SPROSTOWANIE
SPROSTOWANIE (Disclaimer) Reż. & Scen. Alfonso Cuarón na podstawie powieści Renee Knight pod tym samym tytułem, Obsada: Cate Blanchett, Sacha Baron Cohen, Kevin Kline, Lesley Manville, Kodi Smit-McPhee, Produkcja oryginalna Apple TV, 2024
Dawno nie byłam przy oglądaniu produkcji TV tak głęboko usatysfakcjonowana zarówno intelektualnie, estetycznie, jak i kinematograficznie – jak w przypadku miniserialu SPROSTOWANIE. Jest to bowiem MAJSTERSZTYK pod każdym względem, które to określenie należy w tym przypadku traktować literalnie. Sprostowanie olśniewa, zachwyca, oszałamia – porywając do wnętrza powieści ożywionej na ekranie w wyjątkowo sugestywny, wielowymiarowy i emocjonujący sposób! Chapeau bas po stokroć!
Moje kinofilskie serce śpiewa z radości! Niedawno donosiłam Wam, że bardzo zasmakowałam w ofercie Apple TV. Po trzech miesiącach subskrypcji – mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że w przypadku tej platformy streamingowej to najlepiej zainwestowane 35 ziko miesięcznie w moim kino-ćpalnym życiu 😜…
Po tych ochach i achach na rzecz producenta Sprostowania (szacun sto!) pora przejść do rzeczy. Do tej pory z twórczością meksykańskiego reżysera Alfonso Cuarón, zdobywcy Oscara za film „Roma” – jakoś nie było mi po drodze. Z jednym wyjątkiem: „I Twoją matkę też”. Całkowicie na szczerusia mogę zatem powiedzieć, że do Sprostowania nie paliłam się ze względu na dotychczasowe dokonania reżysera. Ale co co obsady? O tak! Na nazwisko Blanchett – odtwórczyni roli głównej – działam jak pies Pawłowa, ślinię się i machinalnie wciskam przycisk.
A teraz na serio. Bardzo serio. Im jestem starsza, tym bardziej chcę oglądać produkcje oparte o doskonałą prozę literacką. Z wielu powodów, a głównym jest ten, że „wydumki własne” współczesnych scenarzystów, którzy formatują wszystko na jedną modłę, czytaj na życzenie sprzedażowe dla streamingu – mnie zwyczajnie już nawet nie interesują, ale irytują. Uproszczenia, klisze, schematy, te same triki i wisty scenariuszowe, papierowe postaci, klejone według jednej sztancy i pod poprawność polityczną, często zastępującą wiarygodność postaci i podstawowe prawidła psychologiczne funkcjonowania ludzi… Tony szajsu, jaki odpalam aby po drugim odcinku zakończyć – jeżeli chodzi o swoją masę i natężenie – są zatrważające, powodując u mnie narastające poczucie winy, że znowu okazałam się naiwna, a przede wszystkim, że poświęciłam po raz enty czas na coś, na co czasu szkoda. A przecież powinnam go szanować, skoro mam go tak mało…
Sprostowanie jest tym przypadkiem produkcji TV, w której od początku wiadomo, że prawdopodobieństwo, iż okaże się to być rzecz mierna i mizerna – jest znikome.
Dlaczego? Ano dlatego, że jak zawsze w przypadku każdej doskonałej opowieści filmowej – także i przy Sprostowaniu najważniejsze jest to, że Alfonso Cuarón napisał scenariusz na podstawie książki, która cieszyła się dużym uznaniem krytyki literackiej i czytelników. Co więcej, Sprostowanie – debiut literacki Renee Knight, wydany w UK w roku 2016 – to dzieło byłej wieloletniej pracownicy BBC. Knight była w niej odpowiedzialna za artystyczną opiekę nad sekcją filmów dokumentalnych. Myślę, że to wiele mówi i wyjaśnia dlaczego Alfonso Cuarón zabierając się z jej ekranizacje miał absolutnie cudowny materiał wyjściowy. Budował na najlepszych z możliwych fundamentach! Nie mam najmniejszych wątpliwości co do tego, że to właśnie spowodowało, iż Sprostowanie jako „thriller psychologiczny”, w rękach samych wybitnych fachowców – finalnie skrystalizowało się w siedmioodcinkową opowieść, którą ogląda się z niemym zachwytem i podziwem!
