SCULPTURE BY THE LAKES
Nigdy nie byłam w hrabstwie Dorset, położnym w południowo – zachodniej Anglii. I bardzo żałuję. Opowiadano mi o nim w samych superlatywach – jako o miejscu wyjątkowym.
Usytuowane na wybrzeżu, przy kanale La Manche, słynie z potężnych klifów, górujących nad szerokimi, piaszczystymi plażami. A przede wszystkim z krajobrazów, które zapierają dech w piersiach swoim pięknem.
Dorset, posiadające unikalny mikroklimat potrafi mieć wiele twarzy. I dlatego podobno pozostaje wciąż ukochanym miejscem wycieczek dla osób spragnionych kontaktu z naturą i siłami przyrody. Chcących uciec od cywilizacji. Oderwać się od technologicznych nowinek, digitalu i całej reszty. Pragnących poczucia zespolenia z tym co pierwotne, dzikie.
Niebo nad Dorset to podobno zjawisko samo w sobie.
Mnie – jako kinomance – hrabstwo Dorset – głównie kojarzy się z adaptacjami literackimi. Najsłynniejszym jego mieszkańcem był bowiem klasyk literatury epoki wiktoriańskiej – Thomas Hardy – autor Tess of d’Ubervilles oraz Z dala od zgiełku. Obie powieści zostały z sukcesem zekranizowane i to wielokrotnie.
Swój dom miał tam także jeden z moich ulubionych XX – wiecznych pisarzy brytyjskich: John Fowles. I to właśnie w tym hrabstwie kręcono adaptacje jego cudownej powieści pt. Kochanica Francuza, z Meryl Streep i Jeremy Ironsem w rolach głównych.
Wstęp ten ma posłużyć do tekstu na temat zdjęcia pewnych rzeźb, które mnie zachwyciły absolutnie. A na które natknęłam się niespodzianie podczas czynności, którą od niedawna, w czasie wolnym uprawiam ze szczególną lubością. A jest nią traktowanie Internetu jako swego rodzaju zabawy w “od nitki do kłębka”… przez co rozumiem to, że chcąc coś sprawdzić, zaczynam klikać w kolejne linki i odnośniki, nie zawsze zresztą z tematem przewodnim powiązane… Trafiłam już tak kilka razy na rzeczy, o których istnieniu nie miałam pojęcia to raz, a dwa – moim zdaniem – bardzo udane.
I tak właśnie się stało w przypadku Sculpture by the lakes. W miejscowości Pallington Lakes, nieopodal Dorchester brytyjski rzeźbiarz Simon Gudgeon i jego żona postanowili w roku 2011 stworzyć na powierzchni 26 akrów (ponad 100.000 metrów kwadratowych) przepiękny ogród, tym piękniejszy, że otoczony kilkoma jeziorami. Zaprojektowany tak, by abstrakcyjne rzeźby Gudgeona, wtopione w przyrodę i otaczający krajobraz – miały szansę zaistnieć w otoczeniu – które wydobywa z nich to, czego żadna ekspozycja galeryjna nie miała by szans zrobić.
Sculpture by the lakes okazało się być gigantycznym sukcesem. Otwarte dla zwiedzających przez cały rok za niewielką opłatą zaczęły przyciągać coraz więcej zwiedzających.
Co znamienne, po niecałych 5 latach od utworzenia tego miejsca, w Styczniu tego roku rzeźbiarz wydał oficjalne oświadczenie, że z powodu natłoku obowiązków administracyjnych, związanych z prowadzeniem przedsięwzięcia – zdecydował się je sprzedać, bo nie był w stanie zajmować się już tym, co dla niego najważniejsze – czyli tworzeniem.
To, co urzekło mnie tak bardzo w tych akurat dwóch rzeźbach, to idea, która wydaje się być tym bardziej genialna, bo prosta.
Kiedy wpatrywałam się w ich zdjęcie – miałam nieodparte wrażenie, że ich piękno i moc polega na tym, że przypomina nam o tym, że jako gatunek – jesteśmy przede wszystkim częścią natury. A i sami stanowimy – jak ona – swego rodzaju zagadkę. Olbrzymie głowy: kobieca i męska, wpatrzone w niebo stanowią swego rodzaju ramę dla treści. A jest nią to, co nas w danym momencie wypełnia.
Lubimy myśleć o sobie samych, że stanowimy constans, swego rodzaju monolit. A przecież to nieprawda. Jesteśmy dużo bardziej sumą permanentnych zmian, jakie się w nas dokonują, wpływów, jakim ulegamy, subtelnych wahań i drgań emocji. Stanowimy nieograniczone spectrum możliwości – niczym na pogodowej mapie świata – od radosnych, leciutkich i słonecznych wiosennych poranków, przez wichury, wściekle siekący deszcz i błyskawice, aż do melancholijnych głębi czarnej jak smoła nocy, której bezkresną ciszę wypełnia jedynie poblask migoczących, dalekich i tajemniczych gwiazd…
Kiedy zaczęłam wyobrażać sobie, jak bardzo trafna jest ta metafora i jak pięknie oddana w tych właśnie rzeźbach – autentycznie się wzruszyłam.