1
lis
2018
90

SUSPIRIA

SUSPIRIA (Suspiria), Reż. Luca Guadagnino, Scen. David Kajganich, Wyk. Dakota Johnson, Tilda Swinton, Chloë Grace Moretz, Mia Goth, Małgorzata Bela, USA / Włochy, 2018

Kto kocha horrory (w stereotypowym rozumieniu tego słowa) SUSPIRIĄ będzie raczej rozczarowany. Kto zaś ceni twórczość Luca Guadagnino powinien obejrzeć jak pograł z kultowym klasykiem gatunkowym w swoim remake’u i czy było warto. Osobiście zaliczam się do tych, którzy horrorów nie lubią i raczej nie oglądają, zaś kochają talent włoskiego reżysera. W mojej ocenie jest zatem SUSPIRIA dowodem na to, że Guadagnino jest niekwestionowanym mistrzem sztuki filmowej i wielkim erudytą. Horrory – wolałabym – by zostawił innym, mniej wytrawnym reżyserom.

Gdybym chciała być wredna (co mi się zdarza, nawet wobec tych, których kocham) mogłabym podsumować Suspirie tak: A kto Guadagnino zabroni? 😉 Bo też w moim odczuciu jest to jeden z najzdolniejszych reżyserów filmowych XXI wieku. I jego twórczość od czasu “Jestem miłością” – wprost wielbię. Jeśli o mnie idzie – po “Tamtych dniach, tamtych nocach” mógłby już nigdy nie wyreżyserować niczego, a i tak zaliczać się będzie do twórców uznawanych przeze mnie za wybitnych.

Nie ma sensu udawać, że widziałam, uchodzący za kultowy w gatunku, jakim jest horror Suspiria Dario Argento z roku 1977. Byłoby z pewnością bardziej profesjonalnie, gdybym mogła porównania miedzy nimi zrobić. Niemniej, w obecnej kinematografii tak wiele czerpie się czy bazuje na tym co było, że nie wydaje mi się to argumentem na tyle potężnym, by mnie od recenzji Suspiri anno domini 2018 odwieść…

To w sumie ciekawe, że Guadagnino po tak fenomenalnym pasmie sukcesów zawodowych zapragnął zrobić remake tego akurat filmu. Może dlatego, ze Argento jest jego rodakiem? A może dlatego, że udało mu się stworzyć własną, niepowtarzalną odmianę horrorów, zwaną “giallo”, która bez wątpienia uczyniła go kimś, kto na kinematografii światowej odcisnął własną, autorską pieczęć … Tak, czy siak efekty fascynacji Guadagnino możemy właśnie oglądać na polskich ekranach. Jego Suspiria była przebojem MFF w Wenecji, nominowanym do Złotego Lwa. I spotkała się z więcej niż bardzo przychylnym przyjęciem najważniejszych krytyków filmowych.

Mnie to nie dziwi. Ale lojalnie Was uprzedzam – to nie jest film łatwy w odbiorze. I znajomość szerszego kontekstu historycznego i kulturowego, w którym jest zanurzony – się bardzo przydaje przy jego oglądaniu…

Guadagnino swoją wersję Suspiri opowiada z pozycji – mam wrażenie – bardziej filozoficznej czy też erudycyjnej niż jest to zwyczajowo przyjęte dla narracji filmowej zwłaszcza w gatunku jakim jest horror. Nie to, że jego film nie ma fabuły, w sumie dość linearnej, jeśli chodzi o ciąg wydarzeń, ale nie zmienia to wiele – jeśli chce się Suspirię potraktować dosłownie. To raczej jedna wielka metafora, którą luźno wpleciono w konkretne wydarzenia. Coś, co bardziej przypomina koszmar senny, narkotyczne halucynacje, czy też wytwory nadwrażliwej wyobraźni. W wielu miejscach obfituje w sceny, które z gruntu należą raczej do kwestii metafizycznych. Z pewnością są nimi te, które dotyczą śmierci, rozumianej jako cykl, w którym jedno umiera, by dać żyć drugiemu…