Ale – mam też pełną świadomość tego, że nawet najbardziej solidne fundamenty nie powodują, że z całą pewnością stanie na nich wspaniały dom! A w przypadku Sprostowania – było to więcej niż bardzo trudne zadanie. Cuarón musiał bowiem znaleźć odpowiedzi na to jak dobrze „ugryźć” i opowiedzieć historię, która ma dwie perspektywy czasowe i trzy optyki narracyjne. I uczynić z tego porywającą narracyjnie historię w kompletnie innym medium (a rządzi się ono innymi prawidłami niż literatura!), w dodatku nie gubiąc sedna pierwowzoru. Scenariusz filmowy musiał być zatem niezwykle precyzyjny, wraz z opisem konstrukcji psychologicznej postaci (postaci dodajmy bardzo skomplikowanych i niełatwych do jednoznacznej oceny!) – a jednocześnie umożliwiający reżyserowi dobór środków wyrazu (takich jak praca kamery, scenografia, kostiumy, montaż) by nie zgubić w tym wszystkim tego co zwie się „budowaniem klimatu”. Rezultat jest – powalający! Kolejne chapeau bas!
A przede wszystkim znaleźć i skompletować taki zespół współpracowników, który mu to poniesie! I tu muszę napisać to wprost: Cuarón do realizacji miniserialu na podstawie książki Knight zebrał taką ekipę, że kapcie spadają z wrażenia. Za zdjęcia (a są one olśniewające!) odpowiadają dwaj absolutnie wybitni operatorzy filmowi: Bruno Delbonnel („Amelia” Jean-Pierre’a Jeunet’a ) oraz Emmanuel Lubezki (m.in. „Drzewo życia” Terrence’a Malicka i „Birdman” Alejandro G. Iñárritu). A w obsadzie znajduje się (jak sami – mam nadzieję – zechcecie się przekonać) nie tylko creme de la creme światowej ligi aktorskiej, ale przede wszystkim ludzie, którzy pomogli mu zarówno indywidualnie, jak i zespołowo uczynić Sprostowanie produkcją TV od której nie można oderwać wzroku!
Chapeau bas po raz kolejny!
* * *
Sprostowanie (jakże sprytnie!) zaczyna się od scen namiętnego seksu pomiędzy parą młodych ludzi, by dość szybko przejść do tych, które poświęcone są kolejnym bohaterom – znacznie od nich starszym. Niejako automatycznie, zatem, bo tak działa ludzka percepcja i mózg – będziemy się zastanawiać co ich łączy i czy w ogóle z bohaterami ukazanymi we współczesnym planie czasowym. A w nim główną bohaterką będzie niejaka Catherine Ravenscroft (jak zawsze fenomenalna Cate Blanchett) kobieta zawodowego sukcesu, mieszkająca w pięknym domu w jednej z najbogatszych dzielnic Londynu, wraz z mężem (dawno nie widziany w roli dramatycznej – doskonały i grający wbrew swemu wizerunkowemu emploi Sacha Baron Cohen!). Robert jest menadżerem w jednym z brytyjskich NGS’ów działających na rzecz „dobra ludzkości”, ale jak się wkrótce dowiemy to jakże częsty przypadek dobrze urodzonego ultra snoba, który swoją rolę w świecie postrzega przez pryzmat statusu społecznego i wizerunku faceta, który ma życie godne pozazdroszczenia. Robert jest bardzo czuły także na punkcie tego aby tzw. opinia publiczna miała o nim odpowiednie mniemanie. Czytaj – widziała go jako spokojnego, refleksyjnego, a przede wszystkim porządnego obywatela i wrażliwego mężczyznę. Kiedy go poznajemy – wydaje się być człowiekiem całkowicie spełnionym zawodowo i