SERCE DĘBU
SERCE DĘBU (Le chêne), Reż. Laurent CHARBONNIER, Michel SEYDOUX, Scen. Michel FESSLER, Michel SEYDOUX. Obsada główna: dąb, wiewórki, puszczyki, sójki, myszki polne, słoniki żołędziowce oraz epizodycznie: lisy, sarny i dziki. Francja, 2022
Olśniewająco piękny wizualnie, wzniosły, wzruszający, a jednocześnie naturalny i skromny w najlepszym znaczeniu tych słów – taki jest właśnie dokumentalny film przyrodniczy SERCE DĘBU! To swego rodzaju hołd dla świata przyrody i przypowieść filozoficzna w jednym – przypominająca o tym, że pędząc ku coraz nowszym technologiom i zdobyczom cywilizacji zgubiliśmy z oczu, to co najważniejsze: naturę – natury – że tak to ujmę…
Tytułem wstępu:
Serce Dębu oglądałam z rosnącym z minuty na minutę zachwytem, jednocześnie coraz bardziej zdając sobie sprawę z tego, że świat jaki ten obraz przedstawia w zasadzie zaczynam zapominać, bo tak bardzo jest już mi na codzień niedostępny… Kiedyś, gdy byłam dzieckiem nie tylko miałam możność go obserwować, ale także się nim radować, smakować go i czerpać z niego…Przypływały do mnie wspomnienia z czasów podstawówki, myśli, skojarzenia, które finalnie sprowadziły się do smutnej refleksji, że – tak bardzo – jestem już, żyjąc życiem wielkomiejskim i digitalnym – impregnowana na język przyrody. Że przestałam w zasadzie móc z nią obcować w jej naturalnym, dzikim wydaniu. A zatem przestałam ją czuć, słyszeć i rozumieć… A przecież, kiedy byłam małą dziewczynką i jeździłam z rodzicami w ich ulubiony Beskid Wysoki – przebywałam na jej łonie (i jest to owszem nieco archaiczne ale jak najbardziej adekwatne określenie) całymi godzinami. Przypomniałam sobie jak będąc znudzonym dzieciakiem z Warszawy, który nie miał żadnych rozrywek, (poza książkami), których moi „okropni” rodzice (tak wtedy myślałam) pozbawiali mnie zabierając na swoje wyprawy w dzicz, do drewnianej chaty, gdzie nie było ani prądu ani bieżącej wody, za to była nieskażona, piękna przyroda i majestatyczny widok Babiej Góry za oknem – spędzałam latem całe godziny na halach górskich, leżąc w trawach, pod drzewami lub chodziłam po lesie, zbierając jagody, grzyby, poziomki. Piłam wodę ze strumienia i mogłam przyglądać się z bliska temu jak wspaniale umaszczona jest salamandra. Przypomniałam sobie oglądają Serce Dębu – jak bardzo to było piękne, i że miało jednak na mnie wielki wpływ, choć wtedy tak o tym nie myślałam. I jak wielką wartość wniosło w mój rozwój – jako istoty ludzkiej….
Bo kiedy (nawet tak głupi i młody człowiek jak ja z tych wspomnień) leży na łące i po prostu obserwuje to, co go otacza – to wtedy okazuje się, że otacza go mikro-kosmos. Spektakl życia. Cud istnienia. A dopiero ta perspektywa pozwala widzieć siebie samego we właściwych proporcjach – jako jedynie drobny „element” całości świata – w jakim żyjemy. Dotyka się wtedy tajemnicy wielkiego piękna i znaczenia jakie natura nadała zarówno swoim cyklom, jak i żywiołom. A przeżycia te – nie boję się w tym miejscu użyć tego określenia – karmią duszę światłem, spokojem i poczuciem, że istnieje pewien porządek rzeczy, a zatem świat, w którym my także stanowimy drobinkę w jego kosmosie – ma swój wielki sens. Być może dlatego wielcy filozofowie, z Jean- Jacquesem Rousseau na czele, a na jednym z największych przyrodników: Alexandrze von Humboldtcie kończąc twierdzili, że przyroda jest mądrzejsza od człowieka, a ludzie, którzy ją niszczą – sami szykują sobie zgubę …
* * *
Kto z Was pamięta jak szumią drzewa, kto z Was ostatnio wsłuchiwał się w ich melodie? Kto wie, że jest inna o każdej porze roku? Kiedy ostatni raz w życiu przysiadały na was owady: motyle, ważki, pasikoniki? Kiedy widzieliście jak ślimaczym krokiem ślimak gdzieś idzie, kiedy słyszeliście kukanie kukułki, stukanie dzięcioła, hukanie sowy? Kiedy obserwowaliście jak ptaki przelatują do swoich gniazd, jak karmią młode, jak stroszą piórka, podrygują w zalotach? Kiedy ostatnio mówiła do Was natura? Jak dawno temu słuchaliście jej i tylko jej, pochylając się nad nią z uwagą? Byliście jej czułymi obserwatorami, zanurzeni w niej, nieinwazyjni, bez domagań i życzeń aby spełniła Wasze oczekiwania?… Po prostu ją podziwiając i pozwalając jej BYĆ.