Co do mojej opinii – daje to efekty tak samo zjawiskowe i spektakularne wizualnie od strony stricte kinematograficznej, jak i od strony fabularnej – zbyt mało emocjonalnie angażujące, by móc je odczuwać do głębi, całym sobą. Tu kolejna uwaga osobista. Suspiria Guadagnino jest filmem w moim odczuciu mocno intelektualnym, w którym sztafaż rodem z horroru posłużył reżyserowi jedynie do zobrazowania tego, co jak sądzę go zajmuje – intelektualnie właśnie… Lub – co także mi się kołacze po głowie – jako swego rodzaju warsztatowa “gra formą”. Sztuka, jak wiemy jest czymś, w czym forma ma znaczenie znacznie ważniejsze niż treść. To forma czyni z treści to, co ma ładunek i porusza. I nigdy na odwrót…

Trzeba jednak oddać Suspiri sprawiedliwość, że ogląda się ją z niekłamanym podziwem dla kunsztu wizualnego i wspaniałych umiejętności reżysera do budowania atmosfery gęstej od niedopowiedzeń i napięcia. W zasadzie, mogę powiedzieć, jako fanka jego twórczości, że sztukę tę opanował jak mało kto – do perfekcji!

Tilda Swinton as Madam Blanc stars in Suspiria

*    *    *

Jaka jest to atmosfera? Oto jest pytanie! Bo w zasadzie – jeśli Suspiria miała być filmem, który przeraża (znowu w stereotypowym ujęciu horroru – jako gatunku), to jeśli chodzi o mnie – nie spełniła tego zadania. Za to z pewnością intryguje, dziwnie jakoś i nieprzyjemnie ociera się o nas czy też do nas szepcze, w sposób, który wywołuje dyskomfort. To taki film, którego oglądanie bardziej napawa lękiem, niż namacalnym strachem, a jednocześnie pociąga i fascynuje. Chyba najlepszą analogią będzie porównanie tego odczucia z tym, jakie mamy kiedy przyśni się nam bardzo nieprzyjemny, duszny, tłamszący obrazami sen. Sen z gatunku takich, które pozostawiają nas z uczuciem ulgi, że się z niego wybudziliśmy.

Suspirie odczytuje jako próbę zmetaforyzowania przez Guadagnino nazbyt niestety wielu kwestii, buzujących silnie w europejskiej kulturze na przełomie lat 60-tych i 70-tych zeszłego stulecia. Które wtedy w ludziach budziły lęk, były niezrozumiałe, albo też należały do sfery tabu. Dlatego w moim odczuciu jego przekaz nie wybrzmiał tak doniośle, jakbym sobie tego życzyła. Odwołuje się bowiem zarówno do lęków indywidualnych i zbiorowych (w tym tak uniwersalnego jakim jest lęk przed śmiercią); najważniejszych wydarzeń na styku polityka – rewolucja kulturalna i ruchy kontrkulturowe (porwanie samolotu Lufthansy przez ugrupowanie terrorystyczne Baader-Meinhof). Rosnących w siłę ruchów emancypacyjnych i feministycznych. Przełomowych zmian jakie zaszły w tamtych czasach w sztuce, w tym szczególnie w tańcu (nawiązanie do absolutnie wybitnie nowatorskiej postaci w tej dziedzinie jaką była Pina Bausch wydają mi się aż nadto czytelne). Mody na spirytyzm i okultyzm. Ponownego “odkrycia” i próby zawłaszczenia przez popkulturę pojęć takich jak “archetypy”, “percepcja pozazmysłowa” oraz “nieświadomość zbiorowa”, których autorem był słynny psychiatra i psycholog Carl Gustav Jung, a nad którymi pracował i o których pisał w latach dwudziestych zeszłego wieku. Powrotu do różnego rodzaju obrzędów mających połączyć człowieka z tym, co najbardziej pierwotne, przy jednoczesnym odrzuceniu dogmatów religijnych obecnych w zinstytucjonalizowanym kościele. W kalejdoskopie tym znalazło się nawet miejsce na wspomnienie postaci Jacquesa Lacana – który na nowo zinterpretował wiekopomne dokonania Zygmunta Freuda jeśli chodzi o psychoanalizę. A na wciąż jeszcze obecnym i żywym wśród Niemców horrorze epoki nazizmu – kończąc.