rodzinnie. A to, co (ewentualnie) mu doskwiera, skłonny jest raczej wypierać, niż się z tym konfrontować. Kate – jego żona – wydaje się być przy nim kobietą o znacznie mocniejszej osobowości. I zdecydowanie bardziej skupioną na tym by jej praca zawodowa dawała jej bardziej realne niż małżonkowi poczucie sensu i znaczenia społecznego. Przy Robercie wypada na znacznie chłodniejszą, zdystansowaną, a może nawet bardziej arogancką. Kiedy on wydaje się nam zrazu „miły”, ona raczej nie tyle antypatyczna, co jednak jakaś taka „nieprzysiadalna”. Ich 25 letni syn Nicholas (w tej roli znany z olśniewającej kreacji w „Psich pazurach” Kodi Smit-McPhee) jednakże z jakiś „dziwnych” i nieznanych nam powodów jest młodzieńcem, który dość niedawno wyprowadził się z rodzinnego domu i choć nie tego można by się spodziewać po rodzicach z jego klasy społecznej – zupełnie nie umie sobie radzić z rzeczywistością. Jego kompletny brak ambicji, niechęć do nauki oraz inercja życiowa jest stałym tematem rozmów małżonków.
Clou fabuły zawiązuje się w momencie, gdy Kate otrzymuje przesyłkę pocztową, a w niej egzemplarz książki o znamiennym tytule „The Perfect stranger” (Perfekcyjny nieznajomy). Kiedy zaczyna ją podczytywać – okazuje się, że jest to książka o niej! A raczej o wydarzeniach sprzed dwudziestu lat, które odtwarzają jeden z wyjątkowo ważnych momentów nie tylko dla niej samej, ale dla całej jej rodziny. Od tej chwili Sprostowanie staje się opowieścią o tym, jak w jednym dniu, po dwóch dekadach spokojnego i „miłego” życia pewnej kobiety i pewnej rodziny zaczyna ono nie tylko korodować, ale zamieniać się w koszmar, od którego – wydaje się – jest niemożliwym aby się uwolnić. Bo, co jest niezwykle istotne dla narracji – Kate jako dokumentalistka, biegła w dogłębnym researchu wie, że książkę napisał ktoś, kto musiał ją na jakiś sposób „poznać”. Nikt inny nie mógłby – aż nadto dokładnie – odmalować okoliczności wydarzeń jakie miały miejsce 20 lat temu, kiedy przebywała na wakacjach we Włoszech, a których przebieg skrzętnie zataiła przed mężem. Szkopuł w tym, że wie także, że opisany w książce młody mężczyzna – nie żyje od dwudziestu lat, więc to nie on jest autorem. Nic dziwnego, że emocjonalnie rozwibrowuje to Kate całkowicie i ma nią wielki psychiczny wpływ…
Dlaczego ktoś tę książkę wydał? I to teraz. Kto za tym stoi? Kate wie, że musi znaleźć na te pytania odpowiedź. Bo obraz jej osoby jaki przedstawia – jest jednoznacznie negatywny, ohydny wręcz…
To jedna z perspektyw.
Druga to perspektywa niejakiego Stephen’a Brigstocke’a (w tej roli dawno nie widziany w żadnej produkcji na miarę jego talentu absolutnie powalający Kevin Kline!) – byłego nauczyciela, a od niedawna wdowca. Bowiem tak się składa, że Stephen i jego żona Nancy (jak zawsze niezawodna Lesley Manville) dwadzieścia lat temu stracili ukochanego syna, jedynaka. Jonathan (świetny Louis Partridge) podróżował ze swoją dziewczyną po Europie i podczas pobytu we Włoszech – utonął, jak stwierdziła policja – podczas próby ratowania cudzego dziecka, pięcioletniego chłopca, syna brytyjskiej turystki.