„Bohaterem głównym” Serca Dębu jego producenci, reżyserzy oraz scenarzyści – uczynili pewien ponad dwustuletni dąb.
Ten widowiskowy film ma niezwykłą, godną wszystkich filmowych nagród obsadę: wiewiórki, ryjkowce, sójki, mrówki, myszy polne…Cały ten mały, tętniący życiem, brzęczący i cudowny wszechświat zależy od owego dostojnego drzewa, czerpiąc od niego pożywienie i schronienie, od korzeni aż po gałęzie. Poznajcie wpadających z wizytą przyjaciół, zbłąkanych wędrowców, czułych kochanków, złych sąsiadów oraz bezwzględne drapieżniki. Zanurzcie się wszystkimi zmysłami w ten cudowny mikrokosmos…
Producenci filmu SERCE DĘBU
Co do twórców tego obrazu – nad którym trzeba dodać – prace trwały długie 5 lat! – na szczególne wyróżnienie zasługuje Michel Seydoux (skojarzenia z aktorką Léą Seydoux – jak najbardziej na miejscu – są spokrewnieni ), który w tym obrazie pełni rolę zarówno współ-reżysera, współ-scenarzysty jak i producenta. A jest to producent bardzo uznany – dwukrotnie nominowany do BAFTA, za tak wspaniałe filmy jak: „Spaleni Słońcem” Nikity Michałkowa oraz „Cyrano de Bergerac” Jean Paul’a Rappaneau. Przy obrazie Serce Dębu pracował nad scenariuszem razem z Michel’em Fessler’em (ten z kolei twórca dokumentalny to scenarzysta obrazu, który każdy kto kocha filmy przyrodnicze – zna na pamięć – czyli „Marszu pingwinów”).
Scenariusz Serca dębu jest więcej niż świetny, a reżyseria – więcej niż doskonała. Ale największy brawa, a nawet standing ovation należą się operatorom kamery: Mathieu Giombini, Laurentowi Charbonnier oraz Samuelowi Guiton za ZDJĘCIA.
Bo, moi Mili Państwo, Serce Dębu ma takie zdjęcia, że do płakania rzewnymi łzami ze wzruszenia…
Podsumowując: chylę czoła przed filmowcami, którzy zrobili absolutnie frapujący w oglądaniu 80-minutowy film przyrodniczy, zbudowany narracyjnie wokół „losów” pewnego starego drzewa i jego mieszkańców. I zrobili go na dodatek bez udziału człowieka w narracji i bez jednego komentarza czy też dialogu (acz ze świetną ścieżką dźwiękową samego Erica Serry – twórcy niezapomnianej oprawy muzycznej do obrazu „Wielki błękit”). Serce Dębu jest zmontowane tak precyzyjnie, że ogląda się go jak najlepszy „dramat społeczno-obyczajowy” – w którym przyroda przemawia do nas swoim własnym językiem – a my go rozumiemy!
Absolutne mistrzostwo świata!
Jako wielbicielka zarówno aksamitnego głosu Krystyny Czubówny, która objaśniała mi w czasach PRL’u zawiłości fauny i flory w dostępnych w TVP filmach przyrodniczych (notabene dość siermiężnych technologicznie – z dzisiejszego punktu widzenia patrząc), jak i wielbicielka wspaniałego David’a Attenborough’a, objaśniającego mi wszystkie (obejrzane z wypiekami na twarzy) części serii o naszej planecie, wyprodukowane dla BBC – chylę czoła przed twórcami Serce Dębu jeszcze bardziej.