Sami przyznacie: (zbyt) dużo tego. Dlatego też mam wrażenie, że reżyser (chcąc nie chcąc) wpadł w pułapkę, z której wyjście znalazł w obrębie ogólnej wizji, wspieranej mistrzowską formą audio-wizualną. Nie udało się mu jednak znaleźć klamry dla tych wszystkich kwestii na tyle doniosłej – by zostawiła mnie z poczuciem, że oglądałam film wybitny.

*    *    *

Akcja Suspirii Guadagnino dzieje się dokładnie w roku 1977 (czyli w roku powstania oryginału) w akademii tańca nowoczesnego w Berlinie zachodnim. Niemcy wtedy są podzielone murem. Pokawałkowane. Jakby dopiero szukające swej drogi do stania się jednością. Ale to nie polityka, ale taniec jest kluczowym wątkiem, czy też symbolem w tym obrazie. To zresztą moim zdaniem najbardziej udana i niezwykle trafna metafora narracyjna w Suspirii. Taniec bowiem pozwala na wyrażanie tego, czego nazwać słowami nie sposób. Ujmuje, zawiera w sobie niejako to wszystko, co jest poza i między nimi. Oddawane poprzez ciało, które – przemawia za jego właściciela. Stając się osobnym językiem i narzędziem ekspresji.

Dakota Johnson stars in SUSPIRIA
Photo: Sandro Kopp/Amazon Studios

Amerykanka, rodem z Ohio, Susie Bannion (bardzo dobra Dakota Johnson) przybywa do Berlina, by wziąć udział w przesłuchaniach do słynnej akademii tańca, która lata temu założyła niejaka Helena Markos (w tej roli nie przyznająca się do niej publicznie Tilda Swinton).

Tilda Swinton as Madam Blanc stars in Suspiria

Nauczycielką, główną choreografką, dyrektor artystyczną prowadzącą zajęcia i przygotowującą adaptacje kolejnych przedstawień jest w niej obecnie Madame Blanc (jak zawsze niezawodna Tilda Swinton). Postać otoczona nimbem “wizjonerki”. Tak samo genialna, ekscentryczna, jak i piekielnie wymagająca. Zdobyć uznanie w jej oczach to marzenie wszystkich aspirujących do zaistnienia w świecie tańca współczesnego dziewcząt jak świat długi i szeroki.

Susie choć zachowuje się bardzo skromnie i układnie, ma w sobie jakiś bliżej nieokreślony ogień, nieujarzmioną siłę.  Coś, co drzemie głęboko w niej, a co symbolizują w jej wyglądzie, jedynie jej długie włosy w kolorze miedzi. Które przy jej jasnej cerze, łagodnych rysach, skromnym ubiorze stanowią jedyny element wołający z daleka o uwagę. To szczególnie ważny symbol / metafora w filmie Guadagnino!  W starożytnym Egipcie wierzono, że rude włosy przynoszą pecha, w starożytnej Grecji – że rudzi po śmierci zamieniają się w wampiry. A w Średniowieczu, szczególnie po wydaniu książki “Młot na czarownice” że kobiety rudowłose to demony, posiadające nadprzyrodzone moce, służki szatana.