Jak się okaże, to właśnie on stoi za publikacją książki „The Perfect stranger” i to on ma plan by „dopaść” Kate Ravenscroft. Ale czemu właśnie teraz? Co nim powoduje? Jaka jest jego „racja” i skąd się wzięła? Dlaczego nagle, po tylu latach uznał, że jego życie, a raczej życie jego rodziny i jej losy potrzebują „Sprostowania” w postaci zdyskredytowania Kate, a nawet więcej – doprowadzenia do tego, że straci wszystko?…
I to właśnie ta perspektywa stanowi oś narracji większości odcinków Sprostowania. Bo jak się okaże, Nancy Bridgestock miała wielki talent literacki i potrafiła tak niezwykle sugestywnie opisać wydarzenia jakie jej zdaniem miały miejsce, że wszyscy, którzy zaczynają książkę czytać – są jednomyślni. Przedstawiona w niej Kate – z przeszłości, odmalowana niezwykle sugestywnie postać młodej mężatki, którą los związał tragicznie z losem jej syna tego jednego pamiętnego lata – jest portretem kobiety, którą wszyscy czytelnicy kwitują jednym i tym samym zdaniem: „ale suka, należało się jej”. Obraz jaki przedstawia proza wydana przez Stephena i zyskująca coraz większe grono czytelników i wielbicieli przedstawia ją jako postać ohydną moralnie. Egoistyczną, narcystyczną, samolubną, pozbawioną cienia empatii – manipulantkę…W rolę młodej wersji Kate wciela się zachwycająco wspaniale australijska aktorka Leila George (znana z serialu „Królestwo zwierząt” – w tym miejscu dygresja – nie oglądam jej wcześniej w niczym, a jej rola jest w Sprostowaniu więcej niż doskonała! Zapamiętajcie to nazwisko! Będzie o niej jeszcze bardzo głośno!).
Jest jeszcze i trzecia perspektywa, którą Sprostowanie ujawnia pod koniec swej opowieści. Której zdradzić nie mogę. A która stanowi dramatyczną kulminację historii, w której Alfonso Cuarón udało się w sposób absolutnie mistrzowski wnieść na wyżyny adaptacji literackiej przeniesionej na ekran filmowy!
* * *
Wybitność Sprostowania jako produkcji serialowej polega na tym, że w siedmiu odcinkach – reżyserowi udało się w sposób powalający kunsztem i precyzją narracyjną opowiedzieć nad wyraz skomplikowany materiał literacki. Nie tylko w olśniewająco sugestywny sposób „ożywić” słowa książki, i oddać jej niezwykle zwodniczy charakter, ale dokonać czegoś znacznie większego, co w moich oczach plasuje go w bardzo nielicznej czołówce ludzi kina, znanych z artystycznego doń podejścia, a którzy zwycięsko wyszli z wyzwania jakie stanowi praca dla TV. A jest to medium, które rządzi się kompletnie innymi prawidłami niż film kinowy, choćby dlatego, że do kina widz idzie z wyraźnym zamiarem skupienia uwagi na tym co wybrał z rozmysłem do oglądania i nie ma możliwości „zmiany kanału”…
Jako widzowie nie oglądamy bowiem po prostu świetnej adaptacji literackiej, oglądamy historie tak dogłębnie ludzką, tak emocjonalnie zasysającą i tak niebywale konsekwentnie do samego końca wciągającą nas stałym zmuszaniem zmiany optyki i kwestionującą pierwotne sympatie i antypatie wobec wszystkich bohaterów, tak bardzo nie pozwalającej nam popaść w wygodne i łatwe osądy, że bez cienia wątpliwości – stwierdzam, że Sprostowanie jest moją miarą mierząc WYBITNE! Dzięki talentowi Alfonso Cuarón i wszystkich jego kooperantów przy tym projekcie – medium, które przy adaptacjach literackich częściej niż często zaliczało do tej pory wpadki – otrzymało kolejny poziom zawieszenia poprzeczki! Nie będzie ją łatwo pokonać! O nie!
