miejscu trudno mi nie wspomnieć o jednym z najsłynniejszych utworów barda czasów socjalizmu polskiego – Jacka Kaczmarskiego, pt. “nasza klasa”. To porównanie przychodzi mi na myśl tym szybciej i łatwiej, że dzieciństwo i nastolectwo spędziłam w PRL, z którego wiele osób wyjeżdżało gdzieś, na Zachód. Gdzie miało być lepiej i piękniej. I gdzie czekać miała ich mityczna wolność osobista.

Już jako dziecko musiałam zrozumieć, że wyjazd z kraju reżimowego był często wyborem wiążącym się z tak wielkimi kosztami, żebym mogła o tym zapomnieć. Będąc w podstawówce byłam świadkiem ludzkich dramatów. Zostawionych tu w kraju żon czy mężów. Dzieci. Rodziców. Rozłąk, które miały być przejściowe, a często zamieniały się w bolesną ranę. Na całe życie.

Dlatego dla mnie – osobiście – Powrót do Itaki to ciekawe studium socjologiczne. W którym ogniskową stanowią pogawędki przyjaciół, a patrząc na to szerzej – próba ujęcia tego jak żyje się na Kubie. W tym przypadku pewnej grupie społecznej, zwanej inteligencją. Bohaterowie tego obrazu mają za sobą wspólnotę lat młodzieńczych, z czasów licealnych i studenckich. Połączyła ich kiedyś wspólna zabawa, tańce, pijaństwa, popalanie trawki, romanse, zachłyśnięcie Ameryką i wytworami jej popkultury, upajanie się nielegalnie zdobytymi nagraniami The Beatles, Mamas and Papas, The Rolling Stones. A  przede wszystkim marzenia – o byciu wolnym, swobodnym, o możliwości wyrażania siebie bez strachu o przyszłość.

Fantazje o zachodnim bogactwie, przedmiotach, markach, atrybutach prestiżu miały tu znaczenie (o ile w ogóle) marginalne.

Butelka Coca – Coli, czy modny ciuch stanowiły jedynie widoczne “logotypy” dla wytęsknionej idei. A tę stanowiła demokracja. Nie konsumpcjonizm.

Teraz zaś – z racji tego, że ich spotkanie ma miejsce po prawie dwóch dekadach rozłąki – a oni sami wkraczają już w “smugę cienia” – okazuje się, że to co kiedyś ich łączyło w mrzonkach i fantazjach – z biegiem czasu stało się głównie bagażem bolesnych doświadczeń, których dyktatura Castro im dostarczała przez ten czas – bezustannie.

Nawet dla Amadeo, który się z niej wyrwał.

Powrót do Itaki (swoją drogą trudno mi nie odnieść się w tym miejscu do tytułu tego obrazu, który nawiązuje do mitu o wyspie, z której pochodził Odyseusz) ma charakter symboliczny.  

“Kuba – wyspa jak wulkan gorąca” – wraz ze stolicą – Hawaną niegdyś “perłą Karaibów” – niezwykłą, magiczną niemalże, mającą swój jedyny i niepowtarzalny kulturowy rys, rytm, klimat – to coś znacznie większego niż państwo, czy ojczyzna. To osobny świat, który jego mieszkańcy noszą w sobie. Mają zaszyty pod skórą, bez względu na wszystkie dziejowe wydarzenia, dramaty, trudności.

I o tym głównie opowiada najnowszy obraz Canteta. O tym, że Kuba, a szczególnie Hawana dla bohaterów, przedstawicieli pokolenia wychowanego nie tylko w państwie reżimowym, ale w świecie przed-cyfrowym, czyli karmiącym się znacznie bardziej fantazjami i wyobrażeniami niż realnym i rzeczywistością  stanowi idee, do której uczucia rozdarte są pomiędzy miłością, nienawiścią, a goryczą.

To pokolenie to „ofiary” złego czasu. Gigantyczny kryzys jaki miał miejsce na Kubie (lata 90-te zeszłego wieku) spadł na nich wtedy, gdy byli w szczycie możliwości zarówno fizycznych, jak i twórczych. Historia i polityka rzuciła się im do gardeł jak rozwścieczony pies. A kiedy udało się im w końcu wylizać z ran, siniaków i złamań, zrobiło się za późno na „zaczynanie od nowa”. Zarówno dla Rafy – malarza, ktory się tak kiedyś pięknie zapowiadał, inżyniera Aldo – obecnie konserwatora akumulatorów samochodowych, Tani – okulistki, klepiącej biedę i żyjącej z prezentów od dzieci z Miami i łapówek od pacjentów, jak i Eddy’ego – któremu dzięki flirtowi z reżimem niby to się udało najbardziej z nich wszystkich. Przynajmniej “się dorobił”.

I choć Powrót do Itaki  nie jest tak świetnym filmem jak “Inwazja barbarzyńców” Denysa Arcanda – ma znacznie mniej intelektualnego wysublimowania, lekkości i wdzięku – niemniej się moim zdaniem broni: dobrymi dialogami, wyważonym rozłożeniem akcentów między dramatem a humorem. Dobra grą aktorską. A przede wszystkim punktuje coś, co czyni ten obraz w moich oczach wartym uwagi. A jest nim fakt, że Kuba w obrazie Canteta zostaje przedstawiona jako “state of mind”.

To dokładnie tak samo jak z pewnym pokoleniem Polaków, tak jak bohaterowie tego filmu, ludzi mocno po 50-tce. Urodzonych w reżimie, w nim wyrosłych i nim przesiąkniętych, do szpiku kości. A to jak druga skóra. Nawet na emigracji (a może tym bardziej tam) przykleja się do ciała coraz bardziej.

You may also like

LEE. NA WŁASNE OCZY
ANOTHER END
HRABIA MONTE CHRISTO
BULION I INNE NAMIĘTNOŚCI

Skomentuj