Na przesłuchaniu do szkoły tańca w Berlinie, pod opieką artystyczną Madame Blanc – Susie wypada więcej niż świetnie. Więcej niż obiecująco. Madame Blanc dawno nie miała do czynienia z tak utalentowaną tancerką. Dziewczyna zostaje ku swojemu zachwytowi przyjęta do akademii. I rozpoczyna codzienne treningi, zintensyfikowane dodatkowo ze względu na planowane wkrótce przedstawienie. Szkoła jest w stu procentach żeńska, zarówno jej kadrę, jak i zespół taneczny stanowią jedynie przedstawicielki płci pięknej. Przybycie Susie zbiega się z faktem zaginięcia jednej z adeptek szkoły, niejakiej Patricii (Chloë Grace Moretz). Ale nikt z grona pedagogicznego nie wydaje się tym być zbyt przejęty. Ani nie czyni wysiłków by pomoc policji ją odnaleźć. Sama Susie szybko zaprzyjaźnia się z jedną z uczennic  – Sarą (Mia Goth) i stara jak może przypodobać Madame Blanc. Jednak w końcu dociera do niej, że szkoła kryje w sobie mroczne tajemnice, a taniec jest w niej wykorzystywany także jako złowieszcze narzędzie. Ale znacznie więcej czasu zajmie bohaterce zrozumienie w pełni zdania, które wypowie do niej w trakcie jednej z lekcji Madame Blanc: „gdy tańczysz cudzy taniec, czynisz się obrazem jego twórcy”.

Dakota Johnson stars as Susie in SUSPIRIA
Image Courtesy of Amazon Studios

W tym samym czasie psychiatrę / terapeutę zaginionej Patricii – bardzo już leciwego Józefa Klemperera (w tej roli znowuż Swinton – odżegnującą się od niej publicznie, a genialnie ucharakteryzowana przez  zdobywcę Oscara Marka Couliera – który pracował z aktorką już wcześniej  przy okazji „Grand Budapest Hotel”) zaczynają dręczyć wspomnienia utraconej w czasie II wojny światowej żony i przemożna potrzeba znalezienia odpowiedzi na pytanie co się z nią stało. Oba te wątki znajdą punkt styczny w finale filmu, który jest tak samo uber-brutalny, upiorny, jak i groteskowy…

*    *    *

Co chciał przekazać, czy też powiedzieć w Suspirii Guadagnino? Każdy z widzów, jak sądzę odpowiedzieć musi sobie sam na to pytanie. Dla jednych będą to kwestie związane z feminizmem, dla innych z macierzyństwem. Dla jeszcze innych z pojęciem władzy i jej realizacji. Jest wiele przesłanek ku temu, by interpretować ten film jako poświęcony zagadnieniom seksualnego przebudzenia kobiet, uświadomienia sobie tego, że ciało jest / należy do tego kto je ma i nim rozporządza. Jest tym, co nie powinno być narzędziem cudzej rozkoszy, a własnej ekstazy wynikającej ze zjednoczenia się (własnego) umysłu z (własnym) ciałem. Do odczuwania poprzez nie własnej podmiotowości i zyskania umiejętności wyrażania się poprzez nie w sposób nieskrępowany, silny, swobodny. Guadagnino otwiera też furtkę do myślenia o Suspirii jako obrazie, który zadaje nam pytania o relacje autora przekazu w sztuce z jej wykonawcą. A także z odbiorca. I tak dalej… Ile ludzi, tyle interpretacji.

W mojej opinii czyni to Suspirie filmem, który jest intelektualnie zbyt intrygującym – by się z nim nie zapoznać. Ale mam pełną świadomość tego, że moje personalne upodobania dla tego typu kinematografii nie są powszechnie podzielane…

Podkreślę więc jeszcze raz to, co uważam w tym obrazie za wspaniałe. To film wybitny stylistycznie (scenografia, kostiumy); piekielnie erudycyjny, wspaniale budujący nastrój – na swój pokrętny (jak dla mnie jednak zbyt narracyjnie swobodny) sposób. Wielka w tym zasługa prócz reżyserii Guadagnino genialnych zdjęć Sayombhu Mukdeeprom, z którym reżyser pracował już przy okazji “Tamtych dni i tamtych nocy” oraz soundtrack’u w wykonaniu uwielbianego przeze mnie frontmana Radiohead: Thoma Yorke’a! (genialny wybór!) Jego przejmującego i fascynującego głosu nie da się pomylić z żadnym innym. To samo można powiedzieć o Guadagnino.

*** Wszystkie zdjęcia wykorzystane w tekście pochodzą z materiałów prasowych dystrybutora filmu SUSPIRIA na rynku polskim: Kino Świat.

You may also like

PERFECT DAYS
NIEBIESKOOKI SAMURAJ
BĘKART
PAMIĘĆ

Skomentuj