Standing Ovation!
Posłowie:
Poza wszystkim innym – co opisałam w najbardziej minimalistycznym skrócie, z pełną premedytacją, bo głęboko wierzę w to, że nie mogłabym wyrządzić większej krzywdy tak wspanialej pracy artystycznej, jaką jest Sprostowanie – gdybym pozbawiła czytelników tego tekstu rokoszy delektowania się nią! – chciałabym jeszcze dopisać nieco refleksji na temat ważności społecznej tego miniserialu. A to zdarza mi się obecnie niezwykle rzadko. Jak twierdzi wielu, żyjemy obecnie w„ciekawych czasach”, według mnie zaś w czasach „nieciekawych” z wielu względów. I dotyczy to także kultury, w tym szczególnie wysokiej, której procentowy spadek w udziale masy jaką stanowią globalnie tzw. wytwory kultury – z przerażeniem w oczach obserwuję od lat…
Kino jako medium, w niektórych krajach (USA, Indie, UK, Francja) będące źródłem sporych przychodów, zauważalnych dla PKB tych państw stanowi obecnie głównie „rozrywkę”, a jedynie sporadycznie pożywkę dla bardzo poważnych przemyśleń i dyskusji nad kwestiami dla naszej cywilizacji – kluczowymi. Sprostowanie jest zatem w mojej opinii produkcją której wagę ciężkości liczę podwójnie.
My – obywatele, sytej, zachodniej kultury, przyzwyczajeni do tego, że codziennie bombarduje się nas milionami informacji na temat poczynań ludzi, w tym takich, którzy stają się dla nas „ważni” tylko dlatego, że media (w tym społecznościowe) chcą byśmy ich za takich uważali, a zatem przyzwyczajeni do tego, że permanentnie wydajemy jakieś osądy, ferujemy wyroki, opiniujemy życie i poczynania kompletnie obcych nam osób – łapczywie i bezmyślnie dając kciuk w górę lub w dół – straciliśmy umiejętność widzenia zarówno kontekstów, jak i odcieni i złożoności ludzkiej psychiki. Żyjemy w świecie de facto pozbawionym wszelkiej refleksji, w tym nad konsekwencjami naszych „digitalnych” poczynań, nie przywiązując należytej wagi ani do tego, że dotyczą żywych i istniejących realnie ludzi wraz z ich kompleksowością jako jednostek społecznych pełniących różne role życiowe. Ani nie czyniąc żadnych refleksji nad tym, że najcześciej nie są (a przynajmniej nie muszą!) w ogóle być o tym, co sobie na ich temat wyobrażamy. Nie zadajemy sobie trudu by dociekać prawdy, wolimy od niej uproszczenia i erzace. Żyjemy w świecie tak strasznej obłudy także wobec siebie samych, że kiedy los przynosi nam konieczność skonfrontowania się z tym, że nic, w co głęboko do tej pory wierzyliśmy, albo chcieliśmy wierzyć zaślepieni jakimś pasującym nam do osobistego obrazka poglądem na to „jak się sprawy mają”, „kto jest kim”, jakie przyświecają tej osobie „motywy” – doznajemy poczucia gigantycznego krachu naszego „ja”, z którego wydobycie się – okazuje się być jakże często ponad nasze siły…
I w tym kontekście myślę, że Alfonso Cuarón zrealizował rzecz, która jakże dalece wykracza poza sztukę filmową rozumianą jako „rozrywka”. Sprostowanie to dowód na to, że największa siła kina jako medium i kina jako sztuki polega na tym, że potrafi zbić lustro w którym lubimy najbardziej oglądać siebie samych i nasze „prawdy” o sobie i innych, nie widząc w nim nigdy naszego zakłamania i negując mechanizm, zwany wyparciem, który zawsze przypisujemy innym, jeżeli w ogóle mamy świadomość tego, że istnieje i działa. W które gapimy się z przekonaniem o własnej wyższości nad tymi, których poznać nawet nie mamy ochoty, dopóki nie jesteśmy do tego literalnie – zmuszeni i nie mamy innego wyjścia. Bo Sprostowanie jest właśnie o tym, dokładnie o tym, że dopóty, dopóki nie nauczymy się myśleć o tym, że nie istnieje jedna, jedyna i słuszna wersja prawdy o człowieku, dopóki nie zrozumiemy, że za każdą wersją tego, co chcemy uważać za prawdziwe – istnieje drugie, a czasami i trzecie dno – dopóty nie będzie możliwy ani ludzki dialog ani zrozumienie „ponad podziałami”.