Wielki, dwustuletni dąb rosnący w lesie na polanie, jest w tym obrazie metaforą i symbolem w jednym. Mawia się przecież: mocny, trwały, silny – jak dąb. Jego rozłożysta korona, liście i żołędzie symbolizują dom, który jest schronieniem, oazą spokoju, wytchnieniem. Dom, w którym jego mieszkańcy żyją w rytm czterech pór roku, czyli w jedyny rytm jaki naturze jest dany. Od narodzin – do śmierci. Od wiosennego pobudzenia, wraz z hormonalnym ożywieniem, poprzez uniesienia wynikłe z zalotów i łączenia się w pary. Do początków zarodków, pączków i wzrostów. Poprzez dojrzewanie, przygody lata i jesieni, czasami mrożące krew w żyłach dynamiką świata łowców i ich potencjalnych zdobyczy. Na zamykaniu cyklu przygotowującego do zimy, gromadzeniu zapasów, wzmożonego snu czy oczekiwaniu na potomstwo – kończąc. Bo przyroda wie to, o czym my ludzie przestaliśmy pamiętać: że natura ma swoje cykle. I że jest w nich najwyższy sens, piękno i proporcja. Jest czas „haju” i czas „spowolnienia”. Jest adaptacja. A przede wszystkim wynikły z tego najbardziej naturalny i z naturą zgodny – ogląd siebie i świata, że tak to ujmę… Przyroda i jej przedstawiciele nie kwestionują swojej wartości, nie porównują się z przedstawicielami swojego i innych gatunków. Nie znają uczucia zawiści, choć wiedzą dobrze czym jest rywalizacja. Nie odczuwają potrzeby dmuchania balona swojego „ego” – choć każdy z przedstawionych gatunków fauny dąży do tego aby jego mikroświat był dla niego jak najbardziej przyjazny i bezpieczny… Nie znają pojęcia „niesprawiedliwości społecznej”. Ich jedyne prawo to prawo do życia, przetrwania i określony dla nich przez ewolucję poziom inteligencji, swego rodzaju empatii oraz umiejętności koegzystowania w większej zbiorowości…
Przyroda ma to do siebie, że wie, że są sprawy i kwestie od niej niezależne. My – ludzie – przy jej lekceważonych często przez nas przedstawicielach – wypadamy marnie. Szczególnie wtedy, kiedy usilnie próbujemy udowodnić sobie i całemu światu, że prawidła natury – nas nie dotyczą…
To życie w zgodzie z tym co wyznacza przyroda – stanowi dla wszystkich „bohaterów” tego obrazu punt wspólny, mianownik, kwintesencję istnienia. A tym samym satysfakcji z bytowania, które choć nie obudowane jak w przypadku naszego gatunku – kulturą, językiem i technologią – zdaje się być znacznie bardziej od homo sapiens spełnione.…
Serce Dębu przypomina niejako en passant, że dla natury, przyrody immanentne jest to, że żaden gatunek nie kwestionuje jej praw i żaden nie czuje się od innego lepszy. Bo każdy ma swoje mocne strony, zadania do wykonania, które wykorzystuje z pożytkiem dla swojego istnienia w zbiorowości, w której każdy ma coś do zaoferowania innym i z czego inni mogą czerpać…
* * *
Nie będzie prób opowiadania o fabule Serce Dębu. Choć ona jest – i zaręczam Wam – poprowadzona doskonale. Życzyłabym sobie, że tak dość wrednawie dodam, żeby choć połowa oglądanych przeze mnie filmów fabularnych miała tak precyzyjne scenariusze i doskonale poprowadzoną narrację jak ten dokument przyrodniczy!
Jeżeli zdecydujecie się Serce Dębu obejrzeć – a na dużym ekranie jest to doznanie olśniewające – zaręczam Wam, że Was porwie do samego środka swej opowieści. Opowieści pięknej, mądrej i najprawdziwszej z prawdziwych. Opowieści o tym, co stanowi bijące, wielkie i empatyczne serce świata dzięki któremu my ludzie – możemy funkcjonować na planecie, którą żeśmy naturze – zabrali…Bo to my jako gatunek dzięki przyrodzie mamy czym oddychać i jak żyć. Ona nie ma z nas w zasadzie żadnego pożytku….
Przy bohaterach opowieści Serce Dębu – jako gatunek – jawimy się niczym karykatury postaci z komiksu, super-heroes. Koślawe fantazmaty na swój własny temat jako demiurgów rzeczywistości stworzonej na przekór naturze, w braku szacunku i podziwu dla niej.
Serce Dębu to film, który przypomina, że poza nami istnieje jeszcze wciąż świat, który – jestem tego pewna – jest od nas bardziej potężny, mądrzejszy, lepszy i piękniejszy. Spieszmy się go podziwiać, doceniać i kochać – póki jeszcze trwa…
*** Wszystkie zdjęcia wykorzystane w tekście oraz przytoczony cytat pochodzą z materiałów prasowych dystrybutora filmu SERCE DĘBU na rynku polskim: Best Film