Można czytać Sprostowanie na wiele sposobów, w tym stricte socjologicznych. W UK na przykład książka Knight przyniosła jej autorce rozgłos właśnie jako głos w dyskursie o rozwarstwieniu społecznym i klasowym. I niemożności porozumienia się tych, którzy przędą życie z mentalnością ludzi uprzywilejowanych społecznie i finansowo, nie zważając na to, że ci, którzy są niżej na drabinie społecznej – nie mają „siły głosu” – czytaj ich bolączki, frustracje, cierpienia jako motywy działań – nigdy nie uzyskują możliwości żadnego sprostowania…
Można też czytać Sprostowanie jako głos w dyskursie feministycznym. W którym siła kobiecości rozpostarta jest wciąż pomiędzy patriarchalnym oglądem „władzy seksualnej” kobiety nad mężczyzną i jego pożądaniem i emancypacyjnym widzeniem siebie samych przez kobiety, które dążą do samostanowienia i poczucia bycia atrakcyjnymi „poza ciałem” i jego atrybutami.
Można także przyjrzeć się Sprostowaniu w kontekście spojrzenia jakie rzuca na dynamikę współczesnej rodziny i wyzwań przed jakimi stoi. A przede wszystkim na to, jaką rolę pełnią w niej matki synów – jako te, które ich „lepią” (jakże często nieświadomie), na podobieństwo swoich wyobrażeń i marzeń o tym kim powinni być jako mężczyźni, a szczególnie w relacjach z innymi kobietami, nie myśląc zupełnie o tym jak bardzo wzór kobiecości jaki serwują im jako ich „opiekunki” będzie miał wpływ na to kim będą dla innych kobiet, gdy już dorosną…
Mogłabym tak jeszcze długo wymieniać… Sprostowanie jest o tym wszystkim jednocześnie i o jeszcze wielu, wielu bardzo wartych do pochylenia się nad nimi – kwestiach. Tak bardzo, jak tylko jesteśmy zdolni i chętni zagłębić się w niuanse tej produkcji TV poprzez nasze własne refleksje nad bohaterami, ich poczynaniami i temu jak w nas rezonują i dlaczego…
A i tak, bez wglądu na wszystko Sprostowanie zmusi nas do refleksji najistotniejszej: każdy wybór, każde poczynanie, każda decyzja życiowa – tak jak ma swoje konsekwencje, tak najczęściej ma także swoją przyczynę. Gdybyśmy tylko umieli być szczerzy tak wobec siebie, jak i wobec świata – wtedy nie byłyby potrzebne żadne sprostowania. Piekło międzyludzkie jest bowiem położne dokładnie w tym miejscu, w którym wydaje się nam, że kłamstwo lub bagatelizacja szansy powiedzenia prawdy jest wyjściem najlepszym z możliwych. Bo kiedy tak się dzieje – interpretacja tego co zostało zatajone staje się monstrum, które czasami pożera i pochłania wszystko co ból z prawdą związany mógłby uczynić znośniejszym.
Zafascynował mnie ten serial, z chęcią go obejrzę 🙂
Dziękuję za komentarz! Zaręczam, że jest co oglądać!